[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rzeczy i rzucam je na podłogę.
Mam nadzieję, że coś zabrudzę. Wchodzę pod prysznic.
Przyjemnie jest poczuć ciepłą wodę na skórze. Zamykam oczy i pozwalam jej spływać po włosach i
twarzy.
Cholera. Will znowu miał rację.
Potrzebny mi ręcznik! krzyczę.
Byłam pod prysznicem dobre pół godziny. Prysznic Willa ma opcję biczy wodnych. Włączyłam ją i
polewałam sobie głównie kark. To naprawdę pomaga rozładować napięcie.
Leży na umywalce. Razem z twoimi rzeczami odzywa się zza drzwi.
Odsuwam zasłonę i naprawdę widzę tam ręcznik. I ubrania.
Moje ubrania. Ubrania, które dopiero co przyniósł ode mnie z domu i w jakiś sposób tu położył.
Podczas gdy ja brałam prysznic.
Zakręcam wodę, wychodzę z kabiny i wycieram się. Owijam
sobie głowę ręcznikiem i się ubieram. Przyniósł mi piżamę. Może to znaczy, że dziś znowu będę
spała w jego wygodnym łóżku.
Przez chwilę się waham, po czym przekręcam gałkę w drzwiach, zakładając, że w dalszym ciągu nie
będę w stanie tego zrobić, ale drzwi ustępują.
Kiedy Will to słyszy, przeskakuje przez oparcie kanapy i biegnie do mnie. Opieram się o ścianę, w
razie gdyby znowu chciał mnie wepchnąć do środka, ale on obejmuje mnie i przytula.
Lake, przepraszam. Przepraszam, że to zrobiłem. Ale ty po prostu zaczynałaś świrować.
Odwzajemniam uścisk. Oczywiście, że odwzajemniam
uścisk.
W porządku. Miałam chyba kiepski dzień.
Will odsuwa się i kładzie mi ręce na ramionach.
Czyli jesteśmy przyjaciółmi? Nie będziesz już próbowała mnie bić?
Przyjaciółmi mówię niechętnie. To ostatnie, czym w tym momencie chcę dla niego być
przyjaciółką.
Jak było w kinie? pytam, kiedy przechodzimy przez
przedpokój.
Rozmawiałaś z mamą? Will ignoruje pytanie.
Jezu. Niezła zmiana tematu.
Rozmawiałaś? Proszę, nie mów mi tylko, że cały dzień
sprzątałaś. Will wchodzi do kuchni i wyjmuje z szafki dwie szklanki.
Nie. Nie cały dzień. Rozmawiałyśmy.
I?
I& ma raka odpowiadam zgodnie z prawdą.
Will spogląda na mnie z niezadowoleniem. Przewracam
oczami, kładę łokcie na stole i opieram czoło na rękach. Moje palce trafiają na ręcznik, który mam na
głowie. Odwracam się, ściągam go, przerzucam włosy do przodu i rozczesuję splątane kosmyki
palcami, żeby trochę je wygładzić.
Uporawszy się z tym, podnoszę głowę i widzę, że Will
błyskawicznie odwraca ode mnie wzrok i kieruje go na szklankę, z której wylewa się już mleko.
Udaję, że tego nie zauważyłam, i dalej potrząsam włosami, podczas gdy Will wyciera mleko
szmatką.
Wyciąga coś z szafki i wyjmuje z szuflady łyżkę. Robi mi mleko czekoladowe.
Wyzdrowieje?
Wzdycham. Nie daje za wygraną.
Nie. Chyba nie.
Ale chodzi na terapię?
Udało mi się spędzić cały dzień bez myślenia o tym. Odkąd się obudziłam po mojej drzemce,
trwałam w przyjemnym
odrętwieniu. Wiem, że to jego dom, ale zaczynam marzyć, żeby znowu sobie gdzieś poszedł.
Will, ona umiera. Umiera. Prawdopodobnie umrze w ciągu roku, może wcześniej. Dają jej chemię
tylko po to, żeby uśmierzyć ból. Podczas gdy ona umiera. Bo umrze. Bo umiera. To tyle. To właśnie
chciałeś usłyszeć?
Will ma już łagodniejszą minę, kiedy stawia przede mną
mleko. Wyjmuje z lodówki garść lodu i wrzuca go do kubka.
Z lodem mówi.
Jest dobry w zmienianiu tematu, a jeszcze lepszy w
ignorowaniu moich złośliwych uwag.
Dzięki. Piję mleko czekoladowe i już nic nie mówię.
Mam wrażenie, że jakimś sposobem Will wygrał naszą
kłótnię.
W tle ciągle słychać brzdąkanie The Avett Brothers. Kończę mleko, idę do salonu i wybieram opcję
ciągłego odtwarzania jednej piosenki. Kładę się na podłodze i wpatruję w sufit z rękami
wyciągniętymi nad głową. Odpręża mnie to.
Zgaś światło mówię do Willa. Chcę przez chwilę
posłuchać.
Will gasi światło i czuję, jak kładzie się koło mnie na
podłodze. Zielona poświata z wieży tańczy na ścianach. The Avett Brothers wystawiają dla nas
kolorowy spektakl. Moje myśli podążają za muzyką i leżymy tak bez ruchu. Kiedy piosenka się
kończy i zaczyna ponownie, mówię Willowi, o czym tak naprawdę myślę.
Ona nie chce, żebym wychowywała Kela. Chce go oddać
Brendzie.
Will odnajduje w ciemności moją rękę i ściska. Zciska ją, a ja pozwalam mu być po prostu moim
przyjacielem.
Zapala się światło i odruchowo zasłaniam oczy. Siadam i
widzę leżącego obok Willa, pogrążonego w głębokim śnie.
Hej mówi szeptem Eddie. Pukałam, ale nikt nie
otwierał. Wchodzi do domu i siada na kanapie. Obserwuje chrapiącego Willa, rozciągniętego na
podłodze w salonie.
Sobotni wieczór. Przewraca oczami. Mówiłam, że to
nudziarz.
Zmieję się.
Co ty tu robisz?
Sprawdzam, czy wszystko OK. Przez cały dzień nie
odbierasz telefonu ani nie odpisujesz. Twoja mama ma raka, więc wyrzekasz się technologii? Bez
sensu.
Nie wiem, gdzie jest mój telefon.
Obie przez chwilę wpatrujemy się w Willa. Chrapie
naprawdę głośno. Chłopcy musieli go dziś wykończyć.
Więc domyślam się, że z mamą nie poszło najlepiej? Skoro jesteś tutaj i śpisz na tej cholernej
podłodze. Eddie wydaje się wkurzona, że nie robiliśmy nic więcej.
Nie, rozmawiałyśmy.
I co?
Wstaję, przeciągam się i siadam obok niej na kanapie.
Zdążyła już zdjąć buty. Tak długi okres bez stałego domu sprawia chyba, że człowiek wszędzie czuje
się jak u siebie. Podciągam stopy i kładę się na oparciu kanapy, odwrócona do niej.
Pamiętasz, jak w zeszłym tygodniu na dziedzińcu
opowiadałaś mi o swojej mamie i o tym, co się stało, jak miałaś dziewięć lat? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
rzeczy i rzucam je na podłogę.
Mam nadzieję, że coś zabrudzę. Wchodzę pod prysznic.
Przyjemnie jest poczuć ciepłą wodę na skórze. Zamykam oczy i pozwalam jej spływać po włosach i
twarzy.
Cholera. Will znowu miał rację.
Potrzebny mi ręcznik! krzyczę.
Byłam pod prysznicem dobre pół godziny. Prysznic Willa ma opcję biczy wodnych. Włączyłam ją i
polewałam sobie głównie kark. To naprawdę pomaga rozładować napięcie.
Leży na umywalce. Razem z twoimi rzeczami odzywa się zza drzwi.
Odsuwam zasłonę i naprawdę widzę tam ręcznik. I ubrania.
Moje ubrania. Ubrania, które dopiero co przyniósł ode mnie z domu i w jakiś sposób tu położył.
Podczas gdy ja brałam prysznic.
Zakręcam wodę, wychodzę z kabiny i wycieram się. Owijam
sobie głowę ręcznikiem i się ubieram. Przyniósł mi piżamę. Może to znaczy, że dziś znowu będę
spała w jego wygodnym łóżku.
Przez chwilę się waham, po czym przekręcam gałkę w drzwiach, zakładając, że w dalszym ciągu nie
będę w stanie tego zrobić, ale drzwi ustępują.
Kiedy Will to słyszy, przeskakuje przez oparcie kanapy i biegnie do mnie. Opieram się o ścianę, w
razie gdyby znowu chciał mnie wepchnąć do środka, ale on obejmuje mnie i przytula.
Lake, przepraszam. Przepraszam, że to zrobiłem. Ale ty po prostu zaczynałaś świrować.
Odwzajemniam uścisk. Oczywiście, że odwzajemniam
uścisk.
W porządku. Miałam chyba kiepski dzień.
Will odsuwa się i kładzie mi ręce na ramionach.
Czyli jesteśmy przyjaciółmi? Nie będziesz już próbowała mnie bić?
Przyjaciółmi mówię niechętnie. To ostatnie, czym w tym momencie chcę dla niego być
przyjaciółką.
Jak było w kinie? pytam, kiedy przechodzimy przez
przedpokój.
Rozmawiałaś z mamą? Will ignoruje pytanie.
Jezu. Niezła zmiana tematu.
Rozmawiałaś? Proszę, nie mów mi tylko, że cały dzień
sprzątałaś. Will wchodzi do kuchni i wyjmuje z szafki dwie szklanki.
Nie. Nie cały dzień. Rozmawiałyśmy.
I?
I& ma raka odpowiadam zgodnie z prawdą.
Will spogląda na mnie z niezadowoleniem. Przewracam
oczami, kładę łokcie na stole i opieram czoło na rękach. Moje palce trafiają na ręcznik, który mam na
głowie. Odwracam się, ściągam go, przerzucam włosy do przodu i rozczesuję splątane kosmyki
palcami, żeby trochę je wygładzić.
Uporawszy się z tym, podnoszę głowę i widzę, że Will
błyskawicznie odwraca ode mnie wzrok i kieruje go na szklankę, z której wylewa się już mleko.
Udaję, że tego nie zauważyłam, i dalej potrząsam włosami, podczas gdy Will wyciera mleko
szmatką.
Wyciąga coś z szafki i wyjmuje z szuflady łyżkę. Robi mi mleko czekoladowe.
Wyzdrowieje?
Wzdycham. Nie daje za wygraną.
Nie. Chyba nie.
Ale chodzi na terapię?
Udało mi się spędzić cały dzień bez myślenia o tym. Odkąd się obudziłam po mojej drzemce,
trwałam w przyjemnym
odrętwieniu. Wiem, że to jego dom, ale zaczynam marzyć, żeby znowu sobie gdzieś poszedł.
Will, ona umiera. Umiera. Prawdopodobnie umrze w ciągu roku, może wcześniej. Dają jej chemię
tylko po to, żeby uśmierzyć ból. Podczas gdy ona umiera. Bo umrze. Bo umiera. To tyle. To właśnie
chciałeś usłyszeć?
Will ma już łagodniejszą minę, kiedy stawia przede mną
mleko. Wyjmuje z lodówki garść lodu i wrzuca go do kubka.
Z lodem mówi.
Jest dobry w zmienianiu tematu, a jeszcze lepszy w
ignorowaniu moich złośliwych uwag.
Dzięki. Piję mleko czekoladowe i już nic nie mówię.
Mam wrażenie, że jakimś sposobem Will wygrał naszą
kłótnię.
W tle ciągle słychać brzdąkanie The Avett Brothers. Kończę mleko, idę do salonu i wybieram opcję
ciągłego odtwarzania jednej piosenki. Kładę się na podłodze i wpatruję w sufit z rękami
wyciągniętymi nad głową. Odpręża mnie to.
Zgaś światło mówię do Willa. Chcę przez chwilę
posłuchać.
Will gasi światło i czuję, jak kładzie się koło mnie na
podłodze. Zielona poświata z wieży tańczy na ścianach. The Avett Brothers wystawiają dla nas
kolorowy spektakl. Moje myśli podążają za muzyką i leżymy tak bez ruchu. Kiedy piosenka się
kończy i zaczyna ponownie, mówię Willowi, o czym tak naprawdę myślę.
Ona nie chce, żebym wychowywała Kela. Chce go oddać
Brendzie.
Will odnajduje w ciemności moją rękę i ściska. Zciska ją, a ja pozwalam mu być po prostu moim
przyjacielem.
Zapala się światło i odruchowo zasłaniam oczy. Siadam i
widzę leżącego obok Willa, pogrążonego w głębokim śnie.
Hej mówi szeptem Eddie. Pukałam, ale nikt nie
otwierał. Wchodzi do domu i siada na kanapie. Obserwuje chrapiącego Willa, rozciągniętego na
podłodze w salonie.
Sobotni wieczór. Przewraca oczami. Mówiłam, że to
nudziarz.
Zmieję się.
Co ty tu robisz?
Sprawdzam, czy wszystko OK. Przez cały dzień nie
odbierasz telefonu ani nie odpisujesz. Twoja mama ma raka, więc wyrzekasz się technologii? Bez
sensu.
Nie wiem, gdzie jest mój telefon.
Obie przez chwilę wpatrujemy się w Willa. Chrapie
naprawdę głośno. Chłopcy musieli go dziś wykończyć.
Więc domyślam się, że z mamą nie poszło najlepiej? Skoro jesteś tutaj i śpisz na tej cholernej
podłodze. Eddie wydaje się wkurzona, że nie robiliśmy nic więcej.
Nie, rozmawiałyśmy.
I co?
Wstaję, przeciągam się i siadam obok niej na kanapie.
Zdążyła już zdjąć buty. Tak długi okres bez stałego domu sprawia chyba, że człowiek wszędzie czuje
się jak u siebie. Podciągam stopy i kładę się na oparciu kanapy, odwrócona do niej.
Pamiętasz, jak w zeszłym tygodniu na dziedzińcu
opowiadałaś mi o swojej mamie i o tym, co się stało, jak miałaś dziewięć lat? [ Pobierz całość w formacie PDF ]