[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rasputin został ciężko zraniony, mieli być mnich Iliodor i jego i stronnicy.
Maria Rasputin, która była świadkiem zdarzeń z 29 czerwca 1914 roku, tak je opisuje:
- Po śniadaniu, na które zaprosiliśmy naszych krewnych i przyjaciół z okolicy, listonosz
przyniósł telegram od cesarzowej; ojciec wstał od stołu, żeby go przeczytać, po czym udał się
na pocztę, skąd chciał nadać odpowiedz. Nieopodal domu spotkał tę straszną kobietę [...].
Wyciągała rękę, prosząc o jałmużnę. Kiedy ojciec sięgnął do kieszeni, wydobyła spod swoich
łachmanów nóż i ze zdumiewającą siłą ugodziła go w brzuch. Potem wyciągnęła nóż z rany i
próbowała zadać kolejny cios. Ojcu udało się jednak chwycić kawałek drewna, który leżał na
drodze, i uderzyć ją w głowę, tak że nie mogła go już zaatakować.
Krew z jego rany płynęła strumieniami. Ojciec zdołał się jeszcze dowlec do domu i
zawołać o pomoc, po czym zemdlał. Matka zatamowała krwawienie. Dymitr pobiegł
zatelegrafować po najbliższego lekarza, ten jednak mieszkał aż w Tiumeniu oddalonym o
dziewięćdziesiąt wiorst [jedna wiorsta odpowiada mniej więcej jednemu kilometrowi]. Lekarz
pokonał ten dystans w osiem godzin, co było prawdziwym wyczynem, i zważywszy, że jechał
konno. Wedle jego diagnozy jedyną szansą na uratowanie ojca było natychmiastowe
umieszczenie go w szpitalu w Tiumeniu. Lecz i wówczas rokowania były nienajlepsze, bo
ostrze noża przebiło jelita, tak iż należało się liczyć z zapaleniem otrzewnej, wobec którego
ówczesna medycyna była jeszcze bezradna. Policjanci z Pokrowskoje z najwyższym trudem
obronili zbrodniarkę przed gniewem mieszkańców wsi. Jedni chcieli ją utopić w Turze, inni
domagali się wleczenia jej końmi. Kobieta broniła się wrzeszcząc: Zostawcie mnie, idioci!
Puśćcie mnie! Pomściłam Zbawiciela! Zabiłam Antychrysta! Pan dał mi jego
wizerunek, ażebym go rozpoznała. Bogu niech będą dzięki, Antychryst nie żyje! W rzeczy
samej znaleziono przy niej [...] rysunek przedstawiający mojego ojca. Policja zdołała w końcu
wyrwać ją z rąk tłumu i zamknąć w więzieniu. W poszarpanych na strzępy łachmanach,
pobita, zalana krwią wciąż pozostawała nieugięta. Na szczęście wójt zadepeszował do cara, o
czym w tym zdenerwowaniu nikt z nas nie pomyślał. Szczegółowe śledztwo wykazało, że
kobieta, która nazywała się Gusiewa, mieszkała w przytułku należącym do klasztoru Iliodora.
Mnich ją nawrócił, po czym uczynił z niej swoją fanatyczną zwolenniczkę. Nie
ulegało najmniejszej wątpliwości, że Gusiewa była psychicznie chora. Dzień wcześniej jakiś
mężczyzna przywiózł ją do Pokrowskoje, umieścił w niewielkim zajezdzie niedaleko rzeki,
opłacił za nią dwa noclegi i powiadomił popa. Nigdy nie udało się ustalić personaliów tego
człowieka. Nóż, którym się posłużyła, był nowy, niezwykle ostry i musiał sporo kosztować -
najwidoczniej kupił go ktoś inny, bo ta szalona kobieta nie miałaby czym za niego zapłacić.
Wieść o zamachu rozeszła się lotem błyskawicy także w wyniku zarządzonego przez
cara śledztwa i natychmiast zaczął o nim plotkować cały Sankt Petersburg. W salonach
antyrasputinowskich panowała zgodna opinia, że starca dosięgła sprawiedliwa kara.
Powiadano, że Chionia Gusiewa to była zakonnica, która została uwiedziona przez Rasputina
w klasztorze, pózniej zaś ze zgryzoty postradała rozum. Obłąkana kobieta nie miała
najwidoczniej innego wyjścia, musiała własnoręcznie ukarać samozwańczego człowieka
bożego.
Zwolennicy starca natomiast bardzo szybko doszli do wniosku, że zamach ten musiał
być rezultatem celowej akcji, która miała - wyeliminować Rasputina z gry, akcji tych, którzy
obawiali się, że dzięki swej pozycji na dworze mógłby on ostrzec cara przed przystąpieniem
Rosji do wojny przeciw Rzeszy Niemieckiej. Kręgi te twierdziły z całym przekonaniem, że
cesarzowa uczyniłaby wszystko, co w jej mocy, by uchronić przed tym zagrożeniem swoją
ukochaną ojczyznę - była przecież niemieckiego pochodzenia.
Prawdą jest, że w rozmowach, listach, a nawet depeszach Rasputin ostrzegał cara
przed przystąpieniem Rosji do wojny. Ostatecznie jednak przeważyły podszepty francuskiego
i angielskiego ambasadora, które trafiły na podatny grunt; car Mikołaj zawsze bowiem miał
wrażenie, iż cesarz Wilhehm nieustannie narzuca mu swoją wolę.
ROZDZIAA IX W centrum władzy: otwarta wrogość
Zanim przejdziemy do wydarzeń, które w przededniu wielkiej wojny zdominowały
nastroje nie tylko w Rosji, rzućmy okiem wstecz na poczynania przedstawicieli Kościoła,
którzy popierali starca, ponieważ sądzili, że przez niego uda im się przeforsować własne
interesy.
Większość z nich, w szczególności mnich Iliodor, ale także biskupi Teofan, Hermogen
i Wasiliew, roili sobie jeszcze w tym okresie, że ściśle kontrolują kaznodzieję i mogą go
wykorzystywać do własnych celów.
Chodziło im przy tym o zabezpieczenie, więcej, o rozbudowanie zródeł dochodów
Cerkwi, między innymi przez umieszczanie na ważnych urzędach kościelnych swoich
wiernych popleczników. %7łeby to osiągnąć, nie cofali się przed niemal żadnym środkiem,
czego opinia publiczna zdawała się nie dostrzegać. Jednym z tych środków miało być
sterowanie Rasputinem w taki sposób, by podążał w pożądanym kierunku. Nie da się już
dzisiaj wyjaśnić, czy u początków swej kariery Rasputin współpracował z kościelnymi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
Rasputin został ciężko zraniony, mieli być mnich Iliodor i jego i stronnicy.
Maria Rasputin, która była świadkiem zdarzeń z 29 czerwca 1914 roku, tak je opisuje:
- Po śniadaniu, na które zaprosiliśmy naszych krewnych i przyjaciół z okolicy, listonosz
przyniósł telegram od cesarzowej; ojciec wstał od stołu, żeby go przeczytać, po czym udał się
na pocztę, skąd chciał nadać odpowiedz. Nieopodal domu spotkał tę straszną kobietę [...].
Wyciągała rękę, prosząc o jałmużnę. Kiedy ojciec sięgnął do kieszeni, wydobyła spod swoich
łachmanów nóż i ze zdumiewającą siłą ugodziła go w brzuch. Potem wyciągnęła nóż z rany i
próbowała zadać kolejny cios. Ojcu udało się jednak chwycić kawałek drewna, który leżał na
drodze, i uderzyć ją w głowę, tak że nie mogła go już zaatakować.
Krew z jego rany płynęła strumieniami. Ojciec zdołał się jeszcze dowlec do domu i
zawołać o pomoc, po czym zemdlał. Matka zatamowała krwawienie. Dymitr pobiegł
zatelegrafować po najbliższego lekarza, ten jednak mieszkał aż w Tiumeniu oddalonym o
dziewięćdziesiąt wiorst [jedna wiorsta odpowiada mniej więcej jednemu kilometrowi]. Lekarz
pokonał ten dystans w osiem godzin, co było prawdziwym wyczynem, i zważywszy, że jechał
konno. Wedle jego diagnozy jedyną szansą na uratowanie ojca było natychmiastowe
umieszczenie go w szpitalu w Tiumeniu. Lecz i wówczas rokowania były nienajlepsze, bo
ostrze noża przebiło jelita, tak iż należało się liczyć z zapaleniem otrzewnej, wobec którego
ówczesna medycyna była jeszcze bezradna. Policjanci z Pokrowskoje z najwyższym trudem
obronili zbrodniarkę przed gniewem mieszkańców wsi. Jedni chcieli ją utopić w Turze, inni
domagali się wleczenia jej końmi. Kobieta broniła się wrzeszcząc: Zostawcie mnie, idioci!
Puśćcie mnie! Pomściłam Zbawiciela! Zabiłam Antychrysta! Pan dał mi jego
wizerunek, ażebym go rozpoznała. Bogu niech będą dzięki, Antychryst nie żyje! W rzeczy
samej znaleziono przy niej [...] rysunek przedstawiający mojego ojca. Policja zdołała w końcu
wyrwać ją z rąk tłumu i zamknąć w więzieniu. W poszarpanych na strzępy łachmanach,
pobita, zalana krwią wciąż pozostawała nieugięta. Na szczęście wójt zadepeszował do cara, o
czym w tym zdenerwowaniu nikt z nas nie pomyślał. Szczegółowe śledztwo wykazało, że
kobieta, która nazywała się Gusiewa, mieszkała w przytułku należącym do klasztoru Iliodora.
Mnich ją nawrócił, po czym uczynił z niej swoją fanatyczną zwolenniczkę. Nie
ulegało najmniejszej wątpliwości, że Gusiewa była psychicznie chora. Dzień wcześniej jakiś
mężczyzna przywiózł ją do Pokrowskoje, umieścił w niewielkim zajezdzie niedaleko rzeki,
opłacił za nią dwa noclegi i powiadomił popa. Nigdy nie udało się ustalić personaliów tego
człowieka. Nóż, którym się posłużyła, był nowy, niezwykle ostry i musiał sporo kosztować -
najwidoczniej kupił go ktoś inny, bo ta szalona kobieta nie miałaby czym za niego zapłacić.
Wieść o zamachu rozeszła się lotem błyskawicy także w wyniku zarządzonego przez
cara śledztwa i natychmiast zaczął o nim plotkować cały Sankt Petersburg. W salonach
antyrasputinowskich panowała zgodna opinia, że starca dosięgła sprawiedliwa kara.
Powiadano, że Chionia Gusiewa to była zakonnica, która została uwiedziona przez Rasputina
w klasztorze, pózniej zaś ze zgryzoty postradała rozum. Obłąkana kobieta nie miała
najwidoczniej innego wyjścia, musiała własnoręcznie ukarać samozwańczego człowieka
bożego.
Zwolennicy starca natomiast bardzo szybko doszli do wniosku, że zamach ten musiał
być rezultatem celowej akcji, która miała - wyeliminować Rasputina z gry, akcji tych, którzy
obawiali się, że dzięki swej pozycji na dworze mógłby on ostrzec cara przed przystąpieniem
Rosji do wojny przeciw Rzeszy Niemieckiej. Kręgi te twierdziły z całym przekonaniem, że
cesarzowa uczyniłaby wszystko, co w jej mocy, by uchronić przed tym zagrożeniem swoją
ukochaną ojczyznę - była przecież niemieckiego pochodzenia.
Prawdą jest, że w rozmowach, listach, a nawet depeszach Rasputin ostrzegał cara
przed przystąpieniem Rosji do wojny. Ostatecznie jednak przeważyły podszepty francuskiego
i angielskiego ambasadora, które trafiły na podatny grunt; car Mikołaj zawsze bowiem miał
wrażenie, iż cesarz Wilhehm nieustannie narzuca mu swoją wolę.
ROZDZIAA IX W centrum władzy: otwarta wrogość
Zanim przejdziemy do wydarzeń, które w przededniu wielkiej wojny zdominowały
nastroje nie tylko w Rosji, rzućmy okiem wstecz na poczynania przedstawicieli Kościoła,
którzy popierali starca, ponieważ sądzili, że przez niego uda im się przeforsować własne
interesy.
Większość z nich, w szczególności mnich Iliodor, ale także biskupi Teofan, Hermogen
i Wasiliew, roili sobie jeszcze w tym okresie, że ściśle kontrolują kaznodzieję i mogą go
wykorzystywać do własnych celów.
Chodziło im przy tym o zabezpieczenie, więcej, o rozbudowanie zródeł dochodów
Cerkwi, między innymi przez umieszczanie na ważnych urzędach kościelnych swoich
wiernych popleczników. %7łeby to osiągnąć, nie cofali się przed niemal żadnym środkiem,
czego opinia publiczna zdawała się nie dostrzegać. Jednym z tych środków miało być
sterowanie Rasputinem w taki sposób, by podążał w pożądanym kierunku. Nie da się już
dzisiaj wyjaśnić, czy u początków swej kariery Rasputin współpracował z kościelnymi [ Pobierz całość w formacie PDF ]