[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A przynajmniej próbowałam. Pomyślałam sobie, że jeśli zmuszę go do pocałunku -
takiego prawdziwego, tak jak całował mnie Michael, kiedy fundowaliśmy sobie sesję
poważnego całowania w jego pokoju w akademiku - to może wszystko się ułoży. Może ja nie
będę musiała udawać, że jestem przeziębiona, kiedy jutro spotkam się z Michaelem. Może nie
będzie już dla mnie tak superatrakcyjny.
Ale nie zadziałało.
Nie żeby J.P. mnie odepchnął. Pocałował mnie. Naprawdę próbował. Naprawdę się
starał.
Ale co kilkanaście sekund przerywał, żeby mi opowiadać o tym kontrakcie.
Nie żartuję.
O tym, jak Sean poprosił go o napisanie scenariusza (zdaje się, że pisanie
scenariusza to nie to samo co pisanie sztuki. J.P. musi wszystko napisać od początku,
używając innego programu komputerowego).
I że J.P. naprawdę rozważa przeniesienie się na wybrzeże na czas kręcenia zdjęć.
Zastanawiał się, czy nie odłożyć studiów o rok, żeby popracować nad filmem. Bo na
studia można iść, kiedy się chce.
W każdym razie spytał, czy bym z nim nie pojechała. Do Hollywood.
Nastrój prysł. Nastrój do całowania się.
Chyba niektóre dziewczyny byłyby przeszczęśliwe, gdyby ich chłopak, który napisał o
nich dwojgu sztukę, która wkrótce miała zostać przerobiona na wysokobudżetowy film
reżyserowany przez Seana Penna, prosił je, żeby przeniosły się z nim do Hollywood.
Ale ja palnęłam, zanim zdołałam się powstrzymać:
- Ale dlaczego miałabym to zrobić?
Głównie dlatego, że myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Myślałam o... Nie o
kontraktach filmowych.
A także dlatego, że często zachowuję się okropnie.
- Bo mnie kochasz - musiał mi przypomnieć J.P. Leżeliśmy na łóżku, a Gruby Louie
zerkał na nas nieprzyjaznie z parapetu. Gruby Louie nie cierpi, kiedy ktoś kładzie się na moim
łóżku. - I dlatego, że chciałabyś mnie wspierać.
Zarumieniłam się.
- Nie - powiedziałam. - To znaczy, co ja miałabym robić w Hollywood?
- Pisać. Może nie romanse, bo szczerze mówiąc, uważam, że stać cię na o wiele
bardziej wartościowe dzieła...
- Nie przeczytałeś mojej powieści - przypomniałam mu urażona. Znaczące dzieła?
Romanse są znaczące! W każdym razie dla ludzi, którzy lubią je czytać.
- Wiem - odparł J.R ze śmiechem. Ale nie jakimś wrednym. - Na pewno przeczytam,
obiecuję. Byłem zaabsorbowany przedstawieniem, a potem testami. Sama wiesz, jak to jest.
Jestem pewien, że to najlepszy romans na świecie. Mówię tylko, że coś poważnego mogłabyś
napisać, gdybyś solidnie popracowała. Coś, co by mogło zmienić świat.
Poważnego? Co on wygadywał? Czy ja nie dość już zrobiłam dla świata? Dzięki mnie
Genowia jest krajem demokratycznym. No, może to nie całkiem moja zasługa, ale mam w
tym swój udział. A jeśli napisze się coś, co poprawi komuś humor, czy to w pewnym sensie
nie zmienia świata?
I powiem wam jeszcze jedno. Widziałam Księcia wśród ludzi i ta sztuka nic zmieni
świata ANI nikomu humoru nic poprawi. Nic chcę zabrzmieć tak, jakbym cierpiała na
syndrom kwaśnych winogron, ale taka jest prawda. Ona nawet nie zmusza człowieka do
myślenia, no chyba że o tym, że facet, który tę sztukę napisał, ma dość wygórowane
mniemanie o sobie.
Przepraszam. Nie chciałam tego mówić. To było wredne.
W każdym razie odparłam:
- J.R, sama nie wiem. Przeprowadzka do Hollywood to nie jest coÅ›, na co moja mama
i tata wyrażą zgodę. Oboje oczekują że pójdę na studia.
- Słusznie - powiedział J.P. - Ale wzięcie wolnego roku to może nie być taki zły
pomysł. Przecież to nie tak, że się dostałaś na jakąś świetną uczelnię...
To był doskonały moment, żeby mu powiedzieć: J.P., ja trochę przesadzałam, kiedy
mówiłam, że nigdzie się nie dostałam...
Tylko że nie powiedziałam. Zamiast tego zaproponowałam, żebyśmy poszli do salonu
i pooglądali Prawdziwe życie: Jestem uzależniona od OxyContin, bo nie było nic innego, co
obydwoje chcielibyśmy obejrzeć.
W każdym razie z Prawdziwego życia czegoś się nauczyłam. Nie tego, że nigdy nie
będę brała narkotyków (to oczywiste). Ale tego, że moim narkotykiem jest pisanie. To jedyna
rzecz, którą naprawdę lubię robić.
CZWARTEK, 4 MAJA, 21.00,
DAMSKA AAZIENKA W CARNEGIE HALL
O MÓJ BO%7Å‚E!
Ja myślałam, że ten koncert będzie naprawdę nudny, ale się pomyliłam.
Nie mówię o muzyce. Jest totalnie nudna. Słyszałam ją z milion razy z szafy na
materiały piśmiennicze na RZ (przyznaję, trochę inaczej brzmi, kiedy dobiega ze sceny w
Carnegie Hall, zwłaszcza kiedy słucha się w towarzystwie ludzi wystrojonych w najlepsze
ubrania i ściskających w rękach kompakty z Borisem - BORISEM - na okładce, którzy ciągle
powtarzają podekscytowanym tonem jego imię. To przecież tylko Boris Pelkowski. Ale
najwyrazniej ludzie myślą że to jakiś wirtuoz. Czyli, halo! Istny cyrk).
Mówię o tym, że wszyscy, których znam z LiAE są tutaj, włącznie z rodzeństwem
Moscovitz - to jest naprawdę ekscytujące. I tego się nie spodziewałam.
Gapić się na swojego byłego chłopaka, kiedy jest się na randce z obecnym, to nie jest
w porzÄ…dku.
Ale to nie moja wina. To geny MHC.
Nasze miejsca dzieli wiele rzędów, więc nie ma szans, żeby uderzył mi do głowy
zapach Michaela. Chyba że pózniej na Moscovitzów wpadniemy. W co bardzo wątpię.
W każdym razie Michael jest sam. Nie przyszedł z dziewczyną! Ale to może dlatego,
że Mikromini Midori jest w Genowii.
Tyle że ja nie mogę przestać się zastanawiać, czy przyszedł sam dlatego, że w mejlu
napisałam mu, że się wybieram na koncert Borisa.
Ale potem przypomniałam sobie, co powiedział Boris -o tym, że oni dwaj od jesieni
będą razem mieszkać. Więc pewnie właśnie dlatego tu jest. %7łeby wesprzeć przyjaciela.
Ale jestem głupia, robiąc sobie nadzieję. ZNOWU.
Powinnam już wrócić na swoje miejsce. Nie chciałam być niegrzeczna i pisać, kiedy
powinnam robić wrażenie, że jestem pochłonięta muzyką ale...
ZARAZ.
O Boże.
Ja znam te buty.
CZWARTEK 4 MAJA, 21.30,
DAMSKA AAZIENKA W CARNEGIE HALL
Miałam rację, to były jej buty.
Totalnie się z nią skonfrontowałam, kiedy wyszła z kabiny.
Skonfrontowałam to nie jest właściwe słowo. Zapytałam ją o reklamę, którą nakręciła
dla mojego taty. Zapytałam, dlaczego to zrobiła.
Najpierw próbowała się wymigać, twierdząc, że to miał być prezent urodzinowy dla
mnie.
I fakt, wtedy w redakcji Atomu , kiedy oddawałam artykuł o Michaelu, powiedziała,
że chce mi coś dać na urodziny. I powiedziała, że żeby mi to dać, musi przyjść na imprezę
urodzinową. Nie powiedziała tylko, że ma mi to zamiar wręczyć na imprezie. To sobie sama
dośpiewałam.
Ale... Dlaczego teraz? Dlaczego prezent akurat w tym roku? I to taki wielki prezent?
Najpierw wyglądała, jakby naprawdę się rozzłościła, że nie chcę jej tego odpuścić.
Jakby nie mogła uwierzyć, że weszła do łazienki i natknęła się właśnie na mnie.
Pewnie rzeczywiście ma wrażenie, że ile razy idzie się wysikać, spotyka mnie.
Właściwie tak jest. Zupełnie jakbym miała w pęcherzu jakiś radar nastawiony na
wykrywanie Lilly Moscovitz.
Tym razem nie było przy niej Kennetha pytającego, czy dalej chodzę z J.P., czy nie,
więc nie mógł powstrzymać jej przed odpowiedzią. Przez sekundę myślałam zresztą, że i tak
nie odpowie.
Ale ona jakby podjęła jakąś decyzję. Westchnęła i trochę najeżona powiedziała:
- Dobrze, skoro już musisz wiedzieć, Mia... Michael mi powiedział, że mam być dla
ciebie miła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
A przynajmniej próbowałam. Pomyślałam sobie, że jeśli zmuszę go do pocałunku -
takiego prawdziwego, tak jak całował mnie Michael, kiedy fundowaliśmy sobie sesję
poważnego całowania w jego pokoju w akademiku - to może wszystko się ułoży. Może ja nie
będę musiała udawać, że jestem przeziębiona, kiedy jutro spotkam się z Michaelem. Może nie
będzie już dla mnie tak superatrakcyjny.
Ale nie zadziałało.
Nie żeby J.P. mnie odepchnął. Pocałował mnie. Naprawdę próbował. Naprawdę się
starał.
Ale co kilkanaście sekund przerywał, żeby mi opowiadać o tym kontrakcie.
Nie żartuję.
O tym, jak Sean poprosił go o napisanie scenariusza (zdaje się, że pisanie
scenariusza to nie to samo co pisanie sztuki. J.P. musi wszystko napisać od początku,
używając innego programu komputerowego).
I że J.P. naprawdę rozważa przeniesienie się na wybrzeże na czas kręcenia zdjęć.
Zastanawiał się, czy nie odłożyć studiów o rok, żeby popracować nad filmem. Bo na
studia można iść, kiedy się chce.
W każdym razie spytał, czy bym z nim nie pojechała. Do Hollywood.
Nastrój prysł. Nastrój do całowania się.
Chyba niektóre dziewczyny byłyby przeszczęśliwe, gdyby ich chłopak, który napisał o
nich dwojgu sztukę, która wkrótce miała zostać przerobiona na wysokobudżetowy film
reżyserowany przez Seana Penna, prosił je, żeby przeniosły się z nim do Hollywood.
Ale ja palnęłam, zanim zdołałam się powstrzymać:
- Ale dlaczego miałabym to zrobić?
Głównie dlatego, że myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Myślałam o... Nie o
kontraktach filmowych.
A także dlatego, że często zachowuję się okropnie.
- Bo mnie kochasz - musiał mi przypomnieć J.P. Leżeliśmy na łóżku, a Gruby Louie
zerkał na nas nieprzyjaznie z parapetu. Gruby Louie nie cierpi, kiedy ktoś kładzie się na moim
łóżku. - I dlatego, że chciałabyś mnie wspierać.
Zarumieniłam się.
- Nie - powiedziałam. - To znaczy, co ja miałabym robić w Hollywood?
- Pisać. Może nie romanse, bo szczerze mówiąc, uważam, że stać cię na o wiele
bardziej wartościowe dzieła...
- Nie przeczytałeś mojej powieści - przypomniałam mu urażona. Znaczące dzieła?
Romanse są znaczące! W każdym razie dla ludzi, którzy lubią je czytać.
- Wiem - odparł J.R ze śmiechem. Ale nie jakimś wrednym. - Na pewno przeczytam,
obiecuję. Byłem zaabsorbowany przedstawieniem, a potem testami. Sama wiesz, jak to jest.
Jestem pewien, że to najlepszy romans na świecie. Mówię tylko, że coś poważnego mogłabyś
napisać, gdybyś solidnie popracowała. Coś, co by mogło zmienić świat.
Poważnego? Co on wygadywał? Czy ja nie dość już zrobiłam dla świata? Dzięki mnie
Genowia jest krajem demokratycznym. No, może to nie całkiem moja zasługa, ale mam w
tym swój udział. A jeśli napisze się coś, co poprawi komuś humor, czy to w pewnym sensie
nie zmienia świata?
I powiem wam jeszcze jedno. Widziałam Księcia wśród ludzi i ta sztuka nic zmieni
świata ANI nikomu humoru nic poprawi. Nic chcę zabrzmieć tak, jakbym cierpiała na
syndrom kwaśnych winogron, ale taka jest prawda. Ona nawet nie zmusza człowieka do
myślenia, no chyba że o tym, że facet, który tę sztukę napisał, ma dość wygórowane
mniemanie o sobie.
Przepraszam. Nie chciałam tego mówić. To było wredne.
W każdym razie odparłam:
- J.R, sama nie wiem. Przeprowadzka do Hollywood to nie jest coÅ›, na co moja mama
i tata wyrażą zgodę. Oboje oczekują że pójdę na studia.
- Słusznie - powiedział J.P. - Ale wzięcie wolnego roku to może nie być taki zły
pomysł. Przecież to nie tak, że się dostałaś na jakąś świetną uczelnię...
To był doskonały moment, żeby mu powiedzieć: J.P., ja trochę przesadzałam, kiedy
mówiłam, że nigdzie się nie dostałam...
Tylko że nie powiedziałam. Zamiast tego zaproponowałam, żebyśmy poszli do salonu
i pooglądali Prawdziwe życie: Jestem uzależniona od OxyContin, bo nie było nic innego, co
obydwoje chcielibyśmy obejrzeć.
W każdym razie z Prawdziwego życia czegoś się nauczyłam. Nie tego, że nigdy nie
będę brała narkotyków (to oczywiste). Ale tego, że moim narkotykiem jest pisanie. To jedyna
rzecz, którą naprawdę lubię robić.
CZWARTEK, 4 MAJA, 21.00,
DAMSKA AAZIENKA W CARNEGIE HALL
O MÓJ BO%7Å‚E!
Ja myślałam, że ten koncert będzie naprawdę nudny, ale się pomyliłam.
Nie mówię o muzyce. Jest totalnie nudna. Słyszałam ją z milion razy z szafy na
materiały piśmiennicze na RZ (przyznaję, trochę inaczej brzmi, kiedy dobiega ze sceny w
Carnegie Hall, zwłaszcza kiedy słucha się w towarzystwie ludzi wystrojonych w najlepsze
ubrania i ściskających w rękach kompakty z Borisem - BORISEM - na okładce, którzy ciągle
powtarzają podekscytowanym tonem jego imię. To przecież tylko Boris Pelkowski. Ale
najwyrazniej ludzie myślą że to jakiś wirtuoz. Czyli, halo! Istny cyrk).
Mówię o tym, że wszyscy, których znam z LiAE są tutaj, włącznie z rodzeństwem
Moscovitz - to jest naprawdę ekscytujące. I tego się nie spodziewałam.
Gapić się na swojego byłego chłopaka, kiedy jest się na randce z obecnym, to nie jest
w porzÄ…dku.
Ale to nie moja wina. To geny MHC.
Nasze miejsca dzieli wiele rzędów, więc nie ma szans, żeby uderzył mi do głowy
zapach Michaela. Chyba że pózniej na Moscovitzów wpadniemy. W co bardzo wątpię.
W każdym razie Michael jest sam. Nie przyszedł z dziewczyną! Ale to może dlatego,
że Mikromini Midori jest w Genowii.
Tyle że ja nie mogę przestać się zastanawiać, czy przyszedł sam dlatego, że w mejlu
napisałam mu, że się wybieram na koncert Borisa.
Ale potem przypomniałam sobie, co powiedział Boris -o tym, że oni dwaj od jesieni
będą razem mieszkać. Więc pewnie właśnie dlatego tu jest. %7łeby wesprzeć przyjaciela.
Ale jestem głupia, robiąc sobie nadzieję. ZNOWU.
Powinnam już wrócić na swoje miejsce. Nie chciałam być niegrzeczna i pisać, kiedy
powinnam robić wrażenie, że jestem pochłonięta muzyką ale...
ZARAZ.
O Boże.
Ja znam te buty.
CZWARTEK 4 MAJA, 21.30,
DAMSKA AAZIENKA W CARNEGIE HALL
Miałam rację, to były jej buty.
Totalnie się z nią skonfrontowałam, kiedy wyszła z kabiny.
Skonfrontowałam to nie jest właściwe słowo. Zapytałam ją o reklamę, którą nakręciła
dla mojego taty. Zapytałam, dlaczego to zrobiła.
Najpierw próbowała się wymigać, twierdząc, że to miał być prezent urodzinowy dla
mnie.
I fakt, wtedy w redakcji Atomu , kiedy oddawałam artykuł o Michaelu, powiedziała,
że chce mi coś dać na urodziny. I powiedziała, że żeby mi to dać, musi przyjść na imprezę
urodzinową. Nie powiedziała tylko, że ma mi to zamiar wręczyć na imprezie. To sobie sama
dośpiewałam.
Ale... Dlaczego teraz? Dlaczego prezent akurat w tym roku? I to taki wielki prezent?
Najpierw wyglądała, jakby naprawdę się rozzłościła, że nie chcę jej tego odpuścić.
Jakby nie mogła uwierzyć, że weszła do łazienki i natknęła się właśnie na mnie.
Pewnie rzeczywiście ma wrażenie, że ile razy idzie się wysikać, spotyka mnie.
Właściwie tak jest. Zupełnie jakbym miała w pęcherzu jakiś radar nastawiony na
wykrywanie Lilly Moscovitz.
Tym razem nie było przy niej Kennetha pytającego, czy dalej chodzę z J.P., czy nie,
więc nie mógł powstrzymać jej przed odpowiedzią. Przez sekundę myślałam zresztą, że i tak
nie odpowie.
Ale ona jakby podjęła jakąś decyzję. Westchnęła i trochę najeżona powiedziała:
- Dobrze, skoro już musisz wiedzieć, Mia... Michael mi powiedział, że mam być dla
ciebie miła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]