[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gorzko i słodko dymem i sokiem mango. Palenisko otoczono kręgiem owalnych kamieni.
Aóżka, podparte drewnianymi klocami, wyplecione są z miękkich trzcinowych prętów. Roz-
glądamy się chwilę, a potem kiwamy głowa na tak .
Zostajemy.
I tak dziś w nocy te gałęzie zamiast dachu będą naszym domem.
Dobrze się składa: bo szałas jakby stworzony do tego, by mogła się w nim zacząć historia
odkrycia któregoś z zaginionych miast. To szałas dokładnie taki, jak ten, w którym po raz
pierwszy biały człowiek usłyszał opowieść o wielu dużych kamieniach w selvie. O kamie-
niach, znad których potem przez cztery lata karczowano las i spośród których wypłaszano
węże. O kamieniach nazywanych potem Stary Szczyt.
Stary Szczyt czyli Machu Picchu.
Mit zaginionych kamiennych miast. Przez stulecia był wyzwaniem. Niczym magnes przy-
ciągał najcenniejszy z kruszców ludzkie namiętności i marzenia. A zielone monstrum za-
zdrośnie strzegło swych sekretów. Już we wczesnych kolonialnych czasach puszcza pochło-
nęła setki śmiałków zwabionych mitem miast cierpliwie czekających na swoich odkrywców.
Z biegiem czasu żniwo to zostało zwielokrotnione. Na próżno. Nie znaleziono niczego. Ni-
czego oprócz Amazonki.
Lecz wbrew logice owej pewności, że zaginione miasta istnieją nic nie było w stanie
zachwiać. Istnieją przerodziło się w bo muszą istnieć . Jakby bardziej potrzebne było
samo przeświadczenie każące zagłębiać się w odmęcie niezmierzonego niż ostateczne dotar-
cie do celu i postawienie krzyżyka na mapie.
Miasta zyskały nimb odwiecznego mitu archetypu.
Stały się Moby Dickiem oceanu selvy: białym bo z białego kamienia wielorybem ści-
ganym przez beznogiego kapitana Achaba. Nie tyle nierealnym, co nieosiągalnym. Wciąż
wymykającym się z rąk, uciekającym przed ludzkim wzrokiem.
I dopiero wiek dwudziesty przyniósł pewności tej potwierdzenie. Jednocześnie pytanie
gdzie kończy się prawda widzialna, a zaczyna się niewidzialna? Czy miasta istniały zawsze,
czy może mit stał się tak niezniszczalny i na tyle realny, iż wynurzył się i zmaterializował w
odmęcie Oceanu Wielkiego Lasu?
W północnym Peru odkryto ruiny Gran Pajaten, bardziej na południe Vilcabambę, jesz-
cze sto kilometrów dalej najsłynniejsze z miast: Machu Picchu miasto kamiennych scho-
dów, tajemniczych trzech okien i okrągłej Zwiątyni Słońca.
Także... coca coli.
I koszulek z Hongkongu z napisem: MADE AT MACHU PICCHU .
Bo kariera tego miasta jest tyleż zawrotna, co pożałowania godna. Za trzy dni zapiszę w
notatniku: Dzień Psa Strzeżonego Jak Angielski Trawnik. Pies jest rasowy, ma sprężysty
36
ogon, to prawie pudel. Ale jak mu się przyjrzeć z bliska, zamienia się w Duże Kamienne Mia-
sto, w Nowy Jork sprzed stuleci. Gdyby nie Urubamba w dole, można by się pomylić. Bo
mówi się tu właściwie tylko po angielsku .
Po angielsku mówią nawet Indianie. Jeden z nich stoi przed wejściem do ruin i powtarza w
kółko, za pieniądze i emeryturę po 65 roku życia, to, co ktoś kiedyś powiedział całkiem przy-
padkiem, co ktoś inny usłyszał, a jeszcze inny doszedł do wniosku, że mógłby to być zgrabny
slogan reklamowy:
Nad kamieniami rosły ogromne drzewa. Wydawało się, że upłyną tak miliony lat. %7łe las
strawi kamienie, bramy, mury i zamieni je w węgiel lub w drobne banany. Tymczasem przy-
szedł biały człowiek i powiedział: Kiedyś było tu miasto!
Biały człowiek nazywał się Hiram Bingham.
Rodem z Honolulu, miłośnik szerokich krawatów, wina pitego szklankami, absolwent
University of Yale, pózniej senator, z wykształcenia historyk. Jednak przede wszystkim od-
krywca. Po raz pierwszy trafia do Ameryki Południowej zbierając materiały do monografii na
temat wojen i strategii Bolivara. Przez wiele lat poszukuje ruin Vilcabamby ostatniej stolicy
Manco Inki i jego synów. Historia Kolumba i Indii Zachodnich powtarza się: dziś wiadomo,
że Bingham w pobliżu Espiritu Pampa nad rzeką Apurimac dotarł do poszukiwanej przez sie-
bie Vilcabamby... nie zdając sobie jednak z tego sprawy. Indiańscy przewodnicy pokazują mu
jedynie część ruin, twierdząc, że dalej nie ma już nic godnego uwagi. Więc zawierza im sło- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
gorzko i słodko dymem i sokiem mango. Palenisko otoczono kręgiem owalnych kamieni.
Aóżka, podparte drewnianymi klocami, wyplecione są z miękkich trzcinowych prętów. Roz-
glądamy się chwilę, a potem kiwamy głowa na tak .
Zostajemy.
I tak dziś w nocy te gałęzie zamiast dachu będą naszym domem.
Dobrze się składa: bo szałas jakby stworzony do tego, by mogła się w nim zacząć historia
odkrycia któregoś z zaginionych miast. To szałas dokładnie taki, jak ten, w którym po raz
pierwszy biały człowiek usłyszał opowieść o wielu dużych kamieniach w selvie. O kamie-
niach, znad których potem przez cztery lata karczowano las i spośród których wypłaszano
węże. O kamieniach nazywanych potem Stary Szczyt.
Stary Szczyt czyli Machu Picchu.
Mit zaginionych kamiennych miast. Przez stulecia był wyzwaniem. Niczym magnes przy-
ciągał najcenniejszy z kruszców ludzkie namiętności i marzenia. A zielone monstrum za-
zdrośnie strzegło swych sekretów. Już we wczesnych kolonialnych czasach puszcza pochło-
nęła setki śmiałków zwabionych mitem miast cierpliwie czekających na swoich odkrywców.
Z biegiem czasu żniwo to zostało zwielokrotnione. Na próżno. Nie znaleziono niczego. Ni-
czego oprócz Amazonki.
Lecz wbrew logice owej pewności, że zaginione miasta istnieją nic nie było w stanie
zachwiać. Istnieją przerodziło się w bo muszą istnieć . Jakby bardziej potrzebne było
samo przeświadczenie każące zagłębiać się w odmęcie niezmierzonego niż ostateczne dotar-
cie do celu i postawienie krzyżyka na mapie.
Miasta zyskały nimb odwiecznego mitu archetypu.
Stały się Moby Dickiem oceanu selvy: białym bo z białego kamienia wielorybem ści-
ganym przez beznogiego kapitana Achaba. Nie tyle nierealnym, co nieosiągalnym. Wciąż
wymykającym się z rąk, uciekającym przed ludzkim wzrokiem.
I dopiero wiek dwudziesty przyniósł pewności tej potwierdzenie. Jednocześnie pytanie
gdzie kończy się prawda widzialna, a zaczyna się niewidzialna? Czy miasta istniały zawsze,
czy może mit stał się tak niezniszczalny i na tyle realny, iż wynurzył się i zmaterializował w
odmęcie Oceanu Wielkiego Lasu?
W północnym Peru odkryto ruiny Gran Pajaten, bardziej na południe Vilcabambę, jesz-
cze sto kilometrów dalej najsłynniejsze z miast: Machu Picchu miasto kamiennych scho-
dów, tajemniczych trzech okien i okrągłej Zwiątyni Słońca.
Także... coca coli.
I koszulek z Hongkongu z napisem: MADE AT MACHU PICCHU .
Bo kariera tego miasta jest tyleż zawrotna, co pożałowania godna. Za trzy dni zapiszę w
notatniku: Dzień Psa Strzeżonego Jak Angielski Trawnik. Pies jest rasowy, ma sprężysty
36
ogon, to prawie pudel. Ale jak mu się przyjrzeć z bliska, zamienia się w Duże Kamienne Mia-
sto, w Nowy Jork sprzed stuleci. Gdyby nie Urubamba w dole, można by się pomylić. Bo
mówi się tu właściwie tylko po angielsku .
Po angielsku mówią nawet Indianie. Jeden z nich stoi przed wejściem do ruin i powtarza w
kółko, za pieniądze i emeryturę po 65 roku życia, to, co ktoś kiedyś powiedział całkiem przy-
padkiem, co ktoś inny usłyszał, a jeszcze inny doszedł do wniosku, że mógłby to być zgrabny
slogan reklamowy:
Nad kamieniami rosły ogromne drzewa. Wydawało się, że upłyną tak miliony lat. %7łe las
strawi kamienie, bramy, mury i zamieni je w węgiel lub w drobne banany. Tymczasem przy-
szedł biały człowiek i powiedział: Kiedyś było tu miasto!
Biały człowiek nazywał się Hiram Bingham.
Rodem z Honolulu, miłośnik szerokich krawatów, wina pitego szklankami, absolwent
University of Yale, pózniej senator, z wykształcenia historyk. Jednak przede wszystkim od-
krywca. Po raz pierwszy trafia do Ameryki Południowej zbierając materiały do monografii na
temat wojen i strategii Bolivara. Przez wiele lat poszukuje ruin Vilcabamby ostatniej stolicy
Manco Inki i jego synów. Historia Kolumba i Indii Zachodnich powtarza się: dziś wiadomo,
że Bingham w pobliżu Espiritu Pampa nad rzeką Apurimac dotarł do poszukiwanej przez sie-
bie Vilcabamby... nie zdając sobie jednak z tego sprawy. Indiańscy przewodnicy pokazują mu
jedynie część ruin, twierdząc, że dalej nie ma już nic godnego uwagi. Więc zawierza im sło- [ Pobierz całość w formacie PDF ]