[ Pobierz całość w formacie PDF ]
komendę Hetman uniósł ręce nad głowę. Wlazłem na drabinę i zarzuciłem na niego
ogromnych rozmiarów suknię.
- A tu masz płaszcz - powiedziałem. - Załóż go na siebie. Suknia jest do samej ziemi,
wiec nie musisz zmieniać butów. Teraz wielki kapelusz, o tak, przejrzyj się w lustrze i
pomaluj usta, a ja odryglujÄ™ drzwi.
Bez słowa zrobił to, co mu kazałem. Znikł Hetman, a na jego miejscu pojawiła się
herod-baba.
- Chodzmy! - zawołałem, a on drobnymi kobiecymi kroczkami przemierzył pokój.
Otworzyłem drzwi dopiero, gdy się do mnie zbliżył, a przez ten czas udzielałem mu
niezbędnych informacji:
- Powinni być już przy drzwiach do piwnicy, które są solidnie zablokowane.
Pójdziemy inną drogą. - Włożyłem czapkę policyjną, uzupełniając mundur, który miałem na
sobie. -Jesteś więzniem pod moją strażą. Ruszamy, już!
Wziąłem go za ramię i skręciliśmy w lewo, w zakurzony korytarz. Za nami, od strony
zamkniętej klatki schodowej, rozległ się łomot i krzyki. Pośpiesznie ruszyliśmy naprzód, do
kotłowni i dalej, po kilku stopniach, do ciężkich drzwi wyjściowych. Ich zawiasy i zamek
były świeżo naoliwione. Otworzyły się lekko i ujrzeliśmy boczną uliczkę.
Większą część tego widoku zasłaniały nam plecy stojącego na straży policjanta. Był
sam.
Błyskawicznie oceniłem sytuację. Wąski, ślepy zaułek prowadził prosto do głównej
ulicy. Policjant dzielił nas od chodnika pełnego przechodniów, wśród których bylibyśmy
bezpieczni. Coś zgrzytnęło pod butami Hetmana. Policjant odwrócił się.
Szeroko otworzył oczy. Nic dziwnego, w końcu kobieta stojąca obok mnie
przedstawiała imponujący widok. Korzystając z jego oszołomienia, skoczyłem do przodu i
złapałem go za przekręconą głowę skręcając ją jeszcze mocniej w tę samą stronę. Chwycił
mnie silnymi rękami, które za moment opadły bezwładnie, bo tongowski skręt szyi powoduje
natychmiastową utratę przytomności, gdy obróci się głowę o czterdzieści sześć stopni.
Położyłem go na ziemi i ruchem dłoni powstrzymałem Hetmana, który zaczął iść w kierunku
ulicy.
- Nie tędy.
Drzwi budynku w głębi zaułka były zamknięte i opatrzone napisem: WEJZCIE DLA
PERSONELU. Otworzyłem je wytrychem. Gestem przywołałem mojego tęgiego towarzysza,
zerwałem czapkę i rzuciłem ją obok policjanta. Zamknąłem drzwi od środka i rzuciłem na
ziemię marynarkę munduru. To samo zrobiłem z krawatem, gdy szliśmy w stronę hali domu
towarowego. Zostawiłem tylko spodnie i koszulę. Włożyłem wąsy do kieszeni i dołączyliśmy
do kupujących. Od czasu do czasu zerkaliśmy na wystawy, ale nie zatrzymywaliśmy się, by
nie tracić czasu. Mój towarzysz przyciągnął kilka rozbawionych spojrzeń. Był to jednak
bardzo elegancki dom towarowy i nikt nie był tak niegrzeczny, by dłużej się przypatrywać.
Wyszedłem na chodnik pierwszy, przytrzymując drzwi, i ruszyłem przodem, aż wtopiliśmy
się w tłum. W miarę jak oddalaliśmy się, cichł za nami dzwięk syren policyjnych. Pozwoliłem
sobie na skromny uśmiech. Obejrzałem się i zobaczyłem podobny uśmiech na twarzy mojej
towarzyszki. Miała nawet czelność puścić do mnie oczko. Odwróciłem się szybko. Przecież
nie mogłem pozwolić jej na aż taką poufałość! Skręciliśmy za róg, gdzie czekała na nas
ciężarówka z piekarni.
- Stój tutaj i patrz w lusterko - powiedziałem otwierając tylne drzwi. Zacząłem krzątać
się wewnątrz. Za moment do środka wtoczyła się ogromna postać.
- Nikt nas nie obserwuje... - wysapał.
- Doskonale.
Wysiadłem, zabezpieczyłem tylne drzwi, przeszedłem na stronę kierowcy i włączyłem
silnik. Furgonetka ruszyła naprzód. Na rogu przystanąłem i poczekałem chwilę, by włączyć
siÄ™ do ruchu.
Rozważałem, czy nie zawrócić i nie przejechać obok sądu, ale byłaby to
niebezpieczna fanfaronada. Lepiej się zmyć. Skręciłem za miasto. Znałem wszystkie boczne
drogi, więc zanim zarządzą blokadę, będziemy już daleko.
Jeszcze nie byliśmy bezpieczni, ale i tak byłem z siebie zadowolony. Bo niby czemu
nie? Udało mi się! Zorganizowałem ucieczkę stulecia. Nic nie mogło nas teraz zatrzymać!
12
Powoli i nie zatrzymując się jechałem aż do południa. Unikałem autostrad, korzystając
wyłącznie z podrzędnych dróg. Z konieczności nie mogłem utrzymać jednego kierunku, lecz
jechałem mniej więcej na południe. W myśli podnosiłem swoje pozytywne emocje do
kwadratu. Znacie to? Powinniście, bo jest to proste twierdzenie geometryczne, które wszyscy
dobrze pamiÄ™tajÄ…. Pole koÅ‚a jest równe iloczynowi promienia do kwadratu i liczby À. Tak
więc każdy obrót kół furgonetki powiększał powierzchnię, która musiała zostać sprawdzona
przy poszukiwaniach zbiegłego więznia. Cztery godziny jazdy dały nam dużą przewagę nad
policją. Uwzględniłem także fakt, że Hetman siedział przez cały czas zamknięty z tyłu
samochodu i nic nie wiedział o moich planach na przyszłość. Nadszedł więc czas na
wyjaśnienia i posiłek. Zacząłem odczuwać głód, a mój towarzysz, biorąc pod uwagę jego
rozmiary, z pewnością czuł to samo. Dlatego też skręciłem do najbliższego zau-
tomatyzowanego centrum handlowego i zaparkowałem na końcu podjazdu, tak że tył
samochodu prawie dotykał ściany. Hetman spojrzał na mnie z wdzięcznością, gdy
otworzyłem tylne drzwi, wpuszczając do środka światło i świeże powietrze.
- Czas na lunch - powiedziałem. - Chciałbyś... Urwałem, gdy gestem nakazał mi
milczenie.
- Pozwól, Jim, że najpierw coś ci powiem. Dziękuję. Z głębi serca dziękuję ci za to, co
zrobiłeś. Zawdzięczam ci życie. Dziękuję.
Stałem ze spuszczonym wzrokiem. Przysięgam, że zarumieniłem się jak dziewczyna. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
komendę Hetman uniósł ręce nad głowę. Wlazłem na drabinę i zarzuciłem na niego
ogromnych rozmiarów suknię.
- A tu masz płaszcz - powiedziałem. - Załóż go na siebie. Suknia jest do samej ziemi,
wiec nie musisz zmieniać butów. Teraz wielki kapelusz, o tak, przejrzyj się w lustrze i
pomaluj usta, a ja odryglujÄ™ drzwi.
Bez słowa zrobił to, co mu kazałem. Znikł Hetman, a na jego miejscu pojawiła się
herod-baba.
- Chodzmy! - zawołałem, a on drobnymi kobiecymi kroczkami przemierzył pokój.
Otworzyłem drzwi dopiero, gdy się do mnie zbliżył, a przez ten czas udzielałem mu
niezbędnych informacji:
- Powinni być już przy drzwiach do piwnicy, które są solidnie zablokowane.
Pójdziemy inną drogą. - Włożyłem czapkę policyjną, uzupełniając mundur, który miałem na
sobie. -Jesteś więzniem pod moją strażą. Ruszamy, już!
Wziąłem go za ramię i skręciliśmy w lewo, w zakurzony korytarz. Za nami, od strony
zamkniętej klatki schodowej, rozległ się łomot i krzyki. Pośpiesznie ruszyliśmy naprzód, do
kotłowni i dalej, po kilku stopniach, do ciężkich drzwi wyjściowych. Ich zawiasy i zamek
były świeżo naoliwione. Otworzyły się lekko i ujrzeliśmy boczną uliczkę.
Większą część tego widoku zasłaniały nam plecy stojącego na straży policjanta. Był
sam.
Błyskawicznie oceniłem sytuację. Wąski, ślepy zaułek prowadził prosto do głównej
ulicy. Policjant dzielił nas od chodnika pełnego przechodniów, wśród których bylibyśmy
bezpieczni. Coś zgrzytnęło pod butami Hetmana. Policjant odwrócił się.
Szeroko otworzył oczy. Nic dziwnego, w końcu kobieta stojąca obok mnie
przedstawiała imponujący widok. Korzystając z jego oszołomienia, skoczyłem do przodu i
złapałem go za przekręconą głowę skręcając ją jeszcze mocniej w tę samą stronę. Chwycił
mnie silnymi rękami, które za moment opadły bezwładnie, bo tongowski skręt szyi powoduje
natychmiastową utratę przytomności, gdy obróci się głowę o czterdzieści sześć stopni.
Położyłem go na ziemi i ruchem dłoni powstrzymałem Hetmana, który zaczął iść w kierunku
ulicy.
- Nie tędy.
Drzwi budynku w głębi zaułka były zamknięte i opatrzone napisem: WEJZCIE DLA
PERSONELU. Otworzyłem je wytrychem. Gestem przywołałem mojego tęgiego towarzysza,
zerwałem czapkę i rzuciłem ją obok policjanta. Zamknąłem drzwi od środka i rzuciłem na
ziemię marynarkę munduru. To samo zrobiłem z krawatem, gdy szliśmy w stronę hali domu
towarowego. Zostawiłem tylko spodnie i koszulę. Włożyłem wąsy do kieszeni i dołączyliśmy
do kupujących. Od czasu do czasu zerkaliśmy na wystawy, ale nie zatrzymywaliśmy się, by
nie tracić czasu. Mój towarzysz przyciągnął kilka rozbawionych spojrzeń. Był to jednak
bardzo elegancki dom towarowy i nikt nie był tak niegrzeczny, by dłużej się przypatrywać.
Wyszedłem na chodnik pierwszy, przytrzymując drzwi, i ruszyłem przodem, aż wtopiliśmy
się w tłum. W miarę jak oddalaliśmy się, cichł za nami dzwięk syren policyjnych. Pozwoliłem
sobie na skromny uśmiech. Obejrzałem się i zobaczyłem podobny uśmiech na twarzy mojej
towarzyszki. Miała nawet czelność puścić do mnie oczko. Odwróciłem się szybko. Przecież
nie mogłem pozwolić jej na aż taką poufałość! Skręciliśmy za róg, gdzie czekała na nas
ciężarówka z piekarni.
- Stój tutaj i patrz w lusterko - powiedziałem otwierając tylne drzwi. Zacząłem krzątać
się wewnątrz. Za moment do środka wtoczyła się ogromna postać.
- Nikt nas nie obserwuje... - wysapał.
- Doskonale.
Wysiadłem, zabezpieczyłem tylne drzwi, przeszedłem na stronę kierowcy i włączyłem
silnik. Furgonetka ruszyła naprzód. Na rogu przystanąłem i poczekałem chwilę, by włączyć
siÄ™ do ruchu.
Rozważałem, czy nie zawrócić i nie przejechać obok sądu, ale byłaby to
niebezpieczna fanfaronada. Lepiej się zmyć. Skręciłem za miasto. Znałem wszystkie boczne
drogi, więc zanim zarządzą blokadę, będziemy już daleko.
Jeszcze nie byliśmy bezpieczni, ale i tak byłem z siebie zadowolony. Bo niby czemu
nie? Udało mi się! Zorganizowałem ucieczkę stulecia. Nic nie mogło nas teraz zatrzymać!
12
Powoli i nie zatrzymując się jechałem aż do południa. Unikałem autostrad, korzystając
wyłącznie z podrzędnych dróg. Z konieczności nie mogłem utrzymać jednego kierunku, lecz
jechałem mniej więcej na południe. W myśli podnosiłem swoje pozytywne emocje do
kwadratu. Znacie to? Powinniście, bo jest to proste twierdzenie geometryczne, które wszyscy
dobrze pamiÄ™tajÄ…. Pole koÅ‚a jest równe iloczynowi promienia do kwadratu i liczby À. Tak
więc każdy obrót kół furgonetki powiększał powierzchnię, która musiała zostać sprawdzona
przy poszukiwaniach zbiegłego więznia. Cztery godziny jazdy dały nam dużą przewagę nad
policją. Uwzględniłem także fakt, że Hetman siedział przez cały czas zamknięty z tyłu
samochodu i nic nie wiedział o moich planach na przyszłość. Nadszedł więc czas na
wyjaśnienia i posiłek. Zacząłem odczuwać głód, a mój towarzysz, biorąc pod uwagę jego
rozmiary, z pewnością czuł to samo. Dlatego też skręciłem do najbliższego zau-
tomatyzowanego centrum handlowego i zaparkowałem na końcu podjazdu, tak że tył
samochodu prawie dotykał ściany. Hetman spojrzał na mnie z wdzięcznością, gdy
otworzyłem tylne drzwi, wpuszczając do środka światło i świeże powietrze.
- Czas na lunch - powiedziałem. - Chciałbyś... Urwałem, gdy gestem nakazał mi
milczenie.
- Pozwól, Jim, że najpierw coś ci powiem. Dziękuję. Z głębi serca dziękuję ci za to, co
zrobiłeś. Zawdzięczam ci życie. Dziękuję.
Stałem ze spuszczonym wzrokiem. Przysięgam, że zarumieniłem się jak dziewczyna. [ Pobierz całość w formacie PDF ]