[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chyba trochę zdenerwowana.
113
- Musisz ją przyjąć - szturchnęła go Paula. -To taka przyjemna kobieta.
Tweed, który potrafił czytać bardzo szybko, uporał się już z sześcioma plikami
dokumentów z pierwszego stosu. Spojrzał na Paulę bez śladu gniewu.
- Czasami zastanawiam się, kto rządzi w tym wydziale. Dobrze, zobaczę się z nią,
ale potem nie chcę już nikogo widzieć...
Paula otworzyła drzwi, zapraszając gościa. Elena Brucan znów miała na sobie
jasnozielony płaszcz i zieloną futrzaną czapę. Podała Pauli rękę, uścisnęła ją
ciepło i weszła. Tweed wstał zza biurka i z uśmiechem poprowadził ją do fotela.
Rumunka ponownie spojrzała na Paulę.
- To właśnie z pani powodu tu przyszłam.
Monica wstała, by przygotować dla niej kawę. A to, mruknął Tweed do siebie,
przedłuży tylko nasze spotkanie. Ale usiadł, uśmiechając się do gościa.
- A więc co możemy dla pani zrobić?
- Ponownie byłam przed budynkiem ACTIL-u dziś rano, gdy państwo wychodzili.
Złapałam taksówkę, by za wami pojechać, lecz zatrzymaliście się na lunchu, więc
poczekałam, a potem złapałam następną taksówkę. Mam nadzieję, że nie gniewacie
się na mnie za to.
- Oczywiście, że nie. Jestem pewny, że miała pani ku temu powody. Budynek ACTIL-
u zdaje się panią fascynować.
- Tam są wszyscy, którzy mają cokolwiek wspólnego z zamordowaniem Holgate'a i
prawdopodobnie z tym drugim zabójstwem w Maine. To pewnie dlatego tam
pofrunęliście.
Tweed był całkowicie skonsternowany. Spojrzał na Paulę, która właśnie siadała za
biurkiem. Uśmiechnęła się szeroko. Miał ochotę ją zdzielić. Zwrócił wzrok na
połyskujące oczy Eleny. Znów wydały mu się hipnotyczne. Poczekał, aż Monica poda
kawę, co pozwoliło mu zebrać myśli.
- Zdumiewające jest to, że nikt z nas, łącznie ze mną, nie zauważył pani ani
tego ranka przed ACTIL-em, ani wcześniej na Heathrow. A przecież trudno by było
panią przeoczyć.
- Dziękuję za komplement.
Paula wyczuła, że Elena się zaczerwieniła i aby zyskać na czasie, popiła nieco
kawy.
- Opowiem wam nieco o moich dawniejszych przygodach. Rumuński dyktator
Ceaułsescu nie cierpiał mnie i nasłał na mnie tajną policję, bardzo brutalnych
ludzi, którzy mieli mnie areszto-
114
wać. Wtedy nauczyłam się stawać niewidzialną. Tak się zdarza w sprawach życia i
śmierci. Na Heathrow, stojąc w tłumie, usłyszałam, jak pytał pan w recepcji o
lot do Bostonu. Ponadto jestem zapaloną czytelniczką gazet, również
amerykańskich. Opisywały szczegółowo morderstwo w Maine, tak podobne do
zabójstwa biednego Holgate'a. To było naprawdę proste.
Proste? - pomyślał Tweed. Gdybym spotkał tę kobietę przed laty w Yardzie,
zatrudniłbym ją, jest niesamowita. Paula przeglądała dokumenty, nadal
uśmiechając się do siebie.
- Zaraz po wejściu powiedziała pani coś o Pauli - przypomniał Tweed gościowi.
- Panno Grey, grozi pani niebezpieczeństwo. Wielkie niebezpieczeństwo.
Proponuję, by ochraniano panią, gdziekolwiek się pani ruszy.
Tweed ponownie spojrzał na Paulę. Przestała się uśmiechać. Pomysł ten wyraznie
jej się nie podobał.
- Czy może pani wyrazić się dokładniej? - poprosił Tweed. -Kto jej grozi?
- Przykro mi. Nie mam pojęcia, skąd pochodzi zagrożenie. Ale istnieje.
- Będę o tym pamiętać i bardzo dziękuję - zamilkł na chwilę. -Przestudiowaliśmy
zdjęcia, które była pani uprzejma nam zostawić. Dlaczego tylko Sama Snydera
sfotografowała pani aż pięć razy?
- Mój aparat - uśmiechnęła się do niego promiennie i szeroko. - Byłam
przekonana, że nie działa, jak należy, więc fotografowałam wielokrotnie tego
samego człowieka.
To pierwsze łgarstwo, pomyślał Tweed. Coś ukrywała. Chociaż być może nie była
jeszcze pewna swych przypuszczeń. Wzięła do ręki swą haftowaną torbę i wstała.
- Widzę, ile pracy czeka na pana na biurku. Mam nadzieję, że nie zmarnowałam
zbyt wiele pańskiego czasu.
- Jak już powiedziałem, nie zmarnowała pani ani chwili.
- Czy jeszcze kiedyś spotka się pan ze mną? Ma pan mój adres i numer telefonu.
- Na pewno - zakończył ciepło Tweed. Rzeczywiście tak sądził.
Elena podziękowała Monice za kawę, zapewniając, że była najlepsza, jaką
kiedykolwiek piła. Paula odprowadziła ją aż do drzwi frontowych.
- Znowu to samo - skomentowała Monica. - Wyszła, a jej obecność jest nadal
wyczuwalna.
115
- To bardzo dziwne. Jest naprawdę niezwykłą kobietą.
Paula wróciła z Newmanem i Marlerem. Marler zajął swe miejsce pod ścianą i
zapalił długiego papierosa, a Newman zasiadł w fotelu.
- Jak poszło? - spytał Tweed. - Obaj wyglądacie na wyczerpanych.
- Przepytaliśmy sporo kapusiów - odrzekł Marler. - Ja pilnowałem z daleka, gdy
on gadał z jednym ze swoich, i zamienialiśmy się rolami w wypadku moich
informatorów.
- Z jakim rezultatem? - spytał Tweed niecierpliwie.
- Nic. Zero. %7ładnych wieści - odparł Marler ponuro. - Odbijaliśmy się od muru
milczenia. Szło jak po grudzie. Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Jeden rzucił
uwagę, że Wydział Specjalny nader aktywnie rozsiewał w podziemiu informację, że
każdy, kto coś wygada, odpowie za narkotyki i zostanie oskarżony o posiadanie
heroiny.
- I ci cholerni durnie starają się trzymać od tego z dala - skomentował Tweed. -
Musi to być jakiś wielki sekret, skoro rząd jest aż tak zaniepokojony, że działa
w ten sposób. Przekopywanie się przez te śmieci Howarda zajmie mi jeszcze jakieś
dwa dni. Potem zdecyduję, co począć, by dotrzeć do sedna sprawy. Mam nadzieję,
że gdy zasiądę do tej strasznej roboty, żaden gość mnie już od niej nie oderwie.
Tweed i Paula także wzięli się do roboty i w ciągu dwóch dni uporali się ze
wszystkim. Choć trafił im się jeszcze jeden gość.
Na wieczorne spotkanie następnego dnia oprócz Newmana, Pauli i Marlera Tweed
zaprosił jeszcze dwóch kluczowych członków swojego zespołu. Wszedł Harry Butler,
a za nim Pete Nield. Choć kontrast między nimi był uderzający, często
współpracowali, wierząc sobie całkowicie w sytuacjach jeżących włosy na głowie.
Mierzący sto pięćdziesiąt centymetrów Harry Butler był krzepkiej budowy i
agresywnej natury, nieco po trzydziestce, z okrągłą głową, która przypominała
kulę armatnią i stawała się śmiertelną bronią, jeżeli trafił nią oponenta. Miał
na sobie liche dżinsy i wiatrówkę, której dobre dni dawno minęły. Na East Endzie
często uważano go za swego. Pete Nield, choć w podobnym wieku, był jego
przeciwieństwem. Przystojny, z wąsikiem, w szykownym niebieskim garniturze i
takiej koszuli z bladoniebieskim krawatem. Choć wyglądał zawsze elegancko i
cieszył się powodzeniem u kobiet, szykownością nie dorównywał Marlerowi. Wysoki
na sto sie-
116
demdziesiąt centymetrów, szczupłej budowy, mógł wyglądać na łatwy kąsek, co
kilkakrotnie zachęciło zbirów do ataku. Za każdym razem jednak bandzior kończył
boleśnie rozciągnięty na ziemi.
- Najpierw o strategii - zaczął Tweed. - Błądzimy we mgle... -Nie skończył, bo w
tym momencie zadzwonił telefon. Zaklął pod nosem.
Monica zadała strażnikowi z dołu kilka pytań, po czym spojrzała na Tweeda.
- Amerykanin Ed Danvers czeka na dole na spotkanie z tobą. Nie chce powiedzieć,
w jakiej sprawie. Twierdzi, że to ściśle tajne.
- Poślij go do diabła.
- Powiedział także, że jest z FBI. Pokazał George'owi odznakę. Tweed usiadł.
Rozważał w milczeniu kolejny zwrot akcji, a Pau-
la niemal słyszała trybiki w jego głowie pracujące na najwyższych obrotach.
Spojrzał po wszystkich zgromadzonych w pokoju. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
chyba trochę zdenerwowana.
113
- Musisz ją przyjąć - szturchnęła go Paula. -To taka przyjemna kobieta.
Tweed, który potrafił czytać bardzo szybko, uporał się już z sześcioma plikami
dokumentów z pierwszego stosu. Spojrzał na Paulę bez śladu gniewu.
- Czasami zastanawiam się, kto rządzi w tym wydziale. Dobrze, zobaczę się z nią,
ale potem nie chcę już nikogo widzieć...
Paula otworzyła drzwi, zapraszając gościa. Elena Brucan znów miała na sobie
jasnozielony płaszcz i zieloną futrzaną czapę. Podała Pauli rękę, uścisnęła ją
ciepło i weszła. Tweed wstał zza biurka i z uśmiechem poprowadził ją do fotela.
Rumunka ponownie spojrzała na Paulę.
- To właśnie z pani powodu tu przyszłam.
Monica wstała, by przygotować dla niej kawę. A to, mruknął Tweed do siebie,
przedłuży tylko nasze spotkanie. Ale usiadł, uśmiechając się do gościa.
- A więc co możemy dla pani zrobić?
- Ponownie byłam przed budynkiem ACTIL-u dziś rano, gdy państwo wychodzili.
Złapałam taksówkę, by za wami pojechać, lecz zatrzymaliście się na lunchu, więc
poczekałam, a potem złapałam następną taksówkę. Mam nadzieję, że nie gniewacie
się na mnie za to.
- Oczywiście, że nie. Jestem pewny, że miała pani ku temu powody. Budynek ACTIL-
u zdaje się panią fascynować.
- Tam są wszyscy, którzy mają cokolwiek wspólnego z zamordowaniem Holgate'a i
prawdopodobnie z tym drugim zabójstwem w Maine. To pewnie dlatego tam
pofrunęliście.
Tweed był całkowicie skonsternowany. Spojrzał na Paulę, która właśnie siadała za
biurkiem. Uśmiechnęła się szeroko. Miał ochotę ją zdzielić. Zwrócił wzrok na
połyskujące oczy Eleny. Znów wydały mu się hipnotyczne. Poczekał, aż Monica poda
kawę, co pozwoliło mu zebrać myśli.
- Zdumiewające jest to, że nikt z nas, łącznie ze mną, nie zauważył pani ani
tego ranka przed ACTIL-em, ani wcześniej na Heathrow. A przecież trudno by było
panią przeoczyć.
- Dziękuję za komplement.
Paula wyczuła, że Elena się zaczerwieniła i aby zyskać na czasie, popiła nieco
kawy.
- Opowiem wam nieco o moich dawniejszych przygodach. Rumuński dyktator
Ceaułsescu nie cierpiał mnie i nasłał na mnie tajną policję, bardzo brutalnych
ludzi, którzy mieli mnie areszto-
114
wać. Wtedy nauczyłam się stawać niewidzialną. Tak się zdarza w sprawach życia i
śmierci. Na Heathrow, stojąc w tłumie, usłyszałam, jak pytał pan w recepcji o
lot do Bostonu. Ponadto jestem zapaloną czytelniczką gazet, również
amerykańskich. Opisywały szczegółowo morderstwo w Maine, tak podobne do
zabójstwa biednego Holgate'a. To było naprawdę proste.
Proste? - pomyślał Tweed. Gdybym spotkał tę kobietę przed laty w Yardzie,
zatrudniłbym ją, jest niesamowita. Paula przeglądała dokumenty, nadal
uśmiechając się do siebie.
- Zaraz po wejściu powiedziała pani coś o Pauli - przypomniał Tweed gościowi.
- Panno Grey, grozi pani niebezpieczeństwo. Wielkie niebezpieczeństwo.
Proponuję, by ochraniano panią, gdziekolwiek się pani ruszy.
Tweed ponownie spojrzał na Paulę. Przestała się uśmiechać. Pomysł ten wyraznie
jej się nie podobał.
- Czy może pani wyrazić się dokładniej? - poprosił Tweed. -Kto jej grozi?
- Przykro mi. Nie mam pojęcia, skąd pochodzi zagrożenie. Ale istnieje.
- Będę o tym pamiętać i bardzo dziękuję - zamilkł na chwilę. -Przestudiowaliśmy
zdjęcia, które była pani uprzejma nam zostawić. Dlaczego tylko Sama Snydera
sfotografowała pani aż pięć razy?
- Mój aparat - uśmiechnęła się do niego promiennie i szeroko. - Byłam
przekonana, że nie działa, jak należy, więc fotografowałam wielokrotnie tego
samego człowieka.
To pierwsze łgarstwo, pomyślał Tweed. Coś ukrywała. Chociaż być może nie była
jeszcze pewna swych przypuszczeń. Wzięła do ręki swą haftowaną torbę i wstała.
- Widzę, ile pracy czeka na pana na biurku. Mam nadzieję, że nie zmarnowałam
zbyt wiele pańskiego czasu.
- Jak już powiedziałem, nie zmarnowała pani ani chwili.
- Czy jeszcze kiedyś spotka się pan ze mną? Ma pan mój adres i numer telefonu.
- Na pewno - zakończył ciepło Tweed. Rzeczywiście tak sądził.
Elena podziękowała Monice za kawę, zapewniając, że była najlepsza, jaką
kiedykolwiek piła. Paula odprowadziła ją aż do drzwi frontowych.
- Znowu to samo - skomentowała Monica. - Wyszła, a jej obecność jest nadal
wyczuwalna.
115
- To bardzo dziwne. Jest naprawdę niezwykłą kobietą.
Paula wróciła z Newmanem i Marlerem. Marler zajął swe miejsce pod ścianą i
zapalił długiego papierosa, a Newman zasiadł w fotelu.
- Jak poszło? - spytał Tweed. - Obaj wyglądacie na wyczerpanych.
- Przepytaliśmy sporo kapusiów - odrzekł Marler. - Ja pilnowałem z daleka, gdy
on gadał z jednym ze swoich, i zamienialiśmy się rolami w wypadku moich
informatorów.
- Z jakim rezultatem? - spytał Tweed niecierpliwie.
- Nic. Zero. %7ładnych wieści - odparł Marler ponuro. - Odbijaliśmy się od muru
milczenia. Szło jak po grudzie. Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Jeden rzucił
uwagę, że Wydział Specjalny nader aktywnie rozsiewał w podziemiu informację, że
każdy, kto coś wygada, odpowie za narkotyki i zostanie oskarżony o posiadanie
heroiny.
- I ci cholerni durnie starają się trzymać od tego z dala - skomentował Tweed. -
Musi to być jakiś wielki sekret, skoro rząd jest aż tak zaniepokojony, że działa
w ten sposób. Przekopywanie się przez te śmieci Howarda zajmie mi jeszcze jakieś
dwa dni. Potem zdecyduję, co począć, by dotrzeć do sedna sprawy. Mam nadzieję,
że gdy zasiądę do tej strasznej roboty, żaden gość mnie już od niej nie oderwie.
Tweed i Paula także wzięli się do roboty i w ciągu dwóch dni uporali się ze
wszystkim. Choć trafił im się jeszcze jeden gość.
Na wieczorne spotkanie następnego dnia oprócz Newmana, Pauli i Marlera Tweed
zaprosił jeszcze dwóch kluczowych członków swojego zespołu. Wszedł Harry Butler,
a za nim Pete Nield. Choć kontrast między nimi był uderzający, często
współpracowali, wierząc sobie całkowicie w sytuacjach jeżących włosy na głowie.
Mierzący sto pięćdziesiąt centymetrów Harry Butler był krzepkiej budowy i
agresywnej natury, nieco po trzydziestce, z okrągłą głową, która przypominała
kulę armatnią i stawała się śmiertelną bronią, jeżeli trafił nią oponenta. Miał
na sobie liche dżinsy i wiatrówkę, której dobre dni dawno minęły. Na East Endzie
często uważano go za swego. Pete Nield, choć w podobnym wieku, był jego
przeciwieństwem. Przystojny, z wąsikiem, w szykownym niebieskim garniturze i
takiej koszuli z bladoniebieskim krawatem. Choć wyglądał zawsze elegancko i
cieszył się powodzeniem u kobiet, szykownością nie dorównywał Marlerowi. Wysoki
na sto sie-
116
demdziesiąt centymetrów, szczupłej budowy, mógł wyglądać na łatwy kąsek, co
kilkakrotnie zachęciło zbirów do ataku. Za każdym razem jednak bandzior kończył
boleśnie rozciągnięty na ziemi.
- Najpierw o strategii - zaczął Tweed. - Błądzimy we mgle... -Nie skończył, bo w
tym momencie zadzwonił telefon. Zaklął pod nosem.
Monica zadała strażnikowi z dołu kilka pytań, po czym spojrzała na Tweeda.
- Amerykanin Ed Danvers czeka na dole na spotkanie z tobą. Nie chce powiedzieć,
w jakiej sprawie. Twierdzi, że to ściśle tajne.
- Poślij go do diabła.
- Powiedział także, że jest z FBI. Pokazał George'owi odznakę. Tweed usiadł.
Rozważał w milczeniu kolejny zwrot akcji, a Pau-
la niemal słyszała trybiki w jego głowie pracujące na najwyższych obrotach.
Spojrzał po wszystkich zgromadzonych w pokoju. [ Pobierz całość w formacie PDF ]