[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dostawała, pracując w restauracji. A mimo wszystko był to... dom. Poczuł w
sercu nagłą tęsknotę.
- Ale już jestem - mruknął. Popatrzył na Riley. Tak bardzo chciał jej
znowu dotknąć, przytulić, pocałować...
127
RS
- Skończyłem - oznajmił Avery.
Jack szybko opuścił ręce i odsunął się od dziewczyny.
- Mówiłeś, że to nie wyścigi! - zawołał Ben.
- Bo to prawda - odparł Avery. - Z nikim się nie ścigałem. Po prostu
skończyłem pierwszy.
Uniósł ręce, niczym chirurg po wyjątkowo trudnej operacji, i podszedł
do zlewu.
- Teraz muszę się umyć.
Woda. Jack odkręcił kran.
- Ja też skończyłem - oświadczył Ben i szybko stanął przy zlewie. - I
byłbym pierwszy, gdybyś nie oszukiwał.
- Tere-fere - roześmiał się Avery.
- A co powiecie na mały rewanż? - spytał Jack i sięgnął po wołowinę. -
Zobaczymy, kto szybciej zrobi więcej klopsików.
Po kolacji przez kilka minut rozmawiali o filmach Hitchcocka.
Zdaniem Bena był to jeden z największych geniuszy kina. Riley z
upodobaniem brała udział w dyskusji do czasu, aż w pewnej chwili padło
słowo detektyw".
Detektyw. Sam Romano. Wróciła do rzeczywistości. Machinalnie
zaczęła sprzątać puste talerze ze stołu.
Avery niemal natychmiast uniósł się energicznie ze swojego miejsca.
- Już tak pózno? - zapytał ze zdziwieniem. - Trochę się zagadaliśmy.
Wybaczcie, że wam nie pomogę, lecz obiecałem Haroldowi, że dzisiaj do
niego wpadnę.
- Też się zbieram - powiedział Ben.
- Zaczekaj. - Riley wybiegła za nim do przedpokoju. - Nigdzie dzisiaj
nie pójdziesz.
128
RS
Popatrzył na nią ze zdumieniem.
- Przecież mamy sobotę. Jestem już umówiony.
- Nie puszczę cię, dopóki nie porozmawiamy.
Ben wybałuszył oczy.
- Mam szlaban? Za co?
Riley głęboko zaczerpnęła tchu. Coś ją ściskało w gardle.
- Obiecałeś, że po kolacji poświęcisz mi małą chwilę.
Spojrzał na zegarek.
- To bardzo pilne? Jeff na mnie czeka.
- To, co ci chcę powiedzieć, dotyczy także Jeffa. Nie byłeś u niego
zeszłej nocy.
- Szpiegujesz nas? - zaperzył się Ben.
- Nie. - Ale od jutra zacznę, pomyślała. - Przypadkowo spotkałam jego
mamę. Była przekonana, że Jeff spał u nas. Chciałabym wiedzieć, gdzie
byliście.
Ben poczerwieniał.
- Nie jesteś moją matką. Nie muszę ci się zwierzać.
- Masz rację. - Za rok kończył osiemnaście lat, więc nie mogła na
niego krzyczeć. Zresztą to w niczym by nie pomogło. Położyła mu rękę na
ramieniu. - Ale wiesz dobrze, że policja nas podejrzewa. Nie skończy się na
jednej rewizji. Potrzebne nam jakieś alibi.
%7łachnął się.
- Myślisz, że byłbym zdolny okradać twoich klientów?
- Oczywiście, że nie. Chcę tylko wiedzieć, gdzie byłeś ubiegłej nocy.
Mówiłeś, że idziesz do Jeffa.
- W ostatniej chwili zmieniliśmy zdanie. Spędziliśmy noc u Henry'ego.
To ci wystarczy?
129
RS
Riley ze smutkiem pokręciła głową. Kłamał. Była o tym święcie
przekonana.
- Lepiej będzie, jak dziś zostaniesz.
- Nie masz prawa mi rozkazywać...
Przerwał. Riley wyczuła instynktownie, że Jack wszedł do
przedpokoju.
- Ben? - spytał spokojnie. - Wziąłbyś Beowulfa na spacer? Ja przez ten
czas pomogę Riley posprzątać w kuchni.
Ben zawahał się chwilę, lecz zaraz skinął głową.
- Zgoda.
Zagwizdał na psa i już go nie było. Riley spojrzała na Jacka.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że coś wymyślisz, żeby go zatrzymać.
- Lepiej niech idzie do Jeffa. Pouczą się matematyki - odparł z
dziwnym uśmiechem.
- Podejrzewam, że kłamie. Znam tego Henry'ego. Jego rodzice wciąż
są poza domem. Gdybym do niego zadzwoniła, na pewno by powiedział, że
Ben i Jeff spędzili tę noc u niego.
- To nie musi być kłamstwo. - Jack zajął się zmywaniem.
- Więc co proponujesz? - spytała.
- Pójdziemy za nim... - zaczął i urwał, bo w drzwiach kuchni stanął
stryj Avery.
- Czy ktoś mógłby wyprowadzić psa? - zapytał.
- Beowulfa?! - z niepokojem zawołała Riley.
- Przyszedł do mnie przed chwilą i patrzył błagalnym wzrokiem. -
Avery spojrzał na zegarek. - Gdyby nie to, że muszę się ogolić i iść do
Harolda...
- Zaraz się tym zajmiemy - obiecał Jack.
130
RS
Riley zajrzała do pokoju Bena. Pusto. Z trudem panowała nad
ogarniającym ją przerażeniem. Jedno wiedziała na pewno - Ben coś kręcił.
Nie uciekałby po kryjomu, by spotkać się z kolegą.
- yle się dzieje w państwie duńskim!
Spojrzała na papugę. Bard doskonale wyczuwał, co się święci.
Kiedy tylko wyszli z budynku, Jack rozejrzał się po ulicy. Jakiś
samochód dwukrotnie błysnął światłami.
- To Sam. - Jack pociągnął Riley za sobą. Zatrzymali się tuż przy
aucie.
- Widziałeś przed chwilą chłopca? Wysoki, szczupły nastolatek...
- W baseballowej czapce i z plecakiem? - dokończył Romano. -
Przeszedł na drugą stronę ulicy i skręcił w Osiemdziesiątą Piątą.
- Tamtędy idzie się do Jeffa - powiedziała Riley. Sam spojrzał na nią.
- To był pani brat? Myślałem, że miał dzisiaj wieczorem siedzieć w
domu...
- Zmiana planów - przerwał mu Jack. - Pożycz mi swój samochód.
- To duża zmiana - zaprotestował Sam.
- Odwdzięczę ci się - powiedział Jack. - Stryj Avery właśnie kończy
się ubierać i zaraz idzie do Harolda. Dogonisz go na piechotę.
Sam wprawdzie pokręcił głową, ale wysiadł. Dopiero teraz zobaczył
Beowulfa.
- Po co ci pies? - zapytał.
- Och, ci prywatni detektywi... - westchnął Jack. -Zawsze tak wolno
myślą...
Wskoczył do samochodu, zaczekał na dziewczynę i ruszył z piskiem
opon. Skręcił, przejechał jeszcze kawałek i zwolnił.
- Jest.
131
RS
Ben maszerował szybkim krokiem. Riley próbowała otworzyć okno,
lecz Jack ją powstrzymał.
- Nie wołaj go. Więcej się dowiemy, jeśli nie będzie miał pojęcia, że
za nim jedziemy.
Droga do domu Jeffa zabrała im dwadzieścia minut. Ben niczego nie
zauważył. Na pewno był przekonany, że mu się udało. Zatrzymał się przed
drzwiami Jeffa, lecz nie wszedł do środka. Rozejrzał się i - ku zdumieniu
Riley - podszedł do czarnej, lśniącej limuzyny. Wsiadł. Czarny samochód
powoli ruszył.
Jack w pogoni za zbiegiem minął skrzyżowanie na czerwonym świetle.
Riley odruchowo przytrzymała się fotela.
- Zabijesz nas! - zawołała.
- Spokojnie - odparł Jack. - Przez trzy lata jezdziłem wozem
patrolowym i nie miałem żadnego wypadku.
- Może wyszedłeś z wprawy? - mruknęła z niepokojem. Myśli jak
błyskawice przelatywały jej przez głowę.
A jeśli Ben został porwany? Lub jechał na spotkanie z handlarzem
narkotyków?
Następny zakręt, jeszcze jeden... Jack zahamował nagle, bo limuzyna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
dostawała, pracując w restauracji. A mimo wszystko był to... dom. Poczuł w
sercu nagłą tęsknotę.
- Ale już jestem - mruknął. Popatrzył na Riley. Tak bardzo chciał jej
znowu dotknąć, przytulić, pocałować...
127
RS
- Skończyłem - oznajmił Avery.
Jack szybko opuścił ręce i odsunął się od dziewczyny.
- Mówiłeś, że to nie wyścigi! - zawołał Ben.
- Bo to prawda - odparł Avery. - Z nikim się nie ścigałem. Po prostu
skończyłem pierwszy.
Uniósł ręce, niczym chirurg po wyjątkowo trudnej operacji, i podszedł
do zlewu.
- Teraz muszę się umyć.
Woda. Jack odkręcił kran.
- Ja też skończyłem - oświadczył Ben i szybko stanął przy zlewie. - I
byłbym pierwszy, gdybyś nie oszukiwał.
- Tere-fere - roześmiał się Avery.
- A co powiecie na mały rewanż? - spytał Jack i sięgnął po wołowinę. -
Zobaczymy, kto szybciej zrobi więcej klopsików.
Po kolacji przez kilka minut rozmawiali o filmach Hitchcocka.
Zdaniem Bena był to jeden z największych geniuszy kina. Riley z
upodobaniem brała udział w dyskusji do czasu, aż w pewnej chwili padło
słowo detektyw".
Detektyw. Sam Romano. Wróciła do rzeczywistości. Machinalnie
zaczęła sprzątać puste talerze ze stołu.
Avery niemal natychmiast uniósł się energicznie ze swojego miejsca.
- Już tak pózno? - zapytał ze zdziwieniem. - Trochę się zagadaliśmy.
Wybaczcie, że wam nie pomogę, lecz obiecałem Haroldowi, że dzisiaj do
niego wpadnę.
- Też się zbieram - powiedział Ben.
- Zaczekaj. - Riley wybiegła za nim do przedpokoju. - Nigdzie dzisiaj
nie pójdziesz.
128
RS
Popatrzył na nią ze zdumieniem.
- Przecież mamy sobotę. Jestem już umówiony.
- Nie puszczę cię, dopóki nie porozmawiamy.
Ben wybałuszył oczy.
- Mam szlaban? Za co?
Riley głęboko zaczerpnęła tchu. Coś ją ściskało w gardle.
- Obiecałeś, że po kolacji poświęcisz mi małą chwilę.
Spojrzał na zegarek.
- To bardzo pilne? Jeff na mnie czeka.
- To, co ci chcę powiedzieć, dotyczy także Jeffa. Nie byłeś u niego
zeszłej nocy.
- Szpiegujesz nas? - zaperzył się Ben.
- Nie. - Ale od jutra zacznę, pomyślała. - Przypadkowo spotkałam jego
mamę. Była przekonana, że Jeff spał u nas. Chciałabym wiedzieć, gdzie
byliście.
Ben poczerwieniał.
- Nie jesteś moją matką. Nie muszę ci się zwierzać.
- Masz rację. - Za rok kończył osiemnaście lat, więc nie mogła na
niego krzyczeć. Zresztą to w niczym by nie pomogło. Położyła mu rękę na
ramieniu. - Ale wiesz dobrze, że policja nas podejrzewa. Nie skończy się na
jednej rewizji. Potrzebne nam jakieś alibi.
%7łachnął się.
- Myślisz, że byłbym zdolny okradać twoich klientów?
- Oczywiście, że nie. Chcę tylko wiedzieć, gdzie byłeś ubiegłej nocy.
Mówiłeś, że idziesz do Jeffa.
- W ostatniej chwili zmieniliśmy zdanie. Spędziliśmy noc u Henry'ego.
To ci wystarczy?
129
RS
Riley ze smutkiem pokręciła głową. Kłamał. Była o tym święcie
przekonana.
- Lepiej będzie, jak dziś zostaniesz.
- Nie masz prawa mi rozkazywać...
Przerwał. Riley wyczuła instynktownie, że Jack wszedł do
przedpokoju.
- Ben? - spytał spokojnie. - Wziąłbyś Beowulfa na spacer? Ja przez ten
czas pomogę Riley posprzątać w kuchni.
Ben zawahał się chwilę, lecz zaraz skinął głową.
- Zgoda.
