[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kate. - Od kiedy to mężczyzni zwracają uwagę na tego typu kobiece
sygnały? Zwłaszcza mężczyzni typu Marca. Cokolwiek chciałabyś mu
dać swoim strojem do zrozumienia, on i tak usłyszy tylko to, co
chciałby słyszeć. Taki już jest.
156
RS
Amy poczuła nieprzyjemny skurcz żołądka i zadała sobie w
duchu pytanie, skąd Kate tak dobrze zna Marca. Jest niewątpliwie
bardzo atrakcyjną kobietą. Natychmiast jednak odepchnęła od siebie
tę niemądrą myśl. Kate i Marco, którzy od dwóch lat dzień w dzień
pracują razem, mieli aż nadto czasu, by się poznać.
Nie mówiąc o tym, że ona nie ma dziś najmniejszego prawa, by
być o Marca zazdrosną.
- Nadal uważam, że nie powinnam iść z nim na zabawę -
odparła.
- Jest aż tak zle? - szczerze zaniepokoiła się Kate. - A już
miałam nadzieję, że doszliście do porozumienia.
- O nie.
- Szkoda. Obserwując was, odniosłam wrażenie, że jesteście
znowu zgraną parą. Byłam pewna, że dobrze się między wami układa.
- Bo w pewnym sensie tak jest - przyznała Amy, lekko się
rumieniąc na wspomnienie namiętnych chwil spędzonych z Markiem
w ciągu ostatnich dni. - Ale to nie znaczy, że znowu będziemy razem.
Kate uważnie się jej przyjrzała.
- Ale dlaczego? - zapytała. - Przecież widać, że go kochasz. On
też jest w tobie zakochany.
- Nick mówi to samo. Twarz Kate nagle stężała.
- Tak ci powiedział? - zapytała dziwnie ostrym tonem. -
Rozmawiałaś o tym z Nickiem?
- Jest w gruncie rzeczy bardzo czuły i wrażliwy Nie uważasz?
157
RS
- Czasami. Głównie wobec pacjentów.  Kate podniosła się
gwałtownie z krzesła, przewracając kubek z herbatą. - Ale ze mnie
niezdara. - Poszła do zlewu po szmatkę i w milczeniu wytarła stół.
W pokoju zapanowała niezręczna cisza. Amy patrzyła na
przyjaciółkę, nie rozumiejąc, co w nią wstąpiło. Dlaczego jej nastrój
tak się zmienił, odkąd padło imię Nicka?
- Czy coś zaszło między tobą a Nickiem? - zapytała. Pokłócili
się? A może to coś poważniejszego?
- Nie, nic. Wiesz, jak to u nas jest, nieustannie wchodzimy sobie
w drogę. - Kate wytarła stół i odniosła ścierkę. - Ale powiedz, czy
zostaniesz w Penhally, jeśli Marco naprawdę cię kocha?
- Nie, muszę wyjechać, niezależnie od tego, czy mnie kocha, czy
nie. - Zrobiła krótką pauzę. - Widzisz, Kate, ja nie mogę mieć dzieci.
Dlatego wyjechałam dwa łata temu i teraz nie mogę zostać. Nie mogę
dać Marcowi wymarzonych dzieci. - Starając się panować nad
emocjami, Amy w rzeczowych słowach opisała swój stan.
- Och, Amy, tak mi przykro. Dlaczego wcześniej mi o tym nie
powiedziałaś?
- Taka już jestem, nie umiem dzielić się zmartwieniami.
- Ale przecież istnieją różne sposoby leczenia bezpłodności. A
nawet jeśli zawiodą, pozostaje adopcja.
Dlaczego wszyscy powtarzają w kółko te same banały?
- To by niczego nie rozwiązało. Trudno mi to wytłumaczyć, ale
wierz mi, że wiem, co mówię. - Wstała od stołu. - Muszę wracać do
gabinetu, żeby przed wyjściem uzupełnić karty pacjentów.
158
RS
- Przepraszam, Amy, jeśli czymś cię dotknęłam. - Kate była
szczerze zatroskana. - Chyba lepiej cię rozumiem, niż przypuszczasz.
Nie w tej sprawie,o której mi powiedziałaś, bo nie będę udawać, że
wiem, co się przeżywa, nie mogąc mieć dzieci. Ale dobrze rozumiem,
co to znaczy nie móc się połączyć z kimś, kogo się prawdziwie kocha.
Ten, kto wymyślił powiedzenie, że lepiej zakochać się nieszczęśliwie,
niż nie kochać w ogóle, nie miał o miłości zielonego pojęcia. Miłość
tylko przysparza cierpień.
Amy nie wiedziała, jak zareagować. Co Kate ma na myśli?
Tragiczną śmierć męża, czy może coś całkiem innego? Właśnie
otwierała usta, by spróbować ją wy-badać, gdy do pokoju weszła
Alison.
- Macie gorącą wodę? Język wysechł mi na kołek. Amy
popatrzyła na Kate, ale ta tylko wzruszyła ramionami.
- Wracaj do swoich kart pacjentów, Amy - rzekła Kate
zrezygnowanym tonem, dając jej do zrozumienia, że nie jest to
właściwa pora na serdeczną rozmowę,
Amy przyznała jej w duchu rację.
- Dlaczego nie szykujesz się do wyjścia? Zabawa zaczęła się pół
godziny temu. - Marco stanął w progu i spojrzał ze zdziwieniem na
Amy, która siedziała na kanapie zatopiona w myślach, trzymając na
kolanach zamkniętą książkę.
- Idz sam.
- Pójdziesz ze mną! - Chwycił ją za rękę i pode-rwał z kanapy.
- Nie, Marco, jestem zmęczona.
159
RS
- Może rzeczywiście przesadziliśmy z seksem rzekł z
porozumiewawczym uśmiechem. - Obiecuję, że dziś po balu pozwolę
ci się wyspać.
- Zostaw mnie, Marco. Nie mam ochoty. Na zabawie zbierze się
całe Penhally.
- No właśnie. I dlatego musimy tam być. Pokazać, że należymy
do miejscowej społeczności.
- Ty tak, ale nie ja.
- Nie zapominaj, że jesteś moją żoną. - Przytulił ją do siebie.
- Marco... - Urwała bezradnie. Nie miała siły na kolejną
sprzeczkę. - No dobrze, pójdę - skapitulowała. - Skoro tak ci na tym
zależy...
- Dziękuję. - Pocałował ją leciutko w policzek. -Za dziesięć
minut wychodzimy.
Odczekawszy, aż Marco wejdzie pod prysznic, wyjęła z szafy
szkarłatną, prowokacyjnie śmiałą suknię, która kompletnie nie
pasowała do jej obecnego nastroju.
Dziś najlepiej by jej odpowiadała skromna czarna sukienka, ale
w jej dawnej garderobie nie było niczego podobnego. Zrezygnowana,
wsunęła się w szkarłatną suknię, zastanawiając się, czy nie będzie za
luzna.
- Molto bellissima! - usłyszała z tylu szept Marca. Wprawnym
ruchem podciągnął zamek błyskawiczny.
- Uwielbiam cię w tej sukni.
- To nie jest... Ja nie...
- Nic nie mów. - Odwrócił ją twarzą do siebie.
160
RS
- Dziś zapomnijmy o wszystkim i po prostu dobrze się bawmy.
Zgoda?
Amy z wahaniem skinęła głową. Czemu nie? Miała powyżej
uszu nieustannej wewnętrznej szarpaniny.
- Zgoda.
Pub był rzęsiście oświetlony, udekorowany pękami kolorowych
baloników, a część jadalną, z której usunięto krzesła i stoliki,
zamieniono na parkiet do tańca. Mimo stosunkowo wczesnej pory
zaczynało się robić tłoczno.
- A teraz użyję wszystkich swoich sposobów, żebyś nie mogła
mi się oprzeć - oznajmił Marco z szelmowskim uśmiechem.
Pociągnął ją na parkiet i obrócił w koło.
- Co robisz? - spytała trochę rozbawiona, a trochę zażenowana.
- Jak to co? Tańczę. Poza tym twoja suknia ma bardzo
interesujące rozcięcie z boku. Kiedy cię obracam, mogę podziwiać
twoje nogi.
- Naprawdę? To okropne.
- Ja tak nie uważam. - Przytulił ją do siebie ostentacyjnym
gestem właściciela. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl