[ Pobierz całość w formacie PDF ]

którymi młodość przyspiesza bieg rzeczy, wytrąca społeczeństwo z utartych kolein. W
zmaganiu z nim jednak uczy się nieprostych praw życia.
Jeśli tego oporu nie ma, jeśli młodość czuje się lepsza, nieporażona złem, jak wszyscy
starsi, jeśli nadto ma poczucie misji - to nic dobrego z tego nie wynika.
Wydaje się, że coś takiego przytrafiło się Jedynce, mianowicie zbyt radykalna
pokoleniowa zmiana, wejście z zadaniem sanacji instytucji postrzeganej jako zbiorowisko
starych wyjadaczy i koniunkturalistów, którzy przetrwali wszystkie rządy od 40 lat. I oto stało
się tak, że jak za PZPR należało nosić czerwoną legitymację, jak po 1989 blizny po
prześladowaniach, tak dziś należy zapewne obnosić młodzieńczą niewinność - nawet jeśli jest
się w latach, po życiowych meandrach, a komunizm pamięta się doskonale.
173
Młodość (prawdziwa, naciągana i nominowana) w odróżnieniu od starych wyjadaczy
nie musi udowadniać swej bezkompromisowej postawy wobec rządu, by zamazać stare
grzechy, stÄ…d coraz bardziej pogodny obraz kraju. Jest za to bezkompromisowa o wiele
bardziej zasadniczo - nie tylko wobec komunizmu, to oczywiste, ale wobec wykorzystania
jego upadku, przeprowadzenia ustrojowych przemian i tych, którzy je robili. Jest przekonana,
że wszystko można było przeprowadzić szybciej, lepiej, sprawniej. Nie wierzy w banał
dorosłych, że życie nie jest proste.
19 VIII 1995
PAMITA, ABY NIE POWTÓRZY
Naprawić błąd zapomnienia - tak Dominika Wielowieyska zatytułowała artykuł
("Gazeta Wyborcza" 1995, nr 206), w którym stanęła w obronie swych rówieśników z
telewizji, tłumacząc ich rozgoryczenie wobec wolnej, lecz nie takiej Polski. Zabrzmiało to jak
głos pokolenia, tego pierwszego, którego schyłkowy PRL nie zdążył porazić, a które w
dorosłość wkroczyło już w nowej rzeczywistości. Dziennikarze najważniejszych mediów nie
sÄ…, co prawda, typowÄ… reprezentacjÄ… 30-
-latków, ale kształtują oni obraz polskiej rzeczywistości i fakt, że w przypadku
telewizji przesycają go własnym rozczarowaniem, urazami, pretensjami - dotyczy nas
wszystkich.
Wielowieyska, przytaczając zarzuty wobec tych, co zle urządzili Polskę, starała się
uniknąć stereotypowych argumentów, co nie znaczy, że się schematów ustrzegła.
Przykładowo - zarzuciła mi, iż krytykując publicystykę telewizyjną, pominęłam "Kabaret
Olgi Lipińskiej", jako żywo program rozrywkowy. Tyle że kierownictwo Jedynki zwykło go
traktować jako wtręt obcy ideowo, lecz dowodzący pluralizmu TV. I nie ma tu znaczenia to,
że kiedy politycy ZChN skarżyli się na Olgę Lipińską, w jej "Kabarecie" rządził tępy klerykał
uwieszony księżej sukienki, a od blisko dwu lat panoszy się w jego miejsce komuch-
-kombinator, który wrócił do władzy po wyborach. Program pełni rolę dyżurno-
symbolicznÄ….
Rozumowanie typu: krytyka "Pulsu dnia" oznacza popieranie "Kabaretu"; niechęć
wobec satyry na PRL oznacza wiadomą różową wyro-
1^5
zumiałość dla komuny - to właśnie schemat, który łatwo może wywieść na manowce.
Pisze Wielowieyska, że filmy ośmieszające Polskę Ludową, wspominające PRL-
owskie absurdy jÄ… bawiÄ….
Otóż rzecz w tym, że komunizm wcale nie był głupi i śmieszny. Był czymś o wiele
bardziej złowrogim i niszczącym, niżby to wynikało z tych wycinanek-przekładańców, jakie
serwuje telewizor. Nie polegał na tym, że szalał terror, były puste półki, obowiązywał
idiotyczny rytuał i naród był w ucisku. Bo terror był w pierwszej dekadzie, puste półki w
ostatnich, a naród uświadomił sobie ucisk parę razy - a potem jakby o nim zapominał. I była
to jedyna psychologicznie zrozumiała powszechna samoobrona przed poniżeniem. Człowiek
nie może na co dzień żyć z poczuciem, że się załamał, uległ presji, pod naciskiem zrobił coś,
czego wolałby nie robić. Toteż ludzie dokonywa
li nieustannej racjonalizacji swych zachowań, chętnie przyjmowali usprawiedliwienia, jakieś
myślowe konstrukcje, które pomagały zachować szacunek dla siebie i w które usilnie
wierzyli.
Bo ulegało się obowiązującemu właśnie rytuałowi, sugestiom, naciskom, stanowczym
radom - żeby dziecko zdało na studia, żeby dostać przydział na nawozy, żeby nie narażać
ważnej instytucji, żeby dali paszport, żeby mieć święty spokój. A nierzadko ci, którzy się
ugięli, naciskali innych, by zrobili to samo - by nie podskakiwali, bo to nic nie da, a tylko
zaszkodzi. Słowo "kompromis" długo jeszcze będzie miało w polszczyznie wydzwięk
kapitulacji, bo parę pokoleń zawierało go stale z własnym sumieniem i poczuciem smaku.
To był czas, w którym niezrobienie świństwa wymagało niekiedy heroizmu. To był raj
dla miernot bez sumienia, udręka dla ludzi choć trochę przyzwoitych, a dla większości szara
uległość. I świadomość, że władzy należy być posłusznym, choć jak się ją da oszukać, to
trzeba.
Dziś woli się patrzeć na przeszłość jak na sznur dat znaczących naszą niezgodę. Ale
ci, którzy pamiętają tamte czasy, wiedzą, że to były tylko odświętne momenty w codzienności
znaczonej strachem, upokorzeniem i samozakłamaniem. Pokazywanie Polski Ludowej
wyłącznie jako głupiej paranoi, która ma budzić uciechę widzów, jest dla stłamszonych przez
nią ludzi wtórnym poniżeniem.
Cóż bowiem mają powiedzieć swoim dzieciom oglądającym coś, co jest idiotyczne,
zabawne, tylko czasem dramatyczne? Tańczyłem w drugim rzędzie na stadionie; kiedy
tamtych szczuli, zajmowałem się swoimi
176
sprawami; na tym pochodzie machałeś kwiatkami z moich ramion; to strzelanie było
w Gdańsku, daleko stąd; też byłem na takim zebraniu, ale swoje wiedziałem.
Komunizm był jak choroba. Brzydka choroba, która ludzi niewoliła, czyniła ich
małymi, szarymi, tchórzliwymi. Ale przecież jej nie wybierali, co więcej, nierzadko nie
rozpoznawali - rodzili się w czymś, co uważali za normalne, zaś odkrywanie prawdy było
trudne. I niebezpieczne - co się prędzej lub pózniej okazywało.
Co zrobić z takim doświadczeniem i z jego pamięcią? Można je upiększać,
racjonalizować, wyprzeć z umysłu. Można też powiedzieć sobie o nim oczyszczającą prawdę.
Nie można natomiast przyjąć, że to była zbiorowa farsa.
W Sierpniu 1980 roku dokonało się wspólne katharsis. Najbardziej powszechnym
doświadczeniem Polaków było wówczas poczucie prostowania się, podnoszenia głowy.
Przeżywano szczególną równość, taką oto: jeszcze wczoraj byliśmy zastraszeni, ogłupiali i
okłamani. A teraz przejrzeliśmy na oczy, zrozumieliśmy oszustwo, któremu ulegaliśmy przez
tyle lat, nauczyliśmy się bronić, przestaliśmy się bać.
To wspólne zrzucanie z siebie brzemienia totalitarnej deprawacji już się nie
powtórzyło. Wraz z wolnością zaczął się czas rywalizacji, kto był bardziej dzielny i nieugięty.
Bohaterowie i Katoni mnożyli się na naszych oczach i już ciężko było wypatrzyć tych, którzy
wcześniej składali się na zniewolone społeczeństwo. Wzór przebierania się za kogoś nie
tkniętego komuną szedł z góry, z politycznych przepychanek, i w efekcie nie belki we
własnym oku, ale zdzbła w cudzych zaczęły przyciągać uwagę. Powstał klimat łowiecki.
Ma on swoje zawołanie, mianowicie: kto winien? Kto odpowiada za to, że miało być
lepiej, a jest gorzej? Kto spowodował, że jedni się wzbogacili, a drudzy zubożeli? Kto
sprawił, że upadł zakład, a nasz dorobek za bezcen kupuje obcy?
Dominika Wielowieyska udziela odpowiedzi na inne pytanie z tej serii: kto winien
temu, że komuniści znów nami rządzą? Pisze: "Coraz więcej środowisk przyznaje, że przez [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl