[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Francuskiej, samochód nie był jej potrzebny. Wszystko, czego
potrzebowała, znajdowało się w odległości krótkiego spaceru.
Spojrzała w stronę pustego zaułka. Drzwi zatrzaskiwały się
automatycznie, więc przed wyjściem zawsze sprawdzała, czy na
ulicy panuje spokój. Właściwie poza kilkoma miejscami, przede
wszystkim takimi jak Rampart Street w pobliżu Armstrong Park,
cała dzielnica była bezpieczna. Przynajmniej dla tych, którzy
przestrzegali podstawowych zasad, na przykład trzymali się
dobrze oświetlonych, ruchliwych ulic.
Zaułek co prawda nie spełniał tych wymogów, jednak wystarczyło
przejść sześć metrów prosto, a potem skręcić w prawo, żeby
znalezć się w bezpiecznym miejscu. Najgorsze przeżycie, jakie tu
miała, to spotkanie z bezdomnym, który czasami spał w kartonie
obok śmietnika.
Nietowarzyscy i skupieni na walce o przetrwanie bezdomni
zwykle nikogo nie zaczepiali. Tylko ten jeden wyłamał się ze
schematu. Pewnej nocy wlókł się za nią aż do domu, sycząc i
robiąc sprośne uwagi. W końcu rzuciła w niego butelką po piwie,
a wtedy się wycofał.
W Dzielnicy Francuskiej można było spotkać najprzeróżniejsze
indywidua: mężczyzn przebranych za kobiety, kobiety przebrane
za mężczyzn, napalonych bezdomnych, przedstawicieli
subkultury gotyckiej, wyzywające wampy, pomyleńców i
wszelkiego rodzaju dziwaków, w większości nieszkodliwych.
Wreszcie przekroczyła próg. Drzwi zamknęły się z trzaskiem,
odcinając światło.
- Cześć, Yvette. Czekałem na ciebie.
Marcus. Odwróciła się, wypatrując go w ciemności. Wysunął się z
cienia, odcinając jej dojście do końca alejki.
- Miałaś udany wieczór?
Uniosła buńczucznie brodę, ukrywając strach. ~ Co cię to
obchodzi?
Kiedy podszedł bliżej, dostrzegła, że jego oczy zabłysły złowrogo.
- Nigdy więcej nie rob mi tego. - Pogłaskał ją po policzku. - Nie
spodobałaby ci się moja reakcja na twoją bezczelność.
Ze złością odepchnęła jego dłoń.
- Wracaj do swojej oziębłej, wytwornej żony. Niech ona ci
dogadza!
Pochylił się nad nią.
- Nie prowokuj mnie, Yvette - wycedził ściszonym głosem. - Jesteś
moją własnością.
Strach zaczął ustępować miejsca wściekłości i dumie. Nie była
niczyją własnością. To było jej życie. I jej warunki.
Zesztywniała.
- Chcę dostać moje pieniądze, Marcus. Chcę moje pięćset dolarów.
Lewą rękę wsunął w jej włosy, prawą chwycił ją za gardło.
- Tylko o to ci chodzi? O pieniądze? - Wczepił palce we włosy i
szarpnął jej głowę do tyłu. - Czy tak, kochanie?
Oczy zaszły jej łzami. Miała wrażenie, że zamierza wyrwać jej
włosy z korzeniami. Gdyby zaczęła się szarpać, zrobiłby to bez
wahania. Nie miała co do tego żadnych wątpliwości.
- Obiecałeś - szepnęła.
- Dostaniesz je, gdy ja tak zdecyduję. A do tego czasu będziesz
robić, co ci każę. Jasne?
Puścił ją, kiedy przytaknęła. Cofnęła się niepewnie, trzymając się
za obolałą głowę.
Skurwysyn! Nie ujdzie mu to na sucho. Już ona tego dopilnuje.
- Może powinnam pogadać z glinami? - krzyknęła.
- Z twoją żoną zresztą też. Z pewnością zainteresuje ją nasza cicha
umo... Nie zdążyła zareagować, gdy się na nią rzucił. Z całej siły
popchnął ją do tyłu, aż oparła się o wilgotny, ceglany mur. Rękami
chwycił ją za gardło.
- Spróbuj, dziwko, a wytnę ci serce.
Zacisnął dłonie. Złapała go za ręce, walcząc o oddech. Przed
oczami widziała wirujące punkciki. Przeraziła się, że chce ją zabić.
Drzwi klubu otworzyły się nagle i światło rozproszyło ciemności.
- Yvette? Jesteś tam? To Brandi! Dzięki Bogu!
Marcus zabrał ręce i odsunął się od niej.
- Do zobaczenia, kochanie - mruknął, po czym odwrócił się i
odszedł.
Opadła na kolana, krztusząc się i z trudem łapiąc powietrze.
Brandi znalazła się obok niej w ułamku sekundy.
Uklękła obok i objęła dziewczynę ramieniem.
- Mój Boże! Nic ci się nie stało?
Yvette nie była w stanie wydobyć głosu. Zęby jej
szczękały, ciałem wstrząsały dreszcze. Brandi rozcierała jej plecy.
- Czy to był ten sam facet? Ten, dla którego nie
chciałaś zatańczyć? Yvette kiwnęła głową. - Myślałam, że
zamierza... mnie zabić.
- Wzywam gliny - powiedziała stanowczo Brandi,
podnosząc się. Yvette chwyciła ją za rękę.
- Nie - zaskrzeczała. - To tylko... pogorszy sprawę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl