[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tak dawno temu.
- Przypomina mi siÄ™... - zaczÄ…Å‚.
- Wiem, co chcesz powiedzieć! - przerwałam mu podniecona.
Oczywiście, że wiedziałam! Wodospad krył olbrzymią jaskinię. Pamiętałam dobrze,
że po powrocie z naszej pierwszej wyprawy do klasztoru Piedry długo nie przestawaliśmy o
niej mówić.
- Jaskinia! - dokończył w zamyśleniu. - Chodzmy tam.
Przejście przez wodną ścianę było niemożliwe. Mnisi wybudowali ongiś tunel, który
zaczynał się w najwyższym punkcie wodospadu i schodził w głąb groty. Bez trudu
odszukaliśmy wejście. Latem zapewne latarnie oświetlały drogę turystom, ale o tej porze roku
byliśmy tu sami i w tunelu panowały zupełne ciemności.
- Idziemy tam mimo wszystko? - spytałam.
- Oczywiście. Nie obawiaj się niczego, możesz na mnie polegać.
Zaczęliśmy schodzić do jamy znajdującej się tuż obok wodospadu. Wprawdzie nie
widzieliśmy absolutnie nic, ale pamiętaliśmy jeszcze drogę z dzieciństwa. A zresztą
powiedział przecież, żebym mu zaufała.
Dzięki Ci, Boże - pomyślałam, gdy zagłębialiśmy się coraz bardziej we wnętrze
ziemi. - Dzięki Ci, bo byłam zbłąkaną owieczką, a Ty mnie odnalazłeś; bo moje życie
zamarło, a Ty je wskrzesiłeś; bo miłość opuściła moje serce, a Ty przywróciłeś mi jej łaskę .
Wsparłam się na jego ramieniu. Mój wybrany prowadził mnie ścieżkami mrocznej
otchłani - wierząc, że w końcu dotrzemy do światła, które napełni nas radością. Może kiedyś
w przyszłości, jaka nam jest pisana, sytuacja się odwróci i to ja poprowadzę go z tym samym
przekonaniem, z tą samą ufnością, że dotrzemy do miejsca, gdzie czekać na nas będzie
bezpieczne schronienie.
Posuwaliśmy się powoli, a droga wydawała się bez końca. Czy był to znowu swoisty
rytuał znaczący koniec pewnej epoki, w której żadne, nawet najmniejsze światełko nie
przyświecało mojemu istnieniu? W miarę jak posuwałam się tym mrocznym korytarzem,
myślałam coraz bardziej o straconym czasie, kiedy to próbowałam zapuścić korzenie w
miejscu, gdzie nic nie mogło wyrosnąć.
Ale Bóg był szczodry i przywrócił mi zapomniany entuzjazm, przygody, o jakich
marzyłam, mężczyznę, na którego czekałam całe życie. Nie czułam cienia wyrzutów
sumienia, że porzucił dla mnie seminarium, bowiem - jak mówił przeor -istniało wiele
sposobów, by służyć Bogu, i nasza miłość powiększy ich liczbę. Dzięki niemu znowu miałam
sposobność służenia ludziom i niesienia im pomocy.
Pójdziemy razem przez świat. On będzie dodawał otuchy innym, ja dodam otuchy
jemu.
Dzięki Ci, Panie, za pomoc w tej służbie. Naucz mnie być jej godną. Daj mi siłę
potrzebną do wypełnienia jego misji, do wędrówki przez świat, do rozkwitu mojego życia
duchowego. Niech wszystkie nasze dni stanÄ… siÄ™ podobne tym: z miejsca na miejsce,
uzdrawiając chorych, pocieszając upadłych, mówiąc o miłości, jaką Wielka Matka darzy nas
wszystkich .
Nagle usłyszeliśmy znowu szum wody, naszą drogę przecięło ostre światło, a ciemny
tunel otworzył się na najpiękniejszy ziemski spektakl. Znalezliśmy się w środku olbrzymiej
groty, przestronnej niczym katedra. Jej trzy ściany tworzyły skały, zaś czwartą był Koński
Ogon, wodospad spadający do szmaragdowego jeziora u naszych stóp.
Promienie zachodzącego słońca przenikały przez gęstą kurtynę wody i lśniły na
mokrych ścianach skalnych.
Milczeliśmy zauroczeni. Dawno temu, gdy jeszcze byliśmy dziećmi, miejsce to było
kryjówką piratów, gdzie zakopywaliśmy skarby naszej dziecięcej fantazji. Dzisiaj był to cud
Ziemi-Matki. Czułam się tak, jakbym była w jej łonie, wiedziałam, że mnie otula swoimi
czułymi ramionami. Jej ściany chroniły nas, zaś jej wodne strugi zmywały z nas wszelkie
grzechy.
- Dzięki - powiedziałam na głos.
- Komu dziękujesz?
- Jej. Ale i tobie, bo przyczyniłeś się do tego, że odzyskałam wiarę.
Zbliżył się do brzegu podziemnego jeziora. Wpatrując się w jego szmaragdowe wody,
uśmiechnął się.
- Podejdz tutaj - powiedział. Zbliżyłam się do niego.
- Muszę powiedzieć ci coś, o czym jeszcze nie wiesz.
Jego słowa obudziły we mnie cień obawy, ale wyraz jego oczu uspokoił mnie od razu.
- Każdy z nas posiada jakiś dar. U niektórych przejawia się on spontanicznie, inni
docierają do niego za cenę wielu wyrzeczeń. Dla mnie były to cztery lata spędzone w
seminarium.
Musiałam udać, że nie wiem, o co chodzi. Nie - mówiłam sobie. - Jest dobrze jak
jest. To ścieżka radości, a nie frustracji .
- A cóż takiego dzieje się w seminarium? - zapytałam, by zyskać na czasie i lepiej
przygotować swoją rolę.
- Nie w tym rzecz. Chodzi o to, że wypracowałem tam w sobie pewien dar. I potrafię
uzdrawiać ludzi, jeśli Bóg sobie tego życzy.
- A to dopiero! - wykrzyknęłam, udając zdumienie. - W takim razie nie wydamy ani
grosza na lekarzy.
Nie roześmiał się, a ja poczułam się nieswojo.
- Ów dar rozwinÄ…Å‚em w sobie dziÄ™ki praktykom charyzmatycznym, których byÅ‚aÅ›
świadkiem. Z początku byłem tym oszołomiony. Modliłem się żarliwie, błagałem o zesłanie
Ducha Zwiętego, a kiedy dotykałem chorych, przywracałem im zdrowie. Wieść o moich
zdolnościach zaczęła się szybko rozchodzić i codziennie u wrót klasztoru ustawiali się w
kolejce ludzie pełni nadziei, że potrafię im pomóc. W każdej cuchnącej i zaognionej ranie
widziałem rany Chrystusa.
- Jestem z ciebie dumna.
- W klasztorze większość mnichów niechętnym okiem przyglądała się moim
poczynaniom, ale ojciec przełożony zawsze mnie popierał.
- I będziemy nadal tak czynić. Przemierzymy razem świat. Ja będę obmywała rany,
które ty pobłogosławisz, a Bóg dokona cudu.
Odwrócił wzrok ode mnie i zatopił spojrzenie w tafli wody. Czułam czyjąś obecność
w tej grocie, zupełnie jak tamtej nocy, kiedy siedzieliśmy przy studni w Saint-Savin.
- Wprawdzie już ci to kiedyś opowiadałem, ale opowiem jeszcze raz. Pewnej nocy
obudziłem się i cały mój pokój skąpany był w jasności. Ujrzałem wtedy oblicze Wielkiej
Matki i Jej spojrzenie pełne miłości. Od tej pory co jakiś czas widywałem Ją. Ale to nie ja Ją
przywołuję. Ona pojawia się sama.
Wiedziałem już wówczas o osiągnięciach prawdziwych odnowicieli Kościoła.
Wiedziałem, że - prócz uzdrawiania - moim zadaniem na ziemi będzie wydeptywanie drogi,
aby Bóg-Kobieta na powrót został uznany. Z moją pomocą filar kobiecy, kolumna łaski miała
stanąć na nowo, a świątynia mądrości odrodzić się w ludzkich sercach.
Przypatrywałam mu się bacznie. Wyraz jego twarzy, dotąd napięty, stawał się na
powrót spokojny.
- Byłem gotów zapłacić za to każdą cenę. Zamilkł, nie wiedząc jak mówić dalej.
- Co znaczy Byłem gotów zapłacić... ? - spytałam.
- Drogę dla Bogini można by otworzyć po prostu za pomocą słów i cudów. Ale nie tak
wygląda świat. Niestety, będzie to o wiele trudniejsze, pełne łez, bólu i niezrozumienia.
Przeor próbował pewnie zaszczepić lęk w jego sercu - pomyślałam natychmiast. -
Ale ja będę jego podporą .
- To nie jest droga bólu - odrzekłam - lecz droga chwalebnej służby. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
tak dawno temu.
- Przypomina mi siÄ™... - zaczÄ…Å‚.
- Wiem, co chcesz powiedzieć! - przerwałam mu podniecona.
Oczywiście, że wiedziałam! Wodospad krył olbrzymią jaskinię. Pamiętałam dobrze,
że po powrocie z naszej pierwszej wyprawy do klasztoru Piedry długo nie przestawaliśmy o
niej mówić.
- Jaskinia! - dokończył w zamyśleniu. - Chodzmy tam.
Przejście przez wodną ścianę było niemożliwe. Mnisi wybudowali ongiś tunel, który
zaczynał się w najwyższym punkcie wodospadu i schodził w głąb groty. Bez trudu
odszukaliśmy wejście. Latem zapewne latarnie oświetlały drogę turystom, ale o tej porze roku
byliśmy tu sami i w tunelu panowały zupełne ciemności.
- Idziemy tam mimo wszystko? - spytałam.
- Oczywiście. Nie obawiaj się niczego, możesz na mnie polegać.
Zaczęliśmy schodzić do jamy znajdującej się tuż obok wodospadu. Wprawdzie nie
widzieliśmy absolutnie nic, ale pamiętaliśmy jeszcze drogę z dzieciństwa. A zresztą
powiedział przecież, żebym mu zaufała.
Dzięki Ci, Boże - pomyślałam, gdy zagłębialiśmy się coraz bardziej we wnętrze
ziemi. - Dzięki Ci, bo byłam zbłąkaną owieczką, a Ty mnie odnalazłeś; bo moje życie
zamarło, a Ty je wskrzesiłeś; bo miłość opuściła moje serce, a Ty przywróciłeś mi jej łaskę .
Wsparłam się na jego ramieniu. Mój wybrany prowadził mnie ścieżkami mrocznej
otchłani - wierząc, że w końcu dotrzemy do światła, które napełni nas radością. Może kiedyś
w przyszłości, jaka nam jest pisana, sytuacja się odwróci i to ja poprowadzę go z tym samym
przekonaniem, z tą samą ufnością, że dotrzemy do miejsca, gdzie czekać na nas będzie
bezpieczne schronienie.
Posuwaliśmy się powoli, a droga wydawała się bez końca. Czy był to znowu swoisty
rytuał znaczący koniec pewnej epoki, w której żadne, nawet najmniejsze światełko nie
przyświecało mojemu istnieniu? W miarę jak posuwałam się tym mrocznym korytarzem,
myślałam coraz bardziej o straconym czasie, kiedy to próbowałam zapuścić korzenie w
miejscu, gdzie nic nie mogło wyrosnąć.
Ale Bóg był szczodry i przywrócił mi zapomniany entuzjazm, przygody, o jakich
marzyłam, mężczyznę, na którego czekałam całe życie. Nie czułam cienia wyrzutów
sumienia, że porzucił dla mnie seminarium, bowiem - jak mówił przeor -istniało wiele
sposobów, by służyć Bogu, i nasza miłość powiększy ich liczbę. Dzięki niemu znowu miałam
sposobność służenia ludziom i niesienia im pomocy.
Pójdziemy razem przez świat. On będzie dodawał otuchy innym, ja dodam otuchy
jemu.
Dzięki Ci, Panie, za pomoc w tej służbie. Naucz mnie być jej godną. Daj mi siłę
potrzebną do wypełnienia jego misji, do wędrówki przez świat, do rozkwitu mojego życia
duchowego. Niech wszystkie nasze dni stanÄ… siÄ™ podobne tym: z miejsca na miejsce,
uzdrawiając chorych, pocieszając upadłych, mówiąc o miłości, jaką Wielka Matka darzy nas
wszystkich .
Nagle usłyszeliśmy znowu szum wody, naszą drogę przecięło ostre światło, a ciemny
tunel otworzył się na najpiękniejszy ziemski spektakl. Znalezliśmy się w środku olbrzymiej
groty, przestronnej niczym katedra. Jej trzy ściany tworzyły skały, zaś czwartą był Koński
Ogon, wodospad spadający do szmaragdowego jeziora u naszych stóp.
Promienie zachodzącego słońca przenikały przez gęstą kurtynę wody i lśniły na
mokrych ścianach skalnych.
Milczeliśmy zauroczeni. Dawno temu, gdy jeszcze byliśmy dziećmi, miejsce to było
kryjówką piratów, gdzie zakopywaliśmy skarby naszej dziecięcej fantazji. Dzisiaj był to cud
Ziemi-Matki. Czułam się tak, jakbym była w jej łonie, wiedziałam, że mnie otula swoimi
czułymi ramionami. Jej ściany chroniły nas, zaś jej wodne strugi zmywały z nas wszelkie
grzechy.
- Dzięki - powiedziałam na głos.
- Komu dziękujesz?
- Jej. Ale i tobie, bo przyczyniłeś się do tego, że odzyskałam wiarę.
Zbliżył się do brzegu podziemnego jeziora. Wpatrując się w jego szmaragdowe wody,
uśmiechnął się.
- Podejdz tutaj - powiedział. Zbliżyłam się do niego.
- Muszę powiedzieć ci coś, o czym jeszcze nie wiesz.
Jego słowa obudziły we mnie cień obawy, ale wyraz jego oczu uspokoił mnie od razu.
- Każdy z nas posiada jakiś dar. U niektórych przejawia się on spontanicznie, inni
docierają do niego za cenę wielu wyrzeczeń. Dla mnie były to cztery lata spędzone w
seminarium.
Musiałam udać, że nie wiem, o co chodzi. Nie - mówiłam sobie. - Jest dobrze jak
jest. To ścieżka radości, a nie frustracji .
- A cóż takiego dzieje się w seminarium? - zapytałam, by zyskać na czasie i lepiej
przygotować swoją rolę.
- Nie w tym rzecz. Chodzi o to, że wypracowałem tam w sobie pewien dar. I potrafię
uzdrawiać ludzi, jeśli Bóg sobie tego życzy.
- A to dopiero! - wykrzyknęłam, udając zdumienie. - W takim razie nie wydamy ani
grosza na lekarzy.
Nie roześmiał się, a ja poczułam się nieswojo.
- Ów dar rozwinÄ…Å‚em w sobie dziÄ™ki praktykom charyzmatycznym, których byÅ‚aÅ›
świadkiem. Z początku byłem tym oszołomiony. Modliłem się żarliwie, błagałem o zesłanie
Ducha Zwiętego, a kiedy dotykałem chorych, przywracałem im zdrowie. Wieść o moich
zdolnościach zaczęła się szybko rozchodzić i codziennie u wrót klasztoru ustawiali się w
kolejce ludzie pełni nadziei, że potrafię im pomóc. W każdej cuchnącej i zaognionej ranie
widziałem rany Chrystusa.
- Jestem z ciebie dumna.
- W klasztorze większość mnichów niechętnym okiem przyglądała się moim
poczynaniom, ale ojciec przełożony zawsze mnie popierał.
- I będziemy nadal tak czynić. Przemierzymy razem świat. Ja będę obmywała rany,
które ty pobłogosławisz, a Bóg dokona cudu.
Odwrócił wzrok ode mnie i zatopił spojrzenie w tafli wody. Czułam czyjąś obecność
w tej grocie, zupełnie jak tamtej nocy, kiedy siedzieliśmy przy studni w Saint-Savin.
- Wprawdzie już ci to kiedyś opowiadałem, ale opowiem jeszcze raz. Pewnej nocy
obudziłem się i cały mój pokój skąpany był w jasności. Ujrzałem wtedy oblicze Wielkiej
Matki i Jej spojrzenie pełne miłości. Od tej pory co jakiś czas widywałem Ją. Ale to nie ja Ją
przywołuję. Ona pojawia się sama.
Wiedziałem już wówczas o osiągnięciach prawdziwych odnowicieli Kościoła.
Wiedziałem, że - prócz uzdrawiania - moim zadaniem na ziemi będzie wydeptywanie drogi,
aby Bóg-Kobieta na powrót został uznany. Z moją pomocą filar kobiecy, kolumna łaski miała
stanąć na nowo, a świątynia mądrości odrodzić się w ludzkich sercach.
Przypatrywałam mu się bacznie. Wyraz jego twarzy, dotąd napięty, stawał się na
powrót spokojny.
- Byłem gotów zapłacić za to każdą cenę. Zamilkł, nie wiedząc jak mówić dalej.
- Co znaczy Byłem gotów zapłacić... ? - spytałam.
- Drogę dla Bogini można by otworzyć po prostu za pomocą słów i cudów. Ale nie tak
wygląda świat. Niestety, będzie to o wiele trudniejsze, pełne łez, bólu i niezrozumienia.
Przeor próbował pewnie zaszczepić lęk w jego sercu - pomyślałam natychmiast. -
Ale ja będę jego podporą .
- To nie jest droga bólu - odrzekłam - lecz droga chwalebnej służby. [ Pobierz całość w formacie PDF ]