[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pożyczkodawca nosi obco brzmiące nazwisko, bo tylko Hannah czytała dzisiaj dokumenty.
- W każdym razie ma adres w Kopenhadze, ale... Ole zatrzymał się i czekał, co powie
bankier.
- ... ale nazwisko może wskazywać, że jest Niemcem.
Rozmowę przerwało gwałtowne zamieszanie na podwórzu. Z turkotem kół i dudnieniem
kopyt mieszały się nawoływania i krzyki, śpiewy i śmiechy. Wyglądało na to, że ktoś zorganizował
zabawę. Ole wraz z bankierem podeszli do okna wychodzącego na dziedziniec. Przed wschodnim
skrzydłem stały trzy duże powozy, a drogą zbliżali się galopem czterej jezdzcy. Wymachiwali
kapeluszami i prawie wpadli na grupkę ludzi, która zebrała się przy powozach. Na nowo rozległy
się okrzyki, młodzi ludzie przepychali się między sobą, wszyscy w wesołych nastrojach.
Jeden z nich zbliżył się do wejścia prowadzącego do bocznego skrzydła i sam otworzył
drzwi, nie czekając, aż ktoś wpuści go do środka. Dopiero wtedy Ole zorientował się, że to
najstarszy syn Alice, Frederik. Ten sam, który wpuścił pszczoły do gabinetu, a wkrótce potem
przeniósł się do Niemiec. Teraz wrócił do Sorholm. Ole zacisnął zęby. Frederik nie jest mile
widzianym gościem tu, w majątku.
Hannah również wyszła z gabinetu i skierowała się ku schodom.
- Co to za zamieszanie? - spytała, schodząc wolno. Uniosła lekko spódnicę, żeby się nie
potknąć, a Ole wtedy pomyślał, że matka jest urodzoną damą - stworzoną do tego pięknego miejsca.
Dwór w Hemsedal był skromny, tam Hannah nadawała mu blask. Tu, w Sorholm, otaczało ją
dostojeństwo i przepych. Ole poczuł wielką dumę ze swojej pięknej, mądrej matki.
Hannah kierowała się do holu. Ole wciąż obserwował ją z góry. Poruszała się spokojnie, z
gracją.
Nagle frontowe drzwi otworzyły się z hałasem i do środka wpadli trzej rozweseleni
młodzieńcy.
- Dajcie wina uczonym! Hej, ho! Jak cudownie jest na wsi, gdzie dziewczyny mają takie
rumiane policzki...
Na widok Hannah umilkli. Kobieta przystanęła i obserwowała młodych łudzi. Od głównego
wejścia prowadziło do holu pięć małych schodów, na których zatrzymali się teraz młodzieńcy.
Dwaj złapali się poręczy, ciężko się na niej uwiesili, trzeci trzymał się na nogach o własnych siłach.
Wyglądało na to, że są podpici. Ich twarze wyrażały zdziwienie i niepewność.
- Kogo mam przyjemność powitać? - spytała Hannah, nie wyciągając jednak ręki.
- Ja jestem Ruben. To Heinz, a to Thomas. Jesteśmy wdzięczni za pani gościnność, bardzo
się cieszymy, że będziemy mogli tu miło i spokojnie spędzić czas.
- Rzeczywiście, przydałoby wam się trochę spokoju. -Hannah nie mogła powstrzymać się od
kąśliwej uwagi. Młodzieńcy wydawali się zupełnie beztroscy, ale ona nie miała ochoty na żarty. -
Przypuszczam, że trafiliście do niewłaściwych drzwi. A kto was tu zaprosił?
- Dziedziczka, matka Frederika. To nie pani? - Najniższy sprawiał wrażenie
najtrzezwiejszego i właśnie on zaczynał pojmować, że coś tu jest nie tak. Chrząknął i z ciekawością
przyjrzał się Hannah. Stała przed nimi elegancka kobieta o pięknych rysach, zupełnie inna niż
matka kolegi. Poznał Alice wcześniej i od razu powinien się zorientować, że to nie ona.
- Tak, to ja jestem dziedziczką tego majątku. - Hannah tłumaczyła spokojnie. - W bocznym
skrzydle udostępniłam mieszkanie lokatorom. Zapewne tam chcieliście trafić. Wschodnie skrzydło
jest wynajmowane, zachodnie zajmuje służba. A teraz żegnam.
Rozmowa dobiegła końca, lecz w tej samej chwili drzwi znów się otworzyły. Tym razem do
środka wpadł Frederik.
- Hej, chłopcy! Serwujemy poncz na pięt... - urwał, widząc, że koledzy ledwie weszli za
próg. Chwiał się na nogach i upłynęła dłuższa chwila, nim zorientował się w sytuacji. Kiedy na-
potkał wzrok Hannah, szybko wytrzezwiał, a twarz mu pobladła.
- Nie wiedziałem...
- Rozumiem - odparła Hannah chłodno. - Wyjaśniłam już twoim przyjaciołom, że lokatorzy
mieszkają we wschodnim skrzydle. Zaprowadz ich tam!
Frederik zacisnął zęby. Takie upokorzenie, i to w obecności przyjaciół! Tego nie może
puścić płazem!
- Dobrze znam posiadłość, w której się urodziłem i dorastałem. Nie musisz nic więcej
mówić.
Hannah wiedziała, że go dotknęła, ale nie zamierzała niczego łagodzić. Ten paskudny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
pożyczkodawca nosi obco brzmiące nazwisko, bo tylko Hannah czytała dzisiaj dokumenty.
