[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Polityka równych szans - oznajmiła z uśmiechem. - Szkoda, że nie mamy dla niej
ubrania.
Zdjął z głowy polarową czapkę i zatknął na okrągłej łepetynie Lily.
- Cudnie. - Lucy udrapowała na niej swój szalik.
Potem wyjęła komórkę i zrobiła zdjęcie.
- Daj, pstryknę fotkę wam obu.
Lucy przykucnęła u stóp bałwanicy i posłała mu stuwatowy uśmiech.
- Czekaj, jeszcze zdjęcie całej naszej paczki - zawołała. - Będziesz miał pamiątkę,
na jakie konsekwencje naraża się rycerski facet, kiedy ratuje nieznajome przed skozioł-
kowaniem ze schodów.
R
L
T
Przysiadł obok, trzymając komórkę na odległość wyciągniętej dłoni. Przytulili się
policzkami i parsknęli śmiechem. Ten właśnie moment utrwalił na zdjęciu.
- Co o tym sądzisz?
- Idealne. Mogę je dołączyć do pamiętnika?
- Jako pamiątkę szalonej zabawy w śniegu?
- Jako memento, że nie wszyscy mężczyzni są załganymi ropuchami. Czasem
można spotkać prawdziwego księcia.
Nie powie jej, że tym razem ma do czynienia z postacią z innej bajki. Jest Bestią,
którą Piękna wyrwała z ponurej samotności.
Lucy znalazła nową zabawę. Upadła plecami na nieskalaną białą pierzynkę, po
czym rękami i nogami wyrzezbiła odcisk skrzydeł i ptasiego ogona. Znieżny anioł.
- Ty też, ty też. - Dołączył do niej i przesuwał ramionami w górę i w dół, aż ich rę-
ce się spotkały.
Spojrzał na kobietę leżącą obok niego, śmiejącą się w głos i łapiącą na język płatki
śniegu.
- Jak smakują?
- Jak szczęście. - A potem niespodziewanie obróciła się i jej twarz znalazła się nad
nim. - Chcesz spróbować?
Są takie momenty - rzadkie i niezwykle cenne - gdy Ziemia się zatrzymuje i daje
człowiekowi jedną dodatkową chwilę.
To właśnie zdarzyło się wtedy, gdy na schodach chwycił ją na ręce, i teraz, gdy jej
zimne wilgotne wargi dotknęły jego ust, a na niego spłynęło słodkie i miętowe w smaku,
uskrzydlające szczęście. Przyciągnął do siebie jej głowę, pocałunek stawał się gorący, aż
tropikalny powiew dotarł do jego zlodowaciałej duszy i zapanowała w niej wiosenna
odwilż.
Jej kocie oczy były w tej chwili bardziej złociste niż zielone. Przesunęła wargami
po jego policzku.
- Jedno z nas płacze - powiedziała.
- Może oboje płaczemy. - Otarł policzek Lucy.
- Ze szczęścia - podsumowała.
R
L
T
- Albo z zimna. Muszę wstać, zanim przymarznę do gruntu. - Podniósł się i wy-
ciągnął rękę, by jej pomóc.
- Zepsułeś swojego anioła - zmartwiła się.
- Nic się nie stało. Nie ma we mnie nic anielskiego.
- Jak w większości śmiertelników.
- Gdybym miał choinkę, wsadziłbym cię na jej czubek. - Nachylił się i dał jej cału-
sa. - Chcesz zrobić zdjęcie swojego anioła?
- Bardzo proszę. Masz może kawałek papieru? W kieszeni znalazł kopertę, a ona
napisała szminką wielkimi literami: LUCY B TU BYAA!
Położyła kartkę przed bałwanem rodzaju żeńskiego i zrobiła zdjęcie komórką.
- Czas zaćwierkać - oznajmiła, ściągając zębami rękawiczkę. Choć ręce jej grabia-
ły, wstukała wiadomość.
Dzięki za dobre wibracje. Załączam fotkę na dowód, że u mnie OK. #ZnajdzLucyB
Lucy B, środa 1 grudnia 22.43
- Jak myślisz? Czy moi fani tłumnie wylegną na place i trawniki bawić się śnie-
giem? - zażartowała, wysyłając wpis. Potem spoważniała. - Dziękuję ci, Nathanielu.
- To ja dziękuję tobie. Gdyby nie ty, analizowałbym dzienne raporty sprzedaży i
nie odnalazłbym swojego wewnętrznego dziecka.
- Trzymaj się zimno, Lily. - Lucy pożegnała bałwanicę i rozejrzała się. - Przestało
padać.
- Mówiłem ci, że do jutra wszystko stopnieje. Sytuacja wróci do normy.
Jakoś ich to nie uszczęśliwiło.
- Wciąż mamy dzisiejszą noc. Jesteś głodna?
- Umieram z głodu - wykrzyknęła entuzjastycznie.
Pamiętnik Lucy B: Hulanki i swawole z Nathanielem w zimowym parku. Nie spo-
dziewałam się tak pysznej zabawy. On tym bardziej. Lepienie bałwana - a raczej bałwa-
nicy - o dziesiątej w nocy podczas śnieżycy prawdopodobnie nie jest szczytem rozsądku.
A trudno jest przebić wszystkie moje dzisiejsze idiotyzmy.
A potem on mnie pocałował. Sprostowanie: ja pocałowałam jego. Całowaliśmy się,
leżąc w śniegu.
R
L
T
- Zdemaskowałam cię, mój panie. - Lucy droczyła się z Natem, gdy stali na bulwa-
rze nad Tamizą, opychając się hot dogami. - Nie mogłeś znieść myśli o jaskrawo żółtej
jajecznicy w twojej nieskazitelnej kuchni, dlatego jemy w mieście.
- Nie zgadłaś. - Nat wyciągnął komórkę i pstryknął jej zdjęcie, gdy wsysała do buzi
długi kawałek cebuli. - Dla twoich fanów - wyjaśnił i zgrabnie uniknął jej prób prze-
chwycenia telefonu. - Prawda jest taka, że nie umiałbym zrobić omletu, nawet gdyby od
tego zależało moje życie.
Z jakiegoś powodu uznała to za niebywale śmieszne.
Przez cały czas nie przestawali się śmiać. Ona chichotała, gdy Nat opowiedział pa-
rę anegdotek o najdziwniejszych Zwiętych Mikołajach, jacy nawiedzili sklep. On pękał
ze śmiechu po jej opowieściach o przedszkolakach, którymi się zajmowała. Widać było,
jak bardzo lubi dzieci i jak jej brakuje pracy z nimi.
Podczas nocnej włóczęgi po wyludnionym mieście Lucy się odprężyła i nareszcie
przestała sprawiać wrażenie osoby ściganej.
- Dziękuję ci. Jest wspaniale. Kompletny odlot. - %7łartobliwie kuksnęła go w ramię.
- Dlaczego właściwie to dla mnie robisz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl