[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Za dużo wrażeń jak na jeden raz. Musiał trochę dojść do siebie. Zresztą po cóż się tu kręcić? Dopiero
po tygodniu, bardziej z ciekawości niż z potrzeby, znów zbliżył się do drzwi ze szkła, które rozsunęły
się przed nim bezszelestnie jak wodna zasłona w tunelu prowadzącym do podziemnej groty. W górze
ułożona ze szklanych rurek, żarząca się jasną zielenią nazwa  Supermarket Astra". Uśmiechnął się do
siebie. Ach, ci Rzymianie! Seneka, Marek Aureliusz, Katon! Wiedzieli, co mówią! Per aspem ad
astral Przez trudy do gwiazd!
Wszedł do oświetlonego sklepu. Teraz to wnętrze nabrało nowych barw. Bogate szpalery półek
ciągnęły się w głąb sali jak szpalery dojrzewającej winnicy Pańskiej. Uprzejmie skłonił się kasjerce.
Równie uprzejmie odpowiedziała na jego uśmiech (Poznała go? Niedobrze...). Wziął wózek, wjechał
między półki. A dookoła morze symboli i świateł. Hesperyj-ski sad. Milka, Hanussen, Bounty, Nugat,
Alpengold, Milky Way, Palmolive, Dove, Erle Gray, Lipton. Srebro, czerwień, złoto. Nad głową
wenecki karnawał reklam. Promocja! Promocja! - wołały ze ścian wielkie plansze z fotografiami
roześmianych dziewcząt w skąpych strojach. Oferta, jaką Szatan przedstawił w Raju szlachetnym
prarodzicom, wydała mu się skromnym żartem. Jedno jabłko! Tu jabłek były tysiące. Wjechał głębiej
między szpalery półek, zanurzył się w las rzeczy, pokręcił się przy chłodniach z lodami, rzucił okiem
na reklamę Pelikana (najnowsze modele piór), a gdy po paru chwilach wynurzył się zza złotej
piramidy puszek z ananasami, kolejna kolorowa rzecz spoczywała bezpiecznie w głębokiej kieszeni
płaszcza. Boże drogi - zdziwił się - więc to
121
takie łatwe? Los wyraznie mu sprzyjał, błogosławiąc zręczności palców.
Dlaczego to robił, nie wiedział. Miał pieniądze, pracę, posadę, ludzki szacunek. Ale nagle ta
rozświetlona przestrzeń wielkiego sklepu, dotąd odgrodzona od świata demarkacyjną linią kas, pilnie
strzeżona przez dwóch ogolonych do skóry ochroniarzy, którzy jak senne ogary krążyli wśród półek,
otworzyła się przed nim jak grota z baśniowymi skarbami Sezamu. Dziwne wrażenie... Miał teraz
wszystko w zasięgu ręki. Zatrzęsienie dojrzewających owoców, aż nie wiadomo, co rwać! Same
drzewa życia. Czuł, że znalazł się poza zasięgiem ognistego miecza. Oczywiście wchodziły w grę
tylko przedmioty drobne, poręczne, łatwe do wsunięcia do kieszeni. Złote jabłka z ogrodu Hesperyd.
To, co zrobił, było głupie, naiwne, bezsensowne. Gdyby wpadł, w jednej chwili zmarnowałby  cały
dorobek życia". Ale nie mógł zaprzeczyć, że było także niebezpieczne, słodkie, urocze i prawdziwie
w swym idiotyzmie zachwycające. Mądrość? Ach, na pewno mądrość powinna kierować naszymi
krokami. Ale na cóż komu mądrość, jeśli szczęścia nie daje? W końcu nawet mądry Beethoven
napisał Odę do radości a nie Odę do mądrości.
Boże drogi, nie wiedział, czy to on sam, czy raczej jego ręka sięgnęła na półkę. Jeden ruch - i już!
Poszedł do końca za dziecięcym pragnieniem? Bądzcie jako dzieci!
Jesteśmy warci tyle, ile nas sprawdzono. Więc dotąd zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, kim
jest naprawdę? I dopiero teraz odkrył, do czego jest zdolny? Zawsze uważał, że ma dwie lewe ręce.
Nigdy nie miał talentów manualnych. W szkole jak większość ludzi zamieszkujących Ziemię
nienawidził robót ręcznych i sportów zręcznościowych. A tu tymczasem - kto by pomyślał! -
wystarczyło, że wszedł między półki, jeden ruch i nagle - cóż za metamorfoza! - z nieudolnego
chłopca bystry, lotny, zręczny Hermes ze skrzydeł-
122
karni u stóp, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych! Przemiana gąsienicy w motyla! O, Owidiuszu!
Nie mógł się nadziwić, że wszystko znowu poszło tak łatwo. Więc jednak, wbrew temu, co myślał o
sobie, dostał od losu jakiś dar, którego w sobie nawet nie podejrzewał i który dotąd lekkomyślnie
zaniedbywał? Więc przez całe życie żył w niezgodzie ze swym powołaniem i dopiero teraz zbliżył
się do drzwi, za którymi nieskończenie mądre Parki przędły nić jego tajemnych przeznaczeń? I ujrzał
tę nić? I pojął dokąd ona prowadzi? I poszedł za nią jak Tezeusz za nicią Ariadny? A więc to właśnie
o tym mówiła Cyganka, gdy pewnego dnia zapukała do drzwi willi Tannenheim?
Ale przecież, do diabła, był po prostu zwyczajnym sklepowym złodziejem, niczym więcej!
Złodziejem? Wzruszył ramionami. Przypomniał sobie scenę, którą ujrzał w supermarkecie Astra
przed miesiącem.
Było to w którąś sobotę. Koło dziewiątej dwaj ogoleni do skóry ochroniarze złapali miłą rodzinę na [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl