[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sposób, by jego grób nie zwrócił niczyjej uwagi i by, być może, w przyszłości rodzina mogła
pochować go po raz wtóry, bardziej okazale. Gdyby na jego grobowiec natrafili jacyś
złodzieje cmentarni, nie znalezliby nic wartościowego.
Jednakże staranność, z jaką został zabalsamowany, wskazuje na to, że nie był to
zwyczajny, przeciętny człowiek. Nie znamy daty jego zgonu. Jego imię może naprowadzić
nas na pewien trop w poszukiwaniach jego autentycznego pochodzenia. Ra - to człon, który
ma związek z imionami króli wcześniejszych dynastii. Orhon - sugeruje pewne wpływy
libijskie, a Libijczycy zaczęli przenosić się do Egiptu ponad trzy tysiące lat temu i z czasem
stali się władcami tego kraju. Kiedy ustalę w miarę dokładną datę jego pogrzebu, będę mógł
posunąć się dalej w badaniach i być może dowiem się, dlaczego został pochowany tak
zwyczajnie lub może wręcz ukradkiem.
Wracając zaś do tego, co Wilkins mówił o losach członków naszej ekspedycji, nie
możecie poddać się jego sugestiom, mogłoby to doprowadzić was do błędnych wniosków.
Lord Carter zginął w wypadku samochodowym. Aleph Freeman, genialny samouk, mój
sekretarz i ojciec mojego młodszego przyjaciela, profesora Freemana, mieszkającego na
przeciwległym stoku kanionu, został zamordowany na bazarze w Kairze. Fotograf i osobisty
sekretarz Cartera zostali ranni w tym samym wypadku na bazarze, ale przeżyli potem jeszcze
wiele lat. Egipski nadzorca robotników pracujących przy wykopaliskach zmarł od ukąszenia
węża.
Jest rzeczą naturalną, że w ciągu ćwierćwiecza w jakiejś grupie ludzi zdarza się pewna
ilość wypadków, do nich też należą zgony. Wierzcie mi, to jest jak najbardziej normalne i
żadna klątwa nie ma na to wpływu.
Pete i Bob popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Chcieliby wierzyć, ale coś im nie
pozwalało...
- Ach, jeszcze jedno - dodał profesor. - Być może nie ma to bezpośredniego związku z
tym szeptem, ale w zeszłym tygodniu, tego samego dnia, w którym przywieziono Ra-Orhona,
przyszedł do mnie libijski handlarz dywanów. Nazywał się Achmed jakiś tam i usilnie starał
się mnie przekonać, żebym oddał mu Ra-Orhona. Powiedział, że reprezentuje Dom Hamida w
Libii, a Ra-Orhon był przodkiem jego pracodawcy. Mówił, że objawiło się to w wizji
pewnego medium. Co za nonsens! Oczywiście, zaraz odesłałem tego typa. Odchodząc
straszył mnie, że czekają mnie kłopoty, póki nie oddam Ra-Orhona jego rodzinie, która
pochowa go należycie.
Pete i Bob ponownie wymienili spojrzenia. Z minuty na minutę sprawa przedstawiała
się coraz gorzej. Natomiast Jupe wyglądał na całkiem zadowolonego.
- Teraz jednak - ciągnął dalej profesor - zapomnijmy o zabobonach i zobaczmy, co
spowodowało, że kula spadła z filara.
Poszedł pierwszy pod górę, do furtki. Szybko zorientowali się, że kule osadzone były
w kołnierzach z zaprawy murarskiej. Wraz z upływem czasu i działaniem czynników
atmosferycznych spoiwo się osłabiło i zaprawa wykruszyła się w jednym miejscu dość
znacznie. Co więcej, usytuowanie na pochyłym terenie spowodowało z biegiem czasu
minimalne przechylenie filara ku spadkowi zbocza.
- Aatwo odgadnąć przyczynę tego, co zaszło - odezwał się profesor. - Cement się
wykruszył, a pochyłość filara jest wystarczająca, by przy dodatkowym bodzcu kula mogła się
stoczyć z niego. Prawdopodobnie tym dodatkowym czynnikiem było bardzo lekkie trzęsienie
ziemi. Mamy w tym rejonie kilkanaście rocznie takich lekkich wstrząsów.
Kamerdyner kompletnie nieprzekonany odszedł od nich, kręcąc głową. Profesor z
chłopcami wrócił przez taras do swojego muzeum. Skupili się wokół sarkofagu.
- Wykazałeś dużą pomysłowość, aranżując szept mumii profesor pochwalił Jupitera.
- Jednakże nie jest to wyjaśnienie sytuacji, ponieważ w skrzyni nie ma żadnego ukrytego
radia.
- Szukał pan?
- No nie - zmieszał się profesor. - A chyba powinienem. Wyjął aparat, który Jupiter
ukrył w zwoju bandaży zdjętych z twarzy Ra-Orhona, po czym zaczął obmacywać dno
sarkofagu wokół mumii. Nie znalazłszy niczego, ostrożnie uniósł Ra-Orhona. Mógł
sprawdzić, że także pod nim nic nie schowano.
Teraz Jupiter wyglądał na zbitego z tropu. Sam zaczął przeszukiwać sarkofag -
najpierw wieko, potem skrzynię. Podniósł ją nawet, żeby zajrzeć pod spód.
- Rzeczywiście - stwierdził w końcu - żadnych drutów, żadnego odbiornika, nic.
Przykro mi, panie profesorze, moja pierwsza teoria okazała się nietrafiona.
- Tak często bywa z pierwszymi teoriami - pocieszył go profesor - ale mam nadzieję,
że wymyślisz niebawem drugą, która wyjaśni nam szept mumii.
- Nie mam w tej chwili żadnej koncepcji, proszę pana - odpowiedział nieco
zawiedziony Jupe. - Mówił pan, że mumia szepcze tylko wtedy, kiedy jest pan z nią sam?
- Tak - skinął głową profesor. - I jak dotąd, tylko póznym popołudniem.
Jupiter skubnął wargę.
- Czy ktoś jeszcze mieszka z panem w tym domu?
- Tylko Wilkins. Pracuje u mnie od dziesięciu lat i jest jednocześnie moim kucharzem,
szoferem i kamerdynerem. Przedtem był aktorem. Zdaje się, że występował w wodewilach.
Oprócz tego, trzy razy w tygodniu przychodzi kobieta do sprzątania.
- A ogrodnik? Czy on jest nowym pracownikiem?
- Ach, nie - profesor potrząsnął głową. - Bracia Magasay, wspominałem już, że jest
ich siedmiu, pracują u mnie od ośmiu lat. Przychodzą na zmianę, ale żaden z nich nigdy nie
był wewnątrz domu.
- Hmm - zastanawiał się Jupiter, a jego okrągła twarz zachmurzyła się. Następnie
zdecydowanie skinął głową. - Tak, nie ma innego wyjścia, muszę sam usłyszeć szept mumii.
- Ale jak dotąd mumia szeptała tylko do mnie - przypomniał profesor. - Uparcie
milczała w obecności Wilkinsa czy profesora Freemana.
- Tak - wtrącił się Bob - dlaczego miałaby mówić do ciebie, Jupe? Jesteś dla niej
zupełnie obcy.
- Zaraz, zaraz - przerwał Pete. - Nie podoba mi się to całe gadanie... jakby mumia
wiedziała, co się dzieje w pokoju.
- To nie jest naukowe podejście - przyznał profesor - ale odnoszę wrażenie, że istotnie
wie.
- Wierzę, że będzie do mnie szeptała - powiedział z pełnym przekonaniem Jupe. -
Zdobędziemy wówczas więcej informacji. Panie profesorze, przyjdziemy tu wieczorem i
spróbujemy.
- Rany Boskie, gdzie się ten Jupe podziewa? - pytał Pete patrząc na elektryczny zegar
wiszący na ścianie w Kwaterze Głównej. - Jest kwadrans po szóstej, a mieliśmy się spotkać
punkt o szóstej.
- Czy nie powiedział przypadkiem ciotce, dokąd idzie? - spytał Bob podnosząc głowę
znad notatek, bo właśnie opisywał poranne zdarzenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
sposób, by jego grób nie zwrócił niczyjej uwagi i by, być może, w przyszłości rodzina mogła
pochować go po raz wtóry, bardziej okazale. Gdyby na jego grobowiec natrafili jacyś
złodzieje cmentarni, nie znalezliby nic wartościowego.
Jednakże staranność, z jaką został zabalsamowany, wskazuje na to, że nie był to
zwyczajny, przeciętny człowiek. Nie znamy daty jego zgonu. Jego imię może naprowadzić
nas na pewien trop w poszukiwaniach jego autentycznego pochodzenia. Ra - to człon, który
ma związek z imionami króli wcześniejszych dynastii. Orhon - sugeruje pewne wpływy
libijskie, a Libijczycy zaczęli przenosić się do Egiptu ponad trzy tysiące lat temu i z czasem
stali się władcami tego kraju. Kiedy ustalę w miarę dokładną datę jego pogrzebu, będę mógł
posunąć się dalej w badaniach i być może dowiem się, dlaczego został pochowany tak
zwyczajnie lub może wręcz ukradkiem.
Wracając zaś do tego, co Wilkins mówił o losach członków naszej ekspedycji, nie
możecie poddać się jego sugestiom, mogłoby to doprowadzić was do błędnych wniosków.
Lord Carter zginął w wypadku samochodowym. Aleph Freeman, genialny samouk, mój
sekretarz i ojciec mojego młodszego przyjaciela, profesora Freemana, mieszkającego na
przeciwległym stoku kanionu, został zamordowany na bazarze w Kairze. Fotograf i osobisty
sekretarz Cartera zostali ranni w tym samym wypadku na bazarze, ale przeżyli potem jeszcze
wiele lat. Egipski nadzorca robotników pracujących przy wykopaliskach zmarł od ukąszenia
węża.
Jest rzeczą naturalną, że w ciągu ćwierćwiecza w jakiejś grupie ludzi zdarza się pewna
ilość wypadków, do nich też należą zgony. Wierzcie mi, to jest jak najbardziej normalne i
żadna klątwa nie ma na to wpływu.
Pete i Bob popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Chcieliby wierzyć, ale coś im nie
pozwalało...
- Ach, jeszcze jedno - dodał profesor. - Być może nie ma to bezpośredniego związku z
tym szeptem, ale w zeszłym tygodniu, tego samego dnia, w którym przywieziono Ra-Orhona,
przyszedł do mnie libijski handlarz dywanów. Nazywał się Achmed jakiś tam i usilnie starał
się mnie przekonać, żebym oddał mu Ra-Orhona. Powiedział, że reprezentuje Dom Hamida w
Libii, a Ra-Orhon był przodkiem jego pracodawcy. Mówił, że objawiło się to w wizji
pewnego medium. Co za nonsens! Oczywiście, zaraz odesłałem tego typa. Odchodząc
straszył mnie, że czekają mnie kłopoty, póki nie oddam Ra-Orhona jego rodzinie, która
pochowa go należycie.
Pete i Bob ponownie wymienili spojrzenia. Z minuty na minutę sprawa przedstawiała
się coraz gorzej. Natomiast Jupe wyglądał na całkiem zadowolonego.
- Teraz jednak - ciągnął dalej profesor - zapomnijmy o zabobonach i zobaczmy, co
spowodowało, że kula spadła z filara.
Poszedł pierwszy pod górę, do furtki. Szybko zorientowali się, że kule osadzone były
w kołnierzach z zaprawy murarskiej. Wraz z upływem czasu i działaniem czynników
atmosferycznych spoiwo się osłabiło i zaprawa wykruszyła się w jednym miejscu dość
znacznie. Co więcej, usytuowanie na pochyłym terenie spowodowało z biegiem czasu
minimalne przechylenie filara ku spadkowi zbocza.
- Aatwo odgadnąć przyczynę tego, co zaszło - odezwał się profesor. - Cement się
wykruszył, a pochyłość filara jest wystarczająca, by przy dodatkowym bodzcu kula mogła się
stoczyć z niego. Prawdopodobnie tym dodatkowym czynnikiem było bardzo lekkie trzęsienie
ziemi. Mamy w tym rejonie kilkanaście rocznie takich lekkich wstrząsów.
Kamerdyner kompletnie nieprzekonany odszedł od nich, kręcąc głową. Profesor z
chłopcami wrócił przez taras do swojego muzeum. Skupili się wokół sarkofagu.
- Wykazałeś dużą pomysłowość, aranżując szept mumii profesor pochwalił Jupitera.
- Jednakże nie jest to wyjaśnienie sytuacji, ponieważ w skrzyni nie ma żadnego ukrytego
radia.
- Szukał pan?
- No nie - zmieszał się profesor. - A chyba powinienem. Wyjął aparat, który Jupiter
ukrył w zwoju bandaży zdjętych z twarzy Ra-Orhona, po czym zaczął obmacywać dno
sarkofagu wokół mumii. Nie znalazłszy niczego, ostrożnie uniósł Ra-Orhona. Mógł
sprawdzić, że także pod nim nic nie schowano.
Teraz Jupiter wyglądał na zbitego z tropu. Sam zaczął przeszukiwać sarkofag -
najpierw wieko, potem skrzynię. Podniósł ją nawet, żeby zajrzeć pod spód.
- Rzeczywiście - stwierdził w końcu - żadnych drutów, żadnego odbiornika, nic.
Przykro mi, panie profesorze, moja pierwsza teoria okazała się nietrafiona.
- Tak często bywa z pierwszymi teoriami - pocieszył go profesor - ale mam nadzieję,
że wymyślisz niebawem drugą, która wyjaśni nam szept mumii.
- Nie mam w tej chwili żadnej koncepcji, proszę pana - odpowiedział nieco
zawiedziony Jupe. - Mówił pan, że mumia szepcze tylko wtedy, kiedy jest pan z nią sam?
- Tak - skinął głową profesor. - I jak dotąd, tylko póznym popołudniem.
Jupiter skubnął wargę.
- Czy ktoś jeszcze mieszka z panem w tym domu?
- Tylko Wilkins. Pracuje u mnie od dziesięciu lat i jest jednocześnie moim kucharzem,
szoferem i kamerdynerem. Przedtem był aktorem. Zdaje się, że występował w wodewilach.
Oprócz tego, trzy razy w tygodniu przychodzi kobieta do sprzątania.
- A ogrodnik? Czy on jest nowym pracownikiem?
- Ach, nie - profesor potrząsnął głową. - Bracia Magasay, wspominałem już, że jest
ich siedmiu, pracują u mnie od ośmiu lat. Przychodzą na zmianę, ale żaden z nich nigdy nie
był wewnątrz domu.
- Hmm - zastanawiał się Jupiter, a jego okrągła twarz zachmurzyła się. Następnie
zdecydowanie skinął głową. - Tak, nie ma innego wyjścia, muszę sam usłyszeć szept mumii.
- Ale jak dotąd mumia szeptała tylko do mnie - przypomniał profesor. - Uparcie
milczała w obecności Wilkinsa czy profesora Freemana.
- Tak - wtrącił się Bob - dlaczego miałaby mówić do ciebie, Jupe? Jesteś dla niej
zupełnie obcy.
- Zaraz, zaraz - przerwał Pete. - Nie podoba mi się to całe gadanie... jakby mumia
wiedziała, co się dzieje w pokoju.
- To nie jest naukowe podejście - przyznał profesor - ale odnoszę wrażenie, że istotnie
wie.
- Wierzę, że będzie do mnie szeptała - powiedział z pełnym przekonaniem Jupe. -
Zdobędziemy wówczas więcej informacji. Panie profesorze, przyjdziemy tu wieczorem i
spróbujemy.
- Rany Boskie, gdzie się ten Jupe podziewa? - pytał Pete patrząc na elektryczny zegar
wiszący na ścianie w Kwaterze Głównej. - Jest kwadrans po szóstej, a mieliśmy się spotkać
punkt o szóstej.
- Czy nie powiedział przypadkiem ciotce, dokąd idzie? - spytał Bob podnosząc głowę
znad notatek, bo właśnie opisywał poranne zdarzenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]