[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Amy straciła wątek.
 Tak, cóż...
 Co chciałaś powiedzieć, kochanie? Przerwałam ci.
 Nic  bąknęła, rozpakowując torbę i układając swoją skromną
garderobę.
Claire zmarszczyła brwi.
 Amy, nie wściekaj się. Nie chciałam ci przerywać.
 Wiem!  krzyknęła. Potarła czoło.  Przepraszam, Cunky. Boli
mnie głowa. Wyjdę na trochę.
Drzwi zatrzasnęły się z łoskotem. Claire popatrzyła
zdezorientowana.
 Co ja zrobiłam?  spytała szopa. Zwierzę zaskrzeczało, ciągle
się opierając.
 Proszę, chcę ci tylko pomóc  powiedziała zirytowana.  Chcę
twojego dobra, wiesz?
Szop wił się, drapiąc jej i tak już podrapane ręce.
 Auu!  wykrzyknęła.  Dobra, wracamy do klatki. Przeniosła
go do dużej, drucianej klatki, którą pożyczył jej weterynarz.
Zabezpieczyła drzwiczki. Szop był najwyrazniej unieszczęśliwiony.
Próbując stanąć na tylnych łapkach, obijał się o druty.
 Tylko dopóki nie wyzdrowiejesz  tłumaczyła. Westchnąwszy
przetarła zadraśnięcia środkiem antyseptycznym. Dobrze, że zeszłej
wiosny wzięła zastrzyk przeciwko tężcowi. Próbowała otworzyć
drzwi wozu. Zacięły się jednak po tym, jak Amy je zatrzasnęła.
146
RS
Przez kilka minut mocowała się z klamrą, potem zaczęła walić.
 Hej!  krzyczała  Amy, wypuść mnie! Nie było jej jednak.
Claire była zamknięta.
Po uwolnieniu siostry Amy unikała jej przez resztę dnia.
Początkowo Claire nie była pewna, czy robi to celowo, bo były tak
zajęte, że nie miały zbyt wiele okazji, aby porozmawiać. Nawet kiedy
zostawały same młodsza siostra odwracała wzrok, udając, że ma coś
do zrobienia po przeciwnej stronie straganu.
Zakończyły pracę i poszły się przebrać przed wieczornym
spotkaniem, w ogóle nie rozmawiając. Gdy zajechał Jack, Amy
usiadła z tyłu wozu, wyglądając przez okno.
Spojrzał pytająco. Claire wzruszyła ramionami, poprawiając
paciorkowy pasek obciskający talię. Miała błękitną spódnicę z gazy.
Włożyła też nową, ozdobioną wstążką bluzkę roboty Amy, mając
nadzieję, że przyjmie to jako akt dobrej woli. Ona jednak nawet tego
nie skomentowała.
 Zawsze rozmawiałyśmy  powiedziała Jackowi, kiedy wysiedli
z samochodu, a Amy poszła przodem.  Nigdy nie miałyśmy
sekretów.
 Ludzie się zmieniają. Claire westchnęła.
 Jesteśmy sobie takie bliskie. Otoczył ją ramieniem.
 Jestem pewien, że wszystko się dobrze skończy.  Kiedy
otwierał przed nią frontowe drzwi, zmarszczył brwi.  Nie chce
wyjeżdżać?
 Powiedziała, że nie może się doczekać wyjazdu.
 Mmm. To nie ta sama siostrzyczka, którą poznałem. Zazwyczaj
była taka pogodna.  Uniósł palec.  Co z biednym Daveyem?
Ostatnio też chodzi osowiały.
 Zapomniała o nim. Wszystko, o czym mówi, jeśli się w ogóle
odzywa, to twoi przyjaciele Hawthornowie. Byli w Anglii, wiesz.
Uśmiechnął się.
 Ach tak, twoja ojczyzna w poprzednim wcieleniu.
 Gdzież on się podziewa?  zagrzmiał basowy głos dochodzący
z pokoju. Usłyszeli stąpanie ciężkich butów po dywanie, potem ich
147
RS
odgłos na drewnianej podłodze.
Claire wysunęła głowę i zobaczyła potężnego mężczyznę o
rudosiwych włosach, pogodnej, opalonej twarzy i jasnych,
błękitnych oczach. Ubrany był w białą koszulę z krawatem i luzne
marynarskie spodnie. Kiedy zobaczył Claire, na jego twarzy pojawił
się promienny uśmiech.
 Claire, jak przypuszczam  rzekł, zbliżając się do niej.
Wyciągnęła dłoń, ale jemu nawet nie przyszło przez myśl podać
swoją. Zamknął ją w niedzwiedzim uścisku i ucałował w policzek.
 Ogromnie się cieszę, że mogę cię poznać.
 Cześć tato  rzucił oschle Jack.  Ja też się cieszę, że cię widzę.
Mężczyzna poklepał go bez entuzjazmu.
 Och, już dobrze. Ty jesteś po prostu moim chłopakiem, ale ta
dama tutaj, cóż...  Spoglądając na syna, przybrał przepraszającą
minę, jak gdyby powiedział zbyt wiele.
 Miło pana poznać, panie Youngblood  rzekła Claire nieco
zakłopotana tym ciepłym powitaniem. Teraz wiedziała po kim Jack
odziedziczył swój urok.
 Pan Youngblood był moim ojcem  odparował ojciec Jacka z
udawaną burkliwością, przynależną jego dobremu usposobieniu.
 Mów mi OJ. Wszyscy mnie tak nazywają. Skierowali się w
stronę dużego pokoju.
 To skrót od soku pomarańczowego  wyjaśnił Jack.
 Tato wyznawał kiedyś teorię, że...  Zaczął się śmiać.
 Uważaj, żółtodziobie, i lepiej nie obgaduj bezbronnego starca.
 Otoczył Claire ramieniem. Z jego ogromnych rozmiarów
skonstatowała, że co jak co, ale na pewno nie był bezbronny.  Mój
syn nie potrafi utrzymać w tajemnicy rodzinnych sekretów. 
Stwierdził zagadkowo. Zmrużył oczy i popatrzył znacząco.  Jesteś
bardzo piękna  rzekł.  Twoja siostra bardzo cię przypomina,
choć są oczywiście różnice.
 Claire ma twoje oczy, tato  wtrącił żartobliwie Jack. OJ
przytaknął.  A nazywają go OJ...
 Jacku Williamie, zapewniam cię, że nie jesteś za stary na to, by
148
RS
dostać w skórę, jeśli będziesz nieposłuszny.
 ... od czasu, jak przeczytał coś o witaminie C. Pamiętasz, kiedy
zaczął się ten szał? %7ływił wszystkie krowy...
 Spójrz, Claire!  krzyknęła Amy siedząca na skórzanej sofie
przykrytej jasną meksykańską kapą.  Mama Jacka uszyła dla
Megan kowbojskie ubranko!
Podtrzymywała małą ubraną w kraciastą, biało-czerwoną
koszulkę, chusteczkę pod kolor i maleńkie dżinsy z wypustkami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl