[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ale oni cię lubią.
Wszyscy mnie lubią powiedział Roy. Umiem ich do tego nakłonić.
Chciałbym wiedzieć, jak sprawić, żeby wszyscy lubili mnie.
To proste. Musisz tylko wiedzieć, jak nimi manipulować.
OK. Jak?
Trzymaj się blisko mnie, to się nauczysz.
Szli obok siebie, pchając rowery. Wiedzieli, że zostało jeszcze dużo do powiedzenia.
Mijali właśnie żywopłot z oleandrów. Kwiaty świeciły fosforyzujące w zapadającym
mroku i Colin wciągnął w nozdrza ich zapach.
Owoce oleandra zawierały jedną z najbardziej znanych trujących substancji. Colin
oglądał kiedyś stary film, w którym psychopata zamordował tuzin osób za pomocą trucizny,
jaką sporządził z tej rośliny. Nie pamiętał tytułu. Był to naprawdę idiotyczny film, jeszcze
gorszy niż Godzilla contra King Kong, co oznaczało, że było to jedno z najgłupszych dzieł w
historii całej kinematografii.
Gdy dochodzili do kolejnej przecznicy, Colin spytał:
Zażywałeś kiedykolwiek narkotyki?
Raz.
Co to było?
Hasz. Przez rurkę.
Podobało ci się?
Raz wystarczy. A ty?
Nie powiedział Colin. Boję się narkotyków.
A wiesz dlaczego?
Bo można umrzeć.
Nie boisz się umierania.
Nie?
Nie bardzo.
Zmierć mnie przeraża.
Nie upierał się Roy. Jesteś taki jak ja, dokładnie taki sam. Boisz się narkotyków,
ponieważ wiesz, że gdybyś je zażył, nie panowałbyś nad swoim postępowaniem. Nie możesz
znieść myśli o utracie kontroli nad samym sobą.
No, jest to na pewno jeden z powodów.
Roy zniżył głos, jakby się bał, że ktoś może ich podsłuchać. Zaczął mówić szybko,
gorączkowo pragnąc wyrzucić z siebie słowa, które niemal zlewały się ze sobą.
Musisz być czujny, ostrożny, uważny. Zawsze patrz przez ramię. Zawsze na siebie
uważaj. Nie pozwól, by czujność opuściła cię choć na sekundę. Są ludzie, którzy
wykorzystają chwilę twojej nieuwagi. Zwiat jest pełen takich ludzi. Prawie każdy napotkany
człowiek jest właśnie taki. Jesteśmy zwierzętami w dżungli i musimy być przygotowani na
walkę, jeśli chcemy przeżyć.
Roy prowadził swój rower z głową wysuniętą do przodu, z zaciśniętymi kurczowo dłońmi
na kierownicy, napinając mięśnie szyi, jakby spodziewał się silnego ciosu w tył głowy. Nawet
w gasnącym, purpurowobursztynowym świetle póznego wieczoru na jego czole i górnej
wardze można było dostrzec świeże kropelki potu wyglądały jak ciemno połyskujące
klejnoty.
Nie możesz ufać nikomu, nikomu. Nawet ludzie, o których myślisz, że naprawdę cię
lubią, obrócą się przeciwko tobie prędzej, niż przypuszczasz. Nawet przyjaciele. A ci, którzy
zapewniają cię o swojej miłości, są najgorsi, najbardziej niebezpieczni, najmniej godni
zaufania. Oddychał z coraz większym wysiłkiem, mówiąc coraz szybciej. Nie zauważysz,
gdy skoczą ci do gardła, jak tylko będą mieli okazję. Musisz zawsze pamiętać, że czekają na
sposobność, by cię dostać. Miłość to sztuczka. Zasłona. Sposób, by uśpić twoją czujność.
Nigdy jej nie trać. Nigdy. Zerknął na Colina, a w jego oczach czaiła się dzikość.
Sądzisz, że zwróciłbym się przeciwko tobie, opowiadał o tobie kłamstwa, skarżył na
ciebie twoim rodzicom i robił inne takie rzeczy? spytał Colin.
A robiłbyś?
Oczywiście, że nie.
Nawet gdybyś miał pętlę na szyi, a jedynym ratunkiem byłoby donieść na mnie?
Nawet wtedy.
A co byś zrobił, gdybym był groznym przestępcą, a gliny byłyby na moim tropie i
przyszły do ciebie, by zadać ci mnóstwo pytań?
Nie doniósłbym na ciebie.
Mam nadzieję.
Możesz mi zaufać.
Mam nadzieję. Naprawdę mam nadzieję.
Nie musisz mieć nadziei. Powinieneś wiedzieć.
Muszę być ostrożny.
A czy ja muszę być ostrożny, jeśli chodzi o ciebie?
Roy nie odezwał się.
Czy powinienem być ostrożny? Colin powtórzył pytanie.
Może. Owszem, może powinieneś. Kiedy powiedziałem, że jesteśmy wszyscy
zwierzętami myślałem także o sobie.
W oczach Roya było tyle bólu i rozpaczy, że Colin musiał odwrócić wzrok. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
Ale oni cię lubią.
Wszyscy mnie lubią powiedział Roy. Umiem ich do tego nakłonić.
Chciałbym wiedzieć, jak sprawić, żeby wszyscy lubili mnie.
To proste. Musisz tylko wiedzieć, jak nimi manipulować.
OK. Jak?
Trzymaj się blisko mnie, to się nauczysz.
Szli obok siebie, pchając rowery. Wiedzieli, że zostało jeszcze dużo do powiedzenia.
Mijali właśnie żywopłot z oleandrów. Kwiaty świeciły fosforyzujące w zapadającym
mroku i Colin wciągnął w nozdrza ich zapach.
Owoce oleandra zawierały jedną z najbardziej znanych trujących substancji. Colin
oglądał kiedyś stary film, w którym psychopata zamordował tuzin osób za pomocą trucizny,
jaką sporządził z tej rośliny. Nie pamiętał tytułu. Był to naprawdę idiotyczny film, jeszcze
gorszy niż Godzilla contra King Kong, co oznaczało, że było to jedno z najgłupszych dzieł w
historii całej kinematografii.
Gdy dochodzili do kolejnej przecznicy, Colin spytał:
Zażywałeś kiedykolwiek narkotyki?
Raz.
Co to było?
Hasz. Przez rurkę.
Podobało ci się?
Raz wystarczy. A ty?
Nie powiedział Colin. Boję się narkotyków.
A wiesz dlaczego?
Bo można umrzeć.
Nie boisz się umierania.
Nie?
Nie bardzo.
Zmierć mnie przeraża.
Nie upierał się Roy. Jesteś taki jak ja, dokładnie taki sam. Boisz się narkotyków,
ponieważ wiesz, że gdybyś je zażył, nie panowałbyś nad swoim postępowaniem. Nie możesz
znieść myśli o utracie kontroli nad samym sobą.
No, jest to na pewno jeden z powodów.
Roy zniżył głos, jakby się bał, że ktoś może ich podsłuchać. Zaczął mówić szybko,
gorączkowo pragnąc wyrzucić z siebie słowa, które niemal zlewały się ze sobą.
Musisz być czujny, ostrożny, uważny. Zawsze patrz przez ramię. Zawsze na siebie
uważaj. Nie pozwól, by czujność opuściła cię choć na sekundę. Są ludzie, którzy
wykorzystają chwilę twojej nieuwagi. Zwiat jest pełen takich ludzi. Prawie każdy napotkany
człowiek jest właśnie taki. Jesteśmy zwierzętami w dżungli i musimy być przygotowani na
walkę, jeśli chcemy przeżyć.
Roy prowadził swój rower z głową wysuniętą do przodu, z zaciśniętymi kurczowo dłońmi
na kierownicy, napinając mięśnie szyi, jakby spodziewał się silnego ciosu w tył głowy. Nawet
w gasnącym, purpurowobursztynowym świetle póznego wieczoru na jego czole i górnej
wardze można było dostrzec świeże kropelki potu wyglądały jak ciemno połyskujące
klejnoty.
Nie możesz ufać nikomu, nikomu. Nawet ludzie, o których myślisz, że naprawdę cię
lubią, obrócą się przeciwko tobie prędzej, niż przypuszczasz. Nawet przyjaciele. A ci, którzy
zapewniają cię o swojej miłości, są najgorsi, najbardziej niebezpieczni, najmniej godni
zaufania. Oddychał z coraz większym wysiłkiem, mówiąc coraz szybciej. Nie zauważysz,
gdy skoczą ci do gardła, jak tylko będą mieli okazję. Musisz zawsze pamiętać, że czekają na
sposobność, by cię dostać. Miłość to sztuczka. Zasłona. Sposób, by uśpić twoją czujność.
Nigdy jej nie trać. Nigdy. Zerknął na Colina, a w jego oczach czaiła się dzikość.
Sądzisz, że zwróciłbym się przeciwko tobie, opowiadał o tobie kłamstwa, skarżył na
ciebie twoim rodzicom i robił inne takie rzeczy? spytał Colin.
A robiłbyś?
Oczywiście, że nie.
Nawet gdybyś miał pętlę na szyi, a jedynym ratunkiem byłoby donieść na mnie?
Nawet wtedy.
A co byś zrobił, gdybym był groznym przestępcą, a gliny byłyby na moim tropie i
przyszły do ciebie, by zadać ci mnóstwo pytań?
Nie doniósłbym na ciebie.
Mam nadzieję.
Możesz mi zaufać.
Mam nadzieję. Naprawdę mam nadzieję.
Nie musisz mieć nadziei. Powinieneś wiedzieć.
Muszę być ostrożny.
A czy ja muszę być ostrożny, jeśli chodzi o ciebie?
Roy nie odezwał się.
Czy powinienem być ostrożny? Colin powtórzył pytanie.
Może. Owszem, może powinieneś. Kiedy powiedziałem, że jesteśmy wszyscy
zwierzętami myślałem także o sobie.
W oczach Roya było tyle bólu i rozpaczy, że Colin musiał odwrócić wzrok. [ Pobierz całość w formacie PDF ]