[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak najdalej.
Na szczęście, na T-shircie nie było śladów krwi.
- Bardzo boli? - spytał Harris, narzucając na głowę puszczyka ręcznik.
- A jak myślisz?
- Jak cholera. Wszyscy przez to przechodzimy. To taki chrzest bojowy. Witaj w
klubie!
Minęło kilka tygodni. Harris siedział na podłodze i grał z Marion w grę
planszową. Była dopiero dziesiąta rano, a oni zdążyli już kilkanaście razy przebrać
Wytworną Lulu, pobawić się w domku dla lalek i zagrać w karty. Teraz grali w grę
planszową, po raz trzeci w tę samą i Harris czuł, że jest bliski obłędu.
Marion natomiast była w cudownym nastroju. Buzia jej się nie zamykała,
Harris tylko pomrukiwał aha" albo co ty nie powiesz". Myślami był daleko, to
znaczy, nie tak znowu daleko, bo w klinice. Gdzie była teraz Ella. Poprzedniego dnia
przywieziono dwie sowy, puszczyka kreskowanego i sowę uszatą. Oba ptaki z urazami
głowy. Lewe oko sowy było w bardzo złym stanie, wzroku w tym oku
najprawdopodobniej nie da się już uratować. Poza tym jakiś inny samarytanin przy-
wiózł rybołowa, aż z Beaufort. Rybołowy niedawno przyleciały do Lowcountry i
zaczynały zakładać gniazda, a tego biedaka już spotkało takie nieszczęście. Klatka
piersiowa była nafaszerowana haczykami wędkarskimi. Był w bardzo złym stanie. Czy
Ella da sobie radę? Gdyby Harris mógł choć na kilka minut wymknąć się do kliniki...
- 107 -
S
R
Niestety. Już kilkakrotnie miał z Ellą na ten temat poważną rozmowę. Na
zakończenie każdej z nich dowiadywał się po raz kolejny, że kiedy Ella jest w klinice,
jego obowiązki służbowe polegają wyłącznie na zajmowaniu się dzieckiem.
Ella w swojej nowej pracy czuła się jak ryba w wodzie. Co prawda podczas
wyjmowania ptaka ze skrzyni nie czuła się jeszcze pewnie, dlatego zawsze ktoś jej
przy tym asystował. Ale kiedy ptak znalazł się już na stole, Ella sprawnie udzielała mu
pomocy medycznej.
Poza tym z kliniką zrobiła dokładnie to samo, co z jego domem. Najpierw
wywróciła do góry nogami, po czym doprowadziła do stanu idealnego porządku.
Harris na początku był trochę rozczarowany, że Ella po wkroczeniu do kliniki
zobaczyła przede wszystkim brud. Przyzwyczaił się, że ludzie, którzy tu pracują, są po
prostu pasjonatami.
Ella traktowała ptaki dość powściągliwie, co innego wzbudzało w niej wielkie
emocje. Walka z zakażeniem szpitalnym, dezynfekcja, organizacja pracy. Jednym ze
środków do celu były napisy, które pojawiły się w różnych miejscach. Myj ręce!
Pożywienie trzymaj z daleka od stołu operacyjnego! Instrumenty medyczne i
przyrządy do przygotowywania posiłku dla ptaków przechowujemy osobno!
Wolontariusze podśmiewali się po cichu z tych napisów, jednocześnie jednak
wyczuwało się, że Ella swoimi posunięciami budzi szacunek.
A teraz... teraz po prostu jej zazdrościł. Ona była w klinice, a on siedział na
podłodze, rzucał kostką i przesuwał po planszy niebieski pionek.
- Tatusiu! Twoja kolej!
- Och, rzeczywiście. Przepraszam. Już rzucam. Rzucił kostką. Sześć. Spojrzał
na planszę pustym wzrokiem.
- A gdzież to jest mój pionek?
Marion naburmuszyła się i odsunęła planszę.
- Nie chce mi się już grać.
- Wcale nie musimy, skarbie. Co chcesz teraz robić?
- Oglądać telewizję.
- Nic z tego. Może wybierzesz jakąś inną grę?
- 108 -
S
R
Dziewczynka wzruszyła ramionami i zaczęła bardzo intensywnie wpatrywać się
w podłogę.
- Marion, co się dzieje? yle się czujesz? Może powinniśmy zrobić test?
- Nie! - krzyknęła ze złością. - Ty nie będziesz mi robił testu!
Harris czuł, jak wszystko w nim zamiera. Zanosiło się na napad złości, co nie
zdarzyło się już od wielu tygodni.
Wstał i wyciągnął rękę.
- Chodz. Zrobimy szybko test.
- Nie!
Kopnęła grę. Plansza, pionki, wszystko poleciało na podłogę.
Był przekonany, że poziom cukru we krwi opada.
- Marion! Nie ruszaj się stąd!
Pognał do łazienki. Drżącymi rękami pozbierał z półki wszystko, co potrzebne
było do testu, i biegiem wrócił do pokoju.
A tam... pusto.
- Marion!
Sprawdził w kuchni i w łazience, tak dla porządku, bo czuł, że Marion wybiegła
na dwór. Wypadł przez drzwi na tyłach domu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
jak najdalej.
Na szczęście, na T-shircie nie było śladów krwi.
- Bardzo boli? - spytał Harris, narzucając na głowę puszczyka ręcznik.
- A jak myślisz?
- Jak cholera. Wszyscy przez to przechodzimy. To taki chrzest bojowy. Witaj w
klubie!
Minęło kilka tygodni. Harris siedział na podłodze i grał z Marion w grę
planszową. Była dopiero dziesiąta rano, a oni zdążyli już kilkanaście razy przebrać
Wytworną Lulu, pobawić się w domku dla lalek i zagrać w karty. Teraz grali w grę
planszową, po raz trzeci w tę samą i Harris czuł, że jest bliski obłędu.
Marion natomiast była w cudownym nastroju. Buzia jej się nie zamykała,
Harris tylko pomrukiwał aha" albo co ty nie powiesz". Myślami był daleko, to
znaczy, nie tak znowu daleko, bo w klinice. Gdzie była teraz Ella. Poprzedniego dnia
przywieziono dwie sowy, puszczyka kreskowanego i sowę uszatą. Oba ptaki z urazami
głowy. Lewe oko sowy było w bardzo złym stanie, wzroku w tym oku
najprawdopodobniej nie da się już uratować. Poza tym jakiś inny samarytanin przy-
wiózł rybołowa, aż z Beaufort. Rybołowy niedawno przyleciały do Lowcountry i
zaczynały zakładać gniazda, a tego biedaka już spotkało takie nieszczęście. Klatka
piersiowa była nafaszerowana haczykami wędkarskimi. Był w bardzo złym stanie. Czy
Ella da sobie radę? Gdyby Harris mógł choć na kilka minut wymknąć się do kliniki...
- 107 -
S
R
Niestety. Już kilkakrotnie miał z Ellą na ten temat poważną rozmowę. Na
zakończenie każdej z nich dowiadywał się po raz kolejny, że kiedy Ella jest w klinice,
jego obowiązki służbowe polegają wyłącznie na zajmowaniu się dzieckiem.
Ella w swojej nowej pracy czuła się jak ryba w wodzie. Co prawda podczas
wyjmowania ptaka ze skrzyni nie czuła się jeszcze pewnie, dlatego zawsze ktoś jej
przy tym asystował. Ale kiedy ptak znalazł się już na stole, Ella sprawnie udzielała mu
pomocy medycznej.
Poza tym z kliniką zrobiła dokładnie to samo, co z jego domem. Najpierw
wywróciła do góry nogami, po czym doprowadziła do stanu idealnego porządku.
Harris na początku był trochę rozczarowany, że Ella po wkroczeniu do kliniki
zobaczyła przede wszystkim brud. Przyzwyczaił się, że ludzie, którzy tu pracują, są po
prostu pasjonatami.
Ella traktowała ptaki dość powściągliwie, co innego wzbudzało w niej wielkie
emocje. Walka z zakażeniem szpitalnym, dezynfekcja, organizacja pracy. Jednym ze
środków do celu były napisy, które pojawiły się w różnych miejscach. Myj ręce!
Pożywienie trzymaj z daleka od stołu operacyjnego! Instrumenty medyczne i
przyrządy do przygotowywania posiłku dla ptaków przechowujemy osobno!
Wolontariusze podśmiewali się po cichu z tych napisów, jednocześnie jednak
wyczuwało się, że Ella swoimi posunięciami budzi szacunek.
A teraz... teraz po prostu jej zazdrościł. Ona była w klinice, a on siedział na
podłodze, rzucał kostką i przesuwał po planszy niebieski pionek.
- Tatusiu! Twoja kolej!
- Och, rzeczywiście. Przepraszam. Już rzucam. Rzucił kostką. Sześć. Spojrzał
na planszę pustym wzrokiem.
- A gdzież to jest mój pionek?
Marion naburmuszyła się i odsunęła planszę.
- Nie chce mi się już grać.
- Wcale nie musimy, skarbie. Co chcesz teraz robić?
- Oglądać telewizję.
- Nic z tego. Może wybierzesz jakąś inną grę?
- 108 -
S
R
Dziewczynka wzruszyła ramionami i zaczęła bardzo intensywnie wpatrywać się
w podłogę.
- Marion, co się dzieje? yle się czujesz? Może powinniśmy zrobić test?
- Nie! - krzyknęła ze złością. - Ty nie będziesz mi robił testu!
Harris czuł, jak wszystko w nim zamiera. Zanosiło się na napad złości, co nie
zdarzyło się już od wielu tygodni.
Wstał i wyciągnął rękę.
- Chodz. Zrobimy szybko test.
- Nie!
Kopnęła grę. Plansza, pionki, wszystko poleciało na podłogę.
Był przekonany, że poziom cukru we krwi opada.
- Marion! Nie ruszaj się stąd!
Pognał do łazienki. Drżącymi rękami pozbierał z półki wszystko, co potrzebne
było do testu, i biegiem wrócił do pokoju.
A tam... pusto.
- Marion!
Sprawdził w kuchni i w łazience, tak dla porządku, bo czuł, że Marion wybiegła
na dwór. Wypadł przez drzwi na tyłach domu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]