[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozpoznać i zlokalizować. Ktoś delikatnie pukał kostkami palców w okno wychodzące na ganek.
Simone wstała i poznała uśmiechającą się zza szyby twarz Lazarusa. Poczuła, jak nagle jej policzki
się czerwienią. Podchodząc do drzwi, rzuciła okiem na swoje odbicie w lustrze wiszącym w
przedpokoju. Zgroza.
- Dobry wieczór, madame Sauvelle. Może przyszedłem nie w porę& - odezwał się Lazarus.
- %7ładną miarą. Ja& Szczerze mówiąc, czytałam książkę i wstyd się przyznać, ale zasnęłam.
- To oznacza, że powinna pani natychmiast wziąć się do czytania innej książki - skwitował
Lazarus.
- Też tak sądzę. Ale proszę wejść.
- Nie chciałbym przeszkadzać.
- Proszę nie mówić głupstw. Zapraszam do środka.
Lazarus skinął grzecznie głową i wszedł do domu. Szybko omiótł oczami pomieszczenie.
- Nigdy Dom na Cyplu nie wyglądał lepiej - stwierdził. - Gratuluję.
- To zasÅ‚uga Irène. To ona jest naszÄ… dekoratorkÄ…. Podać herbaty? Może kawy?
- Myślę, że herbata byłaby w sam raz, ale&
- %7ładnego ale. Ja też z przyjemnością się napiję.
Ich spojrzenia zetknęły się przez ułamek sekundy. Lazarus ciepło się uśmiechnął. Simone,
speszona nagle, uciekła wzrokiem w bok i skupiła się na zaparzaniu herbaty.
- Pewnie zastanawia siÄ™ pani nad powodem mojej wizyty - zaczÄ…Å‚ fabrykant zabawek.
Nie inaczej, odparła w myślach Simone.
- No cóż, co wieczór przechadzam się po lesie, nierzadko dochodząc do skał nadmorskich.
Te spacery pomagają mi się zrelaksować - dobiegł do niej głos Lazarusa.
Między nimi zapadła chwila ciszy, zmąconej jedynie dzwiękiem wody nalewanej do
imbryczka.
- Czy słyszała pani o dorocznym balu maskowym w Błękitnej Zatoce, madame Sauvelle?
- W ostatnią pełnię sierpnia& - przypomniała sobie madame Sauvelle.
- Otóż to. Zastanawiałem się& Proszę przyjąć do wiadomości, że moja propozycja do
niczego pani nie zobowiązuje, w przeciwnym razie nie odważyłbym się, to znaczy, nie wiem, czy
wyrażam się&
Lazarus sprawiał wrażenie stremowanego uczniaka. Ona uśmiechnęła się życzliwie.
- Zastanawiałem się, czy byłaby pani tak miła i raczyła przyjąć zaproszenie do
towarzyszenia mi na tegorocznym balu - wyrzucił w końcu z siebie.
Twarz Simone spoważniała. Uśmiech Lazarusa prysł w mgnieniu oka.
- Przepraszam. Nie powinienem był występować z taką propozycją. Proszę mi wybaczyć
moją śmiałość&
- Z cukrem czy bez cukru? - ucięła Simone bez cienia oschłości.
- ProszÄ™?
- HerbatÄ™. Z cukrem czy bez?
- Dwie łyżeczki proszę.
Simone kiwnęła głową i powoli wsypała do jego filiżanki dwie łyżeczki, po czym podała
Lazarusowi herbatę i uśmiechnęła się doń.
- Może uraziłem panią&
- Nie, skądże. Po prostu nie jestem przyzwyczajona, by zapraszano mnie na tańce. Ale z
wielką przyjemnością będę panu towarzyszyć - odpowiedziała Simone zaskoczona podjętą przez
siebie decyzjÄ….
Twarz Lazarusa rozpromieniła się w szerokim uśmiechu. Przez chwilę Simone poczuła się,
jakby ubyło jej trzydzieści lat, choć zaraz naszły ją wątpliwości, czy aby takie wrażenie nie jest tyleż
miłe, co śmieszne. Zdała sobie sprawę, że ogarnia ją niebezpieczne oszołomienie, silniejsze od
wstydu, powściągliwości i wyrzutów sumienia. Zapomniała już, jak pokrzepiająco działa
świadomość, że ktoś zwraca na nią uwagę.
Dziesięć minut pózniej oboje kontynuowali rozmowę, ale już na ganku Domu na Cyplu.
Morska bryza kołysała wiszącymi lampkami naftowymi. Lazarus, siedząc na drewnianej poręczy,
spoglądał na falujące korony leśnych drzew i czarne szemrzące morze.
Simone patrzyła na twarz fabrykanta zabawek.
- Bardzo się cieszę, że dom przypadł państwu do gustu - powiedział Lazarus. - Czy dzieci
przystosowały się jakoś do życia w Błękitnej Zatoce?
- Nie mam powodów, żeby siÄ™ skarżyć. Wprost przeciwnie. Irène nawet znalazÅ‚a sobie
absztyfikanta w miasteczku. Ismael. Zna go pan?
- Ismael& tak, oczywiście. Mówią, że to porządny chłopak - odparł Lazarus z pewną
rezerwÄ….
- Taką mam nadzieję. Aczkolwiek wciąż czekam, aż córka mi go przedstawi.
- Dzieciaki takie są. Proszę postawić się w ich sytuacji& - jakby usprawiedliwiająco mówił
Lazarus.
- Chyba popełniam ten sam błąd co wszystkie matki: ośmieszam się, zachowując się
nadopiekuńczo wobec mojej nieomal piętnastoletniej już córki.
- No cóż, to całkiem naturalne.
- Nie sądzę, by podzielała tę opinię.
Lazarus uśmiechnął się, ale nic nie powiedział.
- Wie pan coś o tym chłopcu? - zapytała Simone.
- O Ismaelu?& Prawdę mówiąc, niewiele& - zaczął. - Wiem, że jest dobrym żeglarzem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
rozpoznać i zlokalizować. Ktoś delikatnie pukał kostkami palców w okno wychodzące na ganek.
Simone wstała i poznała uśmiechającą się zza szyby twarz Lazarusa. Poczuła, jak nagle jej policzki
się czerwienią. Podchodząc do drzwi, rzuciła okiem na swoje odbicie w lustrze wiszącym w
przedpokoju. Zgroza.
- Dobry wieczór, madame Sauvelle. Może przyszedłem nie w porę& - odezwał się Lazarus.
- %7ładną miarą. Ja& Szczerze mówiąc, czytałam książkę i wstyd się przyznać, ale zasnęłam.
- To oznacza, że powinna pani natychmiast wziąć się do czytania innej książki - skwitował
Lazarus.
- Też tak sądzę. Ale proszę wejść.
- Nie chciałbym przeszkadzać.
- Proszę nie mówić głupstw. Zapraszam do środka.
Lazarus skinął grzecznie głową i wszedł do domu. Szybko omiótł oczami pomieszczenie.
- Nigdy Dom na Cyplu nie wyglądał lepiej - stwierdził. - Gratuluję.
- To zasÅ‚uga Irène. To ona jest naszÄ… dekoratorkÄ…. Podać herbaty? Może kawy?
- Myślę, że herbata byłaby w sam raz, ale&
- %7ładnego ale. Ja też z przyjemnością się napiję.
Ich spojrzenia zetknęły się przez ułamek sekundy. Lazarus ciepło się uśmiechnął. Simone,
speszona nagle, uciekła wzrokiem w bok i skupiła się na zaparzaniu herbaty.
- Pewnie zastanawia siÄ™ pani nad powodem mojej wizyty - zaczÄ…Å‚ fabrykant zabawek.
Nie inaczej, odparła w myślach Simone.
- No cóż, co wieczór przechadzam się po lesie, nierzadko dochodząc do skał nadmorskich.
Te spacery pomagają mi się zrelaksować - dobiegł do niej głos Lazarusa.
Między nimi zapadła chwila ciszy, zmąconej jedynie dzwiękiem wody nalewanej do
imbryczka.
- Czy słyszała pani o dorocznym balu maskowym w Błękitnej Zatoce, madame Sauvelle?
- W ostatnią pełnię sierpnia& - przypomniała sobie madame Sauvelle.
- Otóż to. Zastanawiałem się& Proszę przyjąć do wiadomości, że moja propozycja do
niczego pani nie zobowiązuje, w przeciwnym razie nie odważyłbym się, to znaczy, nie wiem, czy
wyrażam się&
Lazarus sprawiał wrażenie stremowanego uczniaka. Ona uśmiechnęła się życzliwie.
- Zastanawiałem się, czy byłaby pani tak miła i raczyła przyjąć zaproszenie do
towarzyszenia mi na tegorocznym balu - wyrzucił w końcu z siebie.
Twarz Simone spoważniała. Uśmiech Lazarusa prysł w mgnieniu oka.
- Przepraszam. Nie powinienem był występować z taką propozycją. Proszę mi wybaczyć
moją śmiałość&
- Z cukrem czy bez cukru? - ucięła Simone bez cienia oschłości.
- ProszÄ™?
- HerbatÄ™. Z cukrem czy bez?
- Dwie łyżeczki proszę.
Simone kiwnęła głową i powoli wsypała do jego filiżanki dwie łyżeczki, po czym podała
Lazarusowi herbatę i uśmiechnęła się doń.
- Może uraziłem panią&
- Nie, skądże. Po prostu nie jestem przyzwyczajona, by zapraszano mnie na tańce. Ale z
wielką przyjemnością będę panu towarzyszyć - odpowiedziała Simone zaskoczona podjętą przez
siebie decyzjÄ….
Twarz Lazarusa rozpromieniła się w szerokim uśmiechu. Przez chwilę Simone poczuła się,
jakby ubyło jej trzydzieści lat, choć zaraz naszły ją wątpliwości, czy aby takie wrażenie nie jest tyleż
miłe, co śmieszne. Zdała sobie sprawę, że ogarnia ją niebezpieczne oszołomienie, silniejsze od
wstydu, powściągliwości i wyrzutów sumienia. Zapomniała już, jak pokrzepiająco działa
świadomość, że ktoś zwraca na nią uwagę.
Dziesięć minut pózniej oboje kontynuowali rozmowę, ale już na ganku Domu na Cyplu.
Morska bryza kołysała wiszącymi lampkami naftowymi. Lazarus, siedząc na drewnianej poręczy,
spoglądał na falujące korony leśnych drzew i czarne szemrzące morze.
Simone patrzyła na twarz fabrykanta zabawek.
- Bardzo się cieszę, że dom przypadł państwu do gustu - powiedział Lazarus. - Czy dzieci
przystosowały się jakoś do życia w Błękitnej Zatoce?
- Nie mam powodów, żeby siÄ™ skarżyć. Wprost przeciwnie. Irène nawet znalazÅ‚a sobie
absztyfikanta w miasteczku. Ismael. Zna go pan?
- Ismael& tak, oczywiście. Mówią, że to porządny chłopak - odparł Lazarus z pewną
rezerwÄ….
- Taką mam nadzieję. Aczkolwiek wciąż czekam, aż córka mi go przedstawi.
- Dzieciaki takie są. Proszę postawić się w ich sytuacji& - jakby usprawiedliwiająco mówił
Lazarus.
- Chyba popełniam ten sam błąd co wszystkie matki: ośmieszam się, zachowując się
nadopiekuńczo wobec mojej nieomal piętnastoletniej już córki.
- No cóż, to całkiem naturalne.
- Nie sądzę, by podzielała tę opinię.
Lazarus uśmiechnął się, ale nic nie powiedział.
- Wie pan coś o tym chłopcu? - zapytała Simone.
- O Ismaelu?& Prawdę mówiąc, niewiele& - zaczął. - Wiem, że jest dobrym żeglarzem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]