[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powiekach, policzkach i skroniach, badały wszystkie zakamarki twarzy, a następnie
zdecydowanie chwyciły dolną wargę i zaczęły ją ssać. Dłonie spoczęły na piersiach
dziewczyny, musnęły twardniejący węzeł ciemnego sutka, przyszły po zaciśniętym z
pożądania brzuchu i prześlizgując się przez kosmyki futerka rozwarły płatki, odsłaniając mały
pączek.
Anya zapomniała, że leży na stole wśród porozlewanego piwa i poprzewracanych talerzy i że
oczy wszystkich wpatrują się w jej nagie ciało. Zupełnie ucichły szepty i drwiny. Miała
uczucie, jakby unosił się z niej wielki ogień pożądania, który oślepia strażników i wprawia
ich w oszołomienie.
Otworzyła usta, chcąc uchwycić język Kapitana, aby pieścić go delikatną i wrażliwą skórą
wnętrza swych warg. W momencie, gdy poczuła palce młodzieńca na swoim pączku,
zacisnęła usta i końce ich języków zetknęły się. Mężczyzna pieścił teraz mały języczek
miłości, ledwie go dotykając i czasami naciskając wilgotny koniuszek w rytmie dyktowanym
przez usta niewolnicy. Właśnie spróbowała głębiej wciągnąć jego język. Na każdą jej
mocniejszą pieszczotę jego palce odpowiadały delikatnym szarpnięciem. Dziewczyna
wydawała z siebie zduszone westchnienia. Mężczyzna zaczął wolno wycofywać swój język.
Ssała namiętnie uciekający koniuszek, aż ostatnia kropla śliny spłynęła w jej usta. Kapitan
patrzył na nią przez dłuższą chwilę, trzymając ciągle jej płatki rozwarte. Nie poruszał
palcami. Patrzył. W jej oczach widział całkowite oddanie. Anya roztapiała się w morzu
rozkoszy.
- Kapitan nigdy nie spotkał tak gorącej ponętnej dziwki jak ty. - Jego głos był bardzo niski i
przyjemny. - %7łyczy on sobie posmakować twojego ognia.
Chwycił ją i przysunął do siebie. Głowa i ramiona dziewczyny zwisały z brzegu stołu.
Wygięła się. Mężczyzna wstał, kopnięciem odsunął krzesło i uniósł ją w ramionach. Znów
rozległy się jazgotliwe szyderstwa. Anya zamknęła oczy. Nie chciała widzieć tych
wykrzywionych grymasem twarzy, tych porozumiewawczych szturchnięć i mrugnięć.
Usiłowała nie słyszeć wulgarnych uwag. Skuliła się, chcąc uniknąć palców sięgających w jej
kierunku. Kapitan przeniósł ją między żołnierzami do drzwi w rogu pomieszczenia. Otworzył
je i zajrzał do wnętrza.
69
- Wyłazić! - krzyknął. - Powinniście odesłać tę dziwkę już dwa dni temu!
Dwóch bardzo brudnych i pijanych żołnierzy wyłoniło się z ciemnego pokoju. Ciągnęli za
sobą niewolnicę ubraną w jakieś cuchnące szmaty. Spojrzała na Anyę pustymi, przerażonymi
oczami. Dziewczyna poczuła strach. Co by się z nią stało, gdyby nie Kapitan?!
Nie wiedziała, jak długo ma trwać jej kara. Nadzorczyni nic o tym nie mówiła. Po raz
pierwszy Anya uświadomiła
sobie, że nikt nie wie o jej losie. To, co się z nią stanie, zależy tylko i wyłącznie od Ildren.
Mocniej objęła szyję Kapitana. Co będzie, jeżeli zostanie tu już na zawsze?!
Wulgarne drwiny wyrwały ją z zamyślenia.
- Kapitanie, zostaw dla nas trochę tego delikatnego ciała!
- Tylko gwizdnij, jeśli będziesz potrzebował pomocy! Anya zaczerwieniła się. Nienawidziła
ich. Tych podłych, brutalnych zwierząt.
- Zrób jej dobrze, Kapitanie. Ale uważaj, żebyś się nie przemęczył! Byli obrzydliwi. Anya
przywarła do szyi Kapitana.
- Dostaniecie swoją działkę! - odkrzyknął, przestępując próg komórki.
Te słowa, rzucone tak od niechcenia, wbiły się zimnymi szponami w jej serce. Spojrzała w
twarz, której przed chwilą tak bezgranicznie ufała. Odwróciła wzrok. Jak mogła się tak
pomylić?
Postawił ją na podłodze i zatrzasnął drzwi. Zaryglował je, choć drżały od uderzających w nie
pięści. Krzyknął. Aomot ustał. Zamilkły wrzaski.
Byli w małym i niskim pomieszczeniu, które przypominało więzienną celę. Zwiatło dzienne
wdzierało się do środka przez długie, wąskie okno w rogu. Znajdowały się tu trzy małe łóżka
wyściełane słomą i dwa proste krzesła. %7ładnych innych mebli. Wyrazny duszący zapach
strażnicy mieszał się z przemijającą stęchlizną.
- Rozłóż się na łóżku - Kapitan postawił nogę na krześle i zaczął rozwiązywać but. Anya
zadrżała.
- Nie słyszałaś? - uniósł głos.
Nie była w stanie wykonać najmniejszego ruchu. Mężczyzna zrzucił but i zabrał się za drugi.
Potem podszedł do niewolnicy, która - jak skamieniała - stała przy drzwiach. Zbliżył do niej
swoją twarz. Chociaż nie ufała mu już, jego oczy miały nad nią wciąż niewytłumaczalną
władzę.
- Rozstaw nogi. - Nie spuszczał z niej wzroku, otwierając ją palcami. - Masz mnie wpuścić. I
rób tak za każdym razem, kiedy będę miał ochotę w ciebie wejść. Nie wolno ci się zaciskać.
Palce zapuściły się głęboko w jej wnętrze. Słodki smak strachu, nikczemność poddaństwa
powodowały, że jej łono rozpalało się powoli zakazanym podnieceniem. Mężczyzna wycofał
rękę i wytarł o jej futerko.
- Kapitanowi bardzo podobają się twoje soki. Ale zanim skończymy, będzie ich znacznie
więcej. Nie miała odwagi spojrzeć na niego jeszcze raz.
- - Teraz rozłożysz się na łóżku tak, jak ci rozkazałem
- szepnął i pocałował ją. - Kapitan zamierza ukarać cię za nieposłuszeństwo.
Otworzyła usta, by zaprotestować, by błagać go, żeby tego nie robił.
- Nie - powiedział kładąc palec na jej wargach. - Nie wolno ci mówić... chyba, że chcesz
podziękować. - Uniósł brwi. Zewnętrzną stroną palców gładził cierpliwie jej gładki brzuch.
Czekał.
- Ja., ja dzię...- Nie mogła wymówić tych słów. Nie mogła się na to zgodzić bez względu na
surowość ewentualnej kary.
- Proszę, nie...- Opuściła wzrok, przerażona. - Nie karz mnie - błagała słabo, ale wiedziała już,
że na próżno. Nawet nie mrugnął.
- Obróć się - polecił. '
70
Bała się. Nie chciała odwracać się do niego plecami, skoro znowu była nieposłuszna. Musiał
być bardzo zły.
- Połóż ręce na karku.
Poczuła, jak pociąga za łańcuch na jej talii. Przesunął go wolno do góry tak, że napierał teraz
na dolną część biustu. Kapitan jedną ręką przytrzymywał łańcuch, a drugą prześliznął po
piersiach i zajął się czarnymi sutkami, które po chwili uniosły się, twardniejąc.
Anya chciała, by mężczyzna rzucił ją na słomę, ale musiała sama przejść przez pomieszczenie
i wybrać łóżko, na którym miała być poniżona po raz kolejny.
Leżała na środkowym posłaniu. Miękkie światło dnia całowało jej krągły brzuch i piersi.
Ramiona leżały bezwładnie. Uda były lekko rozwarte. Słoma kłuła ją w plecy, kreśliła
czerwone znaki na delikatnej skórze pośladków. Kapitan patrzył na nią z wyrazem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
powiekach, policzkach i skroniach, badały wszystkie zakamarki twarzy, a następnie
zdecydowanie chwyciły dolną wargę i zaczęły ją ssać. Dłonie spoczęły na piersiach
dziewczyny, musnęły twardniejący węzeł ciemnego sutka, przyszły po zaciśniętym z
pożądania brzuchu i prześlizgując się przez kosmyki futerka rozwarły płatki, odsłaniając mały
pączek.
Anya zapomniała, że leży na stole wśród porozlewanego piwa i poprzewracanych talerzy i że
oczy wszystkich wpatrują się w jej nagie ciało. Zupełnie ucichły szepty i drwiny. Miała
uczucie, jakby unosił się z niej wielki ogień pożądania, który oślepia strażników i wprawia
ich w oszołomienie.
Otworzyła usta, chcąc uchwycić język Kapitana, aby pieścić go delikatną i wrażliwą skórą
wnętrza swych warg. W momencie, gdy poczuła palce młodzieńca na swoim pączku,
zacisnęła usta i końce ich języków zetknęły się. Mężczyzna pieścił teraz mały języczek
miłości, ledwie go dotykając i czasami naciskając wilgotny koniuszek w rytmie dyktowanym
przez usta niewolnicy. Właśnie spróbowała głębiej wciągnąć jego język. Na każdą jej
mocniejszą pieszczotę jego palce odpowiadały delikatnym szarpnięciem. Dziewczyna
wydawała z siebie zduszone westchnienia. Mężczyzna zaczął wolno wycofywać swój język.
Ssała namiętnie uciekający koniuszek, aż ostatnia kropla śliny spłynęła w jej usta. Kapitan
patrzył na nią przez dłuższą chwilę, trzymając ciągle jej płatki rozwarte. Nie poruszał
palcami. Patrzył. W jej oczach widział całkowite oddanie. Anya roztapiała się w morzu
rozkoszy.
- Kapitan nigdy nie spotkał tak gorącej ponętnej dziwki jak ty. - Jego głos był bardzo niski i
przyjemny. - %7łyczy on sobie posmakować twojego ognia.
Chwycił ją i przysunął do siebie. Głowa i ramiona dziewczyny zwisały z brzegu stołu.
Wygięła się. Mężczyzna wstał, kopnięciem odsunął krzesło i uniósł ją w ramionach. Znów
rozległy się jazgotliwe szyderstwa. Anya zamknęła oczy. Nie chciała widzieć tych
wykrzywionych grymasem twarzy, tych porozumiewawczych szturchnięć i mrugnięć.
Usiłowała nie słyszeć wulgarnych uwag. Skuliła się, chcąc uniknąć palców sięgających w jej
kierunku. Kapitan przeniósł ją między żołnierzami do drzwi w rogu pomieszczenia. Otworzył
je i zajrzał do wnętrza.
69
- Wyłazić! - krzyknął. - Powinniście odesłać tę dziwkę już dwa dni temu!
Dwóch bardzo brudnych i pijanych żołnierzy wyłoniło się z ciemnego pokoju. Ciągnęli za
sobą niewolnicę ubraną w jakieś cuchnące szmaty. Spojrzała na Anyę pustymi, przerażonymi
oczami. Dziewczyna poczuła strach. Co by się z nią stało, gdyby nie Kapitan?!
Nie wiedziała, jak długo ma trwać jej kara. Nadzorczyni nic o tym nie mówiła. Po raz
pierwszy Anya uświadomiła
sobie, że nikt nie wie o jej losie. To, co się z nią stanie, zależy tylko i wyłącznie od Ildren.
Mocniej objęła szyję Kapitana. Co będzie, jeżeli zostanie tu już na zawsze?!
Wulgarne drwiny wyrwały ją z zamyślenia.
- Kapitanie, zostaw dla nas trochę tego delikatnego ciała!
- Tylko gwizdnij, jeśli będziesz potrzebował pomocy! Anya zaczerwieniła się. Nienawidziła
ich. Tych podłych, brutalnych zwierząt.
- Zrób jej dobrze, Kapitanie. Ale uważaj, żebyś się nie przemęczył! Byli obrzydliwi. Anya
przywarła do szyi Kapitana.
- Dostaniecie swoją działkę! - odkrzyknął, przestępując próg komórki.
Te słowa, rzucone tak od niechcenia, wbiły się zimnymi szponami w jej serce. Spojrzała w
twarz, której przed chwilą tak bezgranicznie ufała. Odwróciła wzrok. Jak mogła się tak
pomylić?
Postawił ją na podłodze i zatrzasnął drzwi. Zaryglował je, choć drżały od uderzających w nie
pięści. Krzyknął. Aomot ustał. Zamilkły wrzaski.
Byli w małym i niskim pomieszczeniu, które przypominało więzienną celę. Zwiatło dzienne
wdzierało się do środka przez długie, wąskie okno w rogu. Znajdowały się tu trzy małe łóżka
wyściełane słomą i dwa proste krzesła. %7ładnych innych mebli. Wyrazny duszący zapach
strażnicy mieszał się z przemijającą stęchlizną.
- Rozłóż się na łóżku - Kapitan postawił nogę na krześle i zaczął rozwiązywać but. Anya
zadrżała.
- Nie słyszałaś? - uniósł głos.
Nie była w stanie wykonać najmniejszego ruchu. Mężczyzna zrzucił but i zabrał się za drugi.
Potem podszedł do niewolnicy, która - jak skamieniała - stała przy drzwiach. Zbliżył do niej
swoją twarz. Chociaż nie ufała mu już, jego oczy miały nad nią wciąż niewytłumaczalną
władzę.
- Rozstaw nogi. - Nie spuszczał z niej wzroku, otwierając ją palcami. - Masz mnie wpuścić. I
rób tak za każdym razem, kiedy będę miał ochotę w ciebie wejść. Nie wolno ci się zaciskać.
Palce zapuściły się głęboko w jej wnętrze. Słodki smak strachu, nikczemność poddaństwa
powodowały, że jej łono rozpalało się powoli zakazanym podnieceniem. Mężczyzna wycofał
rękę i wytarł o jej futerko.
- Kapitanowi bardzo podobają się twoje soki. Ale zanim skończymy, będzie ich znacznie
więcej. Nie miała odwagi spojrzeć na niego jeszcze raz.
- - Teraz rozłożysz się na łóżku tak, jak ci rozkazałem
- szepnął i pocałował ją. - Kapitan zamierza ukarać cię za nieposłuszeństwo.
Otworzyła usta, by zaprotestować, by błagać go, żeby tego nie robił.
- Nie - powiedział kładąc palec na jej wargach. - Nie wolno ci mówić... chyba, że chcesz
podziękować. - Uniósł brwi. Zewnętrzną stroną palców gładził cierpliwie jej gładki brzuch.
Czekał.
- Ja., ja dzię...- Nie mogła wymówić tych słów. Nie mogła się na to zgodzić bez względu na
surowość ewentualnej kary.
- Proszę, nie...- Opuściła wzrok, przerażona. - Nie karz mnie - błagała słabo, ale wiedziała już,
że na próżno. Nawet nie mrugnął.
- Obróć się - polecił. '
70
Bała się. Nie chciała odwracać się do niego plecami, skoro znowu była nieposłuszna. Musiał
być bardzo zły.
- Połóż ręce na karku.
Poczuła, jak pociąga za łańcuch na jej talii. Przesunął go wolno do góry tak, że napierał teraz
na dolną część biustu. Kapitan jedną ręką przytrzymywał łańcuch, a drugą prześliznął po
piersiach i zajął się czarnymi sutkami, które po chwili uniosły się, twardniejąc.
Anya chciała, by mężczyzna rzucił ją na słomę, ale musiała sama przejść przez pomieszczenie
i wybrać łóżko, na którym miała być poniżona po raz kolejny.
Leżała na środkowym posłaniu. Miękkie światło dnia całowało jej krągły brzuch i piersi.
Ramiona leżały bezwładnie. Uda były lekko rozwarte. Słoma kłuła ją w plecy, kreśliła
czerwone znaki na delikatnej skórze pośladków. Kapitan patrzył na nią z wyrazem [ Pobierz całość w formacie PDF ]