[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wśród nas.
Dnia pewnego możemy wyruszyć i natrafić na lwa bojazliwego ucieka on przed nami. Dnia
następnego możemy napotkać stryja lub brata blizniaczego poprzedniego lwa i przyjaciele nasi
dziwić się będą, dlaczego nie powróciliśmy z dżungli.
Ja zawsze uważam, że lew jest niebezpieczny i zawsze mam się na ostrożności, gdy lew jest w
pobliżu.
Mała jest przyjemność w polowaniu odrzekł ten, kto pierwszy się odezwał gdy kto
odczuwa strach przed zwierzyną.
D Arnot uśmiechnął się. Tarzan miał uczuwać strach.
Ja właściwie nie rozumiem, co pan nazywa strachem rzekł Tarzan. Tak samo jak wśród
lwów, strach jest różny u różnych ludzi. Według mojego jednak rozumienia, cała przyjemność z
polowania jest wtedy, gdy wiem, że zwierzyna ma również możność zrobienia mi krzywdy, jak ja jej.
Gdybym wyruszył na lwa w kilka strzelb z człowiekiem niosącym mi broń i dwudziestu lub
trzydziestu naganiaczami, wiedziałbym, że szansę lwa są złe. Co się tyczy przyjemności, to malałaby
ona w miarę wzmożonego mojego osobistego bezpieczeństwa.
Z tego wynikałoby, że pan Tarzan wolałby udać się nago do puszczy, mając z sobą nóż tylko,
na polowanie na dzikie zwierzęta? powiedział z uśmiechem dobrodusznie ten, kto pierwszy
przemawiał, lecz z drobnym odcieniem sarkazmu w głosie.
I linkę także dorzucił Tarzan.
Właśnie w owej chwili rozległ się ryk lwa z odległej dżungli, jak gdyby rzucone wyzwanie, kto
zechce wystąpić z nim do walki.
Oto nadarza się sposobność, panie Tarzanie zadowcipkował Francuz.
Nie jestem głodny odrzekł Tarzan spokojnie.
Wszyscy wybuchli śmiechem, wszyscy prócz d Arnota. On jeden wiedział, że drapieżne zwierzę
wygłosiło swą prawdziwą rację przez usta człowieka małpy.
A jednak pan się obawia, jak każdy z nas, wyjść na spotkanie ze lwem nago, mając za jedyne
uzbrojenie nóż i linkę rzekł dowcipniś. Czy nie tak?
Nie odrzekł Tarzan. Tylko ten, kto nie ma rozumu, robi jakiś czyn, nie mając żadnego do
czynu powodu.
Pięć tysięcy franków niech będzie powodem odrzekł pierwszy. Zakładam się o pięć
tysięcy franków, że nie potrafi pan sprowadzić z dżungli lwa na warunkach przez nas omówionych
nago, mając za uzbrojenie tylko nóż i linkę.
Tarzan rzucił spojrzenie w kierunku d Arnota i kiwnął głową.
Niech postawi dziesięć tysięcy rzekł d Arnot.
Zgoda odpowiedział pierwszy.
Tarzan wstał.
Muszę pozostawić swe ubranie na skraju kolonii, żebym miał w co się ubrać, by iść po
ulicach, jeżeli nie powrócę przed wschodem słońca.
Chyba nie masz pan zamiaru iść teraz zaraz, nocą? wykrzyknął stawiający zakład.
Dlaczego nie? zapytał Tarzan. Numa przechodzi się nocą łatwiej będzie znalezć lwa.
Ależ nie odpowiedział pierwszy nie chcę, żeby krew pańska spadła na mnie. Już dosyć
szalonym przedsięwzięciem będzie, jeżeli wyjdziesz pan za dnia.
Idę teraz odpowiedział Tarzan i udał się do swego pokoju po nóż i linkę.
Współbiesiadnicy odprowadzili go do skraju dżungli, gdzie pozostawił swe ubranie w małym
budynku.
Kiedy miał już wkroczyć w ciemne krzaki, próbowano odwieść go od zamiaru. Ten, kto wywołał
zakład, jak najbardziej nalegał, by porzucił swój szalony zamiar.
Zgadzam się, że pan wygrałeś zakład rzekł dziesięć tysięcy franków są pańską
własnością, tylko porzuć pan ten niemądry pomysł, który musi się skończyć pańską śmiercią.
Tarzan roześmiał się i w chwilę potem puszcza pochłonęła go w swych głębiach.
Towarzystwo postało czas jakiś, pózniej wszyscy powrócili powolnym krokiem na werandę
hotelu.
Tarzan wszedłszy do lasu, zaraz chwycił się gałęzi. Z radosnym uczuciem odzyskanej swobody
przerzucał się z gałęzi na gałąz.
To było życie! Ach, jakże kochał on swój las! Cywilizacja nie miała nic równego w swej wąskiej
i zakreślonej sferze działania, zapartej przez ograniczenia i konwencjonalności. Nawet ubranie było
przeszkodą i rzeczą niepotrzebną.
W końcu znów był wolny. Nie zdawał sobie nawet sprawy, w jakiej był niewoli.
Jak łatwą byłoby dla niego rzeczą zatoczyć koło z powrotem na pobrzeże, a pózniej udać się na
południe do swej dżungli i do swej chaty.
Wyróżnił węchem bliską obecność Numy, gdyż podróżował pod wiatr. Wkrótce jego bystry słuch
rozpoznał znany sobie odgłos stąpania nóg i ocierania się wielkiego cielska pokrytego futrem o
krzaki.
Tarzan po cichu znalazł się już nad nic nie podejrzewającym zwierzęciem i w cichości szedł w
jego ślady, aż lew wyszedł na t małą polankę oświetloną światłem księżyca.
Wtedy szybko zarzucona pętlica spadła i owinęła się około płowego gardła. Tak, jak to już setki
razy robił przedtem, Tarzan przywiązał koniec linki do mocnej gałęzi i kiedy zwierzę rzucało się i
szarpało pazurami, walcząc o swą swobodę, Tarzan spuścił się na ziemię obok i skoczywszy
zwierzęciu na grzbiet, zatopił długie, cienkie ostrze kilkakrotnie w serce.
Potem postawiwszy swą stopę na trupie Numy. wydal budzący grozę zwycięski okrzyk swego
dzikiego plemienia.
Przez chwilę Tarzan stał nieruchomo, nie mogąc się zdecydować, pod wpływem sprzecznych
uczuć wierności dla d Arnota i potężnej tęsknoty za swobodą w dżungli. W końcu wspomnienie
pięknej twarzy i ciepłych pocałunków rozwiało pociągający obraz, jaki wyobraznia podsunęła mu z
dawnego życia.
Człowiek małpa zarzucił ciepłe jeszcze cielsko Numy przez plecy i rzucił się na drzewa
ponownie.
Ludzie pozostali na werandzie przesiedzieli całą godzinę w milczeniu. Próbowali rozmawiać o
rozmaitych przedmiotach, bez skutku. Wciąż myśl przemożna, tkwiąca w mózgu każdego z nich, nie
pozwalała na ożywienie rozmowy.
Miły Boże! przemówił w końcu ten, co stawił zakład nie mogę tego znieść dłużej. Biorę
mój myśliwski karabin i idę do dżungli, aby sprowadzić z powrotem tego szaleńca.
Ja także pójdę rzekł drugi.
I ja, i ja, i ja odezwali się chórem inni. Ta propozycja jak gdyby złamała czary strasznej
umowy. Wszyscy pospieszyli do kwater i wkrótce szli wszyscy ku dżungli każdy był dobrze
uzbrojony.
Boże! Co to takiego było?! wykrzyknął nagle jeden z idących, Anglik, gdy stłumione echo
przyniosło dziki okrzyk Tarzana.
Ja już raz słyszałem taki krzyk powiedział Belgijczyk w czasie pobytu w kraju
obfitującym w goryle. Moi ludzie mówili mi, że to jest krzyk małpy samca po odniesionym
zwycięstwie i śmierci ofiary.
D Arnot przypomniał sobie posłyszany z ust Claytona opis budzącego grozę wycia, którym
Tarzan oznajmiał odniesione przez siebie zwycięstwo. Uśmiechnął się półgębkiem wbrew
okropnemu uczuciu, jakie nim owładnęło, że ten dziki okrzyk mogło wydać z siebie ludzkie gardło
gardło jego przyjaciela.
Gdy towarzystwo zatrzymało się, doszedłszy do krawędzi dżungli, namyślając się o rozstawieniu
swych sił, posłyszeli nagle wesoły śmiech w pobliżu i obróciwszy się, ujrzeli zbliżającą się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
wśród nas.
Dnia pewnego możemy wyruszyć i natrafić na lwa bojazliwego ucieka on przed nami. Dnia
następnego możemy napotkać stryja lub brata blizniaczego poprzedniego lwa i przyjaciele nasi
dziwić się będą, dlaczego nie powróciliśmy z dżungli.
Ja zawsze uważam, że lew jest niebezpieczny i zawsze mam się na ostrożności, gdy lew jest w
pobliżu.
Mała jest przyjemność w polowaniu odrzekł ten, kto pierwszy się odezwał gdy kto
odczuwa strach przed zwierzyną.
D Arnot uśmiechnął się. Tarzan miał uczuwać strach.
Ja właściwie nie rozumiem, co pan nazywa strachem rzekł Tarzan. Tak samo jak wśród
lwów, strach jest różny u różnych ludzi. Według mojego jednak rozumienia, cała przyjemność z
polowania jest wtedy, gdy wiem, że zwierzyna ma również możność zrobienia mi krzywdy, jak ja jej.
Gdybym wyruszył na lwa w kilka strzelb z człowiekiem niosącym mi broń i dwudziestu lub
trzydziestu naganiaczami, wiedziałbym, że szansę lwa są złe. Co się tyczy przyjemności, to malałaby
ona w miarę wzmożonego mojego osobistego bezpieczeństwa.
Z tego wynikałoby, że pan Tarzan wolałby udać się nago do puszczy, mając z sobą nóż tylko,
na polowanie na dzikie zwierzęta? powiedział z uśmiechem dobrodusznie ten, kto pierwszy
przemawiał, lecz z drobnym odcieniem sarkazmu w głosie.
I linkę także dorzucił Tarzan.
Właśnie w owej chwili rozległ się ryk lwa z odległej dżungli, jak gdyby rzucone wyzwanie, kto
zechce wystąpić z nim do walki.
Oto nadarza się sposobność, panie Tarzanie zadowcipkował Francuz.
Nie jestem głodny odrzekł Tarzan spokojnie.
Wszyscy wybuchli śmiechem, wszyscy prócz d Arnota. On jeden wiedział, że drapieżne zwierzę
wygłosiło swą prawdziwą rację przez usta człowieka małpy.
A jednak pan się obawia, jak każdy z nas, wyjść na spotkanie ze lwem nago, mając za jedyne
uzbrojenie nóż i linkę rzekł dowcipniś. Czy nie tak?
Nie odrzekł Tarzan. Tylko ten, kto nie ma rozumu, robi jakiś czyn, nie mając żadnego do
czynu powodu.
Pięć tysięcy franków niech będzie powodem odrzekł pierwszy. Zakładam się o pięć
tysięcy franków, że nie potrafi pan sprowadzić z dżungli lwa na warunkach przez nas omówionych
nago, mając za uzbrojenie tylko nóż i linkę.
Tarzan rzucił spojrzenie w kierunku d Arnota i kiwnął głową.
Niech postawi dziesięć tysięcy rzekł d Arnot.
Zgoda odpowiedział pierwszy.
Tarzan wstał.
Muszę pozostawić swe ubranie na skraju kolonii, żebym miał w co się ubrać, by iść po
ulicach, jeżeli nie powrócę przed wschodem słońca.
Chyba nie masz pan zamiaru iść teraz zaraz, nocą? wykrzyknął stawiający zakład.
Dlaczego nie? zapytał Tarzan. Numa przechodzi się nocą łatwiej będzie znalezć lwa.
Ależ nie odpowiedział pierwszy nie chcę, żeby krew pańska spadła na mnie. Już dosyć
szalonym przedsięwzięciem będzie, jeżeli wyjdziesz pan za dnia.
Idę teraz odpowiedział Tarzan i udał się do swego pokoju po nóż i linkę.
Współbiesiadnicy odprowadzili go do skraju dżungli, gdzie pozostawił swe ubranie w małym
budynku.
Kiedy miał już wkroczyć w ciemne krzaki, próbowano odwieść go od zamiaru. Ten, kto wywołał
zakład, jak najbardziej nalegał, by porzucił swój szalony zamiar.
Zgadzam się, że pan wygrałeś zakład rzekł dziesięć tysięcy franków są pańską
własnością, tylko porzuć pan ten niemądry pomysł, który musi się skończyć pańską śmiercią.
Tarzan roześmiał się i w chwilę potem puszcza pochłonęła go w swych głębiach.
Towarzystwo postało czas jakiś, pózniej wszyscy powrócili powolnym krokiem na werandę
hotelu.
Tarzan wszedłszy do lasu, zaraz chwycił się gałęzi. Z radosnym uczuciem odzyskanej swobody
przerzucał się z gałęzi na gałąz.
To było życie! Ach, jakże kochał on swój las! Cywilizacja nie miała nic równego w swej wąskiej
i zakreślonej sferze działania, zapartej przez ograniczenia i konwencjonalności. Nawet ubranie było
przeszkodą i rzeczą niepotrzebną.
W końcu znów był wolny. Nie zdawał sobie nawet sprawy, w jakiej był niewoli.
Jak łatwą byłoby dla niego rzeczą zatoczyć koło z powrotem na pobrzeże, a pózniej udać się na
południe do swej dżungli i do swej chaty.
Wyróżnił węchem bliską obecność Numy, gdyż podróżował pod wiatr. Wkrótce jego bystry słuch
rozpoznał znany sobie odgłos stąpania nóg i ocierania się wielkiego cielska pokrytego futrem o
krzaki.
Tarzan po cichu znalazł się już nad nic nie podejrzewającym zwierzęciem i w cichości szedł w
jego ślady, aż lew wyszedł na t małą polankę oświetloną światłem księżyca.
Wtedy szybko zarzucona pętlica spadła i owinęła się około płowego gardła. Tak, jak to już setki
razy robił przedtem, Tarzan przywiązał koniec linki do mocnej gałęzi i kiedy zwierzę rzucało się i
szarpało pazurami, walcząc o swą swobodę, Tarzan spuścił się na ziemię obok i skoczywszy
zwierzęciu na grzbiet, zatopił długie, cienkie ostrze kilkakrotnie w serce.
Potem postawiwszy swą stopę na trupie Numy. wydal budzący grozę zwycięski okrzyk swego
dzikiego plemienia.
Przez chwilę Tarzan stał nieruchomo, nie mogąc się zdecydować, pod wpływem sprzecznych
uczuć wierności dla d Arnota i potężnej tęsknoty za swobodą w dżungli. W końcu wspomnienie
pięknej twarzy i ciepłych pocałunków rozwiało pociągający obraz, jaki wyobraznia podsunęła mu z
dawnego życia.
Człowiek małpa zarzucił ciepłe jeszcze cielsko Numy przez plecy i rzucił się na drzewa
ponownie.
Ludzie pozostali na werandzie przesiedzieli całą godzinę w milczeniu. Próbowali rozmawiać o
rozmaitych przedmiotach, bez skutku. Wciąż myśl przemożna, tkwiąca w mózgu każdego z nich, nie
pozwalała na ożywienie rozmowy.
Miły Boże! przemówił w końcu ten, co stawił zakład nie mogę tego znieść dłużej. Biorę
mój myśliwski karabin i idę do dżungli, aby sprowadzić z powrotem tego szaleńca.
Ja także pójdę rzekł drugi.
I ja, i ja, i ja odezwali się chórem inni. Ta propozycja jak gdyby złamała czary strasznej
umowy. Wszyscy pospieszyli do kwater i wkrótce szli wszyscy ku dżungli każdy był dobrze
uzbrojony.
Boże! Co to takiego było?! wykrzyknął nagle jeden z idących, Anglik, gdy stłumione echo
przyniosło dziki okrzyk Tarzana.
Ja już raz słyszałem taki krzyk powiedział Belgijczyk w czasie pobytu w kraju
obfitującym w goryle. Moi ludzie mówili mi, że to jest krzyk małpy samca po odniesionym
zwycięstwie i śmierci ofiary.
D Arnot przypomniał sobie posłyszany z ust Claytona opis budzącego grozę wycia, którym
Tarzan oznajmiał odniesione przez siebie zwycięstwo. Uśmiechnął się półgębkiem wbrew
okropnemu uczuciu, jakie nim owładnęło, że ten dziki okrzyk mogło wydać z siebie ludzkie gardło
gardło jego przyjaciela.
Gdy towarzystwo zatrzymało się, doszedłszy do krawędzi dżungli, namyślając się o rozstawieniu
swych sił, posłyszeli nagle wesoły śmiech w pobliżu i obróciwszy się, ujrzeli zbliżającą się [ Pobierz całość w formacie PDF ]