[ Pobierz całość w formacie PDF ]

100
uchronić przed nieporozumieniami - len znajomość mog-
ła mieć tylko charakter zawodowy.
- Joy, chcę zaprosić cię na lunch na moim jachcie.
- Lunch? Na twoim jachcie? Dzisiaj? - powtórzyła. -
Przykro mi, ale inaczej zaplanowaÅ‚am dzisiejsze popo­
łudnie. Sądziłam, że spotkamy się raczej w poniedziałek
albo we wtorek...
- Niemożliwe! - przerwał jej szybko. W poniedziałek
muszę wracać do Arabii Saudyjskiej. Nie wiem, kiedy
przyjadę znowu do Francji. Naturalnie cały interes musi
być zakończony, zanim wyjadę.
- Naturalnie... - zgodziła się bez entuzjazmu. Tak
bardzo cieszyła się z wycieczki do Mougins z Billem. Jak
on zareaguje na tę wiadomość? - Rozumiem, twój nagły
powrót do ojczyzny oznacza, że chcesz znać moją decyzję
jak najszybciej.
- Tak, cóż... Przyślę po ciebie limuzynę o dwunastej.
Miło mi będzie zobaczyć cię znowu, Joy.
- Mnie także - skłamała. - Zatem do zobaczenia.
Odłożyła słuchawkę. Zaczęła zastanawiać się, jak
przekazać Billowi tę wiadomość. Wiedziała, że sprawi
mu zawód, ale nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo go
tym zrani, dopóki nie zobaczła go stojącego w drzwiach.
Miał na sobie płaszcz kąpielowy, a jego twarz płonęła
gniewem.
- Nie zamierzaÅ‚em podsÅ‚uchiwać - odezwaÅ‚ siÄ™ chÅ‚od­
no. - Zszedłem na dół, by pomóc ci przy śniadaniu. Nie
mogłem nie usłyszeć twojej rozmowy. O Boże, Joy. Czy
nie widzisz, jaki to przewrotny facet?
- Co masz na myÅ›li? To, że musi wracać do Arabii Sau­
dyjskiej i pragnie otrzymać odpowiedz wcześniej, brzmi
wiarygodnie. Przykro mi z powodu naszego pikniku. Cie-
101
szyłam się, że pojedziemy do Mougins, Bill, ale możemy
tam spędzić jutrzejszy dzień.
- Na pewno - przerwał ostro. - Nie wiem tylko, czy
po lunchu z Abdullahem odpowiadać ci będzie skromny
piknik na trawie. Jacht to nie to samo co Å‚Ä…ka.
- Bill, to niesprawiedliwe! - zaprotestowała.
- Tak myślisz? - spytał ironicznie. - Ten facet musiał
cię czymś oślepić, Joy. Nie widzisz, że jest w nim tyle
dziur, co w szwajcarskim serze?
- Sama podejmę decyzję - odpowiedziała, starając się
nie podnosić głosu.
- CoÅ› mi siÄ™ zdaje, że już podjęłaÅ› decyzjÄ™ - odparÅ‚ go­
rzko.
Joy westchnęła. W ich Rajskim Ogrodzie pojawił się
wąż - wąż z zielonymi oczami.
ROZDZIAA ÓSMY
Joy walczyła z kokardą różowej jedwabnej koszuli.
Nie potrafiła jej prawidłowo zawiązać. Stanęła bokiem
i przeglÄ…daÅ‚a siÄ™ w lustrze w sypialni. PostanowiÅ‚a zaÅ‚o­
żyć do tej bluzki skromny beżowy kostium, który nada­
wał jej wygląd stosowny do profesji. Był to doskonały
wybór na pierwsze spotkanie w interesach.
Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie w lustro i mogła
wyjść z pokoju. Przez moment jej wzrok zatrzymał się na
łóżku z baldachimem. ByÅ‚o już starannie zasÅ‚ane, podusz­
ki znajdowały się na swoim miejscu. Nic nie wskazywało,
że przeżywali tu upojną noc.
Bill i ona nie zjedli śniadania w łóżku. Zamiast tego
spożywali w przygnębiającej ciszy francuskie grzanki
z dżemem. W koÅ„cu mężczyzna oznajmiÅ‚, że idzie popÅ‚y­
wać i wstał od stołu. Została sama ze swoimi obawami.
Czy dręczyła go tylko bezpodstawna zazdrość? A może
ma racjÄ™, podejrzewajÄ…c Abdullaha? Nigdy siÄ™ o tym nie
przekona, dopóki nie pozna bliżej szejka. Sama musi osÄ…­
dzić Saudyjczyka.
WyszÅ‚a na balkon i obserwowaÅ‚a Billa. Jego muskular­
ne ciaÅ‚o cięło wodÄ™ z ogromnÄ… siÅ‚Ä… i szybkoÅ›ciÄ…. UsÅ‚ysza­
Å‚a samochód i popatrzyÅ‚a na drogÄ™. DÅ‚uga czarna limuzy­
na jechała w stronę willi. Wróciła do pokoju i zbiegła po
103
schodach tak szybko, jak pozwalaÅ‚y jej na to buty na wy­
sokich obcasach.
OtworzyÅ‚a drzwi i wyszÅ‚a na patio. PodeszÅ‚a do krawÄ™­
dzi basenu i poczekaÅ‚a, aż dopÅ‚ynie. ZawoÅ‚aÅ‚a go po imie­
niu.
Birke spojrzał na nią z podziwem. Ciężko oddychał.
- Naprawdę wyglądasz pięknie.
Joy zauważyła ból w jego oczach, gdy to mówił.
- Dziękuję... Przyszłam powiedzieć ci do widzenia.
Limuzyna już nadjechała.
Wyszedł z wody i owinął się ręcznikiem.
- OdprowadzÄ™ ciÄ™ do drzwi. Nie każdego dnia wsia­
dasz do dużego czarnego samochodu... - zażartował. -
Chcę, by kierowca wiedział, że jest ktoś, kto czeka na
twój powrót.
- WrócÄ™ - zapewniÅ‚a go, próbujÄ…c rozwiać jego niepo­
kój.
Wyszli przed dom frontowymi drzwiami. MÅ‚ody Sau­
dyjczyk, ubrany w unioform i czapkę szofera, ukłonił się
Joy. KÄ…cikiem oka zmierzyÅ‚ Billa i otworzyÅ‚ tylne drzwi­
czki lÅ›niÄ…cego samochodu. CzekaÅ‚, aż dziewczyna wsiÄ…­
dzie do auta.
- Co zamierzasz dzisiaj robić?
Wzruszył ramionami.
- Jeszcze nie wiem. Może pojadę na rowerze na plażę.
- Jeśli naprawdę chcesz zobaczyć dziś Mougins, to
jedz. Zrozumiem to.
- Pojedziemy tam jutro.
UÅ›miechnęła siÄ™. Zimna woda w basenie ochÅ‚odziÅ‚a je­
go emocje. Nie był już tak ponury i urażony.
- W porządku. Miłego dnia. Zobaczymy się pózniej,
po południu.
104
Zauważyła uśmiech na jego twarzy. Poczuła się lepiej.
PrzytuliÅ‚a siÄ™ do niego i pocaÅ‚owaÅ‚a w usta. Potem wsiad­
ła do limuzyny. Szofer przeszedł obok Billa, zamknął za
niÄ… drzwi, a sam usiadÅ‚ z przodu. Zanim Joy zdążyÅ‚a po­
wiedzieć mu do zobaczenia, samochód pędził już w dół
ulicy.
Zaczęła rozglÄ…dać siÄ™ wokół i westchnęła. MiaÅ‚a na­
dzieję, że wszystko dobrze się potoczy. Przesunęła ręką
po biaÅ‚ych, skórzanych obiciach siedzeÅ„. ZauważyÅ‚a per­
ski dywanik na podÅ‚odze i telefon wbudowany w drzwi­
czki. Szklana szyba dzieliła ją od kierowcy, ale cały czas
widziała jego oczy we wstecznym lusterku. Obserwował
ją. Zakłopotana odwróciła się i popatrzyła przez okno.
Morze Zródziemne błyszczało w słońcu. Mnóstwo łódek
poruszaÅ‚o siÄ™ po lÅ›niÄ…cej tafli wody. CiekawiÅ‚o jÄ…, jak wy­
glÄ…da jacht Abdullaha. Chwilami czuÅ‚a siÄ™ tak, jakby zo­
staÅ‚a zÅ‚apana w potrzask. Może jego oferta to tylko pod­
stęp, by być z nią sam na sam? Jeszcze mogła wyskoczyć
z samochodu i wrócić na bezpieczny grunt. Wzięła gÅ‚Ä™bo­
ki wdech i postanowiÅ‚a odrzucić te podejrzenia. Nie wÄ…t­
piła w szczerość szejka, zanim Bill nie oczernił go, nie
powinna wątpić i teraz.
Zamknęła oczy, czuła, jak samochód pędzi w dół
wzgórza Å‚agodnie i cicho. PodniosÅ‚a powieki, gdy uzmy­
słowiła sobie, że auto zwalnia, zbliżając się do nabrzeża.
Ogromna ilość jachtów była przycumowana do pomostu.
Wydawały jej się coraz większe w miarę, jak zbliżali się
do nich. W końcu szofer zatrzymał auto przed jednym
z najbardziej ekskluzywnych statków. Kierowca wysko­
czył z limuzyny i otworzył drzwiczki. Joy wysiadła
i mogła zobaczyć jacht szejka w całej okazałości. Miał
przynajmniej sto stóp długości. Szara stal połyskiwała
105
w świetle dnia. Przyciemnione szyby w oknach odbijały
promienie słońca. Na szczycie masztu powiewała biało-
czarno-czerwona flaga.
Dwóch Arabów w okularach przeciwsłonecznych stało
na doku przy pomoście. Spoglądali na Joy z zachwytem, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl