[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jego piersi. Wytrzymała jeszcze kilka sekund, po czym poddała się jego uściskowi.
Nie pocałował jej, zresztą nie miała na to ochoty. Wiedziała, że wkrótce odzyska
zmysły, ale na razie rozkoszą było pozostawanie w jego ramionach.
- Rozpuściłaś włosy - wymruczał gdzieś sponad jej głowy.
- Zaspałam i w pośpiechu zapomniałam je spiąć - odparła po prostu.
- Podoba mi się to - szepnął i wcale nie była pewna, czy nie pocałował jej w czubek
głowy.
Leith przytuliła się do niego mocniej. Cała ta huśtawka - od miłości do nienawiści -
uspokoiła się w niej nagle. Kochała go i chciała, by to wiedział. Podniosła głowę i
powiedziała poważnie.
- Nie mówiłam nikomu o... o nas.
Serce biło jej jak zwariowany zegar, kiedy ujrzała w jego oczach wyraz równie czuły,
jak jego dotknięcie.
- Ja też nie - odparł cicho.
Stali tak, spleceni ramionami, patrząc sobie w oczy, kiedy drzwi otworzyły się
powoli.
- Więc kto...? - zaczął i oboje odwrócili się, czując nagle, że nie są sami.
- Travis! - krzyknęła Leith zaskoczona.
- Cześć, Leith, Naylor! - uśmiechnął się Travis.
Leith nagle zdała sobie sprawę z tego, jak muszą wyglądać, objęci i przytuleni, w
oczach każdego wchodzącego. Odruchowo odsunęła się od Naylora. On wprawdzie jej
nie zatrzymywał... ale i Travis nie widział nic w tym złego, że się obejmują. Odkryła też,
że za ogłoszenie zaręczyn całej firmie mogą podziękować nie komuś innemu, lecz
właśnie Travisowi.
- Chyba się nie gniewasz, Naylor? - zapytał z błogim uśmiechem. - Byłem tu
wcześniej, bo miałem coś do powiedzenia Leith. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie
powiedzieć asystentowi Leith, że powodem spóznienia mogą być wasze zaręczyny.
Leith była aż nadto świadoma wymownego spojrzenia, jakim Naylor obdarzył ją i
Travisa... i wiedziała, dlaczego. Jak na kogoś, kto powinien być zmartwiony tym, że
ukochana kobieta zaręczyła się z kimś innym, Travis trzymał się świetnie.
Przyszło jej do głowy, że skoro Naylor wie już, kto jest odpowiedzialny za
rozgłoszenie informacji o zaręczynach, to właściwie może sobie pójść...
- Chyba lepiej popracuję trochę - oznajmiła.
- Ja też już muszę się zbierać - powiedział Travis. Leith wyskoczyła z gabinetu jak
oparzona, nie czekając, aż kuzyni wymienią między sobą ostatnie żarciki.
Travis dogonił ją w korytarzu.
- Przyszedłem tu specjalnie po to, żeby się z tobą zobaczyć - oświadczył.
- Rosemary? - domyśliła się.
- Tym razem nie chodzi o Rosemary, chociaż sytuacja się nie zmieniła - westchnął i
wyjaśnił: - Wczoraj dotarło do mnie, że musiałem się zachować jak dureń, kiedy w
sobotę ogłosiliście swoje zaręczyny.
- Ależ skądże - zapewniła go Leith. Nie potrafiła mu powiedzieć wprost, że był to
tylko element gry.
Travis jednak już przepraszał, upierając się, że nie okazał wystarczającego
entuzjazmu.
- Po tym wszystkim, co zrobiłaś dla Rosemary i dla mnie... i dalej robisz...
pomyślałem sobie wczoraj, że mógłbym choć trochę okazać, jak bardzo się cieszę, że
wyjdziesz za mojego kuzyna. Przyszedłem powiedzieć ci, że nie wyobrażam sobie lepszej
żony dla Naylora.
- Och, Travis - jęknęła bezradnie.
- Nie było cię jeszcze, kiedy przyszedłem - ciągnął -więc wybrałem się na kawę. Kiedy
wróciłem, asystent powiedział mi, że jesteś z Naylorem.
Leith miała ochotę wyznać mu, że może zapomnieć o nowej kuzynce, ale poczuła, że
nie może.
- Jesteś kochany - oznajmiła po prostu. Wiedziała, że zjawił się tu tylko po to, by
naprawić swój sobotni brak entuzjazmu.
W kilka minut pózniej rozstali się. Po drodze do biura pochwyciła kilka przyjaznych
spojrzeń. Nie była pewna, czy przypadkiem nie powinna zaprzeczać pogłosce, jakoby
była zaręczona z władcą imperium Massinghama, ale doszła do wniosku, że jeżeli Naylor
będzie miał na tę sprawę sprecyzowany pogląd, to da temu wyraz. Plotka ma krótki
żywot, historię o ich zaręczynach spotka los innych nowinek. Tymczasem ma ważniejsze
sprawy na głowie.
Pośród tych innych spraw najważniejsze było podejrzliwe spojrzenie, jakim Naylor
obrzucił ją i Travisa w swoim biurze. Spokój kuzyna na pewno go zaskoczył, więc chyba
dziś dojdzie do ostatecznych wyjaśnień.
Wybiła jednak piąta, a Naylor się nie odezwał. Leith poczuła ulgę. Wyszła z biura za
piętnaście szósta i zauważyła jaguara stojącego na parkingu. Przez moment poczuła
słabość w kolanach. Otrząsnęła się jednak, wsiadła do samochodu i odjechała.
Przygotowując sobie kolację ciągle myślała o Naylorze. Dziś rano był taki czuły,
kiedy dostrzegł, że zranił jej uczucia. Tak dobrze było zobaczyć tę drugą,delikatniejszą
stronę jego charakteru. Ze wzruszeniem przypominała sobie jego pełne troski spojrzenie.
Myśli jej sennie krążyły wokół jednego tematu. Kiedy wspominała znowu, jak
delikatnie tulił ją w ramionach dziś rano, nagle aż podskoczyła z przerażenia. Wielkie
nieba, czy Naylor przypadkiem nie spostrzegł, jak bardzo jej na nim zależy?
Ogarnęła ją panika. Może znieść wszystko, z wyjątkiem myśli, że on wie o jej miłości.
Przez kilka minut łamała sobie głowę, jak się o tym upewnić.
Dziesięć minut pózniej ktoś zadzwonił do jej drzwi, i to dość gwałtownie. Czekała
przez cały dzień na wezwanie - cóż, wszystko wskazuje na to, że konfrontacja odbędzie
się na jej własnym terenie.
Podeszła do drzwi i od razu wiedziała, że to on. Otworzyła z bijącym sercem. Na
widok mężczyzny, którego tak kochała, serce wykonało następną ewolucję.
- Wejdz - zaprosiła go, wiedząc, że dopóki będzie stał w progu, nie usłyszy od niego
ani słowa.
Po drodze do salonu obejrzała się i stwierdziła, że czułość i delikatność należą do
przeszłości. Pojawił się za to gniew, z którym już się oswoiła.
- Co Travis miał ci do powiedzenia? - zapytał bez żadnych wstępów.
- Co miał mi do powiedzenia? - powtórzyła nieprzyjaznym tonem. - Chciał
porozmawiać o naszych zaręczynach, twoich i moich, ot co!
- Jasne, że nie z nim jesteś zaręczona - warknął.
- To ty tak mówisz! - prychneła.
- Masz inne pomysły?
- Gdzieżbym śmiała?
- Jak ci zależy na pracy, to nie! - syknął, bliski szału. - Czy wy macie jakąś sekretną
umowę, o której ja nic nie wiem?
- O czym ty mówisz?
Jedynym sekretem, jaki dzieliła z Travisem, była Rosemary. Jak długo jeszcze będę
trzymać jej istnienie w tajemnicy? - pomyślała.
- Jak to o czym? Czy ty przypadkiem nie prowadzisz podwójnej gry?
Z wyrazu jego oczu Leith wywnioskowała, że biada jej, jeśli zgadł.
- Wiem dobrze, co o mnie myślisz, ale czy sądzisz, że twój kuzyn chciałby dalej być
moim... hm... kochankiem, wiedząc, że jestem z tobą zaręczona?
Naylor obrzucił ją nieprzyjemnym spojrzeniem.
- A więc skończyłaś z nim? - wywnioskował. Leith westchnęła głęboko. Już była
zdecydowana
rzucić to krótkie tak, na które czekał, ale ugryzła się w język. Jeśli powie mu, że nie
kocha Travisa, może także uda jej się ukryć, kogo kocha naprawdę.
- Skończyłam z nim... Tak - powiedziała sztywno. - Ale dopiero teraz zrozumiałam,
że Travis zawsze będzie dla mnie kimś szczególnym.
Naylor posłał jej spojrzenie pełne intensywnej nienawiści. Wydawało się, że chce ją
przewiercić na wylot.
- Jeśli to tylko nie wpłynie na twoją pracę! - warknął i, jakby nie mógł ani chwili
dłużej przebywać z nią w jednym pomieszczeniu, odwrócił się i wyszedł.
Leith opadła na fotel, gdy drzwi wejściowe zatrzasnęły się za nim. Była roztrzęsiona.
Trudno znieść tyle antypatii, kiedy kocha się tak bardzo!
Tej nocy znowu nie spała dobrze. Myśli jej były zajęte Naylorem. Myślała o nim, o [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
jego piersi. Wytrzymała jeszcze kilka sekund, po czym poddała się jego uściskowi.
Nie pocałował jej, zresztą nie miała na to ochoty. Wiedziała, że wkrótce odzyska
zmysły, ale na razie rozkoszą było pozostawanie w jego ramionach.
- Rozpuściłaś włosy - wymruczał gdzieś sponad jej głowy.
- Zaspałam i w pośpiechu zapomniałam je spiąć - odparła po prostu.
- Podoba mi się to - szepnął i wcale nie była pewna, czy nie pocałował jej w czubek
głowy.
Leith przytuliła się do niego mocniej. Cała ta huśtawka - od miłości do nienawiści -
uspokoiła się w niej nagle. Kochała go i chciała, by to wiedział. Podniosła głowę i
powiedziała poważnie.
- Nie mówiłam nikomu o... o nas.
Serce biło jej jak zwariowany zegar, kiedy ujrzała w jego oczach wyraz równie czuły,
jak jego dotknięcie.
- Ja też nie - odparł cicho.
Stali tak, spleceni ramionami, patrząc sobie w oczy, kiedy drzwi otworzyły się
powoli.
- Więc kto...? - zaczął i oboje odwrócili się, czując nagle, że nie są sami.
- Travis! - krzyknęła Leith zaskoczona.
- Cześć, Leith, Naylor! - uśmiechnął się Travis.
Leith nagle zdała sobie sprawę z tego, jak muszą wyglądać, objęci i przytuleni, w
oczach każdego wchodzącego. Odruchowo odsunęła się od Naylora. On wprawdzie jej
nie zatrzymywał... ale i Travis nie widział nic w tym złego, że się obejmują. Odkryła też,
że za ogłoszenie zaręczyn całej firmie mogą podziękować nie komuś innemu, lecz
właśnie Travisowi.
- Chyba się nie gniewasz, Naylor? - zapytał z błogim uśmiechem. - Byłem tu
wcześniej, bo miałem coś do powiedzenia Leith. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie
powiedzieć asystentowi Leith, że powodem spóznienia mogą być wasze zaręczyny.
Leith była aż nadto świadoma wymownego spojrzenia, jakim Naylor obdarzył ją i
Travisa... i wiedziała, dlaczego. Jak na kogoś, kto powinien być zmartwiony tym, że
ukochana kobieta zaręczyła się z kimś innym, Travis trzymał się świetnie.
Przyszło jej do głowy, że skoro Naylor wie już, kto jest odpowiedzialny za
rozgłoszenie informacji o zaręczynach, to właściwie może sobie pójść...
- Chyba lepiej popracuję trochę - oznajmiła.
- Ja też już muszę się zbierać - powiedział Travis. Leith wyskoczyła z gabinetu jak
oparzona, nie czekając, aż kuzyni wymienią między sobą ostatnie żarciki.
Travis dogonił ją w korytarzu.
- Przyszedłem tu specjalnie po to, żeby się z tobą zobaczyć - oświadczył.
- Rosemary? - domyśliła się.
- Tym razem nie chodzi o Rosemary, chociaż sytuacja się nie zmieniła - westchnął i
wyjaśnił: - Wczoraj dotarło do mnie, że musiałem się zachować jak dureń, kiedy w
sobotę ogłosiliście swoje zaręczyny.
- Ależ skądże - zapewniła go Leith. Nie potrafiła mu powiedzieć wprost, że był to
tylko element gry.
Travis jednak już przepraszał, upierając się, że nie okazał wystarczającego
entuzjazmu.
- Po tym wszystkim, co zrobiłaś dla Rosemary i dla mnie... i dalej robisz...
pomyślałem sobie wczoraj, że mógłbym choć trochę okazać, jak bardzo się cieszę, że
wyjdziesz za mojego kuzyna. Przyszedłem powiedzieć ci, że nie wyobrażam sobie lepszej
żony dla Naylora.
- Och, Travis - jęknęła bezradnie.
- Nie było cię jeszcze, kiedy przyszedłem - ciągnął -więc wybrałem się na kawę. Kiedy
wróciłem, asystent powiedział mi, że jesteś z Naylorem.
Leith miała ochotę wyznać mu, że może zapomnieć o nowej kuzynce, ale poczuła, że
nie może.
- Jesteś kochany - oznajmiła po prostu. Wiedziała, że zjawił się tu tylko po to, by
naprawić swój sobotni brak entuzjazmu.
W kilka minut pózniej rozstali się. Po drodze do biura pochwyciła kilka przyjaznych
spojrzeń. Nie była pewna, czy przypadkiem nie powinna zaprzeczać pogłosce, jakoby
była zaręczona z władcą imperium Massinghama, ale doszła do wniosku, że jeżeli Naylor
będzie miał na tę sprawę sprecyzowany pogląd, to da temu wyraz. Plotka ma krótki
żywot, historię o ich zaręczynach spotka los innych nowinek. Tymczasem ma ważniejsze
sprawy na głowie.
Pośród tych innych spraw najważniejsze było podejrzliwe spojrzenie, jakim Naylor
obrzucił ją i Travisa w swoim biurze. Spokój kuzyna na pewno go zaskoczył, więc chyba
dziś dojdzie do ostatecznych wyjaśnień.
Wybiła jednak piąta, a Naylor się nie odezwał. Leith poczuła ulgę. Wyszła z biura za
piętnaście szósta i zauważyła jaguara stojącego na parkingu. Przez moment poczuła
słabość w kolanach. Otrząsnęła się jednak, wsiadła do samochodu i odjechała.
Przygotowując sobie kolację ciągle myślała o Naylorze. Dziś rano był taki czuły,
kiedy dostrzegł, że zranił jej uczucia. Tak dobrze było zobaczyć tę drugą,delikatniejszą
stronę jego charakteru. Ze wzruszeniem przypominała sobie jego pełne troski spojrzenie.
Myśli jej sennie krążyły wokół jednego tematu. Kiedy wspominała znowu, jak
delikatnie tulił ją w ramionach dziś rano, nagle aż podskoczyła z przerażenia. Wielkie
nieba, czy Naylor przypadkiem nie spostrzegł, jak bardzo jej na nim zależy?
Ogarnęła ją panika. Może znieść wszystko, z wyjątkiem myśli, że on wie o jej miłości.
Przez kilka minut łamała sobie głowę, jak się o tym upewnić.
Dziesięć minut pózniej ktoś zadzwonił do jej drzwi, i to dość gwałtownie. Czekała
przez cały dzień na wezwanie - cóż, wszystko wskazuje na to, że konfrontacja odbędzie
się na jej własnym terenie.
Podeszła do drzwi i od razu wiedziała, że to on. Otworzyła z bijącym sercem. Na
widok mężczyzny, którego tak kochała, serce wykonało następną ewolucję.
- Wejdz - zaprosiła go, wiedząc, że dopóki będzie stał w progu, nie usłyszy od niego
ani słowa.
Po drodze do salonu obejrzała się i stwierdziła, że czułość i delikatność należą do
przeszłości. Pojawił się za to gniew, z którym już się oswoiła.
- Co Travis miał ci do powiedzenia? - zapytał bez żadnych wstępów.
- Co miał mi do powiedzenia? - powtórzyła nieprzyjaznym tonem. - Chciał
porozmawiać o naszych zaręczynach, twoich i moich, ot co!
- Jasne, że nie z nim jesteś zaręczona - warknął.
- To ty tak mówisz! - prychneła.
- Masz inne pomysły?
- Gdzieżbym śmiała?
- Jak ci zależy na pracy, to nie! - syknął, bliski szału. - Czy wy macie jakąś sekretną
umowę, o której ja nic nie wiem?
- O czym ty mówisz?
Jedynym sekretem, jaki dzieliła z Travisem, była Rosemary. Jak długo jeszcze będę
trzymać jej istnienie w tajemnicy? - pomyślała.
- Jak to o czym? Czy ty przypadkiem nie prowadzisz podwójnej gry?
Z wyrazu jego oczu Leith wywnioskowała, że biada jej, jeśli zgadł.
- Wiem dobrze, co o mnie myślisz, ale czy sądzisz, że twój kuzyn chciałby dalej być
moim... hm... kochankiem, wiedząc, że jestem z tobą zaręczona?
Naylor obrzucił ją nieprzyjemnym spojrzeniem.
- A więc skończyłaś z nim? - wywnioskował. Leith westchnęła głęboko. Już była
zdecydowana
rzucić to krótkie tak, na które czekał, ale ugryzła się w język. Jeśli powie mu, że nie
kocha Travisa, może także uda jej się ukryć, kogo kocha naprawdę.
- Skończyłam z nim... Tak - powiedziała sztywno. - Ale dopiero teraz zrozumiałam,
że Travis zawsze będzie dla mnie kimś szczególnym.
Naylor posłał jej spojrzenie pełne intensywnej nienawiści. Wydawało się, że chce ją
przewiercić na wylot.
- Jeśli to tylko nie wpłynie na twoją pracę! - warknął i, jakby nie mógł ani chwili
dłużej przebywać z nią w jednym pomieszczeniu, odwrócił się i wyszedł.
Leith opadła na fotel, gdy drzwi wejściowe zatrzasnęły się za nim. Była roztrzęsiona.
Trudno znieść tyle antypatii, kiedy kocha się tak bardzo!
Tej nocy znowu nie spała dobrze. Myśli jej były zajęte Naylorem. Myślała o nim, o [ Pobierz całość w formacie PDF ]