[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Z niespokojnej drzemki nasyconej okropnymi wspomnieniami wybiło ją pukanie do drzwi. Eve z
ciężkim westchnieniem wstała i podeszła do drzwi. Była zaskoczona, gdy zobaczyła babkę, która
przed udaniem się na nocny spoczynek przyszła z nią porozmawiać.
Lady Pemberton zwykle działała na nią onieśmielająco, dzisiaj jednak zdarzyło się tyle, że Eve
zupełnie o tym zapomniała. Faktem było jednak, że podczas każdej wizyty babki Burntwood
Hall stawał się cichy i smutny, a obecność starej damy dawała się zauważyć wszędzie, od
strychu aż po piwnice.
Zawsze padały te same pytania i odpowiedzi, obowiązywały te same sztywne zasady, do których
trzeba się było stosować. Babka wymagała, żeby Eve godzinami jej czytała, zmuszała do
haftowania, czego nie znosiła, i bezustannie ganiła jej matkę za to, że daje córce zbyt wiele
swobody. Wszyscy w domu oddychali z ulgą, gdy babka wracała do Cumbrii.
- Przepraszam, że ci przeszkadzam, Eve, ale muszę z tobą pomówić. - Weszła do pokoju i
usiadła w fotelu przy kominku.
- Oczywiście, babciu. - Eve nie dała po sobie poznać, że wolałaby tę rozmowę odłożyć na
pózniej.
Podeszła do okna, rozsunęła ciężkie story i wyjrzała na zewnątrz. Za kościołem migotały cieple
światła Atwood, w oddali wznosiły się zabudowania Kopalni Atwoodzkiej i charakterystyczne
dla tutejszego krajobrazu hałdy.
Eve pogrążona była w dziwnym odrętwieniu. Jeszcze nie w pełni dotarły do niej wydarzenia
tego dnia ani to, w jaki sposób zaważą na jej przyszłości. Wiedziała jednak, że testament
odmienił jej tak dotąd bezpieczne życie, popchnął ją w otchłań prawdziwej katastrofy. Jak ojciec
mógł jej to zrobić? I dlaczego? Dlaczego pragnął, żeby poślubiła pana Fitzalana, gdy sama myśl
o tym napawała ją przerażeniem?
Z drugiej jednak strony perspektywa, że Kopalnia Atwoodzką dostanie się w ręce Geralda,
napełniała jej serce ogromnym bólem. Gerald nie znał się na górnictwie, więc wkrótce
doprowadziłby niezwykle rentowną kopalnię do ruiny, podobnie jak z całą pewnością zniszczy
majątek ziemski jej ojca. Mogła uratować przynajmniej kopalnię...
Aż do dzisiaj nie zdawała sobie sprawy, jak była jej droga. Traktowała ją tak lekko, mimo że
ojciec był z niej niezmiernie dumny. Uważał ją za perłę majątku Somerville ow, na co zresztą
ciężko zapracował. Matka żartowała, że łatwiej by zaakceptowała jako rywalkę inną kobietę niż
tę nieznośną kopalnię węgla.
Eve wiedziała, że opuszczając Burntwood Hall, stanie się niczym wyrwana z korzeniami roślina.
Można ją przesadzić gdziekolwiek, bo zawsze będzie to obce miejsce. Jednakże sama myśl, że
mogłaby stracić kopalnię, i to na rzecz Geralda, napawała ją bólem wprost nie do zniesienia. Nie,
nie może wypuścić jej z rąk! Ojciec zapisał jej połowę kopalni, lecz mogła ją przejąć jedynie
poprzez ślub z Marcusem Fitzalanem.
Ale to przecież jest niemożliwe! Marcus Fitzalan! Nie, nie! Musi istnieć jakiś inny sposób na to,
by uchronić kopalnię przed przejściem w ręce Geralda! Nie mogę wypuścić jej z rąk! -
postanowiła Eve z rozpaczą.
Wiedziała oczywiście, że jako mężatka nie będzie mogła w oczach prawa być właścicielką
kopalni, jednak Marcus Fitzalan, bez względu na swoje wady, był człowiekiem, który
dotrzymywał słowa. Eve czuła, że uszanuje wolę ojca i nie pozbawi jej schedy.
Przez cały dzień myślała, jak wyplątać się z tej okropnej sytuacji. Dylemat zaiste przypominał
kwadraturę koła: jak uchronić kopalnię przed Geraldem, unikając zarazem małżeństwa z
Fitzalanem i zamieszkania z babką na pustkowiu w Cumbrii.
Jednak im dłużej się nad tym głowiła, tym bardziej stawało się jasne, że jeżeli chce zatrzymać
Kopalnię Atwoodzką - czyli zachować jakąś część przeszłości - to musi poślubić Marcusa
Fitzalana. Wprawdzie broniła się przed tą decyzją, lecz żadne inne rozwiązanie nie przychodziło
jej na myśl.
- Wszystko to było dla ciebie okropnym wstrząsem, Eve -powiedziała wreszcie babka.
- Tak, to prawda, babciu. Zawsze mogłam polegać na ojcu, wiedziałam, że jest mi bezgranicznie
oddany. Nie rozumiem, dlaczego mi to zrobił. Czy wiesz, z jakiego powodu tak postąpił? Czy
rozmawiał z tobą o tym? Pan Fitzalan próbował mi to wyjaśnić, ale ja i tak nic z tego nie
pojmuję.
- Tak, ojciec omawiał ze mną tę sprawę. - Zmieszana babka odwróciła wzrok. - Było to przed
rokiem, podczas mojej wizyty w Burntwood Hall.
- Więc przez cały czas wiedziałaś, co on zamierza?
- Pragnął zasięgnąć mojej opinii.
- A ty zaakceptowałaś jego zamiar. Uznałaś, że poślubienie pana Fitzalana leży w moim
najlepszym interesie?
- Tak, w istocie. Dlaczego miałabym sądzić inaczej? To dobry, uczciwy człowiek, poza tym
wiesz, że ojciec ogromnie go cenił.
Nie powiedziała, jak bardzo zabolał ojca okrutny postępek Lesliego Stephensona, który porzucił
Eve. I jak się martwił tym, że jego córka od tego czasu nie okazywała żadnego zainteresowania
małżeństwem. Ale kochał ją ogromnie i chciał mieć pewność, że po jego śmierci nie będzie
zdana na igraszki losu. Jego zdaniem, istniał tylko jeden mężczyzna wart jego pięknej, pełnej
temperamentu córki. Był nim obdarzony równie mocnym i prawym charakterem Marcus
Fitzalan.
Wiedział, że używając Kopalni Atwoodzkiej jako przynęty, może sprawić, by tych dwoje
połączyło swoje losy. Myśl, że jego przyjaciel zaopiekuje się Eve, była dla niego ogromną
pociechą.
- Wiem, Eve, że to dla ciebie niełatwe i że masz prawo odczuwać gniew. Powiedz mi jednak, co
czujesz do pana Fitzalana? - zapytała prosto z mostu babka. - Wyjdziesz za niego?
- Och babciu... jak mogę za niego wyjść? Przecież prawie go nie znam.
- Temu łatwo zaradzić. Oczywiście byłabym szczęśliwa, mając cię u siebie w Cumbrii, jednak
dla twojego dobra radziłabym ci dostosować się do życzeń ojca, zostać tutaj i wyjść za mąż.
Z jej sposobu mówienia Eve, ku swemu zdziwieniu, zrozumiała, że babka nie chce, by
zamieszkała u niej w Cumbrii. A przecież w przeszłości zachęcała ją do wizyt u siebie.
Wyczuwając jej myśli, lady Pemberton surowo spojrzała na wnuczkę.
- Nie masz powodu do obrazy, Eve. Wiesz, jak zawsze mnie cieszą twoje wizyty i tak będzie do
mojej śmierci, ale dla młodej dziewczyny, która ma przed sobą całe życie, Cumbria nie jest
dobrym miejscem zamieszkania. A wiesz, że u ciotki Shony w Londynie długo byś nie
wytrzymała. Po kilku tygodniach znudziłoby ci się miejskie życie i zatęskniłabyś za West
Riding.
Cóż, babka miała rację. Evę zawsze chętnie jezdziła do stolicy, jednak ciągłe przyjęcia i bale
szybko zaczynały ją nudzić, a wtedy nie mogła się doczekać powrotu do domu.
- Tak, babciu... ale ja nie chcę wyjść za pana Fitzalana. Jest dla mnie obcym człowiekiem. Dziwi
cię to zapewne, zważywszy na bliską przyjazń, jaka łączyła go z ojcem, ale tak jest. Sporo o nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl