[ Pobierz całość w formacie PDF ]
%7łeglarze prowadzeni przez Ganaka z wrzaskiem natarli na stojących na górnym pokładzie przyjaciół.
Książę zamierzył się na Ganaka, ale brodaty marynarz zdołał sparować cios, jednocześnie szerokim
łukiem wyprowadzając cięcie na jego nogi. Hawkmoon zmuszony był odskoczyć w tył i piraci wdarli
się na pokład rufowy. Ganak stanął przed nim z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
A teraz, niewolniku, przekonamy się, czy potrafisz walczyć z człowiekiem!
Nie widzę tu żadnego człowieka odparł książę Koln tylko dzikie zwierzę. Zaśmiał się.
Ganak zaatakował, ale Hawkmoon miał w dłoni znakomicie wyważony miecz, który zabrał
Yaljonowi.
Walczyli zaciekle, to cofając się, to nacierając, podczas gdy d'Averc utrzymywał pozostałych
marynarzy na dystans. Brodacz był wyśmienitym szermierzem, lecz jego szabla nie mogła się równać
z
połyskliwym mieczem herszta piratów.
Wreszcie Hawkmoon natarł na jego ramię desperackim pchnięciem i miecz o mało nie wypadł mu z
dłoni, kiedy trafił na osłonę szabli, jednak szybko ponowił atak i zdołał zranić przeciwnika w lewą
rękę.
Tamten zawył niczym zwierzę i z impetem rzucił się na wroga.
Książę spokojnie zripostował i tym razem ciął Ganaka w prawą rękę. Strumyczki krwi pociekły po
obu
spalonych na brąz przedramionach, Hawkmoon zaś jak dotąd nie odniósł żadnej rany. Ganak raz
jeszcze
rzucił się ku niemu w ślepej desperacji.
Teraz Hawkmoon wymierzył prosto w serce, chcąc zaoszczędzić piratowi dalszych zmartwień.
Ostrze
miecza wniknęło w ciało, zgrzytnęło o kości i Ganak w jednej chwili padł martwy.
W tym czasie żeglarzom udało się zepchnąć d'Averca w tył i bronił się on teraz w otoczeniu,
wywijając
młynka szablą. Książę zostawił nieruchome ciało Ganaka i skoczył ku nim, tnąc jednego marynarza w
szyję, a drugiego w bok, zanim zdążyli zdać sobie sprawę z jego obecności.
Stanąwszy plecami do siebie dwaj przyjaciele dzielnie stawiali czoło gromadzie piratów, ich szansę
jednak powoli topniały, w miarę jak kolejni marynarze dołączali do oblegającej ich czeredy.
Wkrótce pokład zalegały ciała zabitych, a Hawkmoon i d'Averc byli zalani krwią sączącą się z
licznych
ran. Walczyli bez wytchnienia. W pewnej chwili Hawkmoon
pochwycił spojrzenie stojącego przy głównym maszcie Lorda Yaljona, którego przenikliwy wzrok
wbijał się w jego twarz, jak gdyby pirat pragnął zapamiętać te rysy do końca swego życia.
Księcia Doriana przeszył dreszcz, lecz zaraz musiał skierować swą uwagę ku atakującym
marynarzom.
Otrzymał cios płazem szabli w głowę, zachwiał się i oparł o d'Averca, pozbawiając go równowagi.
Upadli razem na pokład, osłaniając się przed razami i usiłując wstać. Książę pchnął jednego z
napastników w brzuch, wymierzył cios pięścią w twarz pochylonego pirata i podniósł się na kolana.
%7łeglarze niespodziewanie cofnęli się, spoglądając za burtę. Hawkmoon skoczył na nogi, d'Averc
stanął
obok niego.
Patrzyli z zaciekawieniem na wypływający z zakola rzeki drugi statek białe żagle szkunera
łopotały
w lekkiej, wiejącej z południa bryzie, pomalowane na czarno i granatowo burty błyszczały w blasku
porannego słońca, a wzdłuż relingów stali uzbrojeni ludzie.
To na pewno piracka konkurencja rzekł d'Averc i wykorzystując moment nieuwagi ściął
stojącego
mu na drodze marynarza, po czym rzucił się w stronę burty. Hawkmoon poszedł za jego przykładem,
zmuszeni jednak zostali z plecami przyciśniętymi do relingu do podjęcia walki, chociaż
połowa
piratów pobiegła na główny pokład, by stawić się do dyspozycji Lorda Yaljona.
Ponad wodą rozbrzmiał czyjś głos, ale nie można było rozróżnić słów.
Poprzez zgiełk walki przebił się głęboki, emanujący znudzeniem głos Yaljona, który wymówił jedno
tylko słowo, ale zawarł w nim całą skondensowaną nienawiść.
Słowo to brzmiało: Bewchard!"
Piraci natarli na nich ponownie i Hawkmoon poczuł, że ostrze szabli dosięgnęło jego twarzy.
Zwrócił
spojrzenie rozpłomienionych oczu w stronę napastnika i wyprowadził błyskawiczne pchnięcie,
trafiając
tamtego prosto w usta i sięgając ostrzem mózgu, czemu towarzyszył straszliwy jęk agonii.
Książę nie miał litości. Wyciągnął pospiesznie miecz i przebił serce następnego napastnika.
Walka potoczyła się dalej, a tymczasem czarno granatowy szkuner coraz bardziej zbliżał się do ich
statku.
Hawkmoonowi przemknęło przez myśl pytanie, czy zjawiają się sprzymierzeńcy, czy kolejni
wrogowie.
Nie miał jednak czasu na zastanowienie, mściwi piraci atakowali bowiem zaciekle, a ich ciężkie
szable
błyskały w powietrzu.
ROZDZIAA V
PAHL BEWCHARD
Kiedy czarno-granatowy statek zetknął się burta w burtę z ich okrętem, powietrze przeszył okrzyk
Yaljona:
Zostawcie niewolników! Zapomnijcie o nich! Stawajcie do walki z psami Bewcharda!
Pozostali marynarze zachowując ostrożność odstąpili od dyszących ciężko Hawkmoona i d'Averca.
Książę pogonił ich jeszcze, pozorując atak, nie miał jednak sił, by ścigać ich naprawdę.
Spoglądali na żeglarzy odzianych w jednakowe czarno--granatowe kaftany i pantalony, którzy
używając lin przeskakiwali na pokład Rzecznego Jastrzębia". Uzbrojeni byli w ciężkie topory i
szable i
walczyli z taką precyzją, że piraci nie potrafili dotrzymać im pola, chociaż dawali z siebie wszystko.
Hawkmoon poszukał wzrokiem Lorda Yaljona, ale ten zniknął, prawdopodobnie kryjąc się pod
pokładem. Odwrócił się do d'Averca.
Chyba wystarczy już tych krwawych zmagań na dzisiaj, przyjacielu rzekł. Co byś
powiedział
na bezpieczniejsze zajęcie, na przykład uwolnienie tych nieszczęśników przywiązanych do wioseł?
Nie czekając na odpowiedz przesadził poręcz relingu, wylądował w wąskim przejściu obok luku na
pokładzie, pochylił się i zaczai ciąć mieczem liny wiążące dłonie niewolników do wioseł.
Ci unosili ze zdumieniem głowy, w większości nie
rozumiejąc, co Hawkmoon i d'Averc mają zamiar z nimi zrobić.
Jesteście wolni oznajmił książę Dorian.
Wolni! powtórzył Francuz. Posłuchajcie naszej rady i opuśćcie jak najszybciej ten statek,
nie
wiadomo bowiem, jak potoczą się losy bitwy.
Niewolnicy wstawali, rozmasowując zdrętwiałe kończyny, wreszcie jeden po drugim ruszyli ku
burcie i
zaczęli zsuwać się do wody.
D'Averc spoglądał na nich z uśmiechem.
Szkoda, że nie możemy pomóc tamtym przy drugiej burcie rzekł.
Dlaczego nie? spytał Hawkmoon, wskazując pokrywę luku po przeciwnej stronie wąskiego
przejścia. Jeśli się nie mylę, tędy można zejść pod pokład. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
%7łeglarze prowadzeni przez Ganaka z wrzaskiem natarli na stojących na górnym pokładzie przyjaciół.
Książę zamierzył się na Ganaka, ale brodaty marynarz zdołał sparować cios, jednocześnie szerokim
łukiem wyprowadzając cięcie na jego nogi. Hawkmoon zmuszony był odskoczyć w tył i piraci wdarli
się na pokład rufowy. Ganak stanął przed nim z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
A teraz, niewolniku, przekonamy się, czy potrafisz walczyć z człowiekiem!
Nie widzę tu żadnego człowieka odparł książę Koln tylko dzikie zwierzę. Zaśmiał się.
Ganak zaatakował, ale Hawkmoon miał w dłoni znakomicie wyważony miecz, który zabrał
Yaljonowi.
Walczyli zaciekle, to cofając się, to nacierając, podczas gdy d'Averc utrzymywał pozostałych
marynarzy na dystans. Brodacz był wyśmienitym szermierzem, lecz jego szabla nie mogła się równać
z
połyskliwym mieczem herszta piratów.
Wreszcie Hawkmoon natarł na jego ramię desperackim pchnięciem i miecz o mało nie wypadł mu z
dłoni, kiedy trafił na osłonę szabli, jednak szybko ponowił atak i zdołał zranić przeciwnika w lewą
rękę.
Tamten zawył niczym zwierzę i z impetem rzucił się na wroga.
Książę spokojnie zripostował i tym razem ciął Ganaka w prawą rękę. Strumyczki krwi pociekły po
obu
spalonych na brąz przedramionach, Hawkmoon zaś jak dotąd nie odniósł żadnej rany. Ganak raz
jeszcze
rzucił się ku niemu w ślepej desperacji.
Teraz Hawkmoon wymierzył prosto w serce, chcąc zaoszczędzić piratowi dalszych zmartwień.
Ostrze
miecza wniknęło w ciało, zgrzytnęło o kości i Ganak w jednej chwili padł martwy.
W tym czasie żeglarzom udało się zepchnąć d'Averca w tył i bronił się on teraz w otoczeniu,
wywijając
młynka szablą. Książę zostawił nieruchome ciało Ganaka i skoczył ku nim, tnąc jednego marynarza w
szyję, a drugiego w bok, zanim zdążyli zdać sobie sprawę z jego obecności.
Stanąwszy plecami do siebie dwaj przyjaciele dzielnie stawiali czoło gromadzie piratów, ich szansę
jednak powoli topniały, w miarę jak kolejni marynarze dołączali do oblegającej ich czeredy.
Wkrótce pokład zalegały ciała zabitych, a Hawkmoon i d'Averc byli zalani krwią sączącą się z
licznych
ran. Walczyli bez wytchnienia. W pewnej chwili Hawkmoon
pochwycił spojrzenie stojącego przy głównym maszcie Lorda Yaljona, którego przenikliwy wzrok
wbijał się w jego twarz, jak gdyby pirat pragnął zapamiętać te rysy do końca swego życia.
Księcia Doriana przeszył dreszcz, lecz zaraz musiał skierować swą uwagę ku atakującym
marynarzom.
Otrzymał cios płazem szabli w głowę, zachwiał się i oparł o d'Averca, pozbawiając go równowagi.
Upadli razem na pokład, osłaniając się przed razami i usiłując wstać. Książę pchnął jednego z
napastników w brzuch, wymierzył cios pięścią w twarz pochylonego pirata i podniósł się na kolana.
%7łeglarze niespodziewanie cofnęli się, spoglądając za burtę. Hawkmoon skoczył na nogi, d'Averc
stanął
obok niego.
Patrzyli z zaciekawieniem na wypływający z zakola rzeki drugi statek białe żagle szkunera
łopotały
w lekkiej, wiejącej z południa bryzie, pomalowane na czarno i granatowo burty błyszczały w blasku
porannego słońca, a wzdłuż relingów stali uzbrojeni ludzie.
To na pewno piracka konkurencja rzekł d'Averc i wykorzystując moment nieuwagi ściął
stojącego
mu na drodze marynarza, po czym rzucił się w stronę burty. Hawkmoon poszedł za jego przykładem,
zmuszeni jednak zostali z plecami przyciśniętymi do relingu do podjęcia walki, chociaż
połowa
piratów pobiegła na główny pokład, by stawić się do dyspozycji Lorda Yaljona.
Ponad wodą rozbrzmiał czyjś głos, ale nie można było rozróżnić słów.
Poprzez zgiełk walki przebił się głęboki, emanujący znudzeniem głos Yaljona, który wymówił jedno
tylko słowo, ale zawarł w nim całą skondensowaną nienawiść.
Słowo to brzmiało: Bewchard!"
Piraci natarli na nich ponownie i Hawkmoon poczuł, że ostrze szabli dosięgnęło jego twarzy.
Zwrócił
spojrzenie rozpłomienionych oczu w stronę napastnika i wyprowadził błyskawiczne pchnięcie,
trafiając
tamtego prosto w usta i sięgając ostrzem mózgu, czemu towarzyszył straszliwy jęk agonii.
Książę nie miał litości. Wyciągnął pospiesznie miecz i przebił serce następnego napastnika.
Walka potoczyła się dalej, a tymczasem czarno granatowy szkuner coraz bardziej zbliżał się do ich
statku.
Hawkmoonowi przemknęło przez myśl pytanie, czy zjawiają się sprzymierzeńcy, czy kolejni
wrogowie.
Nie miał jednak czasu na zastanowienie, mściwi piraci atakowali bowiem zaciekle, a ich ciężkie
szable
błyskały w powietrzu.
ROZDZIAA V
PAHL BEWCHARD
Kiedy czarno-granatowy statek zetknął się burta w burtę z ich okrętem, powietrze przeszył okrzyk
Yaljona:
Zostawcie niewolników! Zapomnijcie o nich! Stawajcie do walki z psami Bewcharda!
Pozostali marynarze zachowując ostrożność odstąpili od dyszących ciężko Hawkmoona i d'Averca.
Książę pogonił ich jeszcze, pozorując atak, nie miał jednak sił, by ścigać ich naprawdę.
Spoglądali na żeglarzy odzianych w jednakowe czarno--granatowe kaftany i pantalony, którzy
używając lin przeskakiwali na pokład Rzecznego Jastrzębia". Uzbrojeni byli w ciężkie topory i
szable i
walczyli z taką precyzją, że piraci nie potrafili dotrzymać im pola, chociaż dawali z siebie wszystko.
Hawkmoon poszukał wzrokiem Lorda Yaljona, ale ten zniknął, prawdopodobnie kryjąc się pod
pokładem. Odwrócił się do d'Averca.
Chyba wystarczy już tych krwawych zmagań na dzisiaj, przyjacielu rzekł. Co byś
powiedział
na bezpieczniejsze zajęcie, na przykład uwolnienie tych nieszczęśników przywiązanych do wioseł?
Nie czekając na odpowiedz przesadził poręcz relingu, wylądował w wąskim przejściu obok luku na
pokładzie, pochylił się i zaczai ciąć mieczem liny wiążące dłonie niewolników do wioseł.
Ci unosili ze zdumieniem głowy, w większości nie
rozumiejąc, co Hawkmoon i d'Averc mają zamiar z nimi zrobić.
Jesteście wolni oznajmił książę Dorian.
Wolni! powtórzył Francuz. Posłuchajcie naszej rady i opuśćcie jak najszybciej ten statek,
nie
wiadomo bowiem, jak potoczą się losy bitwy.
Niewolnicy wstawali, rozmasowując zdrętwiałe kończyny, wreszcie jeden po drugim ruszyli ku
burcie i
zaczęli zsuwać się do wody.
D'Averc spoglądał na nich z uśmiechem.
Szkoda, że nie możemy pomóc tamtym przy drugiej burcie rzekł.
Dlaczego nie? spytał Hawkmoon, wskazując pokrywę luku po przeciwnej stronie wąskiego
przejścia. Jeśli się nie mylę, tędy można zejść pod pokład. [ Pobierz całość w formacie PDF ]