[ Pobierz całość w formacie PDF ]
— Ależ na miłość boską, w takim razie dlaczego zgodziłaś się na to
małżeństwo z baronem? To było całkiem niepotrzebne!
Margot wyprostowała się i spojrzała ojcu prosto w oczy.
— To było potrzebne z innego powodu, tatusiu. Stary milioner
potrząsnął niedowierzająco głową.
— Z innego powodu?
— Tak. Tamtego dnia, gdy prosiłeś mnie o zgodę na to małżeństwo na
niby, powiedziałeś do mnie, że człowiek ma prawo i obowiązek dążyć do
swego szczęścia wszystkimi metodami, jeśli tylko pozostaje to w zgodzie
z jego sumieniem. Odpowiedziałam ci na to, że posłucham twojej rady. I
zrobiłam to, godząc się zostać żoną barona Oldenaua.
— Ale co to ma wspólnego z twoim szczęściem? — spytał pan
Hartmann, kompletnie zdezorientowany.
Córka znów go objęła ramieniem. Uśmiechnęła się błogo, oczy jej
błyszczały.
— Wszystko, kochany tatusiu! A więc dowiedz się, że ten oto baron
Oldenau, który tu przed nami siedzi i przygląda nam się tak poważnie, to
jest właśnie ów mężczyzna, którego kocham i którego nigdy nie opuszczę,
gdyż on kocha mnie tak samo, jak ja jego.
Stary zerwał się z fotela.
— Co to jest? Nic z tego nie rozumiem? Co wy tu wyprawiacie za
moimi plecami?
Margot siłą posadziła go na fotelu.
— Zaraz się dowiesz wszystko dokładnie, tatusiu. Tylko nie patrz tak
groźnie na mojego męża — bo jest nim i pozostanie. Sama złowiłam i
zatrzymałam swoje szczęście. On tak samo jak ty nic nie wiedział o tym,
że zgodziłam się na małżeństwo z nim z zamiarem niedopuszczenia do
rozwodu. Nigdy nie zdecydowałabym się na małżeństwo na niby, nawet
gdybym kochała księcia. Gdyby Margot Hartmann nie była dla niego dość
dobrą kandydatką na żonę, to bym za niego po prostu nie wyszła. Jestem
dumna z tego, że noszę nazwisko mego ojca!
Pan Hartmann spuścił oczy.
— Opowiedz mi, jak do tego doszło! — nalegał.
Teraz opowiedziała mu wszystko, co zaszło między nią i baronem. Pan
Hartmann słuchał uważnie. Skończywszy swoją opowieść, podeszła do
barona, położyła mu rękę na ramieniu i powiedziała:
— Tak, tatusiu, teraz wiesz już wszystko. Zobaczymy, czy odważysz się
podeptać szczęście swojej córki. Spójrz na tego mężczyznę, którego
wybrało moje serce, i przyznaj, o ileż wyżej stoi od księcia Nordheima.
Pamiętaj także, że sam go pokochałeś za jego prawość i że trudno ci się z
nim rozstać. Zauważ również, że on nie zażąda rozwodu z twoją córką,
gdyż szanuje cię bardzo, choć jesteś tylko synem robotnika. On jest
prawdziwym arystokratą... arystokratą serca... I tylko u jego boku zaznam
pełni szczęścia.
Pan Hartmann siedział jeszcze przez chwilę w milczeniu naprzeciwko
młodej pary, mierząc ich niepewnie spojrzeniem. I gdy tak patrzył na nich,
oczy poczęły mu się zasnuwać mgiełką. Spojrzawszy poważnie na barona,
rzekł wreszcie głosem drżącym ze wzruszenia:
— No, panie baronie? Teraz pana kolej, proszę mówić! Margot wyznała
wszystko, co jej leży na sercu. Teraz chcę usłyszeć, co pan na to.
Baron łagodnie zdjął z ramienia dłoń żony i pocałował ją. Potem
podniósł się i podszedł do teścia.
— Nie mam nic więcej do dodania, jak tylko to, że kocham pańską
córkę z całego serca i z całej duszy i że jej szczęście znaczy dla mnie
więcej niż własne. Nigdy bym się nie odważył prosić o jej rękę, mimo że
ją kocham. Ale skoro sama z taką ufnością złożyła swoją dłoń w mojej i
chce mi ją pozostawić na zawsze, już jej się teraz nie wyrzeknę.
Stary milioner pokrywał wzruszenie surową miną.
— A jeśli odmówię zgody?
— Nawet wtedy nie oddam Margot.
— Ale przecież zobowiązał się pan pod słowem honoru natychmiast po
ślubie zgodzić się na rozwód!
— Tak, „zgodzić się". Ale nie zobowiązywałem się wystąpić o rozwód.
I nie zrobię tego, tak samo jak nie zrobi tego ona. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
— Ależ na miłość boską, w takim razie dlaczego zgodziłaś się na to
małżeństwo z baronem? To było całkiem niepotrzebne!
Margot wyprostowała się i spojrzała ojcu prosto w oczy.
— To było potrzebne z innego powodu, tatusiu. Stary milioner
potrząsnął niedowierzająco głową.
— Z innego powodu?
— Tak. Tamtego dnia, gdy prosiłeś mnie o zgodę na to małżeństwo na
niby, powiedziałeś do mnie, że człowiek ma prawo i obowiązek dążyć do
swego szczęścia wszystkimi metodami, jeśli tylko pozostaje to w zgodzie
z jego sumieniem. Odpowiedziałam ci na to, że posłucham twojej rady. I
zrobiłam to, godząc się zostać żoną barona Oldenaua.
— Ale co to ma wspólnego z twoim szczęściem? — spytał pan
Hartmann, kompletnie zdezorientowany.
Córka znów go objęła ramieniem. Uśmiechnęła się błogo, oczy jej
błyszczały.
— Wszystko, kochany tatusiu! A więc dowiedz się, że ten oto baron
Oldenau, który tu przed nami siedzi i przygląda nam się tak poważnie, to
jest właśnie ów mężczyzna, którego kocham i którego nigdy nie opuszczę,
gdyż on kocha mnie tak samo, jak ja jego.
Stary zerwał się z fotela.
— Co to jest? Nic z tego nie rozumiem? Co wy tu wyprawiacie za
moimi plecami?
Margot siłą posadziła go na fotelu.
— Zaraz się dowiesz wszystko dokładnie, tatusiu. Tylko nie patrz tak
groźnie na mojego męża — bo jest nim i pozostanie. Sama złowiłam i
zatrzymałam swoje szczęście. On tak samo jak ty nic nie wiedział o tym,
że zgodziłam się na małżeństwo z nim z zamiarem niedopuszczenia do
rozwodu. Nigdy nie zdecydowałabym się na małżeństwo na niby, nawet
gdybym kochała księcia. Gdyby Margot Hartmann nie była dla niego dość
dobrą kandydatką na żonę, to bym za niego po prostu nie wyszła. Jestem
dumna z tego, że noszę nazwisko mego ojca!
Pan Hartmann spuścił oczy.
— Opowiedz mi, jak do tego doszło! — nalegał.
Teraz opowiedziała mu wszystko, co zaszło między nią i baronem. Pan
Hartmann słuchał uważnie. Skończywszy swoją opowieść, podeszła do
barona, położyła mu rękę na ramieniu i powiedziała:
— Tak, tatusiu, teraz wiesz już wszystko. Zobaczymy, czy odważysz się
podeptać szczęście swojej córki. Spójrz na tego mężczyznę, którego
wybrało moje serce, i przyznaj, o ileż wyżej stoi od księcia Nordheima.
Pamiętaj także, że sam go pokochałeś za jego prawość i że trudno ci się z
nim rozstać. Zauważ również, że on nie zażąda rozwodu z twoją córką,
gdyż szanuje cię bardzo, choć jesteś tylko synem robotnika. On jest
prawdziwym arystokratą... arystokratą serca... I tylko u jego boku zaznam
pełni szczęścia.
Pan Hartmann siedział jeszcze przez chwilę w milczeniu naprzeciwko
młodej pary, mierząc ich niepewnie spojrzeniem. I gdy tak patrzył na nich,
oczy poczęły mu się zasnuwać mgiełką. Spojrzawszy poważnie na barona,
rzekł wreszcie głosem drżącym ze wzruszenia:
— No, panie baronie? Teraz pana kolej, proszę mówić! Margot wyznała
wszystko, co jej leży na sercu. Teraz chcę usłyszeć, co pan na to.
Baron łagodnie zdjął z ramienia dłoń żony i pocałował ją. Potem
podniósł się i podszedł do teścia.
— Nie mam nic więcej do dodania, jak tylko to, że kocham pańską
córkę z całego serca i z całej duszy i że jej szczęście znaczy dla mnie
więcej niż własne. Nigdy bym się nie odważył prosić o jej rękę, mimo że
ją kocham. Ale skoro sama z taką ufnością złożyła swoją dłoń w mojej i
chce mi ją pozostawić na zawsze, już jej się teraz nie wyrzeknę.
Stary milioner pokrywał wzruszenie surową miną.
— A jeśli odmówię zgody?
— Nawet wtedy nie oddam Margot.
— Ale przecież zobowiązał się pan pod słowem honoru natychmiast po
ślubie zgodzić się na rozwód!
— Tak, „zgodzić się". Ale nie zobowiązywałem się wystąpić o rozwód.
I nie zrobię tego, tak samo jak nie zrobi tego ona. [ Pobierz całość w formacie PDF ]