- W każdym razie ma adres w Kopenhadze, ale... Ole zatrzymał się i czekał, co powie
bankier.
- ... ale nazwisko może wskazywać, że jest Niemcem.
Rozmowę przerwało gwałtowne zamieszanie na podwórzu. Z turkotem kół i dudnieniem
kopyt mieszały się nawoływania i krzyki, śpiewy i śmiechy. Wyglądało na to, że ktoś zorganizował
zabawę. Ole wraz z bankierem podeszli do okna wychodzącego na dziedziniec. Przed wschodnim
skrzydłem stały trzy duże powozy, a drogą zbliżali się galopem czterej jezdzcy. Wymachiwali
kapeluszami i prawie wpadli na grupkę ludzi, która zebrała się przy powozach. Na nowo rozległy
się okrzyki, młodzi ludzie przepychali się między sobą, wszyscy w wesołych nastrojach.
Jeden z nich zbliżył się do wejścia prowadzącego do bocznego skrzydła i sam otworzył
drzwi, nie czekając, aż ktoś wpuści go do środka. Dopiero wtedy Ole zorientował się, że to
najstarszy syn Alice, Frederik. Ten sam, który wpuścił pszczoły do gabinetu, a wkrótce potem
przeniósł się do Niemiec. Teraz wrócił do Sorholm. Ole zacisnął zęby. Frederik nie jest mile
widzianym gościem tu, w majątku.
Hannah również wyszła z gabinetu i skierowała się ku schodom.
- Co to za zamieszanie? - spytała, schodząc wolno. Uniosła lekko spódnicę, żeby się nie
potknąć, a Ole wtedy pomyślał, że matka jest urodzoną damą - stworzoną do tego pięknego miejsca.
Dwór w Hemsedal był skromny, tam Hannah nadawała mu blask. Tu, w Sorholm, otaczało ją
dostojeństwo i przepych. Ole poczuł wielką dumę ze swojej pięknej, mądrej matki.
Hannah kierowała się do holu. Ole wciąż obserwował ją z góry. Poruszała się spokojnie, z
gracją.
Nagle frontowe drzwi otworzyły się z hałasem i do środka wpadli trzej rozweseleni
młodzieńcy.
- Dajcie wina uczonym! Hej, ho! Jak cudownie jest na wsi, gdzie dziewczyny mają takie
rumiane policzki...
Na widok Hannah umilkli. Kobieta przystanęła i obserwowała młodych łudzi. Od głównego
wejścia prowadziło do holu pięć małych schodów, na których zatrzymali się teraz młodzieńcy.
Dwaj złapali się poręczy, ciężko się na niej uwiesili, trzeci trzymał się na nogach o własnych siłach.
Wyglądało na to, że są podpici. Ich twarze wyrażały zdziwienie i niepewność.
- Kogo mam przyjemność powitać? - spytała Hannah, nie wyciągając jednak ręki.
- Ja jestem Ruben. To Heinz, a to Thomas. Jesteśmy wdzięczni za pani gościnność, bardzo
się cieszymy, że będziemy mogli tu miło i spokojnie spędzić czas.
- Rzeczywiście, przydałoby wam się trochę spokoju. -Hannah nie mogła powstrzymać się od
kąśliwej uwagi. Młodzieńcy wydawali się zupełnie beztroscy, ale ona nie miała ochoty na żarty. -
Przypuszczam, że trafiliście do niewłaściwych drzwi. A kto was tu zaprosił?
- Dziedziczka, matka Frederika. To nie pani? - Najniższy sprawiał wrażenie
najtrzezwiejszego i właśnie on zaczynał pojmować, że coś tu jest nie tak. Chrząknął i z ciekawością
przyjrzał się Hannah. Stała przed nimi elegancka kobieta o pięknych rysach, zupełnie inna niż
matka kolegi. Poznał Alice wcześniej i od razu powinien się zorientować, że to nie ona.
- Tak, to ja jestem dziedziczką tego majątku. - Hannah tłumaczyła spokojnie. - W bocznym
skrzydle udostępniłam mieszkanie lokatorom. Zapewne tam chcieliście trafić. Wschodnie skrzydło
jest wynajmowane, zachodnie zajmuje służba. A teraz żegnam.
Rozmowa dobiegła końca, lecz w tej samej chwili drzwi znów się otworzyły. Tym razem do
środka wpadł Frederik.
- Hej, chłopcy! Serwujemy poncz na pięt... - urwał, widząc, że koledzy ledwie weszli za
próg. Chwiał się na nogach i upłynęła dłuższa chwila, nim zorientował się w sytuacji. Kiedy na-
potkał wzrok Hannah, szybko wytrzezwiał, a twarz mu pobladła.
- Nie wiedziałem...
- Rozumiem - odparła Hannah chłodno. - Wyjaśniłam już twoim przyjaciołom, że lokatorzy
mieszkają we wschodnim skrzydle. Zaprowadz ich tam!
Frederik zacisnął zęby. Takie upokorzenie, i to w obecności przyjaciół! Tego nie może
puścić płazem!
- Dobrze znam posiadłość, w której się urodziłem i dorastałem. Nie musisz nic więcej
mówić.
Hannah wiedziała, że go dotknęła, ale nie zamierzała niczego łagodzić. Ten paskudny [ Pobierz całość w formacie PDF ]