[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szę zrobić mi przejście.
On jednak stał jak wrośnięty w ziemię.
- Szczerze żałuję, że nie przyjrzałem się pani lepiej, zanim
pani wyszła za tego bandytę.
- Ależ przyglądał mi się pan, kapitanie! I nie był pan zado
wolony z tego, co zobaczył. Jeżeli się pan nie odsunie, powia
domię męża o pańskim nietaktownym zachowaniu. Nie boi się
pan konsekwencji?
Zmarszczył brwi.
- Nie ma zatem sposobu, żebym panią przekonał, jak bardzo
żałuję swojego zachowania? Nie zechce pani przemówić do
mnie łagodniejszym tonem? Choćby przez krótką chwilę?
Hester obrzuciła go poważnym spojrzeniem.
- Jeśli pan mnie przepuści, pomyślę o panu z nieco większą
sympatią. Proszę pamiętać, że nawet gdybym miała ochotę po
rozmawiać z panem - a nie mam - mój mąż uznałby to za cięż
kÄ… obrazÄ™.
Cóż było robić? Jack odsunął się na bok.
- Nie będę zatem pani dłużej zatrzymywał. Proszę mi jed
nak wierzyć, że mój podziw dla pani urody i wigoru nie ma
granic.
Hester zamknęła oczy, żeby go nie widzieć. Próbowała nie
myśleć, co zrobiłby Tom, gdy dowiedział się o tym spotkaniu.
Jack obserwował ją, póki nie znikła za rogiem. Inaczej za
śpiewasz, kiedy na dobre skończę z panem Dilhorne'em! - po
myślał. Był tego najzupełniej pewien.
Pewnego ranka Hester zamiast tak jak zwykle rześko zerwać
się z łóżka na powitanie wstającego dnia, stwierdziła, że jest jej
słabo. Miała mdłości. Z początku była przekonana, że jej to za
raz przejdzie, ale czas mijał, a dolegliwości nie ustępowały. Po
czątkowo jedynie zle się czuła po przebudzeniu, lecz pod koniec
tygodnia zaczęły się wymioty.
Nic nie mówiła Tomowi, który i tak wstawał grubo przed nią.
Ale pewnego dnia, kiedy czuła się wyjątkowo paskudnie, sam
coś zauważył. Popatrzył na nią spod oka i nic nie powiedział.
Następnego ranka pożegnał ją jak zwykle, wyszedł i zaraz wró
cił. Znalazł ją leżącą na łóżku, zalaną łzami. Znów targały nią
mdłości.
Zmoczył ręcznik, usiadł koło niej i otarł jej policzki.
- Jak długo to trwa?
- Od tygodnia. Codziennie. W ciągu dnia trochę mija - sła
bym głosem odpowiedziała Hester. - Miałam cichą nadzieję, że
w końcu samo przejdzie i że nie sprawię ci kłopotu.
- Domyślasz się, co ci dolega?
- Pewnie coÅ› z brzuchem.
- Można to tak nazwać.
Ku jej zdziwieniu Tom się uśmiechał.
- Podejrzewam, że zamiast trochę lepiej, poczujesz się
znacznie gorzej. NaprawdÄ™ nie wiesz, co to znaczy?
Usiadła.
- Nie myślisz chyba...
- Owszem. Oczywiście, aby się upewnić, pójdziesz do Ala
na. Jednak moim skromnym zdaniem najwyrazniej spodziewasz
siÄ™ dziecka.
Popatrzyła na niego podejrzliwie.
- Cieszysz siÄ™?
PrzygarnÄ…Å‚ jÄ… do piersi.
- Och, Hester. Nigdy ci tego nie mówiłem, ale moim naj
większym pragnieniem było, żebyś mnie obdarzyła dzieckiem.
Mam nadzieję, że czujesz to samo. Chociaż... Widziałem prze
cież, jak się bawiłaś z małym Johnem Kerrem i z uczniami
w szkole. Nie powinienem nawet pytać.
Uśmiechnęła się do niego.
- Też tego zawsze pragnęłam. Chcę wierzyć, że się nie my
lisz. To dziwne, że domyśliłeś się pierwszy.
- W pewnych sprawach jesteÅ› bardzo szczera, a w innych
okropnie skryta. Ja z kolei... - Wykrzywił usta. - Cóż, mało
jest rzeczy, których bym nie wiedział. Alan bardzo poszerzył
moje wiadomości, kiedy mu pomagałem podczas rejsu z Lon
dynu.
- Jest jakiś sposób, by ulżyć mi w cierpieniach?
- Pamiętam, że Alan zalecał jakąś specjalną dietę. Będziemy
się stosować ściśle do jego wskazówek. Od dzisiaj.
Alan Kerr stanowczo potwierdził, że Hester jest w ciąży. Tom
- jak to było do przewidzenia - chodził uszczęśliwiony. Stał się
wręcz nadopiekuńczy, lecz nie pozwalał żonie na lenistwo.
- Jak tylko przejdą ci mdłości, wrócisz do aktywnego życia
- oświadczył. - Nie jesteś inwalidką.
Zachęcał go do tego Alan, który był nowatorem w podejściu
do ciężarnych matek. Oprócz tego zalecał wszystkim zdrową
dietÄ™.
Hester ze swojej strony miała wyłącznie jedną prośbę. Chcia
ła, by w dniu rozwiązania Tom był blisko niej.
- Może mi pan to obiecać, panie Dilhorne? To przecież tak
że pana dziecko.
- ObiecujÄ™, pani Dilhorne. Obiecam pani wszystko, co tylko
panią uszczęśliwi.
Z ulgą stwierdził, że Hester z dnia na dzień czuje się coraz
lepiej. Odzyskała dawną energię. Co dziwniejsze, ciąża miała
dobroczynny wpływ na jej urodę. Jej twarz promieniała szczę
ściem, jak nigdy dotąd.
Za to sypiała trochę gorzej. Pewnego razu, kiedy nie mogła
zasnąć, zastanawiała się nad wszystkimi darami, które otrzyma
ła od Toma. To prawda, że był twardy i trzymał w ręku całe Syd
ney, co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości. Wobec
niej okazywał jednak wyłącznie czułość i troskę. To był Tom,
którego tylko ona znała - skomplikowany człowiek o wielu
różnych twarzach. Namówił ją do małżeństwa - i za to mu dzię
kowała.
Rozumiała go coraz lepiej. Ostatnio dostrzegła, że czymś się
trapi, chociaż usiłował to ukryć. Martwiło ją to jeszcze bardziej,
bo zawsze był z nią szczery.
Tom odwrócił się na bok, otworzył jedno oko i przytulił ją
mocniej do siebie.
- Jeszcze nie śpisz, kobieto? Potrzebujesz snu. Co się stało?
- Nic - odpowiedziała Hester. Jeszcze nie miała dość odwa
gi, by pomówić z nim o jego kłopotach.
- To dziwne - dodała po chwili. - Kiedy cię poznałam,
wciąż mi się chciało spać. A teraz cierpię na bezsenność.
- Wcale nie dziwne - mruknął i na tym poprzestał. Utulona
w jego ramionach Hester wkrótce zasnęła.
Jack Cameron niczym sęp krążył po całym Sydney. Jak dotąd
niewiele zdziałał, szukając zemsty na Tomie. Z każdym mijają
cym dniem był coraz bardziej rozwścieczony, bo zbliżał się ter
min spłaty pierwszej raty długu, a on najzwyczajniej w świecie
nie miał pieniędzy.
Po krótkim spotkaniu z Hester nieraz obserwował Toma. Pa
trzył, jak Dilhorne pod rękę z żoną przechadza się ulicami Syd
ney, słuchał plotek o jego kolejnych handlowych sukcesach,
o wygranych wyścigach konnych i o kontrakcie z Jankesami na
połów wielorybów. To tylko dolewało oliwy do ognia. Na do
kładkę gubernator w zasadzie już podjął decyzję, że wprowadzi
Toma do magistratu.
Najgorsze jednak spotkało Jacka w czasie wizyty u Wrigh
tów. Już samo to, że przyjął zaproszenie Franka na popołudnio [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
szę zrobić mi przejście.
On jednak stał jak wrośnięty w ziemię.
- Szczerze żałuję, że nie przyjrzałem się pani lepiej, zanim
pani wyszła za tego bandytę.
- Ależ przyglądał mi się pan, kapitanie! I nie był pan zado
wolony z tego, co zobaczył. Jeżeli się pan nie odsunie, powia
domię męża o pańskim nietaktownym zachowaniu. Nie boi się
pan konsekwencji?
Zmarszczył brwi.
- Nie ma zatem sposobu, żebym panią przekonał, jak bardzo
żałuję swojego zachowania? Nie zechce pani przemówić do
mnie łagodniejszym tonem? Choćby przez krótką chwilę?
Hester obrzuciła go poważnym spojrzeniem.
- Jeśli pan mnie przepuści, pomyślę o panu z nieco większą
sympatią. Proszę pamiętać, że nawet gdybym miała ochotę po
rozmawiać z panem - a nie mam - mój mąż uznałby to za cięż
kÄ… obrazÄ™.
Cóż było robić? Jack odsunął się na bok.
- Nie będę zatem pani dłużej zatrzymywał. Proszę mi jed
nak wierzyć, że mój podziw dla pani urody i wigoru nie ma
granic.
Hester zamknęła oczy, żeby go nie widzieć. Próbowała nie
myśleć, co zrobiłby Tom, gdy dowiedział się o tym spotkaniu.
Jack obserwował ją, póki nie znikła za rogiem. Inaczej za
śpiewasz, kiedy na dobre skończę z panem Dilhorne'em! - po
myślał. Był tego najzupełniej pewien.
Pewnego ranka Hester zamiast tak jak zwykle rześko zerwać
się z łóżka na powitanie wstającego dnia, stwierdziła, że jest jej
słabo. Miała mdłości. Z początku była przekonana, że jej to za
raz przejdzie, ale czas mijał, a dolegliwości nie ustępowały. Po
czątkowo jedynie zle się czuła po przebudzeniu, lecz pod koniec
tygodnia zaczęły się wymioty.
Nic nie mówiła Tomowi, który i tak wstawał grubo przed nią.
Ale pewnego dnia, kiedy czuła się wyjątkowo paskudnie, sam
coś zauważył. Popatrzył na nią spod oka i nic nie powiedział.
Następnego ranka pożegnał ją jak zwykle, wyszedł i zaraz wró
cił. Znalazł ją leżącą na łóżku, zalaną łzami. Znów targały nią
mdłości.
Zmoczył ręcznik, usiadł koło niej i otarł jej policzki.
- Jak długo to trwa?
- Od tygodnia. Codziennie. W ciągu dnia trochę mija - sła
bym głosem odpowiedziała Hester. - Miałam cichą nadzieję, że
w końcu samo przejdzie i że nie sprawię ci kłopotu.
- Domyślasz się, co ci dolega?
- Pewnie coÅ› z brzuchem.
- Można to tak nazwać.
Ku jej zdziwieniu Tom się uśmiechał.
- Podejrzewam, że zamiast trochę lepiej, poczujesz się
znacznie gorzej. NaprawdÄ™ nie wiesz, co to znaczy?
Usiadła.
- Nie myślisz chyba...
- Owszem. Oczywiście, aby się upewnić, pójdziesz do Ala
na. Jednak moim skromnym zdaniem najwyrazniej spodziewasz
siÄ™ dziecka.
Popatrzyła na niego podejrzliwie.
- Cieszysz siÄ™?
PrzygarnÄ…Å‚ jÄ… do piersi.
- Och, Hester. Nigdy ci tego nie mówiłem, ale moim naj
większym pragnieniem było, żebyś mnie obdarzyła dzieckiem.
Mam nadzieję, że czujesz to samo. Chociaż... Widziałem prze
cież, jak się bawiłaś z małym Johnem Kerrem i z uczniami
w szkole. Nie powinienem nawet pytać.
Uśmiechnęła się do niego.
- Też tego zawsze pragnęłam. Chcę wierzyć, że się nie my
lisz. To dziwne, że domyśliłeś się pierwszy.
- W pewnych sprawach jesteÅ› bardzo szczera, a w innych
okropnie skryta. Ja z kolei... - Wykrzywił usta. - Cóż, mało
jest rzeczy, których bym nie wiedział. Alan bardzo poszerzył
moje wiadomości, kiedy mu pomagałem podczas rejsu z Lon
dynu.
- Jest jakiś sposób, by ulżyć mi w cierpieniach?
- Pamiętam, że Alan zalecał jakąś specjalną dietę. Będziemy
się stosować ściśle do jego wskazówek. Od dzisiaj.
Alan Kerr stanowczo potwierdził, że Hester jest w ciąży. Tom
- jak to było do przewidzenia - chodził uszczęśliwiony. Stał się
wręcz nadopiekuńczy, lecz nie pozwalał żonie na lenistwo.
- Jak tylko przejdą ci mdłości, wrócisz do aktywnego życia
- oświadczył. - Nie jesteś inwalidką.
Zachęcał go do tego Alan, który był nowatorem w podejściu
do ciężarnych matek. Oprócz tego zalecał wszystkim zdrową
dietÄ™.
Hester ze swojej strony miała wyłącznie jedną prośbę. Chcia
ła, by w dniu rozwiązania Tom był blisko niej.
- Może mi pan to obiecać, panie Dilhorne? To przecież tak
że pana dziecko.
- ObiecujÄ™, pani Dilhorne. Obiecam pani wszystko, co tylko
panią uszczęśliwi.
Z ulgą stwierdził, że Hester z dnia na dzień czuje się coraz
lepiej. Odzyskała dawną energię. Co dziwniejsze, ciąża miała
dobroczynny wpływ na jej urodę. Jej twarz promieniała szczę
ściem, jak nigdy dotąd.
Za to sypiała trochę gorzej. Pewnego razu, kiedy nie mogła
zasnąć, zastanawiała się nad wszystkimi darami, które otrzyma
ła od Toma. To prawda, że był twardy i trzymał w ręku całe Syd
ney, co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości. Wobec
niej okazywał jednak wyłącznie czułość i troskę. To był Tom,
którego tylko ona znała - skomplikowany człowiek o wielu
różnych twarzach. Namówił ją do małżeństwa - i za to mu dzię
kowała.
Rozumiała go coraz lepiej. Ostatnio dostrzegła, że czymś się
trapi, chociaż usiłował to ukryć. Martwiło ją to jeszcze bardziej,
bo zawsze był z nią szczery.
Tom odwrócił się na bok, otworzył jedno oko i przytulił ją
mocniej do siebie.
- Jeszcze nie śpisz, kobieto? Potrzebujesz snu. Co się stało?
- Nic - odpowiedziała Hester. Jeszcze nie miała dość odwa
gi, by pomówić z nim o jego kłopotach.
- To dziwne - dodała po chwili. - Kiedy cię poznałam,
wciąż mi się chciało spać. A teraz cierpię na bezsenność.
- Wcale nie dziwne - mruknął i na tym poprzestał. Utulona
w jego ramionach Hester wkrótce zasnęła.
Jack Cameron niczym sęp krążył po całym Sydney. Jak dotąd
niewiele zdziałał, szukając zemsty na Tomie. Z każdym mijają
cym dniem był coraz bardziej rozwścieczony, bo zbliżał się ter
min spłaty pierwszej raty długu, a on najzwyczajniej w świecie
nie miał pieniędzy.
Po krótkim spotkaniu z Hester nieraz obserwował Toma. Pa
trzył, jak Dilhorne pod rękę z żoną przechadza się ulicami Syd
ney, słuchał plotek o jego kolejnych handlowych sukcesach,
o wygranych wyścigach konnych i o kontrakcie z Jankesami na
połów wielorybów. To tylko dolewało oliwy do ognia. Na do
kładkę gubernator w zasadzie już podjął decyzję, że wprowadzi
Toma do magistratu.
Najgorsze jednak spotkało Jacka w czasie wizyty u Wrigh
tów. Już samo to, że przyjął zaproszenie Franka na popołudnio [ Pobierz całość w formacie PDF ]