[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Przecież ten krzyżowiec przybył na te ziemie na początku XIII wieku, a nie pod jego
koniec - zauważył Rysio.
- Zgadza się - pokiwałem głową. - Nie zapominaj, że murowane warownie często
budowano na fundamentach poprzednich, które mogły mieć piwnice - tradycyjne miejsce
skrytek - uśmiechnąłem się. - Pamiętajcie, co w owych czasach było najważniejsze: walka z
niewiernymi. To właśnie Kowalewo w latach 1269-1271 najeżdżali Bartowie i Jaćwingowie
zjednoczeni pod komendą Skomandusa, a w latach następnych pod dowództwem Dywana,
który prawdopodobnie podczas oblężenia krzyżackiej strażnicy stracił życie. W latach
1286-1287 okolice te najeżdżali Litwini. Był to zamek graniczny, stojący na drodze do
Torunia, którego żadna armia nie mogła zostawić na swoich tyłach. Tylko podczas wojny we
wrześniu 1330 roku armia polskiego króla Władysława Łokietka, wspomagana posiłkami
węgierskimi i ruskimi, plądrowała ziemię chełmińską, gdy wojska zakonne zamknęły się na
zamkach. Łokietek zapuścił się wtedy aż do rzeki Osy. Kowalewa nawet nie próbował
zdobywać. W czasie wojen Zakonu z królem Jagiełłą zamek w Kowalewie przechodził z rąk
do rąk, by po wojnie trzynastoletniej znaleźć się w polskim władaniu, a w połowie XIX wieku
popaść w ruinę.
- No dobrze, Kowalewo około 1231 roku przejęli Krzyżacy; był to zamek graniczny,
bliski poganom, ale to wszystko, co nas tam sprowadza? - dopytywał się Rysio. - Czy ten
zamek może mieć jakikolwiek związek ze świętym Jodokiem?
- A Bierzgłowo miało?
- Nie wiem.
- Ćma znalazł tam tajne, na szczęście puste, pomieszczenie. Kowalewo jest o tyle dla
nas interesujące, że na zamku znajdowała się kaplica pod wezwaniem Świętego Krzyża. Nic
po niej, jak po samym zamku nie zostało, ale wszystkie ślady trzeba sprawdzić.
Właśnie wjechaliśmy na podłużny, niewielki rynek Kowalewa. Zaparkowaliśmy przy
klombach rosnących na środku wysepki. Zaraz zbiegły się miejscowe dzieciaki ciekawe
wehikułu.
- Czy wiecie, gdzie tu stał zamek? - zapytałem.
Dziatwa wydawała się zaskoczona takim pytaniem.
- U nasz nie ma szadnego szamku - mały blondyn odpowiedział straszliwie sepleniąc.
- Jak to nie ma?! - udawałem zdziwionego. - Czytałem o tym zamku w przewodniku.
- Niemoszliwe - odparł poważnie ten sam umorusaniec.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Chodźcie, to wam pokażę, gdzie był wasz zamek - powiedziałem do gromadki.
Ruszyliśmy na zachód. Przeszliśmy koło starej fary, równej wiekiem zamkowi,
skręciłem za jej murem w prawo i stanąłem wśród drzew, które niegdyś stanowiły park.
- Tu kiedyś było przedzamcze, a tam gdzie widzicie ten pagórek, był zamek -
wyjaśniłem.
- Czo to jeszt podszamcze? - zainteresował się blondynek.
- To takie miejsce, gdzie dla załogi zamkowej pracowali rzemieślnicy różnych
zawodów, mogły tam być magazyny, spichrza, stajnie, zbrojownie. Sam zamek był
mieszkaniem i punktem obrony Krzyżaków.
- A pan jest Kszyszakiem?
- Nie - roześmiałem się. - Czemu tak uważasz?
- Pan tak duszo wie o Kszyszakach.
- Po prostu trzeba interesować się historią swojej miejscowości, wtedy sam wszystko
będziesz wiedział. Chodźmy dalej.
Spacerkiem przeszedłem po wzgórzu. Po prawej stronie ujrzałem przepiękny ogródek
otoczony ścianami z kamieni. Początkowo myślałem, że to jakaś kompozycja z modnym
ostatnio zastosowaniem skałek. To były resztki murów obwodowych zamku!
- Może pójdę się zapytać, czy nie znaleziono tam czegoś? - zaoferował się Rysio
wskazując na gospodynię zajętą pielęgnowaniem kwiatków.
- Wybacz, ale nie będę się tobą wyręczał. Byłoby nietaktem, gdybym ciebie wysyłał
na przeszpiegi.
Zaprowadziłem gromadkę dzieci pod wieżę ciśnień zajmującą najwyższy punkt
wzniesienia, na którym stał zamek. Przed nami, poniżej stromej skarpy była droga, a nad nią
filar dawnego gdaniska. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl