[ Pobierz całość w formacie PDF ]

resztę życia jako żona Zajida.
- A tymczasem mamy czym się zająć w St. Piran
- oświadczyła.
- Nie ty. I nie dziś - stwierdził, potrząsając głową, i wyciągnął rękę do
Emily, pragnąc zaprowadzić ją do samochodu.
Emily jeszcze przez chwilę pozostała w miejscu, czując zarówno lęk
przed nowym dniem, jak i chęć przedłużenia tego wspólnie spędzonego
czasu.
Za plecami Zajida dostrzegła wczesnych surfingowców. Leżeli na
deskach i wiosłowali rękoma, by oddalić się od brzegu, a pózniej popłynąć
na pierwszej porannej fali. Te ranne ptaszki nie miały żadnego pojęcia o
nocnych wydarzeniach, które na zawsze zmieniły jej, Emily, życie.
Zajid odwrócił się, patrząc w ślad za jej wzrokiem, akurat gdy
pierwsza postać zręcznie wskoczyła na deskę i umiejętnie nią pokierowała,
by wykorzystać całą siłę nadchodzącego grzywacza, po czym zatrzymał
spojrzenie na Emily.
- Sądzisz, że mogłabyś mnie tego nauczyć? - zapytał z
powątpiewaniem.
135
RS
- Widzę pewne szanse nawet dla kogoś w tak pięknym wieku jak ty -
zażartowała, ale skojarzenie z wiekiem przywołało natychmiast inne
wspomnienia, które zepsuły jej pogodny nastrój.
- Co będziesz dzisiaj robić? - zapytał, gdy znalezli się na szczycie
klifu.
Przygnębiająca była dla niej myśl, że on wkrótce pójdzie do pracy,
podczas gdy ona będzie skazana na samotność.
- Muszę przejrzeć rzeczy babci - odpowiedziała, myśląc z lękiem o
tym zadaniu. - Jeśli zajmę się tym teraz, kiedy jestem ciągle otępiała po jej
utracie, być może nie będzie to aż tak bardzo bolesne.
A w każdym razie potrzebuje czasu, żeby móc znowu powrócić do
równowagi i...
- Czy przyda ci się ktoś do pomocy? - zapytał, a Emily poczuła, że
oczy jej się rozszerzają ze zdziwienia. - Mogę przenosić rzeczy, nawet jeśli
nie mam możliwości podejmowania decyzji o ich losie, bo to już twoja rola.
- Ale ty przecież musisz iść do pracy. Powinna była raczej ugryzć się
w język, zamiast podsuwać mu żelazny argument, tym bardziej że właśnie
zaczynała widzieć ten straszny dzień w jaśniejszych barwach.
- Zawiadomiłem, że dziś mnie nie będzie - odparł spokojnie, jak ktoś
nawykły do rozkazywania.
Jak mogła tego dotąd nie dostrzec? To bardzo istotna wskazówka, że
jest kimś więcej niż tylko zwykłym śmiertelnikiem, który wypracował sobie
obecną wysoką pozycję w szpitalu w St. Piran.
- Mogą mnie wezwać w razie nagłej potrzeby - dodał - ale nie sądzę,
żeby do tego doszło. Wszyscy nasi mali pacjenci są w stabilnym stanie, a
kolejni przybędą dopiero za kilka dni.
136
RS
Mając pewność, że Zajid zadbał o wszystko od strony organizacyjnej,
chętnie przyjęła jego propozycję.
Na Harbour Road cały czas łapała się na tym, że zerka w lusterko, by
sprawdzić, czy Zajid na pewno za nią jedzie. Zdała sobie sprawę, że
zachowuje się jak zadurzona nastolatka.
Zaparkowała przed domkiem Beabei, zamknęła samochód i podeszła
do eleganckiego auta Zajida, który zatrzymał się za nią. W tym momencie
oboje dosłyszeli krzyk niosący się od strony portu.
- Chyba coś się dzieje koło przychodni - zauważyła Emily, spoglądając
w tamtym kierunku ze zmarszczonym czołem. - O tej porze nie zdarzają się
tutaj żadne pijackie wybryki. Wrzesień jest bardzo spokojny, bo dzieci są w
szkole. I pewnie nikt się nie włamał po narkotyki, bo jest biały dzień.
Miała już przekręcić klucz w zamku drzwi wejściowych, gdy rozległ
się głośny huk. Zaraz potem usłyszeli, jak ktoś krzyczy, że się pali, i bez
chwili wahania oboje rzucili się w tamtym kierunku.
137
RS
ROZDZIAA DZIESITY
- Pożar u Althorpów! - zawołała Emily, gdy znalezli się niedaleko
miejsca, skąd dobiegały hałasy i dym. - To warsztat szkutniczy przy
Harbour Road - wyjaśniła Zajidowi.
Zadrżała na samo wspomnienie tego miejsca: warsztat był konstrukcją
z wysuszonego na pieprz drewna, a przy tym musiał zawierać dziesiątki
pojemników z łatwopalnymi farbami i chemikaliami do budowy i remontu
najróżniejszych łodzi.
Aodzi zresztą też mogło tam być niemało, poczynając od prostych
drewnianych bączków, a kończąc na jachtach morskich, wartych setki
tysięcy funtów. Ogień szerzyłby się tu błyskawicznie, pożerając wszystko.
Emily zaczynała tracić oddech. Biegła ulicą w nieodpowiednim
obuwiu, po dramatycznej i nieprzespanej nocy, lecz adrenalina dodawała jej
skrzydeł.
Po pierwszej eksplozji nastąpiły kolejne. Gdy znalazła się blisko
pożaru, dostrzegła płomienie, które strzelały już powyżej dachu, siejąc
wokół iskry.
Nie myślała o zniszczeniu, które dotknęło to miejsce związane z
dziejami Penhally. Bardziej niepokoiła ją myśl, że któryś ze szkutników
mógł już zacząć pracę, więc jeśli w tym piekle znajdowali się ludzie,
których zaskoczył ogień...
Zajid biegł i przeklinał pod nosem swoje obrażenia. Kiedyś nie dałby
się wyprzedzić, ale dziś musiał się pogodzić z faktem, że Emily stopniowo
oddala się od niego, pędząc ku kłębom gęstego dymu zasnuwającego drogę
od strony portu.
138
RS
Po dłuższej chwili stał już u celu, przed uchylonymi wrotami do
płonącego warsztatu, gdy nagle wiatr uniósł gdzieś cały dym i scena zaczęła
przypominać wejście do piekła. W ułamku sekundy, jakby wystrzelony z
procy, Zajid znalazł się w oku poprzedniej eksplozji, która zabiła mu żonę i
syna, zagrażając również jego życiu.
Na kilka sekund, które wydawały się trwać wiecznie, sparaliżował go
dawny paniczny strach, gdy ponownie sobie uprzytomnił, że nie zdoła nawet
wyciągnąć ręki, by móc dotknąć swoich bliskich.
Potem nastąpił kolejny wybuch, silniejszy niż dotychczasowe. Pod
wpływem wstrząsu Emily zatoczyła się do tyłu, zderzyła z Zajidem i oboje
upadli na ziemię. Natychmiast pomógł jej się podnieść, lecz gdy starał się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl