[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miastu zatrzymać dochody z wagi, czyli podatki, które normalnie spłynęłyby do skarbu
koronnego. Stopniowo miasto stanęło na nogi, jednak w 1527 roku spustoszył je straszliwy
pożar. W obrębie murów miejskich nie ocalał ani jeden budynek... Dziś jeszcze archeolodzy
natrafiają na warstwę gruzów i węgli z tego czasu. Ma przeszło półtora metra grubości... Po
pożarze miasto odbudowano jeszcze piękniejsze niż wcześniej. Niestety, epidemie dżumy
powtarzające się w XVII wieku co kilkanaście lat i nieustanne niemal wojny przyczyniły się
do znacznego upadku metropolii... W 1648 roku Kozacy pod wodzą Krzywonosa zdobyli i
spalili zamek... Ostatnim poważnym osiągnięciem patrycjatu była nobilitacja miasta w 1659
roku.
- Co to oznaczało? - zainteresował się Marek.
- Lwów, obok Wilna i Krakowa, uzyskał prawo wysyłania swojej delegacji na elekcje
królów, przy czym delegaci ci, mimo że nie byli szlachtą, mieli prawo głosu...
- O bogactwie miasta dobrze świadczy przypadek patrycjusza Marcina Anczewskiego,
który zamówił i opłacił aż 1000 mszy za spokój swojej duszy - dodała Kasia.
- Musiał mieć coś poważnego na sumieniu... - pokręciłem głową
- O ile wiem - westchnął Marek - szlachta patrzyła z góry na mieszczan i nie mieli oni
wielu praw...
- Mylisz się - zaprzeczyłem. - Stan mieszczański był w Polsce dość silny. Nie tak
mocny, jak na przykład w Niemczech, ale wystarczająco, by zasłużyć sobie na powszechny
szacunek. Kupcy czy rzemieślnicy dysponowali znacznymi majątkami, w obrębie miast
obowiązywały oddzielne prawa, wreszcie dla szlachty nie było ujmą brać panny z rodzin
mieszczańskich, zwłaszcza patrycjuszowskich...
- Dzieci z takiego związku nie miały chyba prawa do herbu? - Marek zmarszczył
czoło.
- Owszem, ale w wielu przypadkach królowie nadawali to prawo ich potomstwu.
Wreszcie synowie szlacheccy mogli przenosić się do miast i tu zażywać praw mieszczańskich
- powiedział poważnie pan Tomasz. - Bycie mieszczaninem dawało większe możliwości niż
bycie szlachcicem, mieszczanie mogli na przykład swobodnie kupować całe wsie i majątki
ziemskie, a szlachcic mógł mieć dom w mieście tylko za zgodą rady...
- Znane rody lwowskich patrycjuszy posiadały nawet własne herby, a dokładniej
mówiąc, gmerki - dodała Stasia. - Wprawdzie nie królowie je nadawali - uśmiechnęła się
lekko - ale pieczętowano nimi listy, oznaczano towary i nawet kuto w kamieniu... na starym
ratuszu znajdowały się liczne znaki mieszczańskie, na tarczach z kamienia, takich samych,
jakich szlachta używała pod swoje herby.
- Ale szlachta miała przywileje, obowiązywał ją, na przykład, inny kodeks karny -
zauważył fizyk. - Chłop za zabójstwo trafiał na szubienicę, a szlachcic na rok odsiadki...
- To nie do końca tak - pokręcił głową Pan Samochodzik. - Widzisz, na terenie miast
obowiązywało prawo miejskie. Każdy, kto przekraczał bramę, był w razie wykroczenia
sądzony wedle praw obowiązujących w mieście. Lwowskie ciemnice wielokrotnie zapełniały
się szlachcicami-warchołami...
- Natomiast w samych miastach była jeszcze kategoria ludzi stojących niejako poza
prawem - dodała Kasia. - %7łydzi posiadali swoje dzielnice, zwane gettami, choć obecnie ta
nazwa bardzo zle nam się kojarzy...
- I na terenie getta każdy mieszkaniec podlegał sądowi rabinackiemu - dopowiedziała
Stasia. - Jeśli %7łyd przyjął chrzest, przechodził pod prawo miejskie. Nie groziło mu już, na
przykład, ukamienowanie za spożywanie wieprzowiny...
- A gdyby jakiś mieszczanin zechciał osiedlić się wśród %7łydów i przyjąć ich prawa? -
zaciekawił się Marek.
- Nie mam pojęcia - odparł szef. - Faktycznie, ciekawy problem.
- We Lwowie było kilka więzień - powiedziała Stasia - Najsłynniejsze było w lochach
pod ratuszem, nazywano je Dorotką. Zlokalizowane było bardzo wygodnie, bowiem w
ratuszu mieściła się sala tortur.
Mniej ważnych aresztantów trzymano w lochach pod basztami. Zachowały się nazwy
tych ciemnic: Wesoła, Biała, Szkotka, Awendyczka, Giełżanka, Szala, Za Kratą. W XVII
wieku powstało jeszcze więzienie w oddzielnym budynku. Nazywało się Pod Aniołem .
- Miasto miało też własną dynastię katowską - uśmiechnęła się Kasia. - Przez prawie
dwieście lat kaci pochodzili z ruskiej rodziny Nieboraków... W sumie katom było najciężej -
dodała po chwili. - Mogli się spowiadać tylko jednego dnia w roku, Do kościoła też było im
wolno chodzić tylko w największe święta, a nawet wówczas zajmowali specjalne miejsca z
dala od reszty wiernych. W statusach cechowych odnotowano, że ani członkom cechu, ani
czeladnikom nie wolno biesiadować w karczmach przy jednym stole z katem, ani grać z nim
w kości. Ten, kto złamał ten przepis, podlegał wysokiej grzywnie...
- A jak tu było z tolerancją religijną? - teraz ja się zainteresowałem. - Skoro mieszkali
tu Polacy, Niemcy, Włosi, Ormianie, %7łydzi, a pewnie i wyznawcy islamu...
- W zasadzie nie było z tym problemów. Choć wyjątki się zdarzały - powiedział Pan
Samochodzik poważnie. - Kroniki miejskie notują, że w 1518 roku spalono na stosie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
miastu zatrzymać dochody z wagi, czyli podatki, które normalnie spłynęłyby do skarbu
koronnego. Stopniowo miasto stanęło na nogi, jednak w 1527 roku spustoszył je straszliwy
pożar. W obrębie murów miejskich nie ocalał ani jeden budynek... Dziś jeszcze archeolodzy
natrafiają na warstwę gruzów i węgli z tego czasu. Ma przeszło półtora metra grubości... Po
pożarze miasto odbudowano jeszcze piękniejsze niż wcześniej. Niestety, epidemie dżumy
powtarzające się w XVII wieku co kilkanaście lat i nieustanne niemal wojny przyczyniły się
do znacznego upadku metropolii... W 1648 roku Kozacy pod wodzą Krzywonosa zdobyli i
spalili zamek... Ostatnim poważnym osiągnięciem patrycjatu była nobilitacja miasta w 1659
roku.
- Co to oznaczało? - zainteresował się Marek.
- Lwów, obok Wilna i Krakowa, uzyskał prawo wysyłania swojej delegacji na elekcje
królów, przy czym delegaci ci, mimo że nie byli szlachtą, mieli prawo głosu...
- O bogactwie miasta dobrze świadczy przypadek patrycjusza Marcina Anczewskiego,
który zamówił i opłacił aż 1000 mszy za spokój swojej duszy - dodała Kasia.
- Musiał mieć coś poważnego na sumieniu... - pokręciłem głową
- O ile wiem - westchnął Marek - szlachta patrzyła z góry na mieszczan i nie mieli oni
wielu praw...
- Mylisz się - zaprzeczyłem. - Stan mieszczański był w Polsce dość silny. Nie tak
mocny, jak na przykład w Niemczech, ale wystarczająco, by zasłużyć sobie na powszechny
szacunek. Kupcy czy rzemieślnicy dysponowali znacznymi majątkami, w obrębie miast
obowiązywały oddzielne prawa, wreszcie dla szlachty nie było ujmą brać panny z rodzin
mieszczańskich, zwłaszcza patrycjuszowskich...
- Dzieci z takiego związku nie miały chyba prawa do herbu? - Marek zmarszczył
czoło.
- Owszem, ale w wielu przypadkach królowie nadawali to prawo ich potomstwu.
Wreszcie synowie szlacheccy mogli przenosić się do miast i tu zażywać praw mieszczańskich
- powiedział poważnie pan Tomasz. - Bycie mieszczaninem dawało większe możliwości niż
bycie szlachcicem, mieszczanie mogli na przykład swobodnie kupować całe wsie i majątki
ziemskie, a szlachcic mógł mieć dom w mieście tylko za zgodą rady...
- Znane rody lwowskich patrycjuszy posiadały nawet własne herby, a dokładniej
mówiąc, gmerki - dodała Stasia. - Wprawdzie nie królowie je nadawali - uśmiechnęła się
lekko - ale pieczętowano nimi listy, oznaczano towary i nawet kuto w kamieniu... na starym
ratuszu znajdowały się liczne znaki mieszczańskie, na tarczach z kamienia, takich samych,
jakich szlachta używała pod swoje herby.
- Ale szlachta miała przywileje, obowiązywał ją, na przykład, inny kodeks karny -
zauważył fizyk. - Chłop za zabójstwo trafiał na szubienicę, a szlachcic na rok odsiadki...
- To nie do końca tak - pokręcił głową Pan Samochodzik. - Widzisz, na terenie miast
obowiązywało prawo miejskie. Każdy, kto przekraczał bramę, był w razie wykroczenia
sądzony wedle praw obowiązujących w mieście. Lwowskie ciemnice wielokrotnie zapełniały
się szlachcicami-warchołami...
- Natomiast w samych miastach była jeszcze kategoria ludzi stojących niejako poza
prawem - dodała Kasia. - %7łydzi posiadali swoje dzielnice, zwane gettami, choć obecnie ta
nazwa bardzo zle nam się kojarzy...
- I na terenie getta każdy mieszkaniec podlegał sądowi rabinackiemu - dopowiedziała
Stasia. - Jeśli %7łyd przyjął chrzest, przechodził pod prawo miejskie. Nie groziło mu już, na
przykład, ukamienowanie za spożywanie wieprzowiny...
- A gdyby jakiś mieszczanin zechciał osiedlić się wśród %7łydów i przyjąć ich prawa? -
zaciekawił się Marek.
- Nie mam pojęcia - odparł szef. - Faktycznie, ciekawy problem.
- We Lwowie było kilka więzień - powiedziała Stasia - Najsłynniejsze było w lochach
pod ratuszem, nazywano je Dorotką. Zlokalizowane było bardzo wygodnie, bowiem w
ratuszu mieściła się sala tortur.
Mniej ważnych aresztantów trzymano w lochach pod basztami. Zachowały się nazwy
tych ciemnic: Wesoła, Biała, Szkotka, Awendyczka, Giełżanka, Szala, Za Kratą. W XVII
wieku powstało jeszcze więzienie w oddzielnym budynku. Nazywało się Pod Aniołem .
- Miasto miało też własną dynastię katowską - uśmiechnęła się Kasia. - Przez prawie
dwieście lat kaci pochodzili z ruskiej rodziny Nieboraków... W sumie katom było najciężej -
dodała po chwili. - Mogli się spowiadać tylko jednego dnia w roku, Do kościoła też było im
wolno chodzić tylko w największe święta, a nawet wówczas zajmowali specjalne miejsca z
dala od reszty wiernych. W statusach cechowych odnotowano, że ani członkom cechu, ani
czeladnikom nie wolno biesiadować w karczmach przy jednym stole z katem, ani grać z nim
w kości. Ten, kto złamał ten przepis, podlegał wysokiej grzywnie...
- A jak tu było z tolerancją religijną? - teraz ja się zainteresowałem. - Skoro mieszkali
tu Polacy, Niemcy, Włosi, Ormianie, %7łydzi, a pewnie i wyznawcy islamu...
- W zasadzie nie było z tym problemów. Choć wyjątki się zdarzały - powiedział Pan
Samochodzik poważnie. - Kroniki miejskie notują, że w 1518 roku spalono na stosie [ Pobierz całość w formacie PDF ]