[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Posłałem brata Rhuna, by zawiadomił opata - powiedział Robert, pochylając wyniosłą
siwą głowę nad nieruchomym ciałem na prowizorycznych noszach. - To bardzo smutna
sprawa. Gdzie go znalazłeś? Czy to na nasz grunt wyciągnięto go z wody?
Nie, trochę dalej - odpowiedział Cadfael. - Wyrzuconego na brzeg. Martwego od kilku
godzin, jak sądzę. Nic się nie dało dla niego zrobić.
Czy zatem było konieczne sprowadzanie go tutaj. Jeśli jest znany i ma rodzinę w
mieście albo na Podgrodziu, sami zajmą się jego pogrzebem.
Choćby nawet niekonieczne - odparł Cadfael uznałem to za stosowne. Sądzę, że opat
też tak pomyśli, bo są powody. Szeryf może być zainteresowany tym przypadkiem.
Doprawdy? Dlaczego miałby być, skoro to utonięcie? To z pewnością wypadek tu
nierzadki.
Sięgnął szczupłą dłonią, by ściągnąć kaptur z pobladłej i posiniałej twarzy, która za
życia jaśniała takim świadomym siebie zdrowiem. Te rysy nic mu jednak nie mówiły. Jeżeli
kiedyś widział tego człowieka, to tylko przelotnie, mijającego bramę. Dom na Maerdolhead
leżał w miejskiej parafii świętego Chada, więc ani pobożność, ani sprawy handlowe nie
skłaniały Bertreda do częstych kontaktów z Podgrodziem.
Czy go znasz?
Z widzenia, chociaż nie wiem o nim zbyt wiele. To jeden z tkaczy pani Perle i jej
domownik.
Nawet przeor Robert, który trzymał się z dala od tych niemiłych światowych trosk,
jakie czasami przenikały do strzeżonej enklawy opactwa i siały tam zniszczenie, otworzył
szeroko oczy. Nie mógł uniknąć wiedzy o wypadkach, które zaszły wcześniej w związku z
owym domem, ani oprzeć się przekonaniu, że to nowe nieszczęście, także z nim związane,
stanowi jakąś część tego godnego ubolewania splotu wydarzeń. Przypadkowe zbieżności się
zdarzają, rzadko jednak kłębią się tuzinami wokół jednego nazwiska i siedziby.
Cóż - powiedział z długim, starannie zaaranżowanym westchnieniem. - Tak, opat
powinien się o tym dowiedzieć.
I dodał z należną ulgą: - Właśnie nadchodzi.
Opat Radulfus wyłonił się ze swego ogrodu i zbliżał się szybko z Rhunem u boku. Nie
powiedział nic, póki nie ściągnął przykrycia z głowy i ramion Bertreda i nie przyjrzał mu się
przez długą chwilę w posępnym milczeniu. Potem znów zakrył martwą twarz i zwrócił się do
Cadfaela.
Brat Rhun powiedział mi, gdzie go znaleziono i jak, ale nie wie, kto to jest. Czy ty
wiesz?
Tak, ojcze. Nazywa się Bertred i jest przodownikiem tkaczy pani Perle. Widziałem go
wczoraj z ludzmi szeryfa, jak pomagał w poszukiwaniu tej pani.
Której nie znaleziono - rzekł Radulfus.
Nie. To już trzeci dzień od jej zaginięcia, ale nadal nic oniej nie wiadomo.
A jej człowiek został znaleziony martwy. - Nie było potrzeby wskazywania
oczywistych związków. - Czy jesteś przekonany, że utonął?
Ojcze, muszę to rozważyć. Chyba tak, ale dostał też cios w głowę. Chciałbym jeszcze
raz obejrzeć ciało.
Sądzę, że pan szeryf także - powiedział zdecydowanie opat. - Poślijcie zaraz po niego
i trzymajcie tu na razie ciało. Czy wiadomo, że umiał pływać?
Nie, ojcze, ale tylko nieliczni tu urodzeni nie umieją. Jego krewni i matka nam to
powiedzą.
Tak, musimy też posłać po nich, ale może pózniej, kiedy Hugo go obejrzy i zrobicie,
ty i on, co się da w tej sprawie.
A do niosących nosze, którzy położyli je i stali na uboczu, rzekł: - Wezcie go do
kaplicy pogrzebowej. Rozbierzcie i ułóżcie przyzwoicie. Zapalcie świece. To nasz brat,
jakkolwiek umarł i z czyjejkolwiek winy. Poślę koniuszego, żeby odszukał Hugona
Beringara. Zaczekaj ze mną, Cadfaelu, dopóki on nie przyjdzie. Chcę wiedzieć wszystko,
czego się dowiedzieliście o tej biednej zaginionej dziewczynie.
Ułożyli w kaplicy nagie ciało Bertreda na kamiennych marach i przykryli płótnem.
Jego mokra odzież leżała zwinięta na boku razem z butami, które ściągnęli mu z nóg.
Panował tu półmrok, więc przynieśli świece w wysokich świecznikach i ustawili je tak, by
zapewnić dobre oświetlenie. Stali blisko kamiennej płyty, opat Radulfus, brat Cadfael i Hugo
Beringar. To opat ściągnął płótno i odsłonił zmarłego, leżącego z rękami skrzyżowanymi jak
należało na piersi w pozie wyprostowanej i godnej. Ktoś z szacunkiem zamknął mu oczy,
które Cadfael zapamiętał jako półotwarte, jak u kogoś, kto się zaczął budzić, zbyt pózno
jednak, by się ocknąć na dobre. Ciało było młode i kształtne, nieco może nazbyt umięśnione
jak na doskonałość. Zmarły miał nieco ponad dwudziestkę i obdarzony był regularnymi,
ładnymi rysami, może znów z odrobiną nadmiaru ciała albo niedoboru kości. Walijczycy
przywykli do oglądania solidnych, kościstych twarzy i odczuwają jakiś brak, widząc oblicze
wygładzone i nazbyt miękkie. Mimo to był to bardzo przystojny młody człowiek. Twarz,
szyja, ramiona i ręce od łokci w dół były opalone przez słońce, choć ten brąz wydawał się
teraz matowy i smutny. %7ładnych śladów na nim - powiedział Hugo, obejrzawszy go od głowy
do stóp - poza tym sińcem na czole. A to mogło go przyprawić najwyżej o ból głowy.
Wysoko przy linii włosów skóra była rozcięta, ale wyglądało to zaledwie na
muśnięcie. Cadfael ujął w dłonie głowę z gęstą czupryną przylepioną do szerokiego czoła i
obmacał palcami czaszkę. - Ma jeszcze jeden ślad tutaj, po lewej, we włosach nad uchem. Coś
długiego z ostrą krawędzią, co przez te wszystkie włosy rozcięło mu skórę. To go mogło na
jakiś czas oszołomić, ale nie zabiło. Nie, z pewnością utonął.
Co ten człowiek mógł robić - spytał z zastanowieniem opat w tym miejscu na brzegu,
w nocy? Tam nic nie ma, żadnej ścieżki, która by dokądś wiodła, żadnego domu do
odwiedzenia. Trudno zgadnąć, jaką sprawę mógł tam ktoś mieć po ciemku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
Posłałem brata Rhuna, by zawiadomił opata - powiedział Robert, pochylając wyniosłą
siwą głowę nad nieruchomym ciałem na prowizorycznych noszach. - To bardzo smutna
sprawa. Gdzie go znalazłeś? Czy to na nasz grunt wyciągnięto go z wody?
Nie, trochę dalej - odpowiedział Cadfael. - Wyrzuconego na brzeg. Martwego od kilku
godzin, jak sądzę. Nic się nie dało dla niego zrobić.
Czy zatem było konieczne sprowadzanie go tutaj. Jeśli jest znany i ma rodzinę w
mieście albo na Podgrodziu, sami zajmą się jego pogrzebem.
Choćby nawet niekonieczne - odparł Cadfael uznałem to za stosowne. Sądzę, że opat
też tak pomyśli, bo są powody. Szeryf może być zainteresowany tym przypadkiem.
Doprawdy? Dlaczego miałby być, skoro to utonięcie? To z pewnością wypadek tu
nierzadki.
Sięgnął szczupłą dłonią, by ściągnąć kaptur z pobladłej i posiniałej twarzy, która za
życia jaśniała takim świadomym siebie zdrowiem. Te rysy nic mu jednak nie mówiły. Jeżeli
kiedyś widział tego człowieka, to tylko przelotnie, mijającego bramę. Dom na Maerdolhead
leżał w miejskiej parafii świętego Chada, więc ani pobożność, ani sprawy handlowe nie
skłaniały Bertreda do częstych kontaktów z Podgrodziem.
Czy go znasz?
Z widzenia, chociaż nie wiem o nim zbyt wiele. To jeden z tkaczy pani Perle i jej
domownik.
Nawet przeor Robert, który trzymał się z dala od tych niemiłych światowych trosk,
jakie czasami przenikały do strzeżonej enklawy opactwa i siały tam zniszczenie, otworzył
szeroko oczy. Nie mógł uniknąć wiedzy o wypadkach, które zaszły wcześniej w związku z
owym domem, ani oprzeć się przekonaniu, że to nowe nieszczęście, także z nim związane,
stanowi jakąś część tego godnego ubolewania splotu wydarzeń. Przypadkowe zbieżności się
zdarzają, rzadko jednak kłębią się tuzinami wokół jednego nazwiska i siedziby.
Cóż - powiedział z długim, starannie zaaranżowanym westchnieniem. - Tak, opat
powinien się o tym dowiedzieć.
I dodał z należną ulgą: - Właśnie nadchodzi.
Opat Radulfus wyłonił się ze swego ogrodu i zbliżał się szybko z Rhunem u boku. Nie
powiedział nic, póki nie ściągnął przykrycia z głowy i ramion Bertreda i nie przyjrzał mu się
przez długą chwilę w posępnym milczeniu. Potem znów zakrył martwą twarz i zwrócił się do
Cadfaela.
Brat Rhun powiedział mi, gdzie go znaleziono i jak, ale nie wie, kto to jest. Czy ty
wiesz?
Tak, ojcze. Nazywa się Bertred i jest przodownikiem tkaczy pani Perle. Widziałem go
wczoraj z ludzmi szeryfa, jak pomagał w poszukiwaniu tej pani.
Której nie znaleziono - rzekł Radulfus.
Nie. To już trzeci dzień od jej zaginięcia, ale nadal nic oniej nie wiadomo.
A jej człowiek został znaleziony martwy. - Nie było potrzeby wskazywania
oczywistych związków. - Czy jesteś przekonany, że utonął?
Ojcze, muszę to rozważyć. Chyba tak, ale dostał też cios w głowę. Chciałbym jeszcze
raz obejrzeć ciało.
Sądzę, że pan szeryf także - powiedział zdecydowanie opat. - Poślijcie zaraz po niego
i trzymajcie tu na razie ciało. Czy wiadomo, że umiał pływać?
Nie, ojcze, ale tylko nieliczni tu urodzeni nie umieją. Jego krewni i matka nam to
powiedzą.
Tak, musimy też posłać po nich, ale może pózniej, kiedy Hugo go obejrzy i zrobicie,
ty i on, co się da w tej sprawie.
A do niosących nosze, którzy położyli je i stali na uboczu, rzekł: - Wezcie go do
kaplicy pogrzebowej. Rozbierzcie i ułóżcie przyzwoicie. Zapalcie świece. To nasz brat,
jakkolwiek umarł i z czyjejkolwiek winy. Poślę koniuszego, żeby odszukał Hugona
Beringara. Zaczekaj ze mną, Cadfaelu, dopóki on nie przyjdzie. Chcę wiedzieć wszystko,
czego się dowiedzieliście o tej biednej zaginionej dziewczynie.
Ułożyli w kaplicy nagie ciało Bertreda na kamiennych marach i przykryli płótnem.
Jego mokra odzież leżała zwinięta na boku razem z butami, które ściągnęli mu z nóg.
Panował tu półmrok, więc przynieśli świece w wysokich świecznikach i ustawili je tak, by
zapewnić dobre oświetlenie. Stali blisko kamiennej płyty, opat Radulfus, brat Cadfael i Hugo
Beringar. To opat ściągnął płótno i odsłonił zmarłego, leżącego z rękami skrzyżowanymi jak
należało na piersi w pozie wyprostowanej i godnej. Ktoś z szacunkiem zamknął mu oczy,
które Cadfael zapamiętał jako półotwarte, jak u kogoś, kto się zaczął budzić, zbyt pózno
jednak, by się ocknąć na dobre. Ciało było młode i kształtne, nieco może nazbyt umięśnione
jak na doskonałość. Zmarły miał nieco ponad dwudziestkę i obdarzony był regularnymi,
ładnymi rysami, może znów z odrobiną nadmiaru ciała albo niedoboru kości. Walijczycy
przywykli do oglądania solidnych, kościstych twarzy i odczuwają jakiś brak, widząc oblicze
wygładzone i nazbyt miękkie. Mimo to był to bardzo przystojny młody człowiek. Twarz,
szyja, ramiona i ręce od łokci w dół były opalone przez słońce, choć ten brąz wydawał się
teraz matowy i smutny. %7ładnych śladów na nim - powiedział Hugo, obejrzawszy go od głowy
do stóp - poza tym sińcem na czole. A to mogło go przyprawić najwyżej o ból głowy.
Wysoko przy linii włosów skóra była rozcięta, ale wyglądało to zaledwie na
muśnięcie. Cadfael ujął w dłonie głowę z gęstą czupryną przylepioną do szerokiego czoła i
obmacał palcami czaszkę. - Ma jeszcze jeden ślad tutaj, po lewej, we włosach nad uchem. Coś
długiego z ostrą krawędzią, co przez te wszystkie włosy rozcięło mu skórę. To go mogło na
jakiś czas oszołomić, ale nie zabiło. Nie, z pewnością utonął.
Co ten człowiek mógł robić - spytał z zastanowieniem opat w tym miejscu na brzegu,
w nocy? Tam nic nie ma, żadnej ścieżki, która by dokądś wiodła, żadnego domu do
odwiedzenia. Trudno zgadnąć, jaką sprawę mógł tam ktoś mieć po ciemku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]