[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie zamierzam jej faworyzować ze względu na jej ojca - upierał się
kierownik. - Musi się sama wykazać, zamiast podpierać się autorytetem swojego
papcia. I zapowiadam ci: jeśli ta bomba wybuchnie, to nawet ojciec nie zdoła jej
uratować.
- To jej pierwszy tydzień, na litość boską - zirytował się Ben. - Poza tym nie
ona jedna miała wątpliwości w sprawie pani Tander. Napomknąłem o swoich, kiedy
oglądaliśmy wyniki tomografii.
- Oho! Już rozumiem. To ty stoisz za tymi niedorzecznymi oskarżeniami? -
spytał podniesionym głosem kierownik. - A może po prostu nadstawiasz za nią karku,
bo z nią sypiasz? W szpitalu aż huczy od plotek!
Ben wstał zza biurka.
- Moje relacje z doktor Willoughby nie mają tu nic do rzeczy. Niemniej wiedz,
że z nią nie sypiam. Mam ją szkolić, to ją szkolę, to wszystko.
- I lepiej niech tak zostanie - rzucił Graham na odchodnym. - Mam przeczucie,
że będziemy mieli z tą dziewczyną same problemy.
Też mi nowina, pomyślał cierpko Ben, z westchnieniem opadając na fotel.
- 61 -
S
R
- Georgie, doktor Blackwood prosi cię do siebie. Natychmiast - oznajmiła
Jennifer Patterson, kiedy wyszedł kolejny pacjent. - Mówi, że dzwonił do ciebie na
komórkę, ale nie odbierasz.
Georgie spojrzała na swój telefon.
- Cholera - mruknęła. - Bateria znowu się rozładowała.
- Nie jest w najlepszym humorze - ostrzegła ją Jennifer. - Co się między wami
dzieje?
- Nic - odparła Georgie, unikając jej spojrzenia.
- Wiesz, że wszyscy się zastanawiają, czy coś was czasem nie łączy?
Georgie popatrzyła na nią ze zgrozą.
- Ludzie, co wy? Zledzicie mnie czy co?
- Czyli to prawda. Jedna z naszych sprzątaczek dorabia w siłowni w Bondi.
Widziała, jak sobie szczebioczecie. Podobno nawet wyszliście razem.
- To nic nie znaczy - stwierdziła Georgie. - Po prostu chodzimy do tej samej
siłowni, pracujemy w tym szpitalu i mieszkamy w tej samej dzielnicy.
- Bardzo przeżywał rozstanie z ostatnią dziewczyną - powiedziała nagle
Jennifer. - Była u nas rehabilitantką, pracowała z jego pacjentami. O ile mi wiadomo, z
nikim się nie umawiał, odkąd się rozeszli.
- To przykre, że ktoś złamał mu serce, ale to nie moja sprawa - powtórzyła
Georgie.
Jennifer spojrzała na duży zegar ścienny.
- Lepiej dowiedz się, czego chce. Pracuję z nim od dawna, ale nigdy nie
widziałam, żeby tak niecierpliwie kogoś wyglądał. - Puściła do Georgie oko. - Może
się w tobie zakochał?
- Nie sądzę - odparła Georgie.
Jednak leciała do niego jak na skrzydłach.
Otworzył drzwi, zanim zdążyła zapukać.
- Masz mi cholernie dużo do wyjaśnienia, młoda damo - warknął, niemalże
wciągając ją do środka i zatrzaskując drzwi. - Przez całe rano szef ciosał mi kołki na
głowie! Musiałem wysłuchiwać, jak to Jonathon Tander chce złożyć pozew przeciwko
mnie, tobie i całemu szpitalowi. Coś ty najlepszego narobiła?
- 62 -
S
R
- Ależ ja nic...
- Proszę. Może to odświeży ci pamięć - uciął, podając jej list od prawnika.
Przeczytała go z duszą na ramieniu. Ze zdenerwowania zaschło jej w ustach.
- Wspomniałam o naszej rozmowie jednej z moich znajomych. Wiem, że
miałam nikomu o tym nie mówić, ale policjantka to chyba co innego? Obiecała zajrzeć
do raportu. Nie miałam pojęcia, że sprawa zajdzie aż tak daleko.
- Przecież cię prosiłem. Jeśli już, to najpierw trzeba to było skonsultować się ze
mną. Nie masz prawa plotkować z przyjaciółkami o moich pacjentach. To jest nie-
profesjonalne, nie wspominając o tym, że możesz bardzo zaszkodzić opinii tego
człowieka. Na litość boską, facet jest sędzią! Chyba każdy widzi, jak jest oddany
żonie. Niemal nie odstępuje od jej łóżka. Co masz do powiedzenia na swoją obronę?
Zamrugała powiekami, ale łzy wciąż napływały jej do oczu.
- Przepraszam... - wyszeptała. - Ja nie chciałam. Nie pomyślałam, że mogę
komuś zaszkodzić. Nie miałam pojęcia, że tak to się skończy.
- Szef kazał mi cię wyrzucić. Zaszlochała bezgłośnie.
- Tak mi przykro...
- Cóż, ale tego nie zrobię - powiedział w końcu. Zamrugała zdumiona.
- N...nie?
- Nie, bo miałem identyczne wątpliwości. W cichości ducha ja też uważam, że
nie można wykluczyć próby zabójstwa.
- Przecież przed chwilą mówiłeś, że Tander jest bardzo oddany żonie -
przypomniała, pociągając nosem.
- To prawda. Ale może tylko udaje?
- Nie wiem, co powiedzieć. - Bezradnie wyłamywała palce. - Czuję się jak
idiotka. Belinda to moja znajoma. Byłam przekonana, że zachowa dyskrecję. W
głowie mi nie postało, że zrobi się z tego wielka afera.
Ben z westchnieniem oparł dłoń na jej ramieniu.
- Już dobrze, Georgie. Przez kilka dni będzie się na oddziale gotowało, ale nie
wyrzucę cię z trzech powodów. Po pierwsze, twój ojciec chyba by mnie zamordował,
po drugie, zapowiadasz się na cholernie dobrą lekarkę.
- 63 -
S
R
- Miały być trzy powody? - spytała urywanym głosem, wpatrzona w jego
ciemnoniebieskie oczy.
Ben popatrzył na jej usta. Chciał się przekonać, czy są takie miękkie i słodkie,
na jakie wyglądają. Przecież jeden pocałunek to nic takiego...
Pochylił się ku niej, powoli, niemalże bezwiednie.
Najpierw poczuł jej oddech, potem gładkość jej warg i pierwsze, nieśmiałe
muśnięcie języka. I cały świat nagle przestał się liczyć. I tylko mocno, niecierpliwie
całował usta, które miały smak truskawek. Przyciągał ją do siebie, rozpalony jak nigdy
dotąd, jak gdyby pierwszy raz w życiu trzymał w ramionach kobietę.
Delikatnie dotknął jej policzka, druga dłoń sama odnalazła łagodną krągłość
piersi. Jej ciało reagowało natychmiast na każde dotknięcie, każdą pieszczotę, zdawało
się ożywać w jego rękach. Kiedy delikatnie przygryzła jego wargę, pomyślał, że zaraz
zwariuje. Czuł się jak napalony nastolatek, pragnął jej rozpaczliwie, do szaleństwa.
- No dobrze - powiedział w końcu, odrywając się od niej. - Może to odpowiedni
moment, żeby przestać.
Popatrzyła na niego zaskoczona i zawstydzona.
- Przepraszam. Nie wiem, co się ze mną dzieje... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
- Nie zamierzam jej faworyzować ze względu na jej ojca - upierał się
kierownik. - Musi się sama wykazać, zamiast podpierać się autorytetem swojego
papcia. I zapowiadam ci: jeśli ta bomba wybuchnie, to nawet ojciec nie zdoła jej
uratować.
- To jej pierwszy tydzień, na litość boską - zirytował się Ben. - Poza tym nie
ona jedna miała wątpliwości w sprawie pani Tander. Napomknąłem o swoich, kiedy
oglądaliśmy wyniki tomografii.
- Oho! Już rozumiem. To ty stoisz za tymi niedorzecznymi oskarżeniami? -
spytał podniesionym głosem kierownik. - A może po prostu nadstawiasz za nią karku,
bo z nią sypiasz? W szpitalu aż huczy od plotek!
Ben wstał zza biurka.
- Moje relacje z doktor Willoughby nie mają tu nic do rzeczy. Niemniej wiedz,
że z nią nie sypiam. Mam ją szkolić, to ją szkolę, to wszystko.
- I lepiej niech tak zostanie - rzucił Graham na odchodnym. - Mam przeczucie,
że będziemy mieli z tą dziewczyną same problemy.
Też mi nowina, pomyślał cierpko Ben, z westchnieniem opadając na fotel.
- 61 -
S
R
- Georgie, doktor Blackwood prosi cię do siebie. Natychmiast - oznajmiła
Jennifer Patterson, kiedy wyszedł kolejny pacjent. - Mówi, że dzwonił do ciebie na
komórkę, ale nie odbierasz.
Georgie spojrzała na swój telefon.
- Cholera - mruknęła. - Bateria znowu się rozładowała.
- Nie jest w najlepszym humorze - ostrzegła ją Jennifer. - Co się między wami
dzieje?
- Nic - odparła Georgie, unikając jej spojrzenia.
- Wiesz, że wszyscy się zastanawiają, czy coś was czasem nie łączy?
Georgie popatrzyła na nią ze zgrozą.
- Ludzie, co wy? Zledzicie mnie czy co?
- Czyli to prawda. Jedna z naszych sprzątaczek dorabia w siłowni w Bondi.
Widziała, jak sobie szczebioczecie. Podobno nawet wyszliście razem.
- To nic nie znaczy - stwierdziła Georgie. - Po prostu chodzimy do tej samej
siłowni, pracujemy w tym szpitalu i mieszkamy w tej samej dzielnicy.
- Bardzo przeżywał rozstanie z ostatnią dziewczyną - powiedziała nagle
Jennifer. - Była u nas rehabilitantką, pracowała z jego pacjentami. O ile mi wiadomo, z
nikim się nie umawiał, odkąd się rozeszli.
- To przykre, że ktoś złamał mu serce, ale to nie moja sprawa - powtórzyła
Georgie.
Jennifer spojrzała na duży zegar ścienny.
- Lepiej dowiedz się, czego chce. Pracuję z nim od dawna, ale nigdy nie
widziałam, żeby tak niecierpliwie kogoś wyglądał. - Puściła do Georgie oko. - Może
się w tobie zakochał?
- Nie sądzę - odparła Georgie.
Jednak leciała do niego jak na skrzydłach.
Otworzył drzwi, zanim zdążyła zapukać.
- Masz mi cholernie dużo do wyjaśnienia, młoda damo - warknął, niemalże
wciągając ją do środka i zatrzaskując drzwi. - Przez całe rano szef ciosał mi kołki na
głowie! Musiałem wysłuchiwać, jak to Jonathon Tander chce złożyć pozew przeciwko
mnie, tobie i całemu szpitalowi. Coś ty najlepszego narobiła?
- 62 -
S
R
- Ależ ja nic...
- Proszę. Może to odświeży ci pamięć - uciął, podając jej list od prawnika.
Przeczytała go z duszą na ramieniu. Ze zdenerwowania zaschło jej w ustach.
- Wspomniałam o naszej rozmowie jednej z moich znajomych. Wiem, że
miałam nikomu o tym nie mówić, ale policjantka to chyba co innego? Obiecała zajrzeć
do raportu. Nie miałam pojęcia, że sprawa zajdzie aż tak daleko.
- Przecież cię prosiłem. Jeśli już, to najpierw trzeba to było skonsultować się ze
mną. Nie masz prawa plotkować z przyjaciółkami o moich pacjentach. To jest nie-
profesjonalne, nie wspominając o tym, że możesz bardzo zaszkodzić opinii tego
człowieka. Na litość boską, facet jest sędzią! Chyba każdy widzi, jak jest oddany
żonie. Niemal nie odstępuje od jej łóżka. Co masz do powiedzenia na swoją obronę?
Zamrugała powiekami, ale łzy wciąż napływały jej do oczu.
- Przepraszam... - wyszeptała. - Ja nie chciałam. Nie pomyślałam, że mogę
komuś zaszkodzić. Nie miałam pojęcia, że tak to się skończy.
- Szef kazał mi cię wyrzucić. Zaszlochała bezgłośnie.
- Tak mi przykro...
- Cóż, ale tego nie zrobię - powiedział w końcu. Zamrugała zdumiona.
- N...nie?
- Nie, bo miałem identyczne wątpliwości. W cichości ducha ja też uważam, że
nie można wykluczyć próby zabójstwa.
- Przecież przed chwilą mówiłeś, że Tander jest bardzo oddany żonie -
przypomniała, pociągając nosem.
- To prawda. Ale może tylko udaje?
- Nie wiem, co powiedzieć. - Bezradnie wyłamywała palce. - Czuję się jak
idiotka. Belinda to moja znajoma. Byłam przekonana, że zachowa dyskrecję. W
głowie mi nie postało, że zrobi się z tego wielka afera.
Ben z westchnieniem oparł dłoń na jej ramieniu.
- Już dobrze, Georgie. Przez kilka dni będzie się na oddziale gotowało, ale nie
wyrzucę cię z trzech powodów. Po pierwsze, twój ojciec chyba by mnie zamordował,
po drugie, zapowiadasz się na cholernie dobrą lekarkę.
- 63 -
S
R
- Miały być trzy powody? - spytała urywanym głosem, wpatrzona w jego
ciemnoniebieskie oczy.
Ben popatrzył na jej usta. Chciał się przekonać, czy są takie miękkie i słodkie,
na jakie wyglądają. Przecież jeden pocałunek to nic takiego...
Pochylił się ku niej, powoli, niemalże bezwiednie.
Najpierw poczuł jej oddech, potem gładkość jej warg i pierwsze, nieśmiałe
muśnięcie języka. I cały świat nagle przestał się liczyć. I tylko mocno, niecierpliwie
całował usta, które miały smak truskawek. Przyciągał ją do siebie, rozpalony jak nigdy
dotąd, jak gdyby pierwszy raz w życiu trzymał w ramionach kobietę.
Delikatnie dotknął jej policzka, druga dłoń sama odnalazła łagodną krągłość
piersi. Jej ciało reagowało natychmiast na każde dotknięcie, każdą pieszczotę, zdawało
się ożywać w jego rękach. Kiedy delikatnie przygryzła jego wargę, pomyślał, że zaraz
zwariuje. Czuł się jak napalony nastolatek, pragnął jej rozpaczliwie, do szaleństwa.
- No dobrze - powiedział w końcu, odrywając się od niej. - Może to odpowiedni
moment, żeby przestać.
Popatrzyła na niego zaskoczona i zawstydzona.
- Przepraszam. Nie wiem, co się ze mną dzieje... [ Pobierz całość w formacie PDF ]