[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stępcy tronu? Jak mogła zawieść cały kraj?
R
L
T
Nie mogła. Wyprawa do Szkocji była jedynym buntem, na jaki mogła sobie po-
zwolić.
- Muszę wrócić - powiedziała. - Nie mam wyboru.
- Ale jeszcze nie teraz?
Czyżby w jego głosie pojawiła się nuta niepokoju? Spojrzała na Corrana, modląc
się, żeby to była prawda. Patrzył prosto przed siebie, ale miał zaciśnięte usta.
- Nie - odparła powoli. - Jeszcze nie teraz.
R
L
T
ROZDZIAA SZÓSTY
Trzy miesiące... A w Mhoraigh spędziła dopiero trzy tygodnie. Czy wytrzyma do
końca?
Powiedzieć sobie, że trzeba opanować żądzę, to jedno, a zrobić to naprawdę.
Czy po powrocie do domu powinna po prostu rzucić się na Corrana, licząc, że zro-
zumie, o co jej chodzi? Nie, chyba się nie odważy.
Albo może zapytać:  Jak się zapatrujesz na przelotne romanse"?
A jeszcze lepiej byłoby poważnie pogadać.
Dobry pomysł, uznała. Ale im dłużej zastanawiała się nad przebiegiem takiej roz-
mowy, tym bardziej grzęzła w infantylnych eufemizmach. Więc może jednak rzucić się
na niego?
Podczas drogi powrotnej do Mhoraigh uświadomiła sobie jedno - tłumienie popędu
było błędem. Musiała trzymać złączone dłonie, żeby nie dotknąć Corrana.
Fizycznie czuła się zle, lekko ją mdliło, serce waliło jak szalone, zaschło jej w gar-
dle. Czy to normalne?
Wiedziałaby, co robić, gdyby była bardziej doświadczona. Czy zaspokojenie pra-
gnienia było warte ryzyka zrobienia z siebie kompletnej idiotki? Nie potrafiła się zdecy-
dować. W sumie mogła spróbować przekonać samą siebie, że wcale tego nie chce. Ale
atmosfera w aucie stawała się coraz bardziej napięta.
Kiedy w końcu zajechali przed dom, Lotta chciała jak najszybciej otworzyć drzwi i
odetchnąć świeżym powietrzem, ale nogi miała jak z waty. Może naprawdę jest chora?
Wez się w garść! - nakazała sobie. Zajęła ręce i myśli wypakowywaniem zakupów.
Głęboko oddychać: raz, dwa, raz, dwa. Dobrze, że Corran poszedł wyprowadzić psy.
Pookie zachowywał się, jakby miał ADHD.
- Walizkę zaniosłem na górę - rzucił Corran.
Uf, przynajmniej będzie mogła się przebrać. Uczepiła się myśli, że założenie sta-
rych ciuchów obudzi w niej księżniczkę i przegna tę żywą, ogarniętą pożądaniem dziew-
czynę, jaką się stała.
Ech, żeby to było takie proste.
R
L
T
Pamiętała, że spakowała najskromniejsze ubrania, ale teraz wszystko wydawało się
zbyt eleganckie jak na Loch Mhoraigh House. Miała ochotę rzucić to w kąt, jednak od-
zyskanie walizki kosztowało tyle zachodu...
Wybrała najbardziej niezobowiązujący strój, jaki znalazła: luzne spodnie i je-
dwabną bluzeczkę. Gorzej, te dotyk luksusowych materiałów nagle ją rozdrażnił. Nie
wiedziała, co zrobić z rękami, czuła się nieswojo.
Kiedy weszła, Corran zaglądał do piekarnika. Rzucił jej szybkie spojrzenie. Potem
drugie, dłuższe.
- Wyglądasz bardzo elegancko - powiedział.
Elegancko. Fatalne słowo, uznała. Nie chciała wyglądać elegancko, lecz seksow-
nie.
Elegancja nie pasowała do Mhoraigh, była nie na miejscu, tak jak sama Lotta.
W mieście kupili gotowe danie do podgrzania, ale Lotty nie ucieszyło wolne od
gotowania. Jedwab pieścił Jej skórę przy każdym ruchu. %7łałowała, że nie ma na sobie
dżinsów i różowego sweterka albo nawet brudnych roboczych ciuchów...
Była nienaturalnie świadoma obecności Corrana. Bała się spojrzeć w jego lodowate
oczy, ale wzrokiem błądziła po twarzy. Policzki, skronie, usta. Te usta.
Jak to możliwe, że wcześniej siedziała przy tym stole i radośnie gawędziła z Cor-
ranem? Nie tym razem. Czuła się skrępowana.
Jeden dzień zmienił tak wiele? Przecież nic takiego się nie stało. Pojechali samo-
chodem, przespacerowali się po dwóch sklepach. Mimo to Lotta czuła, że coś się zmie-
niło.
Siedziała jak na szpilkach. Próbowali rozmawiać - bez skutku. Lotta bawiła się je-
dzeniem.
- Nie jesteś głodna?
- Nie bardzo.
- Ja też nie. Chodz na dwór.
- Na dwór?
- Za długo siedziałem w samochodzie. Muszę się rozruszać. Masz ochotę na spa-
cer?
R
L
T
- Dobrze - bąknęła.
Zapadł jeden z tych cudownych górskich wieczorów, które tak pokochała. Podobno
zimą było zupełnie inaczej - ze względu na krótkie dni i przenikliwe zimno - ale w
czerwcu słońce chowało się za horyzontem dopiero po dziewiątej.
Było ciepło, ale Lotta szła skulona.
- Zimno ci? - spytał Corran. - Chcesz wrócić po kurtkę?
- Nie, ja... W porządku. - Spróbowała się rozluznić. - W porządku - powtórzyła.
Przez całe popołudnie była spięta. Corran nie umiał powiedzieć, kiedy wpadła w
ten dziwny nastrój. W drodze do Glasgow wszystko grało, ale potem zaczęła wspominać
o powrocie do domu i wtedy...
Do swojego domu. Corran oczywiście nie oczekiwał, że Lotta zostanie tu na zaw-
sze, ale nie sądził, że tak prędko zacznie przebąkiwać o wyjezdzie.
Dopiero co przyzwyczaił się do jej obecności. Okazała się sumienną pracownicą,
remont domków posuwał się szybko do przodu. Ulżyło mu, kiedy zaznaczyła, że nie za-
mierza wyjechać już teraz, naturalnie wyłącznie z powodów czysto praktycznych.
Przypomniała, że jest tu tymczasowo. Dziś, z jakiegoś powodu, mocno to podkre-
śliła. A kiedy przebrana weszła do kuchni, prawie jej nie poznał. Miała na sobie spodnie i
bluzkę, jak zwykle, ale dzisiejszy zestaw był niezwykle elegancki. I zapewne bardzo
drogi. Ciekawe, ile baranów dałoby się kupić za cenę tych spodni...
Wyglądała zdecydowanie inaczej. Jak postać z innego świata. Przy niej szafa Elli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl