[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się zawładnęło nią jak fala przypływu piaskiem na plaży. Nagle
warstwa zbędnego tłuszczyku pod jego skórą przestała się liczyć... Był
on. Seks z nim. Jego niepokorne myśli płynące z niepowtarzalnego
mózgu, który wszystkim zawiaduje, decyduje, kim jesteśmy. Kochała
go i to wpływało na wszystko.
17.
Związek między dwojgiem ludzi potrzebuje trochę przestrzeni.
Kazamiko zdawała sobie z tego sprawę. Przełamała się i podreptała
więc pewnego popołudnia, w ramach tego robienia przestrzeni, spotkać
się z byłą koleżanką. Chciała zrobić trochę miejsca na coś nie
związanego z nim, by mieć bazę do porozmawiania o czymś innym niż
ich własne podwórko, wyjść poza nie. Otworzyć się na to, co dokoła.
Otoczyła ją cudowna w swych barwach jesień i już po chwili poglądy
koleżanki Izy.
 Po paru latach małżeństwa dopada nas kulinarna rutyna. Robi
się parę zestawów i nie wymyśla się żadnych nowych dań. Nie stara się
tak jak na początku. Nie ma powiewu świeżej bryzy  zaczęła
koleżanka.
 Po paru latach związku, o to by zaskoczyć mężczyznę czymś
finezyjnym i to nie tylko w łóżku, stara się już kochanka  rzuciła
cynicznie Kazamiko.
Uwaga była wyjątkowo nie na miejscu. Zazgrzytało. Poczuła na
sobie jej spojrzenie pełne niechęci. Dotarło do niej, że są w dwóch
przeciwnych obozach. Są żony i kochanki. Ona nie była żadną z nich.
Była jakąś zmutowaną formą pośrednią. Jednak koleżanka była
przykładną żoną. Były z różnych bajek. Nie dało się utrzymać tego
kontaktu. Nie była tak pełna wyrozumiałości dla jej odmienności jak
Bea, koleżanka z bloku obok, przykładna żona porzucona dla kochanki.
Iza miała swój świat, a inne niepasujące do niego najchętniej by
wymazała gumką, jak zle narysowaną literkę w zeszycie dziecka...
Kazamiko podreptała do Beaty. Z nią potrafiła się nadal porozumieć,
poza tym chciała się jej poradzić.
 Spójrz na mnie, na moją starzejącą się twarz i powiedz, co się z
tym da zrobić  poprosiła Beatę.
 Przesadzasz. Dobrze się trzymasz jak na swój wiek 
odpowiedziała jej ciepło koleżanka.  Masz tylko zmarszczki mimiczne
wokół oczu  dodała.
 Mimiczne, czyli od śmiechu?  upewniła się Kazamiko.
 Acha  potwierdziła Bea, popijając korzenne ciasteczko herbatą.
 Ha ha  roześmiała się Kazamiko  no nie jestem typem
ponuraka.  Była kiedyś taka piosenkarka, Kim Wilde, to nie moje
klimaty, ale słyszałam, że matka zabroniła jej się uśmiechać. Miała być
smutna, taki miał być jej publiczny wizerunek. Ciekawe, czy uchroniło
ją to przed zmarszczkami mimicznymi  spytała Kazamiko z szerokim
uśmiechem.
%7ładna z nich nie znała odpowiedzi na to pytanie.
Spędzali czas z Kreską, głównie we dwójkę. Kazamiko nie
chciała się zbytnio ze swoją obecnością nikomu narzucać. Byli niczym
para rozbitków, co się złapała w morskiej zawierusze po jakimś
kataklizmie. Nie pojechali na egzotyczne wakacje, bo nie mieli czasu
ani pieniędzy na takie ekstrawagancje. Lato przeminęło, ustępując pola
jesieni. Zostali w swoim Gdańsku. Siedzieli, sącząc piwo w Duszku.
Zalewał ich błogi spokój. Nagle poczuli, że fajnie byłoby z kimś się
spotkać. Tak po prostu, bez wielkich planów, jak za dawnych, dobrych
czasów. Ostatnio coraz bardziej zaniedbywali spotkania towarzyskie.
Część znajomych się wykruszyła, część nie żyła, niektórzy wyjechali z
kraju i kontakt się rwał przez kilometry odległości, życie w dwóch
innych światach. Robili się jak większość par, obrzydliwie
monotematyczni. Zaczęło im to doskwierać, nieznośnie uwierać. Zycie
upływało, a oni kisili się i konserwowali w swoim sosie, bez domieszki
innych wpływów. Zubożało to ich, bo kontakt z ludzmi na poziomie
rozwija nas, stymuluje, nie pozwala zgnuśnieć.
 Zadzwoń do Kota, tak dawno się nie widzieliśmy, może
znajdzie chwilkę i wpadnie do Duszka, fajnie byłoby się spotkać 
poprosiła Kazamiko, patrząc łagodnie Kresce w oczy.
 Ty zadzwoń, wszak to twój kumpel  krygował się Kreska.
 Mi odmówi, spławi mnie, powie, że jest zrąbany po pracy, czy
coś w ten deseń i pewnie będzie to prawda, więc nie będę miała
sumienia, by go mimo to wyciągać  zaśmiała się.  Poza tym, ty masz
większy dar przekonywania, ciebie tak łatwo nie przegada  kadziła
mu.
 Dobra, dzwonię  nakręcił się Kreska.
W głowie zagościła mu już wizja spotkania z Kotem. Nie znał go
zbyt długo, ale bardzo polubił, od pierwszego razu. Kazamiko
opowiadał mu o nim, na długo nim się w końcu poznali, twierdząc, że z
pewnością go polubi, no i miała rację.
 Siema Kot. Słuchaj siedzimy w Duszku z Kaz. Wpadnij, jak
masz czas, pogadamy o starych karabinach, o morzu w Chinach 
zagaił Kreska.
 A co, nie macie już znajomych, że musicie po mnie dzwonić?
Przecież my już z An prawie nigdzie nie chodzimy, nie udzielamy się
towarzysko  zaśmiał się Kot.
 Mamy znajomych, ale chcemy spotkać się z tobą  zripostował
Kreska.
 Do roboty jutro idę  rzucił Kot tonem dającym jednak nadzieję
na negocjacje. Kreska uczepił się tego jak tonący rzuconego mu koła
ratunkowego i kusił dalej.
 Jedno piwo  zasugerował niewinnie.
 Na jedno, to mi się przychodzić nie opłaca  oznajmił
przeciągle, swoim cudownie wibrującym głosem Kot.
Specjalnie przeciągał głoski. Mówił powoli, dobitnie. Nie bełkotał
w pośpiechu.
 Kurczę nie bądz taki. Siedzimy z Kaz w Duszku i jeszcze trochę
posiedzimy, fajny klimat jest. Miło byłoby się spotkać.
Umówili się. Poszli coś zjeść do Green Way, bo tylko tam i w Bio
Way Kazamiko miała pewność, że jedzenie z pewnością jest
wegetariańskie. To po tym jak w Cuda Wianki podali jej pierogi ze
szpinakiem polane skwarkami, a w Elephancie wyczytała w menu o
wegetariańskich pierogach z mięsem... Kreska w obu tych miejscach
zrobił awanturę. W Cuda Wiankach zapytał kelnera, czy jest normalny,
skoro przynosi jego dziewczynie, która jest wegetarianką, pierogi ze
skwarkami? Kazamiko odruchowo pochyliła głowę i w miarę
narastania kłótni, podparła ją dłonią, skrywając się za nią jak za
mikroskopijnym parawanem, udając, że nie są razem. Dostała drugą
porcję, ale nie była pewna, czy zostało tam naplute, więc jadła z
oporami, bez smaku. Woleli już nie ryzykować. Zjedli w Green Way i
wrócili do Duszka. Po chwili przyczłapał Kot.
 Nie myślałem, że przyjdziesz, że ruszysz dupę z domu i to na
pieszo  odpowiedział pozytywnie tym zaskoczony, już lekko wcięty
Kreska.  Szacunek, kawał drogi żeś z buta pociągnął  skończył z
uznaniem.
 Umówiłem się, więc jestem. %7łona mi jeszcze dogryzała, że
durny jestem, że brak mi asertywności. Odmówić nie umiem, więc
zamiast się po robocie wyciągnąć w domu, muszę zapierdalać przez pół
miasta, że mam nauczkę.
 An nie chciała byś przychodził?  spytała zaniepokojona
Kazamiko.
Zaczynała czuć się winna, że wyciągnęli wspólnie z Kreską jej
mężczyznę, być może wbrew jej planom.
 Nie, to taka uszczypliwość z jej strony  stwierdził Kot. 
Zresztą gdybym nie chciał przyjść, to bym się nie dał namówić 
oświadczył dobitnie, rozwiewając tak ich ewentualne wyrzuty
sumienia.  A tak poza tym, co słychać?  zagaił Kot.
 Byłam niedawno z Młodą na szczepieniu i recepcjonistka
poinformowała mnie, że nie wybrałam jakiejś tam pielęgniarki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl