[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nadziei. Za każdym razem, gdy wóz zwalniał, żeby pokonać jakieś wzniesienie, albo zjeżdżał
w koryto strumienia, wstrzymywał oddech, modląc się o świst strzały albo huk strzelby.
Było już koło południa, a niczego takiego nie usłyszał.
Długo już byli z dala od rzeki, ale znowu się pojawiła. Szukając brodu, jechali wzdłuż
jej brzegu przez ćwierć mili, zanim żołnierze na przodzie znalezli uczęszczaną przeprawę na
bizonim szlaku.
Rzeka nie była szeroka, ale nadrzeczne zarośla były wyjątkowo gęste, dość gęste na
zasadzkę. Gdy wóz zaskrzypiał, tocząc się po zboczu, Tańczący Z Wilkami miał uszy i oczy
otwarte.
Dowodzący sierżant krzyknął do woznicy, żeby się zatrzymał przed wjazdem do
rzeki, i poczekali, aż przeprawi się sierżant z jeszcze jednym człowiekiem. Długą minutę
albo i dwie przeszukiwali zarośla. Potem sierżant złożył dłonie w trąbkę i krzyknął, żeby
wóz przejeżdżał.
Tańczący Z Wilkami zacisnął pięści i przeszedł do pozycji kucającej. Nic nie widział i
nic nie słyszał.
Ale wiedział, że tam są.
Sposobił się do skoku, gdy świsnęła pierwsza strzała, i skoczył o wiele szybciej niż
strażnik na wozie, który wciąż gmerał przy karabinie, kiedy Tańczący Z Wilkami zarzucił
mu na szyję łańcuch od kajdan.
Za nim rozległy się strzały karabinowe, a on ściągnął ciasno łańcuch, czując, jak ciało
pod nim wiotczeje, w miarę jak zaciska się gardło żołnierza.
Kątem oka dostrzegł, jak sierżant wali się z konia na twarz ze strzałą głęboko wbitą w
lędzwie. Woznica zeskoczył przez burtę. Stał po kolana w wodzie, strzelając na oślep z
pistoletu.
Tańczący Z Wilkami wylądował na nim całym ciężarem i krótką chwilę mocowali się
w wodzie, zanim odzyskał swobodę ruchów. Posługując się łańcuchem jak dwuręcznym
biczem, sieknął woznicę przez głowę i żołnierz sflaczał, powoli osuwając się w płytką wodę.
Tańczący Z Wilkami zadawał mu następne, ziejące nienawiścią ciosy, nie ustając, aż
zobaczył, że woda robi się czerwona.
W dole rzeki rozległo się wycie. Tańczący Z Wilkami spojrzał w porę, by zobaczyć
ostatniego z oddziału, który próbował ucieczki. Musiał być ranny, ponieważ zwisał
bezwładnie w siodle.
Wiatr W Jego Włosach był tuż za plecami skazanego na zgubę żołnierza. Gdy konie
ich zrównały się, Tańczący Z Wilkami usłyszał głuchy łomot tomahawka Wiatru W Jego
Włosach roztrzaskującego ludzką czaszkę.
Za nim była cisza, a kiedy się odwrócił, zobaczył ludzi z tylnej straży martwo
rozciągniętych w wodzie.
Wielu wojowników kłuło ciała włóczniami i bardzo się ucieszył, ujrzawszy, że jednym
z nich jest Kamienne Cielę.
Jakaś dłoń chwyciła go za ramię i Tańczący Z Wilkami, obróciwszy się, spojrzał
prosto w rozpromienioną twarz Wierzgającego Ptaka.
- Cóż za wspaniała walka - krzyknął triumfująco czarownik. - Dostaliśmy ich
wszystkich z taką łatwością i nikt nie jest nawet ranny.
- Ja zabiłem dwóch - odwrzasnął Tańczący Z Wilkami. Uniósł wysoko w górę skute
łańcuchami ręce i krzyknął: - Tym.
Oswobodzicielski oddział nie tracił czasu. Po gorączkowych poszukiwaniach znalezli
przy zwłokach sierżanta klucze od kajdan Tańczącego Z Wilkami.
Potem wskoczyli na konie i pogalopowali, kierując się szlakiem, który o wiele mil na
południowy zachód omijał Fort Sedgewick.
ROZDZIAA XXX
1
Niespodziewanie na uciekających ludzi Dziesięciu Niedzwiedzi spadł wczesny śnieg,
pokrywając na grubość cala cały szlak, aż do zimowego obozu.
Wszyscy znakomicie się czuli i w sześć dni pózniej rozproszone grupki połączyły się u
podnóża gigantycznego kanionu, który na wiele miesięcy miał stać się ich domem.
Miejsce to było przesiąknięte historią Komanczów i słusznie nazwano je Tutaj
Kroczy Wielki Duch. Kanion był długi na wiele mil i w niejednym miejscu na milę szeroki,
niektóre zaś z jego stromych ścian mierzyły od szczytu do podnóża pół mili. Od
niepamiętnych czasów spędzali tutaj zimy i było to doskonałe miejsce, zapewniające paszę i
obfitość wody dla ludzi i kuców oraz dające idealną osłonę przed zamieciami, które przez
całą zimę hulały w wyższych partiach. Leżało zarazem daleko poza zasięgiem nieprzyjaciół.
Inne hordy także tutaj spędzały zimę i zapanowała wielka radość, gdy starzy
przyjaciele i krewni zobaczyli się ponownie po raz pierwszy od wiosny.
Jednakże po połączeniu wioska Dziesięciu Niedzwiedzi zamarła w oczekiwaniu,
niezdolna spokojnie wypoczywać, zanim nie nadejdą wieści o losie wyprawy mającej odbić
Tańczącego Z Wilkami.
Póznym rankiem, nazajutrz po powrocie, do obozu wpadł jak strzała zwiadowca z
wiadomością, że szlakiem nadjeżdża oddział. Powiedział, że jest wśród nich Tańczący Z
Wilkami. Ta Która Stoi Z Pięścią wybiegła na drogę przed wszystkimi. Biegnąc krzyczała, a
gdy w zasięgu jej wzroku pojawili się jezdzcy jadący gęsiego pod górę, zawołała go po
imieniu.
Nie przestała go wołać, dopóki nie znalazł się w jej ramionach.
2
Wczesny śnieg był zapowiedzią przerażającej zamieci, która spadła na obóz tego
popołudnia.
Przez następne dwa dni ludzie nie wychodzili z wigwamów.
Tańczący Z Wilkami i Ta Która Stoi Z Pięścią prawie z nikim się nie widzieli.
Wierzgający Ptak troszczył się jak umiał najlepiej o twarz Tańczącego Z Wilkami,
łagodząc opuchliznę i próbując przyśpieszyć ozdrowienie za pomocą leczniczych ziół.
Jednakże nic nie dało się zrobić z kruchą, zmiażdżoną kością policzkową i trzeba było ją
zostawić, by zrosła się siłami natury.
Tańczący Z Wilkami wcale nie przejmował się raną. Przygniatał go poważniejszy
problem i zmagając się z nim, nie był skłonny z nikim się widzieć.
Rozmawiał jedynie z Tą Która Stoi Z Pięścią, ale niewiele zostało powiedziane.
Większość czasu leżał w wigwamie jak chory. Leżała obok niego, zastanawiając się, co się
stało, ale czekała, aż sam jej to powie, wiedząc, że koniec końców to zrobi.
Zaczął się trzeci dzień zamieci, gdy Tańczący Z Wilkami poszedł na długi samotny
spacer. Kiedy powrócił, kazał jej usiąść i oznajmił jej swoją nieodwołalną decyzję.
Wtedy odwróciła się od niego i siedziała przez prawie godzinę ze spuszczoną głową,
w milczącym zamyśleniu.
W końcu powiedziała: - Czy musi tak być? Jej oczy szkliły się smutkiem.
Tak - odrzekł spokojnie.
Westchnęła żałośnie, z trudem powstrzymując łzy.
- Więc niech tak będzie.
3
Tańczący Z Wilkami poprosił o zwołanie rady. Chciał pomówić z Dziesięcioma
Niedzwiedziami. Poprosił także, by byli obecni Wierzgający Ptak, Wiatr W Jego Włosach,
Kamienne Cielę i wszyscy, których Dziesięć Niedzwiedzi uzna za godnych wysłuchania.
Spotkali się następnego wieczora. Zamieć dogorywała i wszyscy byli w dobrym
nastroju. Jedli i palili swoim zwyczajem podczas ożywionej części wstępnej, opowiadając z
przejęciem historie o walce nad rzeką i odbiciu Tańczącego Z Wilkami.
Przeczekał to w dobrym humorze. Był szczęśliwy, że znajduje się wśród przyjaciół.
Lecz gdy rozmowa zaczęła w końcu przygasać, skorzystał z pierwszej chwili milczenia
i wypełnił ją tymi słowami:
- Chcę powiedzieć wam, co mi leży na sercu - rzekł i w ten sposób oficjalnie
rozpoczęła się narada. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
nadziei. Za każdym razem, gdy wóz zwalniał, żeby pokonać jakieś wzniesienie, albo zjeżdżał
w koryto strumienia, wstrzymywał oddech, modląc się o świst strzały albo huk strzelby.
Było już koło południa, a niczego takiego nie usłyszał.
Długo już byli z dala od rzeki, ale znowu się pojawiła. Szukając brodu, jechali wzdłuż
jej brzegu przez ćwierć mili, zanim żołnierze na przodzie znalezli uczęszczaną przeprawę na
bizonim szlaku.
Rzeka nie była szeroka, ale nadrzeczne zarośla były wyjątkowo gęste, dość gęste na
zasadzkę. Gdy wóz zaskrzypiał, tocząc się po zboczu, Tańczący Z Wilkami miał uszy i oczy
otwarte.
Dowodzący sierżant krzyknął do woznicy, żeby się zatrzymał przed wjazdem do
rzeki, i poczekali, aż przeprawi się sierżant z jeszcze jednym człowiekiem. Długą minutę
albo i dwie przeszukiwali zarośla. Potem sierżant złożył dłonie w trąbkę i krzyknął, żeby
wóz przejeżdżał.
Tańczący Z Wilkami zacisnął pięści i przeszedł do pozycji kucającej. Nic nie widział i
nic nie słyszał.
Ale wiedział, że tam są.
Sposobił się do skoku, gdy świsnęła pierwsza strzała, i skoczył o wiele szybciej niż
strażnik na wozie, który wciąż gmerał przy karabinie, kiedy Tańczący Z Wilkami zarzucił
mu na szyję łańcuch od kajdan.
Za nim rozległy się strzały karabinowe, a on ściągnął ciasno łańcuch, czując, jak ciało
pod nim wiotczeje, w miarę jak zaciska się gardło żołnierza.
Kątem oka dostrzegł, jak sierżant wali się z konia na twarz ze strzałą głęboko wbitą w
lędzwie. Woznica zeskoczył przez burtę. Stał po kolana w wodzie, strzelając na oślep z
pistoletu.
Tańczący Z Wilkami wylądował na nim całym ciężarem i krótką chwilę mocowali się
w wodzie, zanim odzyskał swobodę ruchów. Posługując się łańcuchem jak dwuręcznym
biczem, sieknął woznicę przez głowę i żołnierz sflaczał, powoli osuwając się w płytką wodę.
Tańczący Z Wilkami zadawał mu następne, ziejące nienawiścią ciosy, nie ustając, aż
zobaczył, że woda robi się czerwona.
W dole rzeki rozległo się wycie. Tańczący Z Wilkami spojrzał w porę, by zobaczyć
ostatniego z oddziału, który próbował ucieczki. Musiał być ranny, ponieważ zwisał
bezwładnie w siodle.
Wiatr W Jego Włosach był tuż za plecami skazanego na zgubę żołnierza. Gdy konie
ich zrównały się, Tańczący Z Wilkami usłyszał głuchy łomot tomahawka Wiatru W Jego
Włosach roztrzaskującego ludzką czaszkę.
Za nim była cisza, a kiedy się odwrócił, zobaczył ludzi z tylnej straży martwo
rozciągniętych w wodzie.
Wielu wojowników kłuło ciała włóczniami i bardzo się ucieszył, ujrzawszy, że jednym
z nich jest Kamienne Cielę.
Jakaś dłoń chwyciła go za ramię i Tańczący Z Wilkami, obróciwszy się, spojrzał
prosto w rozpromienioną twarz Wierzgającego Ptaka.
- Cóż za wspaniała walka - krzyknął triumfująco czarownik. - Dostaliśmy ich
wszystkich z taką łatwością i nikt nie jest nawet ranny.
- Ja zabiłem dwóch - odwrzasnął Tańczący Z Wilkami. Uniósł wysoko w górę skute
łańcuchami ręce i krzyknął: - Tym.
Oswobodzicielski oddział nie tracił czasu. Po gorączkowych poszukiwaniach znalezli
przy zwłokach sierżanta klucze od kajdan Tańczącego Z Wilkami.
Potem wskoczyli na konie i pogalopowali, kierując się szlakiem, który o wiele mil na
południowy zachód omijał Fort Sedgewick.
ROZDZIAA XXX
1
Niespodziewanie na uciekających ludzi Dziesięciu Niedzwiedzi spadł wczesny śnieg,
pokrywając na grubość cala cały szlak, aż do zimowego obozu.
Wszyscy znakomicie się czuli i w sześć dni pózniej rozproszone grupki połączyły się u
podnóża gigantycznego kanionu, który na wiele miesięcy miał stać się ich domem.
Miejsce to było przesiąknięte historią Komanczów i słusznie nazwano je Tutaj
Kroczy Wielki Duch. Kanion był długi na wiele mil i w niejednym miejscu na milę szeroki,
niektóre zaś z jego stromych ścian mierzyły od szczytu do podnóża pół mili. Od
niepamiętnych czasów spędzali tutaj zimy i było to doskonałe miejsce, zapewniające paszę i
obfitość wody dla ludzi i kuców oraz dające idealną osłonę przed zamieciami, które przez
całą zimę hulały w wyższych partiach. Leżało zarazem daleko poza zasięgiem nieprzyjaciół.
Inne hordy także tutaj spędzały zimę i zapanowała wielka radość, gdy starzy
przyjaciele i krewni zobaczyli się ponownie po raz pierwszy od wiosny.
Jednakże po połączeniu wioska Dziesięciu Niedzwiedzi zamarła w oczekiwaniu,
niezdolna spokojnie wypoczywać, zanim nie nadejdą wieści o losie wyprawy mającej odbić
Tańczącego Z Wilkami.
Póznym rankiem, nazajutrz po powrocie, do obozu wpadł jak strzała zwiadowca z
wiadomością, że szlakiem nadjeżdża oddział. Powiedział, że jest wśród nich Tańczący Z
Wilkami. Ta Która Stoi Z Pięścią wybiegła na drogę przed wszystkimi. Biegnąc krzyczała, a
gdy w zasięgu jej wzroku pojawili się jezdzcy jadący gęsiego pod górę, zawołała go po
imieniu.
Nie przestała go wołać, dopóki nie znalazł się w jej ramionach.
2
Wczesny śnieg był zapowiedzią przerażającej zamieci, która spadła na obóz tego
popołudnia.
Przez następne dwa dni ludzie nie wychodzili z wigwamów.
Tańczący Z Wilkami i Ta Która Stoi Z Pięścią prawie z nikim się nie widzieli.
Wierzgający Ptak troszczył się jak umiał najlepiej o twarz Tańczącego Z Wilkami,
łagodząc opuchliznę i próbując przyśpieszyć ozdrowienie za pomocą leczniczych ziół.
Jednakże nic nie dało się zrobić z kruchą, zmiażdżoną kością policzkową i trzeba było ją
zostawić, by zrosła się siłami natury.
Tańczący Z Wilkami wcale nie przejmował się raną. Przygniatał go poważniejszy
problem i zmagając się z nim, nie był skłonny z nikim się widzieć.
Rozmawiał jedynie z Tą Która Stoi Z Pięścią, ale niewiele zostało powiedziane.
Większość czasu leżał w wigwamie jak chory. Leżała obok niego, zastanawiając się, co się
stało, ale czekała, aż sam jej to powie, wiedząc, że koniec końców to zrobi.
Zaczął się trzeci dzień zamieci, gdy Tańczący Z Wilkami poszedł na długi samotny
spacer. Kiedy powrócił, kazał jej usiąść i oznajmił jej swoją nieodwołalną decyzję.
Wtedy odwróciła się od niego i siedziała przez prawie godzinę ze spuszczoną głową,
w milczącym zamyśleniu.
W końcu powiedziała: - Czy musi tak być? Jej oczy szkliły się smutkiem.
Tak - odrzekł spokojnie.
Westchnęła żałośnie, z trudem powstrzymując łzy.
- Więc niech tak będzie.
3
Tańczący Z Wilkami poprosił o zwołanie rady. Chciał pomówić z Dziesięcioma
Niedzwiedziami. Poprosił także, by byli obecni Wierzgający Ptak, Wiatr W Jego Włosach,
Kamienne Cielę i wszyscy, których Dziesięć Niedzwiedzi uzna za godnych wysłuchania.
Spotkali się następnego wieczora. Zamieć dogorywała i wszyscy byli w dobrym
nastroju. Jedli i palili swoim zwyczajem podczas ożywionej części wstępnej, opowiadając z
przejęciem historie o walce nad rzeką i odbiciu Tańczącego Z Wilkami.
Przeczekał to w dobrym humorze. Był szczęśliwy, że znajduje się wśród przyjaciół.
Lecz gdy rozmowa zaczęła w końcu przygasać, skorzystał z pierwszej chwili milczenia
i wypełnił ją tymi słowami:
- Chcę powiedzieć wam, co mi leży na sercu - rzekł i w ten sposób oficjalnie
rozpoczęła się narada. [ Pobierz całość w formacie PDF ]