[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tej nocy w jej błękitnych oczach, zrobiło mu się gorąco. Pobyt Holly w jego domu, w je-
go sypialni, mógł okazać się nie lada wyzwaniem dla jego samokontroli, stwierdził z
niepokojem. Nie zamierzał jednak ryzykować, choćby miało go to kosztować najwyższą
cenę, dopilnuje, by jego dziecko przyszło na świat całe i zdrowe, przyrzekł sobie w my-
ślach.
- Myślę, że Thomson pozwoliłby ci poeksperymentować w swoim królestwie - za-
żartował.
- Nie sądzę, by prace ogrodowe prowadził w nocy, więc chyba nie będzie okazji. -
Holly postanowiła przypomnieć mu, że zgodziła się spędzić w jego domu tylko jedną
noc, a nie dziewięć miesięcy, jak mu się najwyrazniej wydawało.
Na szczęście, zanim Connor zdążył cokolwiek powiedzieć, pojawił się Thomson z
tacą zastawioną aromatycznymi smakołykami. Holly nie spojrzała nawet na jedzenie,
więc Connor sam nałożył jej porcję sypkiego ryżu jaśminowego i gęstego sosu curry
pachnącego trawą cytrynową i mlekiem kokosowym.
- Nie jestem głodna. - Holly poczuła skurcz pustego żołądka i postanowiła nie ry-
zykować.
- Musisz spróbować coś zjeść. To niezdrowo tak się głodzić.
- Potrafię sama o siebie zadbać, dziękuję bardzo. - Rzuciła mu gniewne spojrzenie
znad parującego talerza.
R
L
T
- Ciekawe. - Odpowiedział z nieskrywaną złością. - Spójrz na siebie, sama skóra i
kości. Przyszła matka nie powinna zachowywać się w ten sposób, zaszkodzisz dziecku.
Holly poczuła, jak uchodzi z niej gniew i zastępuje go smutna rezygnacja. Chodzi-
ło mu tylko i wyłącznie o dobro swojego dziedzica. Zachodząc w ciążę, stała się inkuba-
torem jego marzeń o potomstwie i zamierzał doglądać, jej dopóki nosiła w sobie cenny
skarb.
Ale co stanie się pózniej? Przerażające pytanie po raz kolejny wypłynęło na po-
wierzchnię jej świadomości wbrew usilnym staraniom Holly, by zepchnąć je w ciemne
głębiny niepamięci. Widząc, jak jej twarz jeszcze przed chwilą zaróżowiona od oburze-
nia nagle blednie i pokrywa się smutkiem, Connor pożałował swego bezwzględnego
ataku. W końcu słynął ze swych umiejętności zręcznego negocjowania najtrudniejszych
nawet kontraktów, a nie z zastraszania i obrażania przeciwnika.
Czy kobietę, która rozpalała jego zmysły i nosiła w łonie jego dziecko powinien
traktować jako przeciwnika? Zaniepokojony tą myślą postanowił spróbować innej takty-
ki.
Nabrał nieco aromatycznego ryżu na widelec i podsunął Holly.
- Spróbuj chociaż, Thomson naprawdę się postarał.
Holly nie mogła dłużej ignorować śliny napływającej jej do ust i burczącego z
głodu żołądka. Nachyliła się i posłusznie zjadła ofiarowany jej kęs.
- Masz rację, jedzenie jest pyszne. Nie musisz mnie karmić, zjem sama. - Holly
zdawała sobie sprawę, że w oczach postronnego obserwatora wyglądali jak kochankowie
karmiący się nawzajem podczas romantycznej kolacji w zalanym światłem księżyca
ogrodzie.
Zaśmiała się gorzko w duchu i zabrała się do jedzenia. Gdy skończyli danie głów-
ne, Thomson z niejaką dumą zaproponował deser, który okazał się kulinarnym arcydzie-
łem. Waniliowy sernik z bitą śmietaną i sosem z mango rozpływał się w ustach i Holly
pochłonęła swoją porcję, nie zostawiwszy na talerzyku ani okruszka. Najedzona i zmę-
czona, z trudem stłumiła ziewnięcie.
- Jesteś śpiąca, zaprowadzę cię do sypialni. - Connor wstał i spojrzał na nią wy-
czekująco.
R
L
T
Cały wieczór nie spuszczał z niej badawczego wzroku, co nie pomagało jej wcale
zachowywać się spokojnie i godnie, tak jak sobie postanowiła.
- Jeszcze nie porozmawialiśmy o... - Holly zawahała się.
Słowo dziecko nie chciało przejść jej przez gardło.
- O dziecku?
- Mieliśmy postanowić, co zrobimy.
- Zrobimy? Jesteś w ciąży, więc nie musisz nic robić. Może tylko dbać o siebie i
urodzić zdrowe dziecko. - Podenerwowany Connor poluznił krawat i skrzyżował ramiona
na piersi gotów do starcia.
- A jeśli nie urodzi się zdrowe? Jeśli coś pójdzie nie tak? - Holly wypowiedziała na
głos swą największą obawę. Nie miała pojęcia, jakie ciemne sekrety kryją się w jej ge-
nach.
- Myślisz o mnie aż tak zle? Tylko ludzie niegodni zostania rodzicami odrzucają
własne dzieci, gdy te okażą się inne niż sobie wymarzyli. - Patrzył na nią z nieskrywaną
odrazą, prawdopodobnie przypisując jej teraz najgorsze cechy, jakie może posiadać czło-
wiek.
Cóż, jej rodzice porzucili zdrowe dziecko bez żadnych widocznych niedoskonało-
ści.
- A jednak niektórzy tak właśnie robią. - Miała nadzieję, że łzy napływające do jej
oczu nie są widoczne w łagodnym świetle ogrodowych latarni.
- Rozumiem, że podobnie jak oni bardziej cenisz własny komfort i wolność. Czy
dlatego nie chcesz tego dziecka?
Komfort? Nawet po nieuchronnej śmierci Andrei, utrzymanie dziecka będzie dla
niej nie lada wyzwaniem finansowym i logistycznym w sytuacji, gdy nie mogła liczyć na
pomoc nieistniejącej rodziny. Z drugiej strony, Connor mógł mu zapewnić wszystko, pie-
niądze, rodzinę, miłość. Wszystko oprócz matki, której miłość znaczyła dla dziecka wię-
cej niż cokolwiek innego.
Skąd ona, sierota, nigdy przez nikogo niekochana, mogła wiedzieć, jak dać małej,
całkowicie od niej zależnej istocie, miłość, jeśli nie mogła nawet zaspokoić jej podsta-
wowych potrzeb?
R
L
T
- Rozumiem, że nie straciłam jeszcze pracy w Knight Enterprises? - Spytała z nie-
pokojem.
- To zależy - odpowiedział krótko, najwyrazniej zniesmaczony jej skupieniem na
pieniądzach.
Holly nie dbała już o jego zdanie na swój temat. W obliczu grozby utraty zródła
dochodu finansującego opiekę Andrei, musiała zapomnieć o dumie i wyjaśnić rozpiesz-
czonemu przez los bogaczowi, dlaczego nie mogła pozwolić sobie na stracenie posady.
Zacisnęła pięści wbijając paznokcie głęboko w skórę dłoni i zaczęła:
- Słyszałeś o chorobie Huntingtona?
- Niewiele. - Connor pobladł nagle. - Chcesz powiedzieć, że nosisz w sobie gen tej
choroby?
- Nie, nie wiem i nie mogę tego nawet sprawdzić. Ale moja przyszywana siostra,
Andrea, właśnie weszła w ostatnie jej stadium i wymaga fachowej opieki dwadzieścia
cztery godziny na dobę. Na to wydaję wszystkie swoje pieniądze. Jest jedyną bliską mi
osobą i obiecałam jej, że zapewnię jej najlepsze możliwe warunki aż do końca. Nie mogę
jej zawieść. - Opuściła głowę wyczerpana wyznaniem.
- Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałaś?
- Bo to nie twoja sprawa.
- Mógłbym ci pomóc.
- Tak. - Zaśmiała się sardonicznie. - I zapłacić za jej opiekę w zamian za to, że
urodzę ci dziecko?
W ciszy, która zapadła, zdała sobie sprawę, że ten absurdalny komentarz pogrzebał
jej szanse odzyskania szacunku Connora. Im dłużej jednak o tym myślała, tym była pew-
niejsza, że oto znalazła odrażający, ale jedyny możliwy sposób dotrzymania obietnicy
danej siostrze.
Gdy odważyła się spojrzeć mu w oczy, nie dostrzegła w nich odrazy, jedynie smu-
tek.
- Rozumiem, że chcesz pomóc Andrei, ale wystarczyło mi powiedzieć. Nie jestem
potworem.
R
L
T
Holly, która przez całe swoje życie nie doświadczyła ani jednego gestu bezintere-
sownego wsparcia, nie wierzyła w przysługi za darmo. Wszystko miało swoją cenę.
Jeśli jej zapłaci, nie będzie mógł się wycofać.
- Zamieszkam też z tobą na czas ciąży, ale muszę mieć gwarancję, że pozwolisz mi
regularnie odwiedzać siostrę w klinice. - Mimo że serce pękało jej z bólu, negocjowała z
determinacją zrodzoną ze strachu i rozpaczy. Z żalu nad sobą, nad dzieckiem, nad całym
swoim życiem naznaczonym pożegnaniami z jedynymi ludzmi, którzy coś dla niej zna-
czyli.
Znów miała zostać sama.
- Dobrze. Thomson umożliwi ci codzienne odwiedziny u Andrei. Co miesiąc
otrzymasz pensję, a po narodzinach dziecka dodatkową odprawę. Opłacę też klinikę, po-
daj mi nazwę. - Connor jak automat potwierdzał kolejne punkty ich umowy, nie wierząc, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl