[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Trzeba było zrobić to wtedy, gdy na gali poprosił ją do tańca, ale wówczas nie spę-
dziłaby z nim dwóch upojnych nocy, a dziś nie oddałaby ich za żadne skarby świa-
ta. Dzięki niemu znów poczuła, że żyje.
- Obecnie panna - odparła.
Nie była w stanie dalej na niego patrzeć ze świadomością, co się dzieje w jego
głowie. Zdawała sobie sprawę, że mógł się poczuć oszukany i zdradzony. Szybko
otworzyła więc teczkę i zaczęła szukać w niej planu zajęć królowej.
- Rano jest spotkanie z dyrektorem Fundacji Hauswortha na Rzecz Dzieci, ale
popołudnie ma pani wolne.
- Wspaniale! Zapisz więc wizytę w hotelu.
- Tak jest, proszÄ™ pani.
- Może być o pierwszej? - zwróciła się królowa do Ethana.
56
S
R
- Oczywiście - odparł Ethan i wstał z kanapy. - Muszę już iść. Dziękuję za
radÄ™.
Zachowywał się nienagannie, ale w jego oczach Lizzy dostrzegła złowrogi
blask. Wiedziała, że choć się uśmiecha, w środku kipi ze złości. Trudno było mu się
dziwić.
- Cieszę się, że mogłam ci pomóc - odparła z uśmiechem królowa, nieświa-
doma tego, co się między nimi działo.
Kiedy Ethan przechodził obok Lizzy, rzucił jej piorunujące spojrzenie. Lizzy
cofnęła się, aby go przepuścić przez drzwi. Zastanawiała się, po jaką radę przyszedł
do królowej.
- Miło było panią poznać, panno Pryce - powiedział do niej grzecznym gło-
sem, choć w jego oczach widać było wściekłość.
Lizzy ukłoniła się i odparła:
- Wasza Wysokość.
Kiedy Ethan wyszedł, wzięła głęboki oddech.
- Ethan jest taki miły - zauważyła królowa. - A do tego przystojny.
Lizzy bez słowa skinęła głową.
- Naprawdę tak myślisz? - spytała królowa.
O co jej chodziło? Może coś podejrzewała? Lizzy nie chciała, aby królowa się
domyśliła, jak bardzo Ethan ją pociąga, choć z drugiej strony zbytnia obojętność
mogła jej się wydać równie podejrzana.
- Jest podobny do króla - odparła wymijająco.
- Prawda? Poza tym obaj są równie uparci - westchnęła królowa i machnęła
ręką, jakby chciała odgonić niemiłą myśl. - Mam nadzieję, że przełamią wzajemną
niechęć i zaczną się traktować jak bracia.
- Mogę w czymś jeszcze pomóc? - spytała Lizzy.
- Nie, Elizabeth, możesz odejść. Zadzwonię, jeśli będę cię potrzebować.
Lizzy skłoniła się i wyszła na korytarz. Kiedy została sama, zdała sobie spra-
57
S
R
wę z powagi sytuacji. Ugięły się pod nią kolana i zaczęła cała drżeć. Sama była so-
bie winna. Mogła mieć tylko nadzieję, że Ethan nie opowie o tym królowi, choć nie
dziwiłaby się, gdyby wydał mu ją na pożarcie.
ROZDZIAA ÓSMY
Lizzy wróciła do skrzydła pałacu, gdzie mieścił się jej gabinet i inne biura
administracji. Z ulgą dotarła do drzwi, nie spotkawszy po drodze nikogo znajome-
go. Była sobota, więc do pracy przyszło niewiele osób. Zamknęła za sobą drzwi,
podeszła do biurka i położyła na blacie skórzaną teczkę. Była spięta i bolały ją
wszystkie mięśnie.
Nagle otworzyły się drzwi. Odwróciła się i zobaczyła Ethana. Stał przed nią,
kipiąc ze złości.
- Panna Sinclair? Asystentka? - rzucił przez zęby.
Uczucia, które ukrywał w gabinecie królowej, teraz w pełni wyszły na jaw.
Lizzy się przestraszyła. Ethan nie był zły czy urażony, on się trząsł ze złości.
- Sinclair to nazwisko po mężu. Chciałam powiedzieć ci prawdę. Wiem, że
powinnam była zrobić to wcześniej.
- PowinnaÅ›?
- Przepraszam.
- Wszystko sobie zaplanowałaś - ciągnął Ethan. - Chciałaś się wkraść do pa-
łacu przez łóżko!
Lizzy patrzyła na niego oniemiała, z trudem pojmując słowa, które wypowie-
dział. Czy on naprawdę wierzył, że byłaby zdolna do takiej niegodziwości?
- To nieprawda! - zawołała, starając się trzymać nerwy na wodzy i nie podno-
sić głosu. - Może nie byłam wobec ciebie całkiem szczera, ale to ty mnie podrywa-
łeś. Chodziłeś za mną podczas balu, a potem pojawiłeś się w moim mieszkaniu.
- Mam uwierzyć, że nie znalazłaś okazji, aby mi powiedzieć, kim jesteś?
58
S
R
- Gdybym ci wtedy powiedziała, zdenerwowałbyś się i przez ciebie mogła-
bym stracić pracę.
- Nie ufasz mi?
- Ledwo cię znałam. Nie chciałam się z tobą widywać.
- Mogłaś mi powiedzieć, kiedy tańczyliśmy.
- Wiem. - Lizzy spuściła oczy. - Wiem, ale byłam ciekawa...
- Ciekawa?
Lizzy podniosła na niego wzrok.
- Zgoda, możesz mnie pozwać do sądu, ale musisz wiedzieć, że wtedy chcia-
łam poczuć, jak to jest, gdy się jest kochanym i pożądanym. Chciałam choć raz po-
czuć, że ktoś mnie potrzebuje. Wiem, że każdy powinien znać swoje miejsce, ale
uznałam, że dla jednej nocy z tobą warto zaryzykować. Potem ty sam zacząłeś do
mnie przychodzić.
- Okłamałaś mnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
Trzeba było zrobić to wtedy, gdy na gali poprosił ją do tańca, ale wówczas nie spę-
dziłaby z nim dwóch upojnych nocy, a dziś nie oddałaby ich za żadne skarby świa-
ta. Dzięki niemu znów poczuła, że żyje.
- Obecnie panna - odparła.
Nie była w stanie dalej na niego patrzeć ze świadomością, co się dzieje w jego
głowie. Zdawała sobie sprawę, że mógł się poczuć oszukany i zdradzony. Szybko
otworzyła więc teczkę i zaczęła szukać w niej planu zajęć królowej.
- Rano jest spotkanie z dyrektorem Fundacji Hauswortha na Rzecz Dzieci, ale
popołudnie ma pani wolne.
- Wspaniale! Zapisz więc wizytę w hotelu.
- Tak jest, proszÄ™ pani.
- Może być o pierwszej? - zwróciła się królowa do Ethana.
56
S
R
- Oczywiście - odparł Ethan i wstał z kanapy. - Muszę już iść. Dziękuję za
radÄ™.
Zachowywał się nienagannie, ale w jego oczach Lizzy dostrzegła złowrogi
blask. Wiedziała, że choć się uśmiecha, w środku kipi ze złości. Trudno było mu się
dziwić.
- Cieszę się, że mogłam ci pomóc - odparła z uśmiechem królowa, nieświa-
doma tego, co się między nimi działo.
Kiedy Ethan przechodził obok Lizzy, rzucił jej piorunujące spojrzenie. Lizzy
cofnęła się, aby go przepuścić przez drzwi. Zastanawiała się, po jaką radę przyszedł
do królowej.
- Miło było panią poznać, panno Pryce - powiedział do niej grzecznym gło-
sem, choć w jego oczach widać było wściekłość.
Lizzy ukłoniła się i odparła:
- Wasza Wysokość.
Kiedy Ethan wyszedł, wzięła głęboki oddech.
- Ethan jest taki miły - zauważyła królowa. - A do tego przystojny.
Lizzy bez słowa skinęła głową.
- Naprawdę tak myślisz? - spytała królowa.
O co jej chodziło? Może coś podejrzewała? Lizzy nie chciała, aby królowa się
domyśliła, jak bardzo Ethan ją pociąga, choć z drugiej strony zbytnia obojętność
mogła jej się wydać równie podejrzana.
- Jest podobny do króla - odparła wymijająco.
- Prawda? Poza tym obaj są równie uparci - westchnęła królowa i machnęła
ręką, jakby chciała odgonić niemiłą myśl. - Mam nadzieję, że przełamią wzajemną
niechęć i zaczną się traktować jak bracia.
- Mogę w czymś jeszcze pomóc? - spytała Lizzy.
- Nie, Elizabeth, możesz odejść. Zadzwonię, jeśli będę cię potrzebować.
Lizzy skłoniła się i wyszła na korytarz. Kiedy została sama, zdała sobie spra-
57
S
R
wę z powagi sytuacji. Ugięły się pod nią kolana i zaczęła cała drżeć. Sama była so-
bie winna. Mogła mieć tylko nadzieję, że Ethan nie opowie o tym królowi, choć nie
dziwiłaby się, gdyby wydał mu ją na pożarcie.
ROZDZIAA ÓSMY
Lizzy wróciła do skrzydła pałacu, gdzie mieścił się jej gabinet i inne biura
administracji. Z ulgą dotarła do drzwi, nie spotkawszy po drodze nikogo znajome-
go. Była sobota, więc do pracy przyszło niewiele osób. Zamknęła za sobą drzwi,
podeszła do biurka i położyła na blacie skórzaną teczkę. Była spięta i bolały ją
wszystkie mięśnie.
Nagle otworzyły się drzwi. Odwróciła się i zobaczyła Ethana. Stał przed nią,
kipiąc ze złości.
- Panna Sinclair? Asystentka? - rzucił przez zęby.
Uczucia, które ukrywał w gabinecie królowej, teraz w pełni wyszły na jaw.
Lizzy się przestraszyła. Ethan nie był zły czy urażony, on się trząsł ze złości.
- Sinclair to nazwisko po mężu. Chciałam powiedzieć ci prawdę. Wiem, że
powinnam była zrobić to wcześniej.
- PowinnaÅ›?
- Przepraszam.
- Wszystko sobie zaplanowałaś - ciągnął Ethan. - Chciałaś się wkraść do pa-
łacu przez łóżko!
Lizzy patrzyła na niego oniemiała, z trudem pojmując słowa, które wypowie-
dział. Czy on naprawdę wierzył, że byłaby zdolna do takiej niegodziwości?
- To nieprawda! - zawołała, starając się trzymać nerwy na wodzy i nie podno-
sić głosu. - Może nie byłam wobec ciebie całkiem szczera, ale to ty mnie podrywa-
łeś. Chodziłeś za mną podczas balu, a potem pojawiłeś się w moim mieszkaniu.
- Mam uwierzyć, że nie znalazłaś okazji, aby mi powiedzieć, kim jesteś?
58
S
R
- Gdybym ci wtedy powiedziała, zdenerwowałbyś się i przez ciebie mogła-
bym stracić pracę.
- Nie ufasz mi?
- Ledwo cię znałam. Nie chciałam się z tobą widywać.
- Mogłaś mi powiedzieć, kiedy tańczyliśmy.
- Wiem. - Lizzy spuściła oczy. - Wiem, ale byłam ciekawa...
- Ciekawa?
Lizzy podniosła na niego wzrok.
- Zgoda, możesz mnie pozwać do sądu, ale musisz wiedzieć, że wtedy chcia-
łam poczuć, jak to jest, gdy się jest kochanym i pożądanym. Chciałam choć raz po-
czuć, że ktoś mnie potrzebuje. Wiem, że każdy powinien znać swoje miejsce, ale
uznałam, że dla jednej nocy z tobą warto zaryzykować. Potem ty sam zacząłeś do
mnie przychodzić.
- Okłamałaś mnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]