[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wolno postawiła ją na miejsce i weszła do łazienki. Odkręciła
prysznic i od razu poczuła się lepiej. Zastanawiała się, co na
siebie wÅ‚ożyć, ale okazaÅ‚o siÄ™, że martwi siÄ™ zupeÅ‚nie niepotrzeb­
nie. W szafie w gościnnym pokoju było pełno jej ubrań. Dopiero
kiedy je ujrzaÅ‚a, uzmysÅ‚owiÅ‚a sobie, w jakim stanie ducha mu­
siaÅ‚a opuszczać ten dom. Tym, co zostawiÅ‚a, można by zaopa­
trzyć kilka sklepów! Zdecydowała się włożyć krótką wełnianą
sukienkę w delikatnym różowym kolorze. Nie miała ze sobą
żadnych kosmetyków, więc tylko uczesała włosy i zeszła na dół.
BURZLIWE MAA%7Å‚ECSTWO
146
Randall już na niÄ… czekaÅ‚. ByÅ‚ ubrany w brÄ…zowe spor­
towe spodnie i luznÄ… koszulÄ™. Na twarzy miaÅ‚ ogromnego si­
niaka. Uśmiechnął się lekko, widząc przerażenie w oczach
Sandry.
- Tylko tak zle wyglÄ…da.
- SkÄ…d go masz?
- Wpadł na mnie jeden z podpalaczy.
- Nie żartuj sobie - powiedziała ostro. - Mogłeś dziś zginąć!
- Mogło się zdarzyć wiele rzeczy - odparł enigmatycznie i
ruszył w stronę jadalni.
- Chyba nic nie zjem o tak póznej porze - mruknęła.
- To tylko mała przekąska.
- Niezwykle wystawna, jak na przekÄ…skÄ™ - stwierdziÅ‚a, pa­
trząc na stół pełen serów, pate i pieczywa. Posmarowała masłem
jedną z bułek i zjadła z kawałkiem foie gras.
- Jak na kogoś, kto nie jest głodny, całkiem niezle ci idzie
- skomentował Randall, który sam prawie nic nie wziął do ust.
- Zawsze jem, kiedy jestem zdenerwowana.
- Chyba nie obawiasz siÄ™ mnie?
- Nie było mi łatwo przyjechać do ciebie.
- Ale jednak to zrobiłaś.
- Myślałam, że mogłeś zostać ranny...
- Ale nie zostałem. I mam nadzieję, że nie traktujesz mnie
jak swego wroga.
- Ależ skąd!
- To dobrze. Wiesz, że zawsze będę twoim przyjacielem.
- NaprawdÄ™?
- Jak możesz w to wątpić? Przyjaciel to ktoś, kto dobrze ci
życzy, a ja zawsze chciałem tylko twojego dobra.
Zastanawiała się, co by powiedział, gdyby oznajmiła mu, że
pragnie jego miłości, nie przyjazni, ale duma powstrzymała ją
przed tym wyznaniem. Zamiast tego stwierdziła, że robi się
pózno i że będzie musiała wracać do Londynu.
BURZLIWE MAA%7Å‚ECSTWO
147
- JesteÅ› zbyt zmÄ™czona, by prowadzić. ZostaÅ„ na noc, poje­
dziesz jutro rano.
Skinęła głową, uszczęśliwiona, że będzie mogła'zobaczyć go
eszcze następnego dnia.
- Czy laboratorium jest bardzo zniszczone? - zadaÅ‚a pier­
wsze pytanie, jakie jej przyszło do głowy.
- Całkowicie. Na szczęście nowe pozostało nietknięte.
- Czy wiadomo, co było przyczyną wybuchu?
- Jeszcze nie.
Zamilkli, a po chwili Randall zadaÅ‚ jej pytanie, którego zu­
pełnie się nie spodziewała.
- Dlaczego nie odezwałaś się do mnie tamtego wieczoru w
St James Club?
- Widziałeś mnie? - Uniosła ze zdziwieniem brwi.
- Nie jestem ślepy, a ty należysz do kobiet, które rzucają się
w oczy.
- Nie chciaÅ‚am wam przeszkadzać. WyglÄ…daliÅ›cie na tak za­
jętych sobą... Powinieneś się z nią ożenić.
- Już mi to kiedyś mówiłaś. Lubię być z Aileen, ale nic
ponadto. Poza tym, nie mam zamiaru powtórnie się żenić.
Chciała zapytać o fotografię stojącą na nocnym stoliku, ale
nie starczyło jej odwagi.
- Nie przyszłaś wtedy z Barrym.
- Ja... Nie widziałam go od wieków.
- Chcesz powiedzieć, że między wami wszystko skończone?
- Między nami nigdy nic nie było. Jak zwykle dopatrujesz
się czegoś, co nigdy nie miało miejsca.
- Przecież byłaś w nim zakochana,
- Tak mi się tylko wydawało. Na szczęście zrozumiałam swój
błąd.
- Kim więc jest ten mężczyzna, w którego oczy wpatrywałaś
się z takim przejęciem? - spytał obojętnym tonem.
- To producent filmów dla dzieci. Będzie robił film na pod-
BURZLIWE MAA%7Å‚ECSTWO
148
stawie mojej książki o lamparcie. Sprzedał już kilka odcinków
w Stanach.
- To wspaniale! Zawsze wierzyłem, że odniesiesz sukces.
- Czy ty w ogóle się mylisz?
- Czasami tak.
- Na przykład?
- Koniecznie musisz rozgrzebywać stare rany? I po co w
ogóle przyjechałaś do laboratorium? Nie wystarczyłby telefon?
Powiedziano by ci, czy żyję.
Zaskoczona tym niespodziewanym atakiem podniosÅ‚a siÄ™, że­
by wyjść, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
- Przepraszam - powiedział pospiesznie. - To był ciężki
dzień i... Wybacz mi.
Skinęła lekko głową.
- Wniesiesz pozew o rozwód, czy ja mam to zrobić? - spy­
tała cicho.
- Nie mam żadnych podstaw.
- Porozmawiam z moim prawnikiem. ZobaczÄ™, co zapropo­
nuje - odparÅ‚a wolno, z trudem opanowujÄ…c drżenie gÅ‚osu. - Je­
żeli chcesz, wrócę do Londynu jeszcze dziś.
- Nie ma takiej potrzeby.
Ton jego gÅ‚osu wyraznie daÅ‚ jej do zrozumienia, że Ran­
dall nie ma ochoty na dalszą rozmowę. Pożegnała go i poszła na
górę.
Leżąc już w łóżku, zaczęła przypominać sobie chwile, które [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl