[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Arnault spojrzał na podany mu przedmiot. W jego dłoniach wyglądał on naprawdę
mikroskopijnie.
 Pewni  odrzekł.  Bedzi jak włus.
 No, może nie aż tak małej. Mniej więcej wielkości słomki.
Zresztą, jeśli kobiety zadające się z Arnaultem były podobnych do niego rozmiarów, to może i
ich włos miał średnicę słomki.
Niezależnie od tego, że ołów nie należy do zbyt twardych metali, obserwowanie wyginanej przez
Arnaulta kciukiem i palcem wskazującym rurki było czymś fascynującym. Kiedy wreszcie
zakończył swoje dzieło, Joe nie był w stanie wyobrazić sobie maszyny, która w jego rodzimym
świecie mogłaby wykonać pracę z równą precyzją.
Nie pozostało już nic, jak tylko kończyć doświadczenie.
Joe planował wyniesienie bomby poza ściany pałacu, ale teraz wpadł na lepszy pomysł. Trzy
piece letniej kuchni wyglądały dosyć masywnie, a bombka przecież była dość słaba&
Przygotował wszystko z tyłu centralnego pieca.
 Teraz niech wszyscy się odsuną  powiedział rozkazującym tonem Joe, ale nikt się nie
ruszył& oprócz Delendora i jego braci, którzy podeszli do  czarnoksiężnika , żeby zza jego pleców
obserwować widowisko.
Ezekiel uśmiechnął się od ucha do ucha.
Joe wepchnął kciuki do uszu i zamachał palcami.
 Cofnąć się!  krzyknął.
Cztery łapki Kiki uczepiły się głowy Delendora, zakrywając całkowicie twarz młodzieńca. Glam
i Groag rzucili się w tłum jak słonie, rozdając ciosy na prawo i lewo oraz świetnie oczyszczając
pole przed piecem.
 Dobra  rzucił Joe ciężko dysząc.  Teraz tak trzymać, a ja zapalę lont.
Z tego co pamiętał, należało przygotować lont namaczając go w roztworze prochu, a następnie
go osuszając, czy coś w tym rodzaju. Teraz jednak postanowił z prochu usypać ścieżkę.
Nasypał go trochę u podstawy bomby, a następnie usypał ścieżkę prowadzącą do wlotu pieca.
Mimo że nie zależało mu specjalnie na estetyce, zastanawiał się dlaczego jego czarny proch był
brudnożółty.
 A teraz&  powiedział unosząc rękę. Ale gafa!
Joe zamknął pojemnik z prochem i postawił go ostrożnie na ziemi obok pieców. Potrzebował
jeszcze zródła ognia. Tłum z zaciekawieniem przyglądał się jego poczynaniom.
 Teraz  powtórzył Joe  zamierzam zapalić lont i&
I ani on, ani nikt z obecnych nie mieli przy sobie zapałek.
 Hmm&  rzekł zmieniając znowu tor swoich myśli.  Czy ktoś mógłby przynieść mi
świeczkę, albo coś w tym rodzaju? No, wiecie, muszę zapalić lont.
 Chcesz go zapalić t e r a z ?  spytał Ezekiel.
Joe kiwnął potakująco głową. Nie rozumiał, dlaczego nie miałby teraz tego zrobić.
 No, tak. Czy uważasz, że z jakiegoś powodu byłoby lepiej&
Ezekiel strzelił palcami. Coś, co wyglądało jak mały& nie, to musiała być iskierka, wyskoczyło
z jego wskazującego palca. Iskierka przeskoczyła na koniec usypanej z prochu ścieżki.
 Odsunąć się!  krzyknął Joe machając ramionami i samemu się odsuwając.  Wszyscy
macie się odsunąć!
Ezekiel uśmiechał się do niego z zimną satysfakcją.
Iskry i płomienie skaczące z płonącego prochu odbijały się echem we wnętrzu pieca. Duszący
biały dym buchnął z drzwiczek i zawisł w powietrzu jak masa bawełny, nieprzezroczysty i
złowrogi.
Joe przyłożył ręce do uszu i otworzył usta, żeby przy wybuchu ciśnienie w uszach mogło się
wyrównać. Zapomniał ostrzec tubylców, że wybuch&
Coś strzeliło. Strumień pomarańczowoczerwonych iskier buchnął przez otwarte drzwiczki pieca.
Joe usłyszał huk dochodzący ze środka, potem świst i niedoszła bomba wyleciała pionowo do góry
przez komin pieca. Wznosiła się do nieba pozostawiając za sobą strumień białego dymu i deszcz
roztopionego ołowiu.
Tłum ludzi rozproszył się, krzycząc z przerażenia. Delendor porwał w ramiona siostrę i pobiegł
w kierunku najbliższych drzwi. Nawet Ezekiel uciekł, choć starał się uczynić to z większą rozwagą,
niż inni: schował się po prostu w jednym z pozostałych pieców.
 Rakieta zaczęła skręcać, ponieważ ściana ołowianej rurki topiła się nierówno. Jedynymi,
którzy obserwowali jeszcze lot byli Joe, przyglądający się temu z konsternacją oraz Arnault, który
poprzez gęstwinę opadających mu na oczy włosów z wyrazem zachwytu na twarzy gapił się na
 rakietę .
Pocisk uderzył w jedną z szyb na trzecim piętrze zamku, po przeciwnej stronie od komnaty Joe.
Ze środka doszedł ich słaby odgłos uderzenia o ścianę. Pęknięta szyba wyleciała na dziedziniec.
Może kontener tego  prochu byłby w stanie wysadzić smoka w powietrze, chociaż sądząc po
wynikach eksperymentu nawet i taka ilość nie dałaby pożądanego efektu.
Arnault obrócił się do Joe. Podpalona przez iskrę broda zbrojmistrza poszła z dymem, pozostał
jednak przy nim straszny swąd spalenizny.
 O, korcze, ależ z ciobia chulerny dryń!  Z tymi słowami Arnault pochylił się i przycisnął
Joe do szerokiej piersi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl