[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cej piany. -1 to takim tonem, jakby proponował mi herbatę.
Jej oburzenie jednak minęło, gdy znalazła się w łóżku.
- I co ja mam począć, moje maleństwo? - spytała, kła
dąc rękę na brzuchu. - Jeśli zaraziliśmy cię talasemią, to czy
wolisz mieć dwoje rodziców do opieki, nawet jeśli jedno
z nich będzie robić to tylko z obowiązku? Czy lepiej nam
będzie we dwójkę, bo utworzymy taką małą, kochającą się
rodzinÄ™?
Echo tych słów przypomniało jej o dawnych marzeniach.
Och, tak, ona i jej brat mieli początkowo wspaniałą ro
dzinę, ale jak szybko to się rozleciało! A potem bardzo szyb
ko utraciła brata i przetrwała jedynie dzięki opiece Anny
i Luiza. Problem polegał na tym, że musiała dzielić swą mi
łość do nich z wieloma innymi i mimo że poświęcali jej tyle
uwagi, ile mogli, nie potrafiła ich uznać za swoją prawdziwą
rodzinÄ™.
Tym bardziej że po ich śmierci straciła kontakt z resztą
rodziny" - lecz nie czuła się z tego powodu winna. Wycho
wywano ich wszystkich w przeświadczeniu, że mają być silni
i niezależni, nic więc dziwnego, że wszyscy poszli swoją
drogÄ….
A teraz ona spodziewa się dziecka, dzięki któremu można
mówić o zaczątku rodziny, jej radość jednak mąci świado
mość, że do szczęścia brakuje... kochającego męża. Leo co
prawda proponuje jej małżeństwo i jest to pewien krok w kie-
NIE PRZESTAN CI KOCHA 81
runku utworzenia pełnej rodziny, ale czy bez miłości może się
między nimi narodzić trwała więz?
- Peg? Co tu robi doktor da Cruz?
- Zabawia Johnsonówny. - Maria uznała, że Peg powie
działa to zbyt niewinnym tonem. - Jest okropna pogoda, ro
dzice siedzą w pracy, więc trzeba trochę się nimi zająć.
Z takim argumentem Maria nie mogła się spierać, ale dla
czego to właśnie Leo musi składać tym panienkom wizytę?
Miała nadzieję, że zadzwoni do niej i umówi się na rozmowę,
lecz milczał od ponad tygodnia i dlatego zaczęła się zastana
wiać, czy jednak nie zmienił zdania.
Nagle zapiszczał pager i musiała opuścić wysokiego, cie
mnowłosego mężczyznę, który siedział wygodnie na brzegu
łóżka i rozprawiał w najlepsze z dwiema zachwyconymi pan
nicami.
Miała znowu dyżur telefoniczny, lecz na szczęście windy
na oddziale działały bez zarzutu i nie biegała na oddział ura
zowy, przypłacając to wyczerpaniem. Mdłości na szczęście
również minęły, ustąpiła także szarość na twarzy. Wreszcie
mogła bez obrzydzenia spojrzeć w lustro i zobaczyć siebie
taką, jak była przed zajściem w ciążę.
Jedyny problem polegał na tym, że podczas gdy stopniowo
odzyskiwała wagę, jaką straciła w ciągu pierwszych miesięcy
ciąży, pod koniec dnia czuła się coraz bardziej wyczerpana,
zwłaszcza gdy miała dodatkowy dyżur na oddziale urazowym
i naprawdę trudno było jej znalezć dwie minuty spokoju.
Dzisiejsze popołudnie było wyjątkowo frustrujące, bo Leo
był zawsze za daleko, by z nim porozmawiać. Dopiero gdy
82 NIE PRZESTAN CI KOCHA
wezwano ją na dół trzy razy z rzędu i w tym czasie ani razu
nie zdołała wrócić na górę, przyznała w duchu, że Leo ma
racjÄ™.
- Naprawdę tak nie mogę - mruknęła z beznadzieją
w głosie. Poły fartucha fruwały w powietrzu, gdy szybkim
krokiem przemierzała korytarz w kierunku oddziału pediatry
cznego. Czuła bolesne ssanie w żołądku, bo nie jadła napra
wdę od dawna, i zapewne z głodu miała zawroty głowy.
- Masz. - Peg podała jej filiżankę herbaty i grzankę po
smarowaną masłem, gdy Maria dotarła wreszcie na oddział.
Maria odniosła wrażenie, że przyjaciółka wręcz na nią czeka
ła. - Siadaj i jedz, zanim znów wylądujesz na podłodze. Na
szczęście tym razem ten biedak nie ma daleko...
Urwała, ale zbyt pózno.
- A więc to ty! - Maria drgnęła, próbując przełknąć grzan
kę, która miała wręcz niebiański smak. - To ty mu o wszy
stkim mówiłaś.
- No cóż, ktoś to musiał robić. - Podniosła z godnością
głowę. - Powiedział, że zmierzasz ku katastrofie, i miał rację.
- A ja uważałam cię za przyjaciółkę, Peggy. - W głosie
Marii brzmiało zdumienie i uraza. - Po co mu mówiłaś, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
cej piany. -1 to takim tonem, jakby proponował mi herbatę.
Jej oburzenie jednak minęło, gdy znalazła się w łóżku.
- I co ja mam począć, moje maleństwo? - spytała, kła
dąc rękę na brzuchu. - Jeśli zaraziliśmy cię talasemią, to czy
wolisz mieć dwoje rodziców do opieki, nawet jeśli jedno
z nich będzie robić to tylko z obowiązku? Czy lepiej nam
będzie we dwójkę, bo utworzymy taką małą, kochającą się
rodzinÄ™?
Echo tych słów przypomniało jej o dawnych marzeniach.
Och, tak, ona i jej brat mieli początkowo wspaniałą ro
dzinę, ale jak szybko to się rozleciało! A potem bardzo szyb
ko utraciła brata i przetrwała jedynie dzięki opiece Anny
i Luiza. Problem polegał na tym, że musiała dzielić swą mi
łość do nich z wieloma innymi i mimo że poświęcali jej tyle
uwagi, ile mogli, nie potrafiła ich uznać za swoją prawdziwą
rodzinÄ™.
Tym bardziej że po ich śmierci straciła kontakt z resztą
rodziny" - lecz nie czuła się z tego powodu winna. Wycho
wywano ich wszystkich w przeświadczeniu, że mają być silni
i niezależni, nic więc dziwnego, że wszyscy poszli swoją
drogÄ….
A teraz ona spodziewa się dziecka, dzięki któremu można
mówić o zaczątku rodziny, jej radość jednak mąci świado
mość, że do szczęścia brakuje... kochającego męża. Leo co
prawda proponuje jej małżeństwo i jest to pewien krok w kie-
NIE PRZESTAN CI KOCHA 81
runku utworzenia pełnej rodziny, ale czy bez miłości może się
między nimi narodzić trwała więz?
- Peg? Co tu robi doktor da Cruz?
- Zabawia Johnsonówny. - Maria uznała, że Peg powie
działa to zbyt niewinnym tonem. - Jest okropna pogoda, ro
dzice siedzą w pracy, więc trzeba trochę się nimi zająć.
Z takim argumentem Maria nie mogła się spierać, ale dla
czego to właśnie Leo musi składać tym panienkom wizytę?
Miała nadzieję, że zadzwoni do niej i umówi się na rozmowę,
lecz milczał od ponad tygodnia i dlatego zaczęła się zastana
wiać, czy jednak nie zmienił zdania.
Nagle zapiszczał pager i musiała opuścić wysokiego, cie
mnowłosego mężczyznę, który siedział wygodnie na brzegu
łóżka i rozprawiał w najlepsze z dwiema zachwyconymi pan
nicami.
Miała znowu dyżur telefoniczny, lecz na szczęście windy
na oddziale działały bez zarzutu i nie biegała na oddział ura
zowy, przypłacając to wyczerpaniem. Mdłości na szczęście
również minęły, ustąpiła także szarość na twarzy. Wreszcie
mogła bez obrzydzenia spojrzeć w lustro i zobaczyć siebie
taką, jak była przed zajściem w ciążę.
Jedyny problem polegał na tym, że podczas gdy stopniowo
odzyskiwała wagę, jaką straciła w ciągu pierwszych miesięcy
ciąży, pod koniec dnia czuła się coraz bardziej wyczerpana,
zwłaszcza gdy miała dodatkowy dyżur na oddziale urazowym
i naprawdę trudno było jej znalezć dwie minuty spokoju.
Dzisiejsze popołudnie było wyjątkowo frustrujące, bo Leo
był zawsze za daleko, by z nim porozmawiać. Dopiero gdy
82 NIE PRZESTAN CI KOCHA
wezwano ją na dół trzy razy z rzędu i w tym czasie ani razu
nie zdołała wrócić na górę, przyznała w duchu, że Leo ma
racjÄ™.
- Naprawdę tak nie mogę - mruknęła z beznadzieją
w głosie. Poły fartucha fruwały w powietrzu, gdy szybkim
krokiem przemierzała korytarz w kierunku oddziału pediatry
cznego. Czuła bolesne ssanie w żołądku, bo nie jadła napra
wdę od dawna, i zapewne z głodu miała zawroty głowy.
- Masz. - Peg podała jej filiżankę herbaty i grzankę po
smarowaną masłem, gdy Maria dotarła wreszcie na oddział.
Maria odniosła wrażenie, że przyjaciółka wręcz na nią czeka
ła. - Siadaj i jedz, zanim znów wylądujesz na podłodze. Na
szczęście tym razem ten biedak nie ma daleko...
Urwała, ale zbyt pózno.
- A więc to ty! - Maria drgnęła, próbując przełknąć grzan
kę, która miała wręcz niebiański smak. - To ty mu o wszy
stkim mówiłaś.
- No cóż, ktoś to musiał robić. - Podniosła z godnością
głowę. - Powiedział, że zmierzasz ku katastrofie, i miał rację.
- A ja uważałam cię za przyjaciółkę, Peggy. - W głosie
Marii brzmiało zdumienie i uraza. - Po co mu mówiłaś, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]