[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zostawiały na posadzce mokre ślady.
 Wiadomość wyprzedziła wasze przybycie zaledwie o kilka godzin, lordzie  rzekł sekre-
tarz.  Król jest zaintrygowany. Czeka na wyjaśnienia.
Władca tym razem nie przyjmował w sali posłuchań ani w prywatnym gabinecie. Sekretarz za-
prowadził Arn-Kallana na piętro, do jednej z rzadko używanych komnat, której okna wychodziły
na dziedziniec. Król wyglądał na zewnątrz przez uchylone minimalnie okno. Arn-Kallan opadł na
jedno kolano, czekając, aż król zechce go zauważyć.
 Lordzie. . .
 Najjaśniejszy Panie. . .
Król dał znak, by Arn-Kallan wstał.
187
 Twój list, lordzie, wydaje się jeszcze mniej zrozumiały niż doniesienie z Ogorantu. Co ozna-
cza sformułowanie:  niejasne powiązania Kręgu z pewnym rodem bliskim Jego Wysokości ? I czy
nie dało się aresztować tego półgłówka Garanso, zamiast go zabijać?
 Obawiam się, że nie, Wasza Wysokość.
 Jestem zaniepokojony. Czy określenie  najemnicy jest adekwatne do członków Kręgu?
 Do tych? Raczej tak  odrzekł lord.  Może trochę. . .
 A dlaczego uznałeś za stosowne ściągnięcie tych magów aż tutaj?  przerwał mu król.
 Uważałem, że łatwiej będzie ich mieć pod kontrolą tutaj niż w Ogorancie. Potrafią przemiesz-
czać się bardzo szybko. Kto wie, gdzie byliby za kilka tygodni. Czy Jego Wysokość jest niezadowo-
lony?  spytał Arn-Kallan.
 Niezadowolony to złe słowo. Raczej zaskoczony. Gdzie oni są teraz?
 Chyba nadal na dziedzińcu, Wasza Wysokość.
Atael ponownie zerknął przez szparę, marszcząc brwi.
 Widzę jedynie żołnierzy, konie i trochę służby młodszego sortu.
 Ten młodszy sort. . . Najjaśniejszy Panie. . . obawiam się, że to właśnie oni. Kiedy el Korin
pisał  młodzi , należało to potraktować bardzo dosłownie.
Brwi króla podjechały do góry w niemym zdumieniu.
188
 Najstarszy z nich ma dziewiętnaście lat. To chłopcy. Choć rzeczywiście są obdarzeni mocą 
dodał Arn-Kallan.
 Jestem bardzo zaskoczony  stwierdził król.
Arn-Kallan postanowił na razie nie wspominać o incydentach, które zaszły po drodze. Przez
gardło by mu chyba nie przeszła opowieść o bitwie na śnieżki; o tym, co się działo, gdy w oberży
podano im nieświeżą rybę; ani o tym strasznym momencie, gdy na podgrodziu jakiś ulicznik rzucił
w Tkacza Iluzji kamieniem. Kiedy odjeżdżali, przechodnie właśnie usiłowali ściągnąć dzieciaka
z najwyższego dachu w okolicy.
 Jutro złożysz na ręce mego sekretarza bardziej szczegółowy raport niż te notatki robione na
brzegu stołu w gospodzie  rzekł król.  A naszych gości umieśćcie w wygodnych kwaterach.
Niech niczego im nie brakuje. Obejrzę ich wieczorem. Jeśli zdążę. To wszystko, lordzie. Dziękuję.
Arn-Kallan złożył jeszcze jeden głęboki ukłon, po czym wycofał się z ulgą. Król nie był nieza-
dowolony, lecz trudno było rzec, że jest zadowolony. Niepokój Arn-Kallana wynikał raczej z tego,
iż miał uczucie, jakby nie dopełnił całości swych obowiązków. Trudno było jednak działać według
utartych schematów na gruncie tak niepewnym jak obecność lengorchiańskiej magii w smarkatym
opakowaniu.
189
* * *
Nocny Zpiewak, który jest ode mnie zdecydowanie lepszy w matematyce, wymyślił kiedyś formu-
łę:  Częstotliwość znajdowania odpowiedniego domu jest wielkością odwrotną do liczby potencjal-
nych mieszkańców i dwójnią ich wymagań , cokolwiek znaczy to ostatnie. Z grubsza rzecz biorąc,
była mała szansa, że jakiekolwiek pomieszczenia (czy będzie to ośla stajenka, czy cały pałac) spełnią
idealnie wszystkie wymagania ośmiu młodych mężczyzn, zwłaszcza jeśli wszyscy oni są magami.
Byliśmy już naprawdę zmęczeni tutejszym koszmarnym klimatem, zimnem, od którego pękała
skóra na ustach oraz zle (lub wcale) ukrywaną wrogością ludzi spotykanych po drodze. Miałem wra-
żenie, że nogi wykrzywiły mi się od siodła i nigdy już nie wrócą do formy pierwotnej. Kiedy wreszcie
dotarliśmy do Kodau, miasto stołeczne wydało mi się jedynie większą ilością tego, co już widzie-
liśmy po drodze, w barwach niezdecydowanie szaro-białych. Kamień, który trafił mnie w łopatkę,
utwierdził nas w przekonaniu, że mieszkańcy stolicy w niczym nie różnią się od tych z prowincji. Być
obiektem tak czystej, zupełnie bezinteresownej nienawiści  to ogromnie przygnębiające. A powo-
dem jest takie głupstwo jak to, że około stu lat temu jeden przodek poderżnął gardło drugiemu.
Zamek królewski wydawał się natomiast kilkoma tysiącami ton granitu i paroma milionami ce-
gieł poukładanych jedna na drugiej w rozmaitych konfiguracjach. W przeciwieństwie do  naszego
Zamku Magów, który od razu został zaprojektowany jako spójna całość i takoż wzniesiony, tutejsza
190
siedziba najwyższej władzy sprawia wrażenie, jakby rozrastała się samodzielnie niby grzyb na pniu.
Oczami wyobrazni widzę jakiegoś roztargnionego króla, jak zwraca się do nadwornego architekta:
 Przyjeżdża stryjaszek z rodziną, więc dobuduj szybko jakieś dodatkowe skrzydło. A jak się nie da,
to wstaw coś w jakieś puste miejsce, byle daleko od mojej sypialni .
Jak pisałem wyżej, trudno jest ulokować ośmiu magów tak, żeby zadowolić absolutnie wszyst- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl