[ Pobierz całość w formacie PDF ]
– Jest przyklejony do lodówki.
– Świetnie. Mam też pocztę głosową i... – Gdy nagle
rozległo się dzwonienie, urwał wpół zdania. W jednej
chwili zdjął ręce z jej ramion i wyprostował się. Wyjął
telefon komórkowy z kieszeni spodni.
Maggie była zaskoczona. Pierwszy raz zobaczyła
u niego telefon komórkowy. Nie wiedziała, że go ma.
Nalegał na podanie jej swojego numeru w hotelu i zape-
wniał, że może zostawić wiadomość w razie jego nieobec-
ności, a przecież byłoby o wiele prościej zadzwonić na
68
Ingrid Weaver
jego komórkę, nieprawda?
Odwrotnie niż z Alanem. Dał jej numer swojej
komórki, ale nie podał numeru domowego. Tłumaczył
wówczas, że w ten sposób łatwiej go złapie, ale dopiero
teraz zdała sobie sprawę, że chodziło mu tylko o to, by nie
dowiedziała się prawdy.
Już wtedy powinna była wiedzieć, że coś jest nie
w porządku, była jednak zbyt zaślepiona, żeby o cokol-
wiek podejrzewać Alana. Tak strasznie chciała mu
wierzyć, że na własne życzenie zlekceważyła ostrzegają-
ce sygnały.
A to, że Del chce, by dzwoniła tylko do hotelu, jest
oczywiście ze wszech miar logiczne.
– Muszę iść.
– Jakieś problemy? – zapytała, wstając, żeby go
odprowadzić do drzwi.
– Nie. Po prostu muszę iść do biura.
– Rozumiem. Czyli że dzwonili do ciebie z biura?
– Zgadza się. Do jutra, Maggie.
Mówiąc to, wyszedł.
Zamknęła za nim drzwi, odwróciła się i oparła o nie.
Przyjemne mrowienie szybko minęło, a zamiast niego
nieoczekiwanie pojawił się niepokój.
Jego biuro? Nie wiedziała nawet, gdzie się mieści.
Nigdy nie rozmawiał z nią o swojej pracy.
Czy to nie dziwne? Większość mężczyzn lubi mówić
o swoim zawodzie, a ilekroć pytała o to Dela, zawsze
zmieniał temat. Po dwóch tygodniach nadal nie wie, co
robi i w jaki sposób zarabia na życie.
A właściwie dlaczego? zastanowiła się. Czy to moż-
liwe, że... coś ukrywa?
Tajny agent Kopciuszka
69
Czyżby znów zaufała nie temu, komu trzeba?
Ależ skąd! Przecież Del to nie Alan! Del to przyjaciel.
Uprzejmy i wspaniałomyślny człowiek. Ugotował dla
nich kolację, przyniósł wózek i wymasował jej ramiona.
I czym mu się odpłaca? Podejrzliwością?
Kątem oka spojrzała na stos książek i błyszczące
fotografie, które dzisiaj przyniósł, i ogarnął ją wstyd.
Del jest po prostu miłym facetem. Przychodzi z po-
wodu swojej imienniczki, to wszystko. Dlatego w roz-
mowie omija tematy z życia prywatnego. Za to żywo
interesuje się Delilą.
Zresztą nie ma powodu, by cokolwiek przed nią
ukrywał. Powiedział, że nie jest żonaty, ale jeśli nawet
skłamał, to co z tego? Są przyjaciółmi, nic poza tym.
– Trochę ci to zajęło czasu – zauważył Bill. – Gdzie
byłeś?
– W Astorii.
– Oczywiście u Maggie.
– Tak. I nie zajęło mi to wcale tak dużo czasu. Tyle
co jazda metrem z Queens. Nie dłużej niż dojazd
taksówką z hotelu, więc czym tu się przejmować?
– Kto się przejmuje? Chyba że każesz mi oglądać
kolejne zdjęcia małej.
Del postanowił nie wyciągać dodatkowego kompletu
odbitek, które zrobił dla siebie. Odłożył aparat na półkę,
tę samą, na której trzymał swój karabin.
– Co nowego?
– Nie mamy jeszcze pewności – odparł Bill. – Ale
pomyślałem, że po tak długim czasie, jaki spędziliśmy,
wpatrując się w puste okno, możesz zechcieć zobaczyć to
70
Ingrid Weaver
na własne oczy.
Del pozdrowił dwoje agentów, zajmujących stanowis-
ka przy oknie. Specjalna folia odblaskowa, umieszczona
między sprzętem monitorującym i szybą, odbijała dzien-
ne światło, czyniąc wnętrze mieszkania niewidocznym
od zewnątrz. Natomiast widok w drugą stronę był
nieograniczony. W mieszkaniu, które obserwowali, Del
dojrzał poruszający się cień.
– Wreszcie coś się tam dzieje – powiedział.
– Święte słowa – zauważył Bill, podając mu lornetkę.
– Jeszcze nawet nie jest ciemno, a karaluchy wypełzają
ze swojej nory.
– To Simon?
– Za dobrze by było.
Przez lornetkę Del mógł wyróżnić krępą sylwetkę
poruszającą się wzdłuż jednej ze ścian głównego pokoju.
Osoba ta mogła mieć sto siedemdziesiąt siedem centy-
metrów wzrostu. Poczuł się bardzo rozczarowany. We- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
– Jest przyklejony do lodówki.
– Świetnie. Mam też pocztę głosową i... – Gdy nagle
rozległo się dzwonienie, urwał wpół zdania. W jednej
chwili zdjął ręce z jej ramion i wyprostował się. Wyjął
telefon komórkowy z kieszeni spodni.
Maggie była zaskoczona. Pierwszy raz zobaczyła
u niego telefon komórkowy. Nie wiedziała, że go ma.
Nalegał na podanie jej swojego numeru w hotelu i zape-
wniał, że może zostawić wiadomość w razie jego nieobec-
ności, a przecież byłoby o wiele prościej zadzwonić na
68
Ingrid Weaver
jego komórkę, nieprawda?
Odwrotnie niż z Alanem. Dał jej numer swojej
komórki, ale nie podał numeru domowego. Tłumaczył
wówczas, że w ten sposób łatwiej go złapie, ale dopiero
teraz zdała sobie sprawę, że chodziło mu tylko o to, by nie
dowiedziała się prawdy.
Już wtedy powinna była wiedzieć, że coś jest nie
w porządku, była jednak zbyt zaślepiona, żeby o cokol-
wiek podejrzewać Alana. Tak strasznie chciała mu
wierzyć, że na własne życzenie zlekceważyła ostrzegają-
ce sygnały.
A to, że Del chce, by dzwoniła tylko do hotelu, jest
oczywiście ze wszech miar logiczne.
– Muszę iść.
– Jakieś problemy? – zapytała, wstając, żeby go
odprowadzić do drzwi.
– Nie. Po prostu muszę iść do biura.
– Rozumiem. Czyli że dzwonili do ciebie z biura?
– Zgadza się. Do jutra, Maggie.
Mówiąc to, wyszedł.
Zamknęła za nim drzwi, odwróciła się i oparła o nie.
Przyjemne mrowienie szybko minęło, a zamiast niego
nieoczekiwanie pojawił się niepokój.
Jego biuro? Nie wiedziała nawet, gdzie się mieści.
Nigdy nie rozmawiał z nią o swojej pracy.
Czy to nie dziwne? Większość mężczyzn lubi mówić
o swoim zawodzie, a ilekroć pytała o to Dela, zawsze
zmieniał temat. Po dwóch tygodniach nadal nie wie, co
robi i w jaki sposób zarabia na życie.
A właściwie dlaczego? zastanowiła się. Czy to moż-
liwe, że... coś ukrywa?
Tajny agent Kopciuszka
69
Czyżby znów zaufała nie temu, komu trzeba?
Ależ skąd! Przecież Del to nie Alan! Del to przyjaciel.
Uprzejmy i wspaniałomyślny człowiek. Ugotował dla
nich kolację, przyniósł wózek i wymasował jej ramiona.
I czym mu się odpłaca? Podejrzliwością?
Kątem oka spojrzała na stos książek i błyszczące
fotografie, które dzisiaj przyniósł, i ogarnął ją wstyd.
Del jest po prostu miłym facetem. Przychodzi z po-
wodu swojej imienniczki, to wszystko. Dlatego w roz-
mowie omija tematy z życia prywatnego. Za to żywo
interesuje się Delilą.
Zresztą nie ma powodu, by cokolwiek przed nią
ukrywał. Powiedział, że nie jest żonaty, ale jeśli nawet
skłamał, to co z tego? Są przyjaciółmi, nic poza tym.
– Trochę ci to zajęło czasu – zauważył Bill. – Gdzie
byłeś?
– W Astorii.
– Oczywiście u Maggie.
– Tak. I nie zajęło mi to wcale tak dużo czasu. Tyle
co jazda metrem z Queens. Nie dłużej niż dojazd
taksówką z hotelu, więc czym tu się przejmować?
– Kto się przejmuje? Chyba że każesz mi oglądać
kolejne zdjęcia małej.
Del postanowił nie wyciągać dodatkowego kompletu
odbitek, które zrobił dla siebie. Odłożył aparat na półkę,
tę samą, na której trzymał swój karabin.
– Co nowego?
– Nie mamy jeszcze pewności – odparł Bill. – Ale
pomyślałem, że po tak długim czasie, jaki spędziliśmy,
wpatrując się w puste okno, możesz zechcieć zobaczyć to
70
Ingrid Weaver
na własne oczy.
Del pozdrowił dwoje agentów, zajmujących stanowis-
ka przy oknie. Specjalna folia odblaskowa, umieszczona
między sprzętem monitorującym i szybą, odbijała dzien-
ne światło, czyniąc wnętrze mieszkania niewidocznym
od zewnątrz. Natomiast widok w drugą stronę był
nieograniczony. W mieszkaniu, które obserwowali, Del
dojrzał poruszający się cień.
– Wreszcie coś się tam dzieje – powiedział.
– Święte słowa – zauważył Bill, podając mu lornetkę.
– Jeszcze nawet nie jest ciemno, a karaluchy wypełzają
ze swojej nory.
– To Simon?
– Za dobrze by było.
Przez lornetkę Del mógł wyróżnić krępą sylwetkę
poruszającą się wzdłuż jednej ze ścian głównego pokoju.
Osoba ta mogła mieć sto siedemdziesiąt siedem centy-
metrów wzrostu. Poczuł się bardzo rozczarowany. We- [ Pobierz całość w formacie PDF ]