[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak sobie myślę, że może po prostu zapomniał zamknąć boksy... On czasem chodził z głową
w chmurach...
- Chcesz mi powiedzieć, że wasze krowy po prostu uciekły?
- Cóż, nie zdziwiłabym się, gdyby Parker nie zamknął też stajni - powiedziała patrząc
w stół, a ponieważ zdawała się być bardzo zażenowana, Douglas nie kontynuował tematu.
Odwrócił się od niej, by nie dostrzegła zaskoczenia na jego twarzy. Wielki Boże, toż ten jej
mąż nie był wart złamanego pensa!
- A co z chatą? To nie Parker ją zbudował, prawda?
- Tak... Skąd wiesz?
Chata była solidnie zbita z ogromnych pali i rozsądnie pomyślana, stąd Douglas
wiedział, że to nie mąż Isabel ją zbudował. Ale nie powiedział jej tego w obawie, by się nie
zdenerwowała. Zadał jej natomiast następne pytanie:
- Czy Parker budował dla was dom w innym miejscu? Na wzgórzach?
- Nie. Cóż za dziwne pytanie! Wprowadziliśmy się tu na stałe.
Usiłowała wstać od stołu, lecz powstrzymał ją, kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Skończ śniadanie. Musisz odzyskać siły. Powiedz mi, jak Pegaz skaleczył się w
nogę?
- Kiedy ludzie Boyle'a strzelali dla postrachu, Pegaz stanął dęba. Potem wierzgnął...
- Czy skaleczył się o wystający gwózdz?
- Nie... - W tej samej chwili mały Parker beknął głośno, a Isabel uśmiechnęła się do
niego tak promiennie, jakby dokonał czegoś naprawdę wspaniałego. - Już nie dam rady zjeść
nic więcej. Zachowam to na pózniej - dodała i zanim Douglas zdążył zaprotestować, wstała
od stołu. - Dziś wieczorem przygotuję kolację. Po prostu uwielbiam gotować... - skłamała i
dodała pospiesznie. - To uspokaja nerwy. Taak... naprawdę uspokaja nerwy.
Douglas nie wierzył jej ani przez chwilę. Roześmiał się głośno.
- Owsianka była aż tak okropna? - spytał, potrząsając głową.
- Niezjadliwa - odparła Isabel, a w jej oczach zapaliły się diabelskie ogniki.
Przez bardzo długą chwilę patrzyli sobie w oczy, żadne z nich nie chciało odwrócić
wzroku.
- Naprawdę powinnaś przestać - powiedział cicho.
49
- Przestać co? - zapytała, drżąc na całym ciele.
- Co dzień jesteś piękniejsza, tak nie można.
- Ojej. - Westchnęła cichutko.
Douglas pierwszy wyczuł, co w trawie piszczy. Odwrócił wzrok od jej piegów i gdy
spojrzał w okno, zobaczył coś w cieniu drzew. Zamarł i przez długą chwilę patrzył z uwagą;
jakiś cień przesunął się po ścieżce wiodącej wśród pól. Był to mężczyzna na koniu, lecz
znajdował się za daleko, by go rozpoznać. Jednak Douglas był pewien, że to Boyle; wszak
doktor Simpson wspominał, iż drań co jakiś czas zagląda do Isabel. O tak, to nikt inny, tylko
Boyle.
Douglas nie chciał jednak niepokoić Isabel. Gdyby Boyle usłyszał płacz dziecka,
natychmiast przysłałby tu swoich ludzi. Cały czas patrząc w okno, zapytał cicho, by nie
obudzić śpiącego Parkera:
- Isabel, czy mały pośpi jeszcze trochę?
- O, na pewno. Nie spał prawie całą noc, więc musi to nadrobić.
Zabrała dziecko z jego ramion i zaniosła do sypialni. Wszedł tam za nią i poczekał, aż
ułoży Parkera w łóżeczku... potem poinformował ją o zbliżającym się jezdzcu.
Isabel nie wpadła w panikę. Zaczęła się natomiast rozbierać.
- Ile mam czasu? - spytała, rzucając szlafrok na łóżko i rozpinając guziki nocnej
koszuli.
- Co ty wyprawiasz?
- Muszę się ubrać i wyjść do niego na dwór.
- Prędzej mnie diabli wezmą, niż na to pozwolę. Zostaniesz w domu.
- Douglasie, pomyśl przez chwilę. Jeżeli Boyle zobaczy mnie na ganku, odjedzie. Za
każdym razem, gdy się tu zjawia, wychodzę ze strzelbą przed dom. Muszę go przekonać, że
jeszcze nie urodziłam. Potrzebny mi pasek. Podaj mi jakiś z tamtego pudełka... I nie stój tak.
Musimy się spieszyć. On nie lubi czekać.
- Ale ty nie...
Podbiegła do niego i przyłożyła mu palce do ust, by stłumić jego protesty.
- Jeżeli nie wyjdę na ganek, on zacznie strzelać w powietrze, a hałas obudzi Parkera.
Chyba nie chcesz, by Boyle usłyszał płacz dziecka? A teraz błagam, pomóż mi się ubrać,
muszę go stąd przepędzić.
Odciągnął od ust jej dłoń i przytrzymał mocno.
- Nie ma mowy. Zamierzam wyjść przed dom i zastrzelić łajdaka, rozumiesz?
50
- Nie.
- Nie zabiję go z zaskoczenia - obiecał. - Pozwolę mu wyciągnąć broń.
Potrząsnęła głową z rosnącym przerażeniem.
- Przestań się tak upierać. Boyle nie da się wciągnąć w walkę. To tchórz, Douglasie,
zwykły tchórz. Nie ma teraz czasu na kłótnie. Możesz pilnować, by mi się nic nie stało, stojąc [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
Tak sobie myślę, że może po prostu zapomniał zamknąć boksy... On czasem chodził z głową
w chmurach...
- Chcesz mi powiedzieć, że wasze krowy po prostu uciekły?
- Cóż, nie zdziwiłabym się, gdyby Parker nie zamknął też stajni - powiedziała patrząc
w stół, a ponieważ zdawała się być bardzo zażenowana, Douglas nie kontynuował tematu.
Odwrócił się od niej, by nie dostrzegła zaskoczenia na jego twarzy. Wielki Boże, toż ten jej
mąż nie był wart złamanego pensa!
- A co z chatą? To nie Parker ją zbudował, prawda?
- Tak... Skąd wiesz?
Chata była solidnie zbita z ogromnych pali i rozsądnie pomyślana, stąd Douglas
wiedział, że to nie mąż Isabel ją zbudował. Ale nie powiedział jej tego w obawie, by się nie
zdenerwowała. Zadał jej natomiast następne pytanie:
- Czy Parker budował dla was dom w innym miejscu? Na wzgórzach?
- Nie. Cóż za dziwne pytanie! Wprowadziliśmy się tu na stałe.
Usiłowała wstać od stołu, lecz powstrzymał ją, kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Skończ śniadanie. Musisz odzyskać siły. Powiedz mi, jak Pegaz skaleczył się w
nogę?
- Kiedy ludzie Boyle'a strzelali dla postrachu, Pegaz stanął dęba. Potem wierzgnął...
- Czy skaleczył się o wystający gwózdz?
- Nie... - W tej samej chwili mały Parker beknął głośno, a Isabel uśmiechnęła się do
niego tak promiennie, jakby dokonał czegoś naprawdę wspaniałego. - Już nie dam rady zjeść
nic więcej. Zachowam to na pózniej - dodała i zanim Douglas zdążył zaprotestować, wstała
od stołu. - Dziś wieczorem przygotuję kolację. Po prostu uwielbiam gotować... - skłamała i
dodała pospiesznie. - To uspokaja nerwy. Taak... naprawdę uspokaja nerwy.
Douglas nie wierzył jej ani przez chwilę. Roześmiał się głośno.
- Owsianka była aż tak okropna? - spytał, potrząsając głową.
- Niezjadliwa - odparła Isabel, a w jej oczach zapaliły się diabelskie ogniki.
Przez bardzo długą chwilę patrzyli sobie w oczy, żadne z nich nie chciało odwrócić
wzroku.
- Naprawdę powinnaś przestać - powiedział cicho.
49
- Przestać co? - zapytała, drżąc na całym ciele.
- Co dzień jesteś piękniejsza, tak nie można.
- Ojej. - Westchnęła cichutko.
Douglas pierwszy wyczuł, co w trawie piszczy. Odwrócił wzrok od jej piegów i gdy
spojrzał w okno, zobaczył coś w cieniu drzew. Zamarł i przez długą chwilę patrzył z uwagą;
jakiś cień przesunął się po ścieżce wiodącej wśród pól. Był to mężczyzna na koniu, lecz
znajdował się za daleko, by go rozpoznać. Jednak Douglas był pewien, że to Boyle; wszak
doktor Simpson wspominał, iż drań co jakiś czas zagląda do Isabel. O tak, to nikt inny, tylko
Boyle.
Douglas nie chciał jednak niepokoić Isabel. Gdyby Boyle usłyszał płacz dziecka,
natychmiast przysłałby tu swoich ludzi. Cały czas patrząc w okno, zapytał cicho, by nie
obudzić śpiącego Parkera:
- Isabel, czy mały pośpi jeszcze trochę?
- O, na pewno. Nie spał prawie całą noc, więc musi to nadrobić.
Zabrała dziecko z jego ramion i zaniosła do sypialni. Wszedł tam za nią i poczekał, aż
ułoży Parkera w łóżeczku... potem poinformował ją o zbliżającym się jezdzcu.
Isabel nie wpadła w panikę. Zaczęła się natomiast rozbierać.
- Ile mam czasu? - spytała, rzucając szlafrok na łóżko i rozpinając guziki nocnej
koszuli.
- Co ty wyprawiasz?
- Muszę się ubrać i wyjść do niego na dwór.
- Prędzej mnie diabli wezmą, niż na to pozwolę. Zostaniesz w domu.
- Douglasie, pomyśl przez chwilę. Jeżeli Boyle zobaczy mnie na ganku, odjedzie. Za
każdym razem, gdy się tu zjawia, wychodzę ze strzelbą przed dom. Muszę go przekonać, że
jeszcze nie urodziłam. Potrzebny mi pasek. Podaj mi jakiś z tamtego pudełka... I nie stój tak.
Musimy się spieszyć. On nie lubi czekać.
- Ale ty nie...
Podbiegła do niego i przyłożyła mu palce do ust, by stłumić jego protesty.
- Jeżeli nie wyjdę na ganek, on zacznie strzelać w powietrze, a hałas obudzi Parkera.
Chyba nie chcesz, by Boyle usłyszał płacz dziecka? A teraz błagam, pomóż mi się ubrać,
muszę go stąd przepędzić.
Odciągnął od ust jej dłoń i przytrzymał mocno.
- Nie ma mowy. Zamierzam wyjść przed dom i zastrzelić łajdaka, rozumiesz?
50
- Nie.
- Nie zabiję go z zaskoczenia - obiecał. - Pozwolę mu wyciągnąć broń.
Potrząsnęła głową z rosnącym przerażeniem.
- Przestań się tak upierać. Boyle nie da się wciągnąć w walkę. To tchórz, Douglasie,
zwykły tchórz. Nie ma teraz czasu na kłótnie. Możesz pilnować, by mi się nic nie stało, stojąc [ Pobierz całość w formacie PDF ]