[ Pobierz całość w formacie PDF ]
108
·ð ð Gdyby Hirsch chciaÅ‚ siÄ™ teraz wycofać zawoÅ‚aÅ‚ Kerze oskarżycielsko mógÅ‚bym
tylko powiedzieć: to do niego podobne.
·ð ð Zawracanie gÅ‚owy! rzekÅ‚ Hirsch. Jak wisieć, to razem. Poza tym to też miaÅ‚oby
swój urok zobaczyć Kerze-go w stroju aresztanckim.
·ð ð Ależ moi panowie! upomniaÅ‚ ich Gisenius. Szczególnie teraz nie możemy sobie
pozwolić na spory we własnych szeregach. Właśnie teraz winniśmy być wyjątkowo solidarni.
Musimy być zwarci bardziej niż kiedykolwiek.
·ð ð Nie do pojÄ™cia! Frammer wychyliÅ‚ z prawdziwÄ… rozkoszÄ… kolejny kieliszek swojej
pięćdziesięcioprocento-wej gorzały. Nigdy nie słyszałem większej bzdury. Włosy
człowiekowi stają dęba.
Dwie sprawy rozdzieliły po chwili skłóconych: wniesiona kawa i zjawienie się Bennickena
juniora, który miał na sobie zniszczony szoferski strój, zapewne znoszony przez ojca.
Chłopiec podszedł bliżej, twarz jego miała wyraz łobuzerski, kiedy jednak zobaczył wśród
sześciu panów swego starego, który mu się bacznie przyglądał, przybrał postawę pełną
respektu.
·ð ð Czy junior siÄ™ czegoÅ› napije? zapytaÅ‚ Hirsch.
·ð ð Nie! zawoÅ‚aÅ‚ Bennicken senior. Jest na sÅ‚użbie.
·ð ð Może filiżankÄ™ kawy?
·ð ð Również nie! Bennicken byÅ‚ nieubÅ‚agany. To wywoÅ‚uje zdenerwowanie.
·ð ð Mój drogi mÅ‚ody przyjacielu! Gisenius, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ uprzejmie, przysunÄ…Å‚ siÄ™ do
chłopaka. Czy pamięta pan jeszcze, co panu wczoraj wieczorem zlecił pan Schulz?
·ð ð Ależ oczywiÅ›cie!
·ð ð Jeżeli jestem dobrze poinformowany, to miaÅ‚ siÄ™ pan bliżej przyjrzeć jednemu z
pasażerów.
·ð ð ZrobiÅ‚em to. MiaÅ‚em go na oku.
·ð ð Z jakim rezultatem?
·ð ð Nie różniÅ‚ siÄ™ niczym od innych. MógÅ‚ mieć lat czterdzieÅ›ci, a może trzydzieÅ›ci pięć.
Patrzył przed siebie. Miał wielkie oczy, powiedziałbym: wole oczy. I blizny
109
jak gdyby od bijatyki. Głos kaznodziei, łagodny jak miód. Drobny, niepozorny, krzywe,
kawaleryjskie nogi.
·ð ð To mógÅ‚ być on rzekÅ‚ Kerze.
·ð ð Albo i nie powiedziaÅ‚ Hirsch. Taki rysopis może pasować do setek ludzi.
·ð ð MiaÅ‚ bagaż rzekÅ‚ Bennicken junior. WalizkÄ™.
·ð ð Z jakimÅ› napisem? zapytaÅ‚ Gisenius. Etykieta, nazwisko, monogram?
·ð ð Owszem. CoÅ› w tym rodzaju. Dwie litery. To wpadÅ‚o mi w oko, nie można byÅ‚o tego
nie zauważyć, bo to było podwójne M.
·ð ð Michel Meiners rzekÅ‚ Schulz niemal nabożnie wÅ›ród grobowej ciszy. A wyÅ›cie
próbowali i próbujecie wmówić we mnie, żem się pomylił!
·ð ð To jeszcze niczego nie dowodzi żachnÄ…Å‚ siÄ™ Hirsch.
M. M. może mieć najróżniejsze znaczenie. Na przykład
Matheus Muller, nazwa znanego szampana. Może ten czło
wiek jest komiwojażerem firmy handlującej napojami wy
skokowymi...
·ð ð Pan nie wie, skÄ…d jechaÅ‚ i dokÄ…d?
·ð ð Tego mi nie powiedziaÅ‚. Bennicken junior nie domyÅ›laÅ‚ siÄ™ nawet, jakiego narobiÅ‚
zamętu. Stał z głupią i dumną miną, rozkoszował się tym, że jest ośrodkiem zainteresowania.
Nagle znikł razem z walizką. Nie mam pojęcia, dokąd się udał.
·ð ð Po prostu rozpÅ‚ynÄ…Å‚ siÄ™ w powietrzu, ulotniÅ‚ jak dym! zawoÅ‚aÅ‚ Hirsch. To
podobno jest normalne u duchów.
·ð ð Dobrze rzekÅ‚ Gisenius do mÅ‚odego Bennickena to byÅ‚oby wszystko. DziÄ™kujemy,
może pan odejść.
·ð ð Należy mi siÄ™ trzy pięćdziesiÄ…t oÅ›wiadczyÅ‚ junior.
Tyle wskazuje licznik.
Pójdzie na konto kosztów handlowych zadecydował
Bennicken senior. Odmaszerować!
Młody Bennicken ulotnił się posłusznie. Pozostali zareagowali bardzo różnie na to, co
powiedział. Kerze i Schulz czuli się wyraznie usatysfakcjonowani. Hirsch był najmniej
skłonny widzieć w tym nadciągającą katastrofę. A Fram-mler był wyraznie rozbawiony.
110
·ð ð Moi panowie! rzekÅ‚ wreszcie Gisenius. Zreasumujmy sobie wszystko dokÅ‚adnie:
Kerze i Schulz widzieli człowieka, którego wszyscy znamy czy znaliśmy. Jeden z nich mógł
się mylić, chociaż chodzi w tym wypadku o dwóch doskonałych obserwatorów. To, żeby
obaj ulegli złudzeniu, uważam prawie za wykluczone. Nasuwa się więc nieuchronny
wniosek: coś tu jest nie w porządku. I to właśnie mnie martwi. Mnie i nas wszystkich.
Jedynie Hirsch uważa całą sprawę za zabawną. Dlaczego, kolego Hirsch, dlaczego?
·ð ð Chcemy to teraz wiedzieć dokÅ‚adnie zażądaÅ‚ Kerze.
·ð ð Odpowiedz moja jest zupeÅ‚nie prosta rzekÅ‚ Hirsch
nie z mojej winy może się wam wydać nawet obrazliwa.
A więc należałoby wiedzieć, że na tej ziemi i w tym życiu
istnieje kilka jasno określonych, niezachwianych, nieod
wracalnych prawd. Należy do nich na przykład płodzenie,
w którego rezultacie człowiek się rodzi, oraz śmierć, która
jest kresem ostatecznym.
·ð ð PÅ‚odzenie! wykrzyknÄ…Å‚ Kerze. Zawsze te Å›wiÅ„stwa! I zawsze te same!
·ð ð Dobrze, mówmy wiÄ™c o Å›mierci powiedziaÅ‚ Hirsch.
Nikt jej nie może uniknąć i zdarza się ona człowiekowi
w życiu tylko raz.
Otóż to! zawołał Frammler. Dokładnie to samo
chciałem przez cały czas powiedzieć.
- Zgadzam się z Frammlerem rzekł Hirsch. Nie powinniśmy byli w żadnym
wypadku pomijać naszego sławetnego eksperta od trupów.
·ð ð Ależ w tym wypadku wmieszaÅ‚ siÄ™ Schulz Frammler wie równie maÅ‚o albo
równie wiele co my.
·ð ð BÅ‚Ä…d, pomyÅ‚ka zareplikowaÅ‚ Frammler z wielkÄ… pewnoÅ›ciÄ… siebie. Kiedy chodzi o
trupy, wiem o wiele więcej niż zwykli śmiertelnicy. Widziałem nieboszczyka Mi-chela
Meinersa, był martwy jak mało kto.
·ð ð Jak to? zapytaÅ‚ gÅ‚ucho Gisenius.
