[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i dat. Consuela Ortega. Manny Rodriquez. Arturo Perez.
Jeff Kirby.
Dopiero to ostatnie nazwisko zwróciło jej uwagę. Jeff
Kirby, syn byłego agenta SPEAR, został znaleziony na
terenie Braterstwa i podstępem uwolniony. Na szczęście
żył jeszcze, mimo że więzili go w nieludzkich warunkach
pod ziemią. Podejrzenie o związek Simona z tym in-
cydentem przyspieszyło decyzję o wysłaniu jej do Bra-
terstwa. Co Caleb wie o tym porwaniu?
Patrząc na datę przy nazwisku Jeffa, pomyślała, że musi
określać dzień, w którym go uwolniono. Stwierdziła, że
przy pozostałych nazwiskach też są daty, przy każdym po
jednej, tylko przy Consueli aż sześć dat. Domyśliła się, że
plik dokumentuje kontakty z cywilami lub osobami, które
nie są członkami Braterstwa. Jedna z dat odpowiadała dniu
przybycia Rachel. W tym dniu Caleb dostał wiadomość
o wtargnięciu na ich teren Latynosów i uzbrojony opuścił
dom.
Czytając te pliki, Rachel oddychała z wysiłkiem. Nie
miała wątpliwości, że Consuela to kobieta, z którą
wczoraj rozmawiał Caleb podczas ich popołudniowej
wycieczki. W dokumencie nie było nic na temat ich
rozmowy, ale na własne oczy widziała, że była przyjaciel-
ska. Nazwiska trzech Latynosów mogą się przydać.
Może uda się ich odnalezć i dowiedzieć się od nich
czegoś na korzyść Caleba. Na początek dobre i to.
Niepokonana 217
Jeszcze raz sprawdziła daty zapisane przy nazwisku
Consueli, ale wczorajszej nie było. Domyśliła się, że
Caleb nie miał jeszcze czasu, by uzupełnić ten plik.
Na myśl o tym spojrzała na zegarek i zaklęła w duchu.
Zostało jej jeszcze do otwarcia sześć plików, ale teraz nie
miała już na to czasu. Musi się spieszyć, by wszystko
uporządkować i być gotowa na kolację z Calebem.
Schowała komputer z powrotem do teczki, potem do
skrzyni. Postanowiła wrócić tu nazajutrz i przejrzeć
resztę plików. Na pewno znajdzie coś, co pomoże
w dotarciu do prawdy o jej mężu.
Opuszczanie ukrytego pomieszczenia było zawsze
najbardziej ryzykowne, szczególnie moment zamykania
obu par drzwi. Odetchnęła dopiero, kiedy wróciła do
swojej łazienki. Była pewna, że godziny spędzone w du-
sznym, zakurzonym pomieszczeniu pozostawiły na niej
widzialne ślady.
Najpierw ukryła latarkę i narzędzia, potem rozebrała
się i wzięła prysznic. Miała nadzieję, że woda spłucze
z niej nie tylko kurz, ale i napięcie, które od dwóch dni jej
nie opuszczało.
Czuła jednak pewną satysfakcję. Była już bardzo
blisko rozwiązania zagadki. Wiedziała o powiązaniach
Simona i mogła przekazać te informacje Jonaszowi. Jeśli
zdrajca zamierza dostarczyć broń zamówioną przez Cale-
ba, będzie to idealna okazja do ujęcia go przez SPEAR.
A czekając na to, może pozna tajemnicę Caleba
Carpentera. Przeczuwała, że jest to bardzo niebezpiecz-
na tajemnica.
Kiedy Caleb wszedł do jej pokoju, siedziała na
łóżku ubrana tylko w szlafrok. Całą uwagę skupiła
218 Kylie Brant
na malowaniu paznokci u nóg. Caleb przystanął w progu
i napawał się tym widokiem. Zapomniał nawet o żalu,
jaki czuł, kiedy po powrocie do swego pokoju nie
zastał jej.
Jakie to dziwne, że po jednej nocy spędzonej z tą
kobietą stał się aż tak zaborczy. Szczególnie biorąc pod
uwagę okoliczności towarzyszące ich ślubowi. Logika
jednak, jak już wiedział, ma niewiele wspólnego ze
zwykłym pożądaniem. Zamknął za sobą drzwi i oparł się
o framugę.
 Cześć.  Koncentracja na paznokciach była znako-
mitym pretekstem, by na niego nie spojrzeć. Zanurzyła
więc znów pędzelek w buteleczce i zajęła się kolejnym
paznokciem.
 Fajna zabawa. Może ci pomóc?
 Nie, raczej nie. To robota dla jednej osoby.
Caleb oderwał się od drzwi i ruszył w jej stronę.
 Chciałbym ci pomóc.
 Caleb!  Kiedy usiadł obok niej na łóżku, w ostatniej
chwili uratowała przewracającą się buteleczkę z lakierem.
Ujął jej prawą stopę, podniósł do ust i zaczął dmuchać
na świeży lakier.
Nie miała pojęcia, że stopa jest takim wrażliwym
miejscem.
 Ja... nie... nie, naprawdę, po co?
 Po nic, ale to bardzo miłe.
 A wiesz, co byłoby jeszcze milsze?  Chwyciła jego
stopę i błyskawicznie zsunęła z niej but i skarpetkę.
 Gdybyśmy dzielili... wszystko. Daj, pomaluję ci...
 Nie ma mowy.  Próbował wyrwać jej buteleczkę
i już po chwili tarzali się na łóżku jak dzieci.
 Uważaj, bo wylejesz  krzyknęła ze śmiechem.
Niepokonana 219
 I tak będzie na ciebie. Aha!  Wyrwał jej butelecz-
kę i usiadł z triumfalnym uśmiechem.  Dokończę za
ciebie. No, chodz. Przekonasz się, że ze mnie prawdziwy
artysta.
 Za każdy paznokieć, który mi pomalujesz, ja poma-
luję jeden twój.
 Rozważę tę propozycję  odparł. Kiedy miał już na
kolanach jej stopę, z zapałem zabrał się do roboty.  Nie
ruszaj się. Artysta nie odpowiada za dzieło, które po-
wstaje na ruszającej się nodze.
 Nie powinniśmy szykować się do kolacji?
 Chyba poprosimy, żeby przynieśli nam ją na górę.
To może się przedłużyć.  Caleb z uwagą nakładał
pędzelkiem już drugą warstwę lakieru.
Był już ranek, kiedy Rachel obudziła się i znów
w pierwszej chwili poczuła się strasznie zagubiona.
Zmarszczyła czoło, przetarła oczy. Powoli docierała do
niej rzeczywistość. Kiedy łóżko w jej pokoju przypomi-
nało pobojowisko, przenieśli się do Caleba... A teraz
czuła gorący ciężar na plecach. Spoczywało na nich jego
ramię. Ani myślała się wyswobadzać.
O ileż przyjemniej budzić się z nim, niż samotnie. Od
świtu minęła zaledwie godzina. Jakby to miło było
poleżeć tak jeszcze w ramionach tego mężczyzny, czuła
jednak, że czas ją goni. Jak najszybciej musi przejrzeć
resztę plików w drugim komputerze Caleba.
Zarośnięty policzek musnął jej ucho i usłyszała zmys-
łowy szept Caleba:
 Dzień dobry.
 Cześć.
 Czy myśmy wczoraj w ogóle coś jedli? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl