[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kobietę, wstał, uniósł rękę ku drzwiom jak drogowskaz, co miało bez wątpienia znaczyć jedno
tylko: fora ze dwora!
Prosto od Melczarkowej furtki Geza powędrował do matki Marylki. Stara kobieta
wyraziła zdumienie aa wieść o pierścionku. Nic o nim nie wiedziała; nie widziała go nigdy u
córki. W jej głosie była sama szczerość. Kłamać ani ukrywać czegokolwiek nie miała chyba
powodu. Gdyby nie wcześniejsza relacji koleżanki biurowej Marylki, zacząłby podejrzewać
gosposię Wytycza, że powodowana zazdrością pierścionek ten po prostu wymyśliła.
Pierścionek jednak - chociaż skrywany skrzętnie przed matką, noszony z rzadka, wyłącznie
poza domem - istniał rzeczywiście. Aż do momentu, kiedy zniknął. Co się x nim stało? Kto
go obecnie posiada? Wytycz? Mało prawdopodobne. Jeśli nawet, powodowany lichwiarskim
skąpstwem, zażądał go jako zastawu pod pożyczkę - pożyczająca, trzymając w zanadrzu
zastaw o wiele skuteczniejszy: szantaż, nie miała żadnego powodu, aby zgodzić się na tak
nierówną wymianę - pierścionek za piętnaście tysięcy. Może jakiś przypadkowy przechodzień
odkrył trupa Wasilewskiej wcześniej niż Dymek i nie mógł się oprzeć chęci przywłaszczenia
sobie pierścionka? A sam Dymek? Poczciwy i uczciwy na co dzień, ale w wyjątkowych
okolicznościach... kto wie?
Rozmyślał o tym siedząc w kawiarni przy rynku, gdy tuż za nim rozległ się dzwięczny
kobiecy głosik nabrzmiały zdumieniem:
- A cóż za dziwny przypadek! Znów się spotykamy, choć na spotkanie i nie
umawialiśmy się przecież!
Za chwilę pani Marta siedziała już przy stoliku Gezy, konsumując (nie należała do
osób, które prozaicznie jedzą) dużą porcję lodów. Rano, w szlafroku, wydawała się ładniejsza
niż w jaskrawej kreacji na wysoki połysk w stylu Mason Ciuch. Pragnąc podkreślić swą
światowość podkreślała tylko brak gustu. Nawet biżuteria - z niewątpliwego złota i
szlachetnych kamieni - wyglądała na niej jak zakupiona u wędrownego kramarza. Geza
sterował banalną rozmowę ku rozrywce, której w Porębie brak. Pewno jeżdżą do
wojewódzkiego miasta, jeśli kto ma auto - pół biedy z powrotem, ale inni... Widziała chyba
Wesołą wdówkę, jeśli nie, koniecznie trzeba, cóż za powodzenie ma ten spektakl.
Przytaknęła, rozradowana tematem nadającym odpowiednią rangę ich rozmowie; jakie
fenomenalne kostiumy na tej Wdówce, a jaką fenomenalną koloraturę ma ta Borysińska!
Auto, wiadomo, służy kulturze i odwrotnie. Niezupełnie, miła pani, niezupełnie, na parkingu
przed operetką najczęściej kradną wozy, pani się coś takiego nie zdarzyło? Nie, nie zdarzyło
się, prawdziwi złodzieje nigdy jej jeszcze wozu nie ukradli
- To są jacyś nieprawdziwi złodzieje? - podchwycił.
Zaśmiała się, odsłaniając piękne zęby.
- Raz tylko Zbyszek mi ukradł, wie pan, jak to mężczyzna. Było to tuż przed naszym
wyjazdem do Bułgarii. Wyszedł wieczorem po papierosy czy coś takiego 1 przepadł. Patrzę
na podwórze: auta też nie ma. Dopiero kiedy... - urwała spojrzawszy przez szybę na rynek.
- Dopiero, kiedy... Co było dalej? - przypomniał.
Nie podjęła wątku, wyjaśniając, że Zbyszek jest zawsze bardzo punktualny. Gdy
pożyczy wóz, zjawia się na czas tam, gdzie się umawiają, tylko raz zdarzyło mu się spóznić.
Było to podczas przedstawienia operetki, poszła sama, powiedział, że doszlusuje na przerwę,
a potem obiecał odwiezienie do domu. Przyjechał, ale już po wszystkim - czekała na niego
przed gmachem operetki dość długo, stanowczo za długo.
- A gdy wreszcie się pojawił, to wie pan co? Zrobił mi scenę zazdrościł. Bo stał razem
ze mną mój znajomy - perkusista z lokalu  Hawana". Ale stał nie tylko ze mną, ale 1 z żoną.
Własną!
- Czy nie zdarzyło się to przypadkiem po spektaklu Wesołej wdówki? - zapytał Geza.
Pani Marta znów spojrzała na rynek.
- Tak. Ojej, to znaczy nie, skądże, na tym przedstawieniu byliśmy razem. Zbyszek też
uwielbia Borysińską. Przepraszam, muszę już iść - podnosząc się od stolika, po raz trzeci
spojrzała na rynek.
Geza poszedł za jej wzrokiem. Na ławce usytuowanej naprzeciw kawiarni siedział -
inżynier Melczarek.
Po pożegnalnym pocałunku Geza przytrzymał nieco dłużej upierścienione paluszki w
swojej dłoni. Zadowolona z eleganckiego pretekstu - pytania o cudowny, wyglądający jak
kwiat pierścionek z brylancikami, mogła bez obaw o plotki przedłużyć miłą sytuację,
opowiadając o wyjątkowej okazji, jaką było zakupienie tego cacka w Warnie, od pijanego
marynarza.
- Cieszę się, że tak bardzo się panu podoba. Opowiem o tym Zbyszkowi. On taki
głupi. Najpierw mu się ten pierścionek oczywiście bardzo podobał. Ale potem zmienił zdanie
tak dalece, że niezadowolony jest, kiedy go noszę. Muszę się z tym wprost ukrywać. Ach, wy
mężczyzni! Jesteście zupełnie nieobliczalni!
Przy zatłoczonej szatni minęła wchodzącego właśnie do kawiarni Melczarka. Nie
zauważył jej, może udał, że nie zauważa. Geza żachnął się widząc, że inżynier kieruje się
wprost do zajętego przezeń stolika. Ale Melczarek nie dając mu dojść do słowa zaczął od
przeprosin. Poranny,  pożałowania godny" incydent wyniknął tylko z tego, że nie byli sami.
Ze była między nimi kobieta. Pan wie, jakie są kobiety. Zazdrosne o rywalki aż za grób.
Może koniaku? Kelner! Teraz przy tym stoliku jest prosty męski układ. Nie ma czego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl