[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiedziała na pewno: musi jak najszybciej stąd wyjść.
- Nie mogę uwierzyć, że ci to zrobiłem - dobiegł ją przytłumiony głos.
Zatrzymała się w drzwiach.
- Nie możesz uwierzyć czy nie chcesz? - odpaliła.
Sandro zdążył już wstać z łóżka i kiedy się odwróciła, by na niego spojrzeć, po raz
kolejny tego wieczoru poraziła ją jego niemal posągowa, męska uroda.
Dlaczego właśnie z nim musiało jej się to zdarzyć? Chciała jeszcze coś powiedzieć,
ale przerwał jej gestem dłoni i wyszedł z sypialni.
Była wstrząśnięta jego bezwzględnością i dopiero teraz doszły w niej do głosu
wszystkie rozkołysane emocje. Potykając się, weszła do olśniewającej bielą łazienki i z
pewnym trudem zdołała się ubrać. Kiedy mimochodem spojrzała w lustro, zobaczyła
twarz, którą z trudem rozpoznawała: nabrzmiałą, zaczerwienioną, całą w kosmykach
splątanych włosów, i oczy tak nienaturalnie ciemne, jakby była pod działaniem silnego
narkotyku!
W pewnym sensie tak jest - pomyślała z rozpaczą. Pozwoliła sobie na
nieodpowiedzialny seks i teraz powrót do rzeczywistości był najgorszym
doświadczeniem w jej życiu. A jej własne odbicie w lustrze było przerażające.
R
L
T
Musiała jeszcze tylko odzyskać torebkę, która chyba została gdzieś w salonie. A
potem ucieknie stąd, gdzie pieprz rośnie!
Widocznie jednak nic tu nie miało być proste. Otworzywszy drzwi do salonu,
natychmiast natknęła się na Sandra. Był już ubrany, choć w niedopiętej koszuli i ze
zmierzwioną czupryną. Stał przy otwartym barku, trzymając w ręku kieliszek z czymś,
co na pewno nie było wodą.
- Whisky - powiedział tonem wyjaśnienia. - Uznałem, że lepiej będzie się upić, niż
dać ci się zaskoczyć kolejnymi rewelacjami.
- Nie ma już więcej rewelacji - wydusiła Cassie przez zaciśnięte gardło.
- Tak myślisz? - odparł, przeczesując palcami włosy. - To spróbuj wejść do mojej
głowy, cara - rzekł ponuro. - To jest jak pole minowe, naszpikowane pytaniami i
zagadkami.
Pociągnął spory łyk z kieliszka.
To było jego kolejne oblicze, z którym musiała sobie poradzić. Widziała go już
jako wyrafinowanego biznesmena i wytrawnego uwodziciela. Widziała, jak robi się słaby
i bezradny pod wpływem szoku i jak wybucha gniewem. Poznała go też jako namiętnego
kochanka, który zaniósł ją do łóżka. A teraz przybrał pozę cynika traktującego ją z
chłodnym dystansem. Najwyrazniej jego mechanizmy obronne znów zaczęły
funkcjonować.
Trudno, może to nie było takie złe. Chciała już tylko wziąć torebkę i wreszcie stąd
wyjść. A jednak coś trzymało ją w miejscu, chyba niepokój o niego, który dochodził do
głosu w najmniej odpowiednich momentach. A Sandro właśnie podnosił do ust kolejny
kieliszek i stawał się coraz bledszy.
- Proszę cię, nie pij już więcej - wymamrotała niepewnie. - Chyba ci to...
- Powiedz mi dokładnie, kiedy byliśmy z sobą - przerwał jej w pół zdania.
- Jeszcze śmiesz pytać?!
- Powiedz, kiedy?
Cassie wzięła głęboki oddech i odpowiedziała na jego pytanie.
- Jak długo? - nie ustępował.
- To też ci już mówiłam.
R
L
T
- To powtórz. Jak długo? - wycedził ochryple.
- D-d-dwa tygodnie - wyjąkała, pokonując barierę wstydu.
- Dwa tygodnie - powtórzył jak echo i ciężko opadł na najbliższy fotel. Znanym już
gestem przyłożył dłoń do czoła. - Chcesz powiedzieć, że w ciągu dwóch tygodni
zdążyliśmy począć blizniaki?
- N-nnie. Dwa tygodnie zajęło ci uwodzenie mnie. Na poczęcie blizniaków
wystarczyła jedna noc. Następnego ranka powiedziałeś, że musisz wracać do Florencji.
Obiecałeś, że to zajmie ci tylko kilka dni, ale już nigdy więcej się nie pojawiłeś.
- Nie mogłem wrócić - wyjaśnił. - Miałem wypadek i sześć tygodni mego życia,
najwyrazniej bardzo znaczących, wypadło mi z pamięci.
- Przestaniesz już, Sandro? - Cassie znów czuła, że ogarnia ją wściekłość. - Twoje
zagubione tygodnie nie mają z tym nic wspólnego!
- Skąd, u diabła, wyciągasz takie zwariowane wnioski?
- Bo ci to przecież mówiłam! - zawołała. - Dzwoniłam do ciebie na telefon
komórkowy. Ledwie raczyłeś cokolwiek powiedzieć i zaraz mnie zgasiłeś tym swoim:
 Nie znam cię i nie chcę cię znać. I proszę, nigdy więcej do mnie nie dzwoń...".
Wzdrygnęła się. Te słowa nosiła niemal jak piętno wypalone w mózgu.
- To była ostra odprawa - zauważyła z jakimś ponurym, wisielczym humorem.
Gdybym była w lepszym stanie ducha, to mogłabym się zdumiewać twoją
gruboskórnością. Ale wtedy byłam bardziej skupiona na sobie, gdyż właśnie się dowie-
działam, że urodzę blizniaki... Kiedy ci o tym powiedziałam, po prostu wyłączyłeś
telefon!
- Ale ja nie pamiętam tej rozmowy! - wybuchnął. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl