[ Pobierz całość w formacie PDF ]
po kieliszek, omal go nie tłukąc.
Zmierzył czujnym spojrzeniem na pół opróżnioną butelkę. Niech to diabli, chyba już dość długo się
tutaj zabawia. To dlatego ma takie rumieńce.
- Napijesz się trochę? - zapytała.
L R
T
Coś mu mówiło, że powinien się mieć na baczności.
- Nie, dzięki. - Przypatrywał się jej badawczo. Oparł się o framugę drzwi. - Co świętujemy?
Niedbale machnęła ręką w stronę laptopa.
- Zmieniałam rozsadzenie gości. I chyba mi się udało rozmieścić ich tak, żeby się wzajemnie nie
pozabijali. - Gdy Mason popatrzył na nią z zakłopotaniem, podniosła kieliszek. - Wypijmy za to.
Skrzyżował ramiona na piersi.
- Dobre wieści - rzekł, żeby coś powiedzieć. - Dzięki temu przyjęcie będzie bardziej udane.
Zaśmiała się nieco histerycznie.
- Och, niczego nie obiecuję - powiedziała. - Wszyscy, którzy mają ochotę się zjawić, już
potwierdzili udział. Przyjedzie mniej więcej trzy czwarte gości.
- To dobrze?
- Nie wiem - odparła szczerze. Mrugnęła do niego zalotnie. Czknęła i mówiła dalej: - Powiem ci po
dwudziestu minutach od rozpoczęcia imprezy.
- Nie zamierzam zostać tu tak długo.
- Dlaczego nie? - zapytała. - Ewentualna walka na pięści podgrzeje atmosferę. Wiele osób liczy na
dobrą zabawę. Część opowie się za biedną Reese. - Mówiąc biedna", zrobiła żałosną minę. - Część
wezmie stronę wspaniałomyślnego Dylana,
Nie bardzo wiedział, co chciała przez to powiedzieć.
- Wezmy mojego kuzyna Tucka. - Przechyliła się lekko w lewo. - Jest na mnie zły. A na ciebie
wściekły jak diabli.
Nic odpowiedniego nie przychodziło mu do głowy. Zamruczał.
- Powiedział, że przyjdzie i skopie ci tyłek - ciągnęła. - Myślę, że większość gości jest ciekawa, co z
tego wyniknie, oczekuje skandalu. - Z westchnieniem położyła łokcie na blacie, oparła brodę na dłoni.
Alkohol krążący w jej żyłach spowalniał ruchy. - Nie mam pojęcia, co zrobić, żeby zachowali neutralność,
nie opowiadali się po czyjejś stronie.
- Reese, ja...
- Wiem. - Na jej twarzy błysnęło podniecenie. - Może namówię Dylana, żeby też przyszedł, i
zrobimy sobie wspólne zdjęcie. Ja, mój były mąż i były narzeczony.
- Zaczynasz mówić od rzeczy.
- Ja? Od rzeczy? - Skrzywiła się zabawnie. - Większość kobiet marzy, żeby dwóch facetów się o nie
biło. Ja? - Przesadnie mocno uderzyła się w pierś. Dziwił się, że nie spadła ze stołka. - Mam dwóch
przystojnych facetów i każdy podsuwa mnie temu drugiemu.
Mason zdusił uśmiech.
- Mój narzeczony... - Urwała, wzruszyła ramionami i poprawiła: - Były narzeczony wpycha mnie w
ramiona byłego męża. Przekonuje, że powinnam zachować się fair i wysłuchać twoich racji, że na to
zasługujesz. Bo jesteś jakimś bohaterem czy coś takiego.
L R
T
Skrzywił się mimowolnie.
Reese leciutko zmarszczyła czoło.
- Dlaczego Dylan zawsze musi być tak cholernie wyrozumiały?
Po raz pierwszy wyraziła się o nim z niechęcią. Mason zawahał się.
- Reese, on na pewno...
- Wiesz co? - weszła mu w słowo. - Dopiero po trzech miesiącach namówił mnie, żebym poszła z
nim do łóżka.
Zacisnął palce na piłeczce. Nie chciał ciągnąć tego tematu.
- Jest cierpliwym człowiekiem.
- I to bardzo. Nie wiem, dlaczego ze mną wytrzymał. - Umilkła, zadumała się. - Dlaczego nadal
wytrzymuje.
Miał gotową odpowiedz na to pytanie. Bo jest warta czekania. Bo jest, zawsze była, wyjątkowa. Bo
jest piękna, a jej dotyk potrafi rozpalić mężczyznę...
Odepchnął od siebie tę myśl.
- Początkowo nie chciałam się z nim umówić, bo moja nadopiekuńcza mateńka od lat próbowała
nas skojarzyć. - Zrobiła zabawną minę. - Uważałam, że Dylan jest zbyt doskonały. No bo jest - dodała.
Poczuł skurcz w żołądku. - Bogaty. Przystojny. Prawnik z wielkiej korporacji. Zabawny i bystry. Każda
panna chciałaby takiego złowić.
Nie było mu w smak wysłuchiwanie peanów na cześć Dylana.
Jednak najgorsze nastąpiło dopiero teraz.
- Ale przede wszystkim przeważyło to, że jeszcze nie do końca otrząsnęłam się z pierwszego
małżeństwa.
Cholera, ale temat. Musi ją uciszyć, bo to zle się dla niego skończy. Albo, co gorsze, znowu
dopadnie go migrena.
- No i chodzi o ciebie - dodała, a Mason zacisnął szczęki.
Zaraz zacznie go krytykować. Wyleje na niego całą złość. Albo wytknie mu wszystkie porażki,
których przecież nie brakowało.
- Nagle pojawia się były mąż, który pięknie wygląda i pięknie pachnie. - Zmarszczyła czoło. - I na
pewno smakujesz tak dobrze, jak pamiętam.
Zrobiło mu się jeszcze bardziej gorąco. Reese jest bardziej pijana, niż sądził. Inaczej w życiu by
czegoś takiego nie powiedziała. Zaklinała się przecież, że nie chce go widzieć na oczy.
- W dodatku miałeś czelność pomóc mi z tymi rzezbami. - Na jej twarzy malowała się wdzięczność
przemieszana z zakłopotaniem i gniewem. - I cały czas próbowałeś namówić mnie, żebym pogodziła się z
Dylanem. - Zwiesiła ramiona. - No i sam widzisz.
Miał już dość słuchania jej wynurzeń. Zrobił krok do przodu.
- Reese, zakończmy na tym i...
L R
T
- Ale jedno, z czym nie potrafię sobie poradzić... - powiedziała, podnosząc się z miejsca.
Zachwiała się. Ledwie się powstrzymał, żeby nie podbiec i nie podtrzymać jej. Reese nie chciałaby
jego pomocy.
Kiedy jednak sięgnęła po butelkę, nie miał wątpliwości, że musi zainterweniować. Podszedł i
stanowczo odsunął ją od Reese. Przez co znalazł się niebezpiecznie blisko od słodkiej blondyneczki.
Czuł bijące od niej ciepło i serce jak szalone dudniło mu w piersi. Wspomnienia ożywały...
- Nie mogę pojąć... - Patrzyła na niego, a on tonął w tych jej błękitnych oczach. - Nie rozumiem,
dlaczego nie mogę przestać myśleć, jak to było między nami.
Wiedział, że musi być ostrożny, lecz nagle zdrowy rozsądek przestał się liczyć. W dodatku Reese
przysunęła się bliżej, czuł jej słodki, karmelowy zapach.
- Mason, twoje dotknięcie było jak trucizna. - Mówiła niewyraznie, prawie mamrocząc. - Byłam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
po kieliszek, omal go nie tłukąc.
Zmierzył czujnym spojrzeniem na pół opróżnioną butelkę. Niech to diabli, chyba już dość długo się
tutaj zabawia. To dlatego ma takie rumieńce.
- Napijesz się trochę? - zapytała.
L R
T
Coś mu mówiło, że powinien się mieć na baczności.
- Nie, dzięki. - Przypatrywał się jej badawczo. Oparł się o framugę drzwi. - Co świętujemy?
Niedbale machnęła ręką w stronę laptopa.
- Zmieniałam rozsadzenie gości. I chyba mi się udało rozmieścić ich tak, żeby się wzajemnie nie
pozabijali. - Gdy Mason popatrzył na nią z zakłopotaniem, podniosła kieliszek. - Wypijmy za to.
Skrzyżował ramiona na piersi.
- Dobre wieści - rzekł, żeby coś powiedzieć. - Dzięki temu przyjęcie będzie bardziej udane.
Zaśmiała się nieco histerycznie.
- Och, niczego nie obiecuję - powiedziała. - Wszyscy, którzy mają ochotę się zjawić, już
potwierdzili udział. Przyjedzie mniej więcej trzy czwarte gości.
- To dobrze?
- Nie wiem - odparła szczerze. Mrugnęła do niego zalotnie. Czknęła i mówiła dalej: - Powiem ci po
dwudziestu minutach od rozpoczęcia imprezy.
- Nie zamierzam zostać tu tak długo.
- Dlaczego nie? - zapytała. - Ewentualna walka na pięści podgrzeje atmosferę. Wiele osób liczy na
dobrą zabawę. Część opowie się za biedną Reese. - Mówiąc biedna", zrobiła żałosną minę. - Część
wezmie stronę wspaniałomyślnego Dylana,
Nie bardzo wiedział, co chciała przez to powiedzieć.
- Wezmy mojego kuzyna Tucka. - Przechyliła się lekko w lewo. - Jest na mnie zły. A na ciebie
wściekły jak diabli.
Nic odpowiedniego nie przychodziło mu do głowy. Zamruczał.
- Powiedział, że przyjdzie i skopie ci tyłek - ciągnęła. - Myślę, że większość gości jest ciekawa, co z
tego wyniknie, oczekuje skandalu. - Z westchnieniem położyła łokcie na blacie, oparła brodę na dłoni.
Alkohol krążący w jej żyłach spowalniał ruchy. - Nie mam pojęcia, co zrobić, żeby zachowali neutralność,
nie opowiadali się po czyjejś stronie.
- Reese, ja...
- Wiem. - Na jej twarzy błysnęło podniecenie. - Może namówię Dylana, żeby też przyszedł, i
zrobimy sobie wspólne zdjęcie. Ja, mój były mąż i były narzeczony.
- Zaczynasz mówić od rzeczy.
- Ja? Od rzeczy? - Skrzywiła się zabawnie. - Większość kobiet marzy, żeby dwóch facetów się o nie
biło. Ja? - Przesadnie mocno uderzyła się w pierś. Dziwił się, że nie spadła ze stołka. - Mam dwóch
przystojnych facetów i każdy podsuwa mnie temu drugiemu.
Mason zdusił uśmiech.
- Mój narzeczony... - Urwała, wzruszyła ramionami i poprawiła: - Były narzeczony wpycha mnie w
ramiona byłego męża. Przekonuje, że powinnam zachować się fair i wysłuchać twoich racji, że na to
zasługujesz. Bo jesteś jakimś bohaterem czy coś takiego.
L R
T
Skrzywił się mimowolnie.
Reese leciutko zmarszczyła czoło.
- Dlaczego Dylan zawsze musi być tak cholernie wyrozumiały?
Po raz pierwszy wyraziła się o nim z niechęcią. Mason zawahał się.
- Reese, on na pewno...
- Wiesz co? - weszła mu w słowo. - Dopiero po trzech miesiącach namówił mnie, żebym poszła z
nim do łóżka.
Zacisnął palce na piłeczce. Nie chciał ciągnąć tego tematu.
- Jest cierpliwym człowiekiem.
- I to bardzo. Nie wiem, dlaczego ze mną wytrzymał. - Umilkła, zadumała się. - Dlaczego nadal
wytrzymuje.
Miał gotową odpowiedz na to pytanie. Bo jest warta czekania. Bo jest, zawsze była, wyjątkowa. Bo
jest piękna, a jej dotyk potrafi rozpalić mężczyznę...
Odepchnął od siebie tę myśl.
- Początkowo nie chciałam się z nim umówić, bo moja nadopiekuńcza mateńka od lat próbowała
nas skojarzyć. - Zrobiła zabawną minę. - Uważałam, że Dylan jest zbyt doskonały. No bo jest - dodała.
Poczuł skurcz w żołądku. - Bogaty. Przystojny. Prawnik z wielkiej korporacji. Zabawny i bystry. Każda
panna chciałaby takiego złowić.
Nie było mu w smak wysłuchiwanie peanów na cześć Dylana.
Jednak najgorsze nastąpiło dopiero teraz.
- Ale przede wszystkim przeważyło to, że jeszcze nie do końca otrząsnęłam się z pierwszego
małżeństwa.
Cholera, ale temat. Musi ją uciszyć, bo to zle się dla niego skończy. Albo, co gorsze, znowu
dopadnie go migrena.
- No i chodzi o ciebie - dodała, a Mason zacisnął szczęki.
Zaraz zacznie go krytykować. Wyleje na niego całą złość. Albo wytknie mu wszystkie porażki,
których przecież nie brakowało.
- Nagle pojawia się były mąż, który pięknie wygląda i pięknie pachnie. - Zmarszczyła czoło. - I na
pewno smakujesz tak dobrze, jak pamiętam.
Zrobiło mu się jeszcze bardziej gorąco. Reese jest bardziej pijana, niż sądził. Inaczej w życiu by
czegoś takiego nie powiedziała. Zaklinała się przecież, że nie chce go widzieć na oczy.
- W dodatku miałeś czelność pomóc mi z tymi rzezbami. - Na jej twarzy malowała się wdzięczność
przemieszana z zakłopotaniem i gniewem. - I cały czas próbowałeś namówić mnie, żebym pogodziła się z
Dylanem. - Zwiesiła ramiona. - No i sam widzisz.
Miał już dość słuchania jej wynurzeń. Zrobił krok do przodu.
- Reese, zakończmy na tym i...
L R
T
- Ale jedno, z czym nie potrafię sobie poradzić... - powiedziała, podnosząc się z miejsca.
Zachwiała się. Ledwie się powstrzymał, żeby nie podbiec i nie podtrzymać jej. Reese nie chciałaby
jego pomocy.
Kiedy jednak sięgnęła po butelkę, nie miał wątpliwości, że musi zainterweniować. Podszedł i
stanowczo odsunął ją od Reese. Przez co znalazł się niebezpiecznie blisko od słodkiej blondyneczki.
Czuł bijące od niej ciepło i serce jak szalone dudniło mu w piersi. Wspomnienia ożywały...
- Nie mogę pojąć... - Patrzyła na niego, a on tonął w tych jej błękitnych oczach. - Nie rozumiem,
dlaczego nie mogę przestać myśleć, jak to było między nami.
Wiedział, że musi być ostrożny, lecz nagle zdrowy rozsądek przestał się liczyć. W dodatku Reese
przysunęła się bliżej, czuł jej słodki, karmelowy zapach.
- Mason, twoje dotknięcie było jak trucizna. - Mówiła niewyraznie, prawie mamrocząc. - Byłam [ Pobierz całość w formacie PDF ]