Zagwizdał na psa i już go nie było. Riley spojrzała na Jacka.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że coś wymyślisz, żeby go zatrzymać.
- Lepiej niech idzie do Jeffa. Pouczą się matematyki - odparł z
dziwnym uśmiechem.
- Podejrzewam, że kłamie. Znam tego Henry'ego. Jego rodzice wciąż
są poza domem. Gdybym do niego zadzwoniła, na pewno by powiedział, że
Ben i Jeff spędzili tę noc u niego.
- To nie musi być kłamstwo. - Jack zajął się zmywaniem.
- Więc co proponujesz? - spytała.
- Pójdziemy za nim... - zaczął i urwał, bo w drzwiach kuchni stanął
stryj Avery.
- Czy ktoś mógłby wyprowadzić psa? - zapytał.
- Beowulfa?! - z niepokojem zawołała Riley.
- Przyszedł do mnie przed chwilą i patrzył błagalnym wzrokiem. -
Avery spojrzał na zegarek. - Gdyby nie to, że muszę się ogolić i iść do
Harolda...
- Zaraz się tym zajmiemy - obiecał Jack.
130
RS
Riley zajrzała do pokoju Bena. Pusto. Z trudem panowała nad
ogarniającym ją przerażeniem. Jedno wiedziała na pewno - Ben coś kręcił.
Nie uciekałby po kryjomu, by spotkać się z kolegą.
- yle się dzieje w państwie duńskim!
Spojrzała na papugę. Bard doskonale wyczuwał, co się święci.
Kiedy tylko wyszli z budynku, Jack rozejrzał się po ulicy. Jakiś
samochód dwukrotnie błysnął światłami.
- To Sam. - Jack pociągnął Riley za sobą. Zatrzymali się tuż przy
aucie.
- Widziałeś przed chwilą chłopca? Wysoki, szczupły nastolatek...
- W baseballowej czapce i z plecakiem? - dokończył Romano. -
Przeszedł na drugą stronę ulicy i skręcił w Osiemdziesiątą Piątą.
- Tamtędy idzie się do Jeffa - powiedziała Riley. Sam spojrzał na nią.
- To był pani brat? Myślałem, że miał dzisiaj wieczorem siedzieć w
domu...
- Zmiana planów - przerwał mu Jack. - Pożycz mi swój samochód.
- To duża zmiana - zaprotestował Sam.
- Odwdzięczę ci się - powiedział Jack. - Stryj Avery właśnie kończy
się ubierać i zaraz idzie do Harolda. Dogonisz go na piechotę.
Sam wprawdzie pokręcił głową, ale wysiadł. Dopiero teraz zobaczył
Beowulfa.
- Po co ci pies? - zapytał.
- Och, ci prywatni detektywi... - westchnął Jack. -Zawsze tak wolno
myślą...
Wskoczył do samochodu, zaczekał na dziewczynę i ruszył z piskiem
opon. Skręcił, przejechał jeszcze kawałek i zwolnił.
- Jest.
131
RS
Ben maszerował szybkim krokiem. Riley próbowała otworzyć okno,
lecz Jack ją powstrzymał.
- Nie wołaj go. Więcej się dowiemy, jeśli nie będzie miał pojęcia, że
za nim jedziemy.
Droga do domu Jeffa zabrała im dwadzieścia minut. Ben niczego nie
zauważył. Na pewno był przekonany, że mu się udało. Zatrzymał się przed
drzwiami Jeffa, lecz nie wszedł do środka. Rozejrzał się i - ku zdumieniu
Riley - podszedł do czarnej, lśniącej limuzyny. Wsiadł. Czarny samochód
powoli ruszył.
Jack w pogoni za zbiegiem minął skrzyżowanie na czerwonym świetle.
Riley odruchowo przytrzymała się fotela.
- Zabijesz nas! - zawołała.
- Spokojnie - odparł Jack. - Przez trzy lata jezdziłem wozem
patrolowym i nie miałem żadnego wypadku.
- Może wyszedłeś z wprawy? - mruknęła z niepokojem. Myśli jak
błyskawice przelatywały jej przez głowę.
A jeśli Ben został porwany? Lub jechał na spotkanie z handlarzem
narkotyków?
Następny zakręt, jeszcze jeden... Jack zahamował nagle, bo limuzyna [ Pobierz całość w formacie PDF ]