·ð ð PrzeprowadziÅ‚em ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej Frammler rozkoszujÄ…c siÄ™ zdumieniem obecnych
coś w rodzaju oględzin zwłok w dwa tygodnie pózniej, kiedy wszystko się do pewnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
108
·ð ð Gdyby Hirsch chciaÅ‚ siÄ™ teraz wycofać zawoÅ‚aÅ‚ Kerze oskarżycielsko mógÅ‚bym
tylko powiedzieć: to do niego podobne.
·ð ð Zawracanie gÅ‚owy! rzekÅ‚ Hirsch. Jak wisieć, to razem. Poza tym to też miaÅ‚oby
swój urok zobaczyć Kerze-go w stroju aresztanckim.
·ð ð Ależ moi panowie! upomniaÅ‚ ich Gisenius. Szczególnie teraz nie możemy sobie
pozwolić na spory we własnych szeregach. Właśnie teraz winniśmy być wyjątkowo solidarni.
Musimy być zwarci bardziej niż kiedykolwiek.
·ð ð Nie do pojÄ™cia! Frammer wychyliÅ‚ z prawdziwÄ… rozkoszÄ… kolejny kieliszek swojej
pięćdziesięcioprocento-wej gorzały. Nigdy nie słyszałem większej bzdury. Włosy
człowiekowi stają dęba.
Dwie sprawy rozdzieliły po chwili skłóconych: wniesiona kawa i zjawienie się Bennickena
juniora, który miał na sobie zniszczony szoferski strój, zapewne znoszony przez ojca.
Chłopiec podszedł bliżej, twarz jego miała wyraz łobuzerski, kiedy jednak zobaczył wśród
sześciu panów swego starego, który mu się bacznie przyglądał, przybrał postawę pełną
respektu.
·ð ð Czy junior siÄ™ czegoÅ› napije? zapytaÅ‚ Hirsch.
·ð ð Nie! zawoÅ‚aÅ‚ Bennicken senior. Jest na sÅ‚użbie.
·ð ð Może filiżankÄ™ kawy?
·ð ð Również nie! Bennicken byÅ‚ nieubÅ‚agany. To wywoÅ‚uje zdenerwowanie.
·ð ð Mój drogi mÅ‚ody przyjacielu! Gisenius, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ uprzejmie, przysunÄ…Å‚ siÄ™ do
chłopaka. Czy pamięta pan jeszcze, co panu wczoraj wieczorem zlecił pan Schulz?
·ð ð Ależ oczywiÅ›cie!
·ð ð Jeżeli jestem dobrze poinformowany, to miaÅ‚ siÄ™ pan bliżej przyjrzeć jednemu z
pasażerów.
·ð ð ZrobiÅ‚em to. MiaÅ‚em go na oku.
·ð ð Z jakim rezultatem?
·ð ð Nie różniÅ‚ siÄ™ niczym od innych. MógÅ‚ mieć lat czterdzieÅ›ci, a może trzydzieÅ›ci pięć.
Patrzył przed siebie. Miał wielkie oczy, powiedziałbym: wole oczy. I blizny
109
jak gdyby od bijatyki. Głos kaznodziei, łagodny jak miód. Drobny, niepozorny, krzywe,
kawaleryjskie nogi.
·ð ð To mógÅ‚ być on rzekÅ‚ Kerze.
·ð ð Albo i nie powiedziaÅ‚ Hirsch. Taki rysopis może pasować do setek ludzi.
·ð ð MiaÅ‚ bagaż rzekÅ‚ Bennicken junior. WalizkÄ™.
·ð ð Z jakimÅ› napisem? zapytaÅ‚ Gisenius. Etykieta, nazwisko, monogram?
·ð ð Owszem. CoÅ› w tym rodzaju. Dwie litery. To wpadÅ‚o mi w oko, nie można byÅ‚o tego
nie zauważyć, bo to było podwójne M.
·ð ð Michel Meiners rzekÅ‚ Schulz niemal nabożnie wÅ›ród grobowej ciszy. A wyÅ›cie
próbowali i próbujecie wmówić we mnie, żem się pomylił!
·ð ð To jeszcze niczego nie dowodzi żachnÄ…Å‚ siÄ™ Hirsch.
M. M. może mieć najróżniejsze znaczenie. Na przykład
Matheus Muller, nazwa znanego szampana. Może ten czło
wiek jest komiwojażerem firmy handlującej napojami wy
skokowymi...
·ð ð Pan nie wie, skÄ…d jechaÅ‚ i dokÄ…d?
·ð ð Tego mi nie powiedziaÅ‚. Bennicken junior nie domyÅ›laÅ‚ siÄ™ nawet, jakiego narobiÅ‚
zamętu. Stał z głupią i dumną miną, rozkoszował się tym, że jest ośrodkiem zainteresowania.
Nagle znikł razem z walizką. Nie mam pojęcia, dokąd się udał.
·ð ð Po prostu rozpÅ‚ynÄ…Å‚ siÄ™ w powietrzu, ulotniÅ‚ jak dym! zawoÅ‚aÅ‚ Hirsch. To
podobno jest normalne u duchów.
·ð ð Dobrze rzekÅ‚ Gisenius do mÅ‚odego Bennickena to byÅ‚oby wszystko. DziÄ™kujemy,
może pan odejść.
·ð ð Należy mi siÄ™ trzy pięćdziesiÄ…t oÅ›wiadczyÅ‚ junior.
Tyle wskazuje licznik.
Pójdzie na konto kosztów handlowych zadecydował
Bennicken senior. Odmaszerować!
Młody Bennicken ulotnił się posłusznie. Pozostali zareagowali bardzo różnie na to, co
powiedział. Kerze i Schulz czuli się wyraznie usatysfakcjonowani. Hirsch był najmniej
skłonny widzieć w tym nadciągającą katastrofę. A Fram-mler był wyraznie rozbawiony.
110
·ð ð Moi panowie! rzekÅ‚ wreszcie Gisenius. Zreasumujmy sobie wszystko dokÅ‚adnie:
Kerze i Schulz widzieli człowieka, którego wszyscy znamy czy znaliśmy. Jeden z nich mógł
się mylić, chociaż chodzi w tym wypadku o dwóch doskonałych obserwatorów. To, żeby
obaj ulegli złudzeniu, uważam prawie za wykluczone. Nasuwa się więc nieuchronny
wniosek: coś tu jest nie w porządku. I to właśnie mnie martwi. Mnie i nas wszystkich.
Jedynie Hirsch uważa całą sprawę za zabawną. Dlaczego, kolego Hirsch, dlaczego?
·ð ð Chcemy to teraz wiedzieć dokÅ‚adnie zażądaÅ‚ Kerze.
·ð ð Odpowiedz moja jest zupeÅ‚nie prosta rzekÅ‚ Hirsch
nie z mojej winy może się wam wydać nawet obrazliwa.
A więc należałoby wiedzieć, że na tej ziemi i w tym życiu
istnieje kilka jasno określonych, niezachwianych, nieod
wracalnych prawd. Należy do nich na przykład płodzenie,
w którego rezultacie człowiek się rodzi, oraz śmierć, która
jest kresem ostatecznym.
·ð ð PÅ‚odzenie! wykrzyknÄ…Å‚ Kerze. Zawsze te Å›wiÅ„stwa! I zawsze te same!
·ð ð Dobrze, mówmy wiÄ™c o Å›mierci powiedziaÅ‚ Hirsch.
Nikt jej nie może uniknąć i zdarza się ona człowiekowi
w życiu tylko raz.
Otóż to! zawołał Frammler. Dokładnie to samo
chciałem przez cały czas powiedzieć.
- Zgadzam się z Frammlerem rzekł Hirsch. Nie powinniśmy byli w żadnym
wypadku pomijać naszego sławetnego eksperta od trupów.
·ð ð Ależ w tym wypadku wmieszaÅ‚ siÄ™ Schulz Frammler wie równie maÅ‚o albo
równie wiele co my.
·ð ð BÅ‚Ä…d, pomyÅ‚ka zareplikowaÅ‚ Frammler z wielkÄ… pewnoÅ›ciÄ… siebie. Kiedy chodzi o
trupy, wiem o wiele więcej niż zwykli śmiertelnicy. Widziałem nieboszczyka Mi-chela
Meinersa, był martwy jak mało kto.
·ð ð Jak to? zapytaÅ‚ gÅ‚ucho Gisenius.
·ð ð PrzeprowadziÅ‚em ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej Frammler rozkoszujÄ…c siÄ™ zdumieniem obecnych
coś w rodzaju oględzin zwłok w dwa tygodnie pózniej, kiedy wszystko się do pewnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]