[ Pobierz całość w formacie PDF ]
\eby jechać do sklepu. Napisał te\ do niej słowa i jego głos nadał im smutne, pełne bólu
piękno.
To była piosenka o Eve.
Claire odebrało oddech. Nie miała pojęcia, \e muzyka mo\e mieć a\ taką siłę. Kiedy
rozejrzała się po kawiarni, zobaczyła to samo w twarzach innych ludzi. Wszyscy byli
urzeczeni. Nawet Oliver, który stał za barem, był jak pora\ony. A w półcieniu Claire
dostrzegła jeszcze jedną osobę - Amelie, w zamyśleniu kiwającą głową, jakby przez cały
czas, podobnie jak Eve, wiedziała.
Sam miał oczy pełne łez, ale się uśmiechał.
Głos Michaela ścichł do szeptu, a potem piosenka się skończyła. Tym razem oklaski
nie cichły, a okrzyki zamieniły się w ryk na całe gardło.
Michael jeszcze raz poprawił mikrofon.
- Oszczędzajcie siły, ludzie - powiedział, przekrzykując hałas, i się uśmiechnął. - Dopiero
zaczynamy.
Claire jeszcze nie spędziła w Morganville przyjemniejszego wieczoru. Nigdy w a\
takim stopniu nie czuła się częścią czegoś, nigdy nie czuła jeszcze podobnej jedności w
pomieszczeniu pełnym ludzi tak od siebie odmiennych. Niczego nieświadomi studenci
poklepywali po plecach noszących bransoletki mieszkańców Morganville, wampiry
uśmiechały się swobodnie do ludzi i nawet Oliver wydawał się pod wra\eniem ogólnej
euforii.
Michael zszedł ze sceny dopiero po trzech bisach i owacji na stojąco. Podszedł do
Eve, mocno j ą uściskał, a potem pocałował tak czule, \e Claire a\ musiała odwrócić wzrok.
Kiedy przerwali, \eby złapać oddech, Michael nadal się uśmiechał.
- I co? - spytał. - Nie było beznadziejnie, prawda? Shane wyciągnął do niego rękę.
- Nie było. Stary, gratulacje.
Michael zignorował rękę i uściskał Shane'a, a potem odwrócił się do Claire. Bez wahania go
objęła. Był cieplejszy ni\ zwykle i spocony; nie miała pojęcia, \e wampiry mogą się pocić.
Mo\e zazwyczaj nie musiały zbytnio się wysilać.
- To było niesamowite szepnęła Claire. - Po prostu... niesamowite. Wow. Mówiłam
ju\, \e niesamowite?
Cmoknął jaw policzek, a potem odwrócił się, bo sporo osób napierało z tyłu, chcąc mu
uściskać rękę i pogratulować. Wiele z nich to były ładne dziewczyny. Claire wycofała się i
stanęła u boku Shane'a.
- Widzisz, o co mi chodziło? - powiedział Shane. ~ Dobrze, \e Eve tu jest. Facetowi coś
takiego mo\e uderzyć do głowy.
- Nawet wampirowi?
- Ha. Wampirowi zwłaszcza.
Potrwało to z piętnaście minut, zanim kolejka fanów zmniejszyła się. Wtedy przy
stolikach zrobiło się luzniej, zostali tylko zatwardziali kofeiniści. Claire i Shane złapali
krzesła i nowe napoje, a Eve pomagała Michaelowi pozbierać rzeczy.
- Dziękuję - powiedziała Claire do Shane'a.
Uniósł brwi.
- Za co?
- Za najlepszą randkę w moim \yciu?
- To? Nie. Przeciętnie było. Stać mnie na znacznie więcej.
Przechyliła głowę.
- Naprawdę?
- Absolutnie.
- Masz ochotę to udowodnić?
W jakiś sposób jej dłoń znalazła się w jego. Pogłaskał ją, wzbudzając dreszcz.
- Któregoś dnia - powiedział. - Niedługo. Jasne.
Złapała się na tym, \e znów wstrzymuje oddech, myśląc o rysujących się mo\liwościach.
Shane uśmiechnął się szelmowsko i nagle nabrała ochoty, \eby tu i teraz długo go całować.
- Gotowi? Michael stanął przy stoliku i spojrzał na nich.
Trochę tej błyskotliwości, którą emanował na scenie, znikło i znów był normalnym,
zwyczajnym Michaelem, nieco zresztą zmęczonym. Claire dopiła gorące kakao i pokiwała
głową.
Nawet najlepszy wieczór musi się kiedyś skończyć.
Claire szykowała się do spania, kiedy usłyszała krzyk Eve nie jakiś pisk znaczący:
przestań mnie łaskotać, wariacie!", ale krzyk przera\enia, który przeszył cały dom jak odgłos
piły mechanicznej. Zarzuciła górę od pi\amy, złapała szlafrok i wypadła na korytarz. Shane
ju\ tam był i zbiegał po schodach, wcią\ w d\insach i T-shircie.
Kiedy wpadli do holu, zobaczyli Michaela, który siedział na podłodze i trzymał w
objęciach zakrwawioną dziewczynę. Eve domykała zamki drzwi wejściowych.
- Miranda - powiedział Michael. - Miranda, słyszysz mnie?
Claire ze zdumieniem rozpoznała dawną kole\ankę Eve, Mirandę; dziecka właściwie, w tym
niewdzięcznym okresie, kiedy dziewczynki i chcą, i boją się zostać kobietami. Odkąd
Claire widziała japo raz ostatni, Miranda nieco się zaokrągliła, nie była ju\ tak
przera\ająco chuda, ale nadal wyglądała jak zabiedzona.
I do tego ranna. Na głowie miała rozcięcie, z którego na szyję kapała krew i plamiła d\insy i
palce Michaela.
- Och - szepnęła Miranda i się rozpłakała. - Auć. Uderzyłam się w głowę...
- Nic ci nie jest, ju\ jesteś bezpieczna - powiedziała Eve.
Przyklękła obok Michaela i wyciągnęła ręce, a Michael szybko przekazał jej dziewczynę.
yrenice zrobiły mu się małe jak łepek szpilki i wydawał się jakiś... inny. Michael, mo\e ty
lepiej idz i się umyj. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
\eby jechać do sklepu. Napisał te\ do niej słowa i jego głos nadał im smutne, pełne bólu
piękno.
To była piosenka o Eve.
Claire odebrało oddech. Nie miała pojęcia, \e muzyka mo\e mieć a\ taką siłę. Kiedy
rozejrzała się po kawiarni, zobaczyła to samo w twarzach innych ludzi. Wszyscy byli
urzeczeni. Nawet Oliver, który stał za barem, był jak pora\ony. A w półcieniu Claire
dostrzegła jeszcze jedną osobę - Amelie, w zamyśleniu kiwającą głową, jakby przez cały
czas, podobnie jak Eve, wiedziała.
Sam miał oczy pełne łez, ale się uśmiechał.
Głos Michaela ścichł do szeptu, a potem piosenka się skończyła. Tym razem oklaski
nie cichły, a okrzyki zamieniły się w ryk na całe gardło.
Michael jeszcze raz poprawił mikrofon.
- Oszczędzajcie siły, ludzie - powiedział, przekrzykując hałas, i się uśmiechnął. - Dopiero
zaczynamy.
Claire jeszcze nie spędziła w Morganville przyjemniejszego wieczoru. Nigdy w a\
takim stopniu nie czuła się częścią czegoś, nigdy nie czuła jeszcze podobnej jedności w
pomieszczeniu pełnym ludzi tak od siebie odmiennych. Niczego nieświadomi studenci
poklepywali po plecach noszących bransoletki mieszkańców Morganville, wampiry
uśmiechały się swobodnie do ludzi i nawet Oliver wydawał się pod wra\eniem ogólnej
euforii.
Michael zszedł ze sceny dopiero po trzech bisach i owacji na stojąco. Podszedł do
Eve, mocno j ą uściskał, a potem pocałował tak czule, \e Claire a\ musiała odwrócić wzrok.
Kiedy przerwali, \eby złapać oddech, Michael nadal się uśmiechał.
- I co? - spytał. - Nie było beznadziejnie, prawda? Shane wyciągnął do niego rękę.
- Nie było. Stary, gratulacje.
Michael zignorował rękę i uściskał Shane'a, a potem odwrócił się do Claire. Bez wahania go
objęła. Był cieplejszy ni\ zwykle i spocony; nie miała pojęcia, \e wampiry mogą się pocić.
Mo\e zazwyczaj nie musiały zbytnio się wysilać.
- To było niesamowite szepnęła Claire. - Po prostu... niesamowite. Wow. Mówiłam
ju\, \e niesamowite?
Cmoknął jaw policzek, a potem odwrócił się, bo sporo osób napierało z tyłu, chcąc mu
uściskać rękę i pogratulować. Wiele z nich to były ładne dziewczyny. Claire wycofała się i
stanęła u boku Shane'a.
- Widzisz, o co mi chodziło? - powiedział Shane. ~ Dobrze, \e Eve tu jest. Facetowi coś
takiego mo\e uderzyć do głowy.
- Nawet wampirowi?
- Ha. Wampirowi zwłaszcza.
Potrwało to z piętnaście minut, zanim kolejka fanów zmniejszyła się. Wtedy przy
stolikach zrobiło się luzniej, zostali tylko zatwardziali kofeiniści. Claire i Shane złapali
krzesła i nowe napoje, a Eve pomagała Michaelowi pozbierać rzeczy.
- Dziękuję - powiedziała Claire do Shane'a.
Uniósł brwi.
- Za co?
- Za najlepszą randkę w moim \yciu?
- To? Nie. Przeciętnie było. Stać mnie na znacznie więcej.
Przechyliła głowę.
- Naprawdę?
- Absolutnie.
- Masz ochotę to udowodnić?
W jakiś sposób jej dłoń znalazła się w jego. Pogłaskał ją, wzbudzając dreszcz.
- Któregoś dnia - powiedział. - Niedługo. Jasne.
Złapała się na tym, \e znów wstrzymuje oddech, myśląc o rysujących się mo\liwościach.
Shane uśmiechnął się szelmowsko i nagle nabrała ochoty, \eby tu i teraz długo go całować.
- Gotowi? Michael stanął przy stoliku i spojrzał na nich.
Trochę tej błyskotliwości, którą emanował na scenie, znikło i znów był normalnym,
zwyczajnym Michaelem, nieco zresztą zmęczonym. Claire dopiła gorące kakao i pokiwała
głową.
Nawet najlepszy wieczór musi się kiedyś skończyć.
Claire szykowała się do spania, kiedy usłyszała krzyk Eve nie jakiś pisk znaczący:
przestań mnie łaskotać, wariacie!", ale krzyk przera\enia, który przeszył cały dom jak odgłos
piły mechanicznej. Zarzuciła górę od pi\amy, złapała szlafrok i wypadła na korytarz. Shane
ju\ tam był i zbiegał po schodach, wcią\ w d\insach i T-shircie.
Kiedy wpadli do holu, zobaczyli Michaela, który siedział na podłodze i trzymał w
objęciach zakrwawioną dziewczynę. Eve domykała zamki drzwi wejściowych.
- Miranda - powiedział Michael. - Miranda, słyszysz mnie?
Claire ze zdumieniem rozpoznała dawną kole\ankę Eve, Mirandę; dziecka właściwie, w tym
niewdzięcznym okresie, kiedy dziewczynki i chcą, i boją się zostać kobietami. Odkąd
Claire widziała japo raz ostatni, Miranda nieco się zaokrągliła, nie była ju\ tak
przera\ająco chuda, ale nadal wyglądała jak zabiedzona.
I do tego ranna. Na głowie miała rozcięcie, z którego na szyję kapała krew i plamiła d\insy i
palce Michaela.
- Och - szepnęła Miranda i się rozpłakała. - Auć. Uderzyłam się w głowę...
- Nic ci nie jest, ju\ jesteś bezpieczna - powiedziała Eve.
Przyklękła obok Michaela i wyciągnęła ręce, a Michael szybko przekazał jej dziewczynę.
yrenice zrobiły mu się małe jak łepek szpilki i wydawał się jakiś... inny. Michael, mo\e ty
lepiej idz i się umyj. [ Pobierz całość w formacie PDF ]