[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wichury. Ale co najważniejsze i najstraszniejsze zarazem, każdy dzień przybliżał Maraenę do szesnastej
rocznicy urodzin, dnia kastowej inicjacji.
Kasta Posłusznych miała zyskać nową kobietę, zdrową, piękną i mądrą, pracującą jako biolog na
żywnościowych stacjach hodowlanych. Kazziz, programista z kasty Czystych, miał ją stracić na zawsze.
3.
Kazziz wstał z posłania, na którym leżał stary kot. Ze ściennej szafki wyjął oznaczoną czerwonymi napisami
tubkę. Podszedł do Oronka. Wycisnął na palec odrobinę zielonej maści. Prawą dłonią musnął głowę kota, a
potem posmarował bok jego pyska.
Oronk otworzył oczy, drgnął. Ogon naprężył się, a potem wygiął miękko i pięknie, jak za dawnych czasów.
Zapach maści wyraznie pobudził kota. Zwierzak oblizał wargę zbielałym językiem, ściągając do pyska jak
najwięcej ożywczej substancji.
 To narkotyk, kocie, łgarstwo. Przynosi smak i siłę, ofiarowuje przyjemność i chwilowe zapomnienie.
Pozwala czuć sytość, choć tak naprawdę zdychasz z głodu. Daje radość, choć powinna cię właśnie pożerać
rozpacz. Oszustwo. Jakże małe jest jednak to biochemiczne kłamstwo wobec łgarstw budowanych przez nasze
własne, zdrowe i sprawne, umysły. Oszustwo, złudna nadzieja, chwila zapomnienia, dreszcz rozkoszy...
Dawkujemy je sobie, ale potem zawsze musimy wrócić do prawdziwego świata, tak jak ty wkrótce powrócisz z
narkotycznego snu.
Jak dawno to było, kocie? Przez ile lat głaszczę cię tak jak ona i nic więcej nie mogę zrobić? Trzydzieści
trzy? Trzydzieści cztery? I tak jesteś dzielny, kocie. Podarowałeś nam kilka lat więcej, niż mogliśmy się
spodziewać..."
"
Rozpacz, szaleństwo i kara. Wszystko stało się nagle.
Do inicjacji Maraeny pozostały tylko dwa tygodnie. Widywali się rzadko, bo jej czas pochłaniały długie
modlitwy, nocne czuwania w świątyni i szycie stroju. Wokół dziewczyny kręciło się wiele osób - kobiety z
rodziny, kapłani, przyjaciółki. Niewielka była szansa, że zdoła niepostrzeżenie wymknąć się na spotkanie.
Kazziz cierpliwie przychodził do dzielnicy centralnej, niemal codziennie spacerował po wielkim placu,
udając, że dokonuje jakiegoś pokutnego obrzędu między pomnikami kapłanów i Bogów.
Poprzedniej nocy płakał.
Religia była fundamentem ich społeczności. Zwoje odnalezione w ruinach ostatniej świątyni starej wiary,
na wyspie File, zawierały wizję świata i praw nim rządzących. Ostatni egipscy kapłani, szaleni prorocy,
obserwujący zagładę swej tysiącletniej cywilizacji, podjęli próbę zrozumienia tego, co dzieje się wokół. Oto ich
świat odchodził w niebyt, a przecież wydawał się niezniszczalny, wieczny. Zwiątynie ich wiary i grobowce
dawnych królów były wszak starożytnością już dla Greków i Rzymian, narodów, które w historii same są
określane mianem  starożytnych". Pokolenia ciemnoskórych kapłanów obserwowały rytm odradzającego się
świata - potęgę i upadek władców, zwycięstwa faraonów i najazdy obcych armii, lata urodzaju i głodu. A jednak
świątynie z piaskowca, niebosiężne piramidy, pradawne mity i Rzeka trwały niezmienne. Lecz oto przyszli nowi
barbarzyńcy, ze swą dziwną religią, która zawładnęła Cesarstwem i zniosła dawnych Bogów. Jedna po drugiej
padały świątynie, wyznawcy odwracali się od swych patronów, a kapłanów wypędzano lub zabijano. Ostatnia
świątynia Izydy przetrwała na wyspie File. Tam też dwaj natchnieni, bezimienni kapłani spisali Zwoje -
obejmując jedną myślą prawdy gasnącej religii i przepowiadając nadejście proroka, który przywróci wierze
dawną siłę. Ukryli Zwoje w podziemnej krypcie, a sami najprawdopodobniej zginęli z rąk fanatycznych
chrześcijańskich mnichów. Zwoje przetrwały. Minęły dwa tysiące lat, nim odnalazł je prorok, nowe wcielenie
Tota Trismegistosa. Odnowił obrzędy i zaczął głosić słowo Bogów, zapisane w Zwojach.
Wierni przetrwali prześladowania z czasów solarnych Wojen Wewnętrznych, kult nie zniknął w wieku
Zwiatów
Wirtualnych, świątynie wykorzystały Dekadę Eksodusu. Pół wieku temu kapłanom udało się kupić patenty
kolonizacyjne na Regelis. Wyznawcy Zwojów budowali też świątynie na wielu innych, zasiedlonych przez ludzi
i Obcych globach.
Religia, tradycja i obyczaje dawały ludziom siłę, pomagały zrozumieć świat, wzmagały poczucie
wspólnoty i bezpieczeństwa. Stworzyły Kazziza takiego, jakim był. Zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział, że
podda się regułom i że Maraena też to zrobi. Ta świadomość odbierała mu sen i apetyt, uniemożliwiała
koncentrację na pracy, sprawiała, że w kontaktach z rodziną stał się mrukliwy, wręcz opryskliwy.
Jednak w końcu zobaczył Maraenę, chociaż stracił już nadzieję. Po kilkunastu dniach rozłąki, po długich
godzinach samotnych wędrówek, wypatrywania znajomej sylwetki, odwracania się na każdy kobiecy głos,
wreszcie ją zobaczył.
Szła powoli w jego stronę, pomarańczowa tunika, przynależna dziewczętom tuż przed inicjacją falowała na
jej ciele w rytm kroków. Czarne, proste włosy opadały na policzki, długie rzęsy osłaniały oczy, cienkie
wyskubane brwi zakreślały łagodne łuki. Powieki miała pomalowane na niebiesko, a usta jasnoczerwone, wręcz
pomarańczowe. Te ostre barwy jaskrawo kontrastowały z jej ciemną karnacją i czarnymi oczami.
Kiedy podeszła bliżej, Kazziz zobaczył, że Maraena płacze. Miała zaciśnięte wargi, jej głową wstrząsały
spazmy szlochu.
Zaraz rozmaże sobie makijaż - pomyślał. - Zaraz ludzie zbiegną się wokół, pytając, dlaczego płacze, skoro
ma na sobie barwy radości. O Bogowie, dlaczego ona płacze?!
Stanęła naprzeciw niego w odległości dwóch kroków. Milczała zaciskając wargi. Wpatrywała się w jego
twarz, jakby chciała zapamiętać każdy szczegół.
- Co się stało, maleńka? - spytał spokojnie.
- Beroj umarł. Rano. Ojciec już zmumifikował ciało i zakopał na pustyni. Nie ma Beroja.
- Był chory, stary - zrobił krok w jej stronę. Wiedział, że wypowiada te wszystkie okropne, bezsensowne